Powinnam zostać oficjalnym ratownikiem tyłków zawodników naszej
reprezentacji. Który to już raz wymyślam szalony plan i z łomoczącym jak flaga
na wietrze sercem staje przed drzwiami kwatery Anastasiego? Po zakończeniu
sezonu będę ubiegać się chyba o jakąś szczególną nagrodę za moje zasługi w
sukcesach naszych Orzełków.
- Zawodnicy gotowi na trening? - zagaił Andrea gdy tylko przekroczyłam próg jego pokoju.
- I tak, i nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą próbując nakierować rozmowę na właściwie tory- Wie Pan ostatnio dużo się zmieniło w życiu naszej reprezentacji i uważam, że muszę przeprowadzić przyspieszoną sesje grupową.
- Nie pomyślałem o tym- kołcz przybrał posępny wyraz twarzy- Masz racje. Przerzucę nasz trening na popołudnie, a teraz dam Ci kilka godzin na psychologiczne sprawy. Powiadomisz chłopaków?
- Oczywiście- posłałam w jego kierunku promienny uśmiech- Dziękuję.
- To ja dziękuję. Czasem nie zauważona najprostszych rzeczy.
Oł oł oł. Czy trener mi właśnie za coś podziękował? I to za rzecz, którą właśnie wyssałam z palca? Och, najwidoczniej ma się ten dar przekonywania.
Tanecznym krokiem wróciłam do swojego pokoju. Byłam z siebie ogromnie dumna. Znów udało mi się zbajerować samego Srebrnego Lisa! Tylko czy to aby na pewno nie jest przestępstwo?
- Coś Ty taka zadowolona? - zapytał Żygadło podnosząc do góry głowę.
Leżał rozłożony na moim łóżku przeglądając na tablecie internetowe portale.
- Załatwiłam Wam wolne popołudnie! - uradowana klasnęłam w dłonie.
Uśmiech na twarzy Łukasza znacznie się powiększył.
- Czyli może wybierzemy się na jakąś przejażdżkę? Mam już dość tych spalskich przestrzeni.
- Nie marudź. Dopiero co tutaj przyjechaliśmy- westchnęłam kładąc się koło niego.
- No ale wybrać to byśmy się gdzieś mogli- zrobił minę zbitego pieska, która nie powiem ale chyba przez te hormony związane z ciążą zaczynała na mnie w jakimś stopniu działać.
- Przykro mi, ale warunkiem Waszej wolności była grupowa sesja .
- Lepszego pomysłu to już nie miałaś- zironizował łamiąc przy tym moją dumę i moje serce.
- To wypieprzaj na trening- krzyknęłam po czym zerwałam się z łóżka i wybiegłam z pokoju.
Byłam zła. Naprawdę starałam się z całych sił, aby chociaż trochę ułatwić siatkarzom regeneracje bo wczorajszej libacji. Najwyraźniej nie zrobiłam wszystkiego co w mojej mocy.
Nie zważając na lejący się z nieba żar ruszyłam w stronę spalskich uliczek.
Kilkakrotnie odwróciłam się za siebie. Nie gonił mnie? Nie szukał?
- Zawodnicy gotowi na trening? - zagaił Andrea gdy tylko przekroczyłam próg jego pokoju.
- I tak, i nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą próbując nakierować rozmowę na właściwie tory- Wie Pan ostatnio dużo się zmieniło w życiu naszej reprezentacji i uważam, że muszę przeprowadzić przyspieszoną sesje grupową.
- Nie pomyślałem o tym- kołcz przybrał posępny wyraz twarzy- Masz racje. Przerzucę nasz trening na popołudnie, a teraz dam Ci kilka godzin na psychologiczne sprawy. Powiadomisz chłopaków?
- Oczywiście- posłałam w jego kierunku promienny uśmiech- Dziękuję.
- To ja dziękuję. Czasem nie zauważona najprostszych rzeczy.
Oł oł oł. Czy trener mi właśnie za coś podziękował? I to za rzecz, którą właśnie wyssałam z palca? Och, najwidoczniej ma się ten dar przekonywania.
Tanecznym krokiem wróciłam do swojego pokoju. Byłam z siebie ogromnie dumna. Znów udało mi się zbajerować samego Srebrnego Lisa! Tylko czy to aby na pewno nie jest przestępstwo?
- Coś Ty taka zadowolona? - zapytał Żygadło podnosząc do góry głowę.
Leżał rozłożony na moim łóżku przeglądając na tablecie internetowe portale.
- Załatwiłam Wam wolne popołudnie! - uradowana klasnęłam w dłonie.
Uśmiech na twarzy Łukasza znacznie się powiększył.
- Czyli może wybierzemy się na jakąś przejażdżkę? Mam już dość tych spalskich przestrzeni.
- Nie marudź. Dopiero co tutaj przyjechaliśmy- westchnęłam kładąc się koło niego.
- No ale wybrać to byśmy się gdzieś mogli- zrobił minę zbitego pieska, która nie powiem ale chyba przez te hormony związane z ciążą zaczynała na mnie w jakimś stopniu działać.
- Przykro mi, ale warunkiem Waszej wolności była grupowa sesja .
- Lepszego pomysłu to już nie miałaś- zironizował łamiąc przy tym moją dumę i moje serce.
- To wypieprzaj na trening- krzyknęłam po czym zerwałam się z łóżka i wybiegłam z pokoju.
Byłam zła. Naprawdę starałam się z całych sił, aby chociaż trochę ułatwić siatkarzom regeneracje bo wczorajszej libacji. Najwyraźniej nie zrobiłam wszystkiego co w mojej mocy.
Nie zważając na lejący się z nieba żar ruszyłam w stronę spalskich uliczek.
Kilkakrotnie odwróciłam się za siebie. Nie gonił mnie? Nie szukał?
Napadły mnie złe myśli, a może po prostu wszystko zbyt
bardzo wyolbrzymiłam? Coraz bardziej przestawałam kontrolować moje zachowanie,
byłam rozchwiana emocjonalnie. Zamiast płakać zaczynałam się śmiać, a zamiast
wielkiego uśmiechu na ustach po moich policzkach spływały łzy. W jednej
sekundzie potrafiłam zmienić się z miłej pani psycholog na prawdziwą wiedźmę o
paskudnym charakterze. Niejednokrotnie słyszałam, że kobiety w ciąży już tak
mają, ale myślałam, że moja osobowość – jak na panią psycholog – jest a tyle
silna, że uda mi się ominąć ten etap stanu błogosławionego.
Nogi poprowadziły mnie prosto nad niewielki ukryty w
gęstwinie stawik, który odkryliśmy kiedyś w czasie jednej z naszych
reprezentacyjnych wycieczek, często służących jako przed treningowy rozruch lub
zastępowały bieganie. Usiadłam na skrawku zielonej trawy, a przepuszczane przez
korony drzew promienie słoneczne oświetlały moją twarz, rażąc mnie w oczy.
Głupi ma zawsze szczęście? Świergot chowających się w liściach ptaków
doprowadzał mnie do szaleństwa. Nie wiedziałam, że mogę tak szybko się
zdenerwować.
- Jestem głupia – krzyknęłam wrzucając kamyki do wody.
- Jestem beznadziejny – usłyszałam po drugiej stronie
zbiornika, a później zobaczyłam jak płaski kamyczek podskakuje odbijając się od
tafli wody.
Jakież było moje zaskoczenie, chociaż w sumie ukrycie
miałam nadzieję, że w końcu przyjdzie, gdy moim towarzyszem rozpaczań i
rozważań okazał się nie kto inny jak Łukasz.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie, oddzieleni sześcioma metrami
szerokości sadzawki. Milczeliśmy. Biliśmy się na spojrzenia, chcąc jak najwięcej
wyczytać z mimiki twarzy i intensywności naszego kontaktu wzrokowego.
Milczeliśmy. Oddychaliśmy ciężko jakbyśmy dopiero co przebiegli maraton
wykręcając rekordowe czasy. Milczeliśmy. A krople deszczu powoli, leniwie
spadały z nieba, delikatnie zraszając wszystko wokoło. Milczeliśmy. Lecz nasze
milczenie miało w sobie coś tajemniczego. Coś pięknego. W tej właśnie chwili
rozumieliśmy się bez słów. Tęsknotę wyrażaliśmy spojrzeniem. Ból – faktem, że
nie mogliśmy się dotknąć.
Przymknęłam powieki. Deszcz coraz bardziej przybierał na
sile, a ja nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jego krople mieszają się z moimi
łzami.
Świat jest naprawdę do bani. Prawdziwe życie całkowicie różni
się od tych romantycznych historii, do których oglądania przynosiłam sobie
pudełko chusteczek i ciepłą herbatę.
Chociaż czasami wcale nie odbiega od scen z kultowych
romansów.
- Twoje humorki czasem mnie wykończą – zamruczał mi do
ucha otulając swoimi ramionami.
Na dźwięk jego głosu po moim ciele przeszły ciarki. Tak
bardzo pragnęłam go w tym momencie dotknąć. Obróciłam się przodem do
rozgrywającego i pogładziłam opuszkami palców jego trzy dniowy zarost.
- Przepraszam – wyszeptaliśmy jednocześnie. Jednocześnie również
wpadając w śmiech.
Żygadło nachylił się i otarł swoim nosem o mój, układając
swoje dłonie na moich policzkach.
Świat jest naprawdę do bani. I nie zamierzam odchodzić od
tego poglądu. Ale faktem jest też to, że w życiu zdarzają nam się chwile, które
warto przeżyć i mieć je w pamięci. To właśnie takie błahe sytuacje ubarwiają
nam ten szary świat. Sprawiają, że do nudnej rzeczywistości wkracza promyk
światła i sprawia, że chociaż na moment można poczuć się komuś potrzebnym, dla kogoś
ważnym, a przede wszystkim kochanym.
co mnie nie zabije to mnie wzmocni.
naprawdę nie wiem co tu jeszcze robię...