wtorek, 22 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 107

Spała. Znów minęliśmy zieloną tabliczkę z nazwą tej miejscowości. Znów przed nami rysował się gmach hotelu i sportowych obiektów. Znów siatkarze przyjechali wylewać tutaj siódme poty na treningach, a potem wyjechać, tym razem miało przywitać nas bułgarskie powietrze.
Zaraz po obowiązkowej, choć przez nikogo nie przestrzeganej po kolacyjnej drzemce zostałam siłą zaciągnięta do stołówki przed którą czekał już Łukasz.
- Wiesz może co się tutaj do cholery dzieje? – spytałam łapiąc dłoń rozgrywającego.
- Igła jest zdolny do wszystkiego – odparł muskając moją skroń.
- Wchodzimy? – zadarłam głowę do góry aby spojrzeć w jego oczy.
- Wchodzimy – popchnął białe drewniano podobne drzwi. 
Gdy tylko przekroczyliśmy próg zostaliśmy oblani bezalkoholowymi szampanami. W pomieszczeniu rozległa się ogromna wrzawa i oklaski, niczym po wygraniu ważnego turnieju.
- Dzisiaj świętujemy podwójnie – zaśmiał się Kurek, a zza drzwi prowadzących do kuchni wyszła Aśka pchając metalowy wózek kuchenny, na którym ustawiono ogromnych rozmiarów tort czekoladowy.  
- Jesteście wspaniali – odparłam wzruszona przytulając każdego z osobna.
- Po prostu dbamy aby w przyszłości miał kto za nas grać – Żygadło wzruszył ramionami.
- Wiedziałeś co oni tutaj szykują? – zapytałam oburzona na co Łukasz tylko zamknął mnie w szczelnym uścisku.
I jak tu nie kochać siatkarzy?
Pod koniec imprezy dołączył do nas również trener Anastasi i osobiście złożył nam gratulacje oraz wypił kieliszek bezalkoholowego trunku. To nic, że pod stołami siatkarze ukrywali o wiele mocniejsze alkohole. To nic, że połowa siatkarskiej śmietanki naszego kraju, na czele z El Capitano i pierwszym młotem naszej reprezentacji była już nieźle wstawiona i z trudem utrzymywała pozycję pionową w czasie wizyty szkoleniowca.
- Jutro rano widzę wszystkich na treningu – dodał na odchodne Andrea.
- Tak jest! – zasalutował mu Zibi próbując nie spaść z krzesełka.
- Obawiam się, że z waszym porannym treningiem mogą być niewielkie problemy – zaśmiałam się widząc śpiącego pod ścianą Zatiego – lepiej się już rozejdźmy.
- Ale przecież jest tak fajnie! – krzyknął Igła, który w owej chwili przytulał się do Zagumnego – prawda Iwonko? Wreszcie mamy spokój od dzieci.
- Tak, tak kochanie – odparł Paweł puszczając w naszym kierunku perskiego oko – chodźmy już do pokoju.
- Och tak. Masz rację, korzystajmy póki możemy.
Z trudem powtrzymałam się od wybuchnięcia niepohamowanym śmiechem, który obudziłby pewnie trzy/czwarte mieszkających tutaj sportowców.
Żygadło, który na szczęście uchował się jedynie po dwóch kieliszkach pomógł mi odholować resztę towarzystwa do odpowiednich kwater i posprzątać pozostawiony na stołówce bałagan.
- Zmęczona? – zapytał gdy odświeżona wychodziłam z łazienki.
- Jak cholera, ale za to bardzo szczęśliwa – uśmiechnęłam się przytulając do jego boku.
- A myślisz, że mógłbym kochać się teraz ze swoją najpiękniejszą na świecie dziewczyną? – musnął nosem mój policzek błądząc dłoniom wśród burzy moich włosów.
- Myślę, że jest to do wykonania – odparłam siadając na nim okrakiem.
- Nie zrobimy krzywdy maleństwu? – spytał układając dłonie na moich biodrach.
- Nie – westchnęłam pochylając się nad nim i składając na jego ustach namiętny pocałunek.
Tak bardzo mi tego brakowało. Jego ciepłego oddechu na mojej skórze, dłoni wywołujących dreszcze i ust, które łącząc się z moimi powodowały, że moje ciało zalewała fala ciepła.

Na śniadaniu nie pojawił się praktycznie żaden z kadrowiczów Anastasiego. Każdy z nich zmagał się z kacem mordercą w czeluściach własnego pokoju.
- Przecież oni nie wstaną na trening. Andrea nas zabije! – załamałam ręce wracając po obchodzie pokoi chłopaków. Każdy z nich jeszcze smacznie spał bądź użerał się z bólem głowy.
- Nie panikuj Złotko. Na pewno będzie dobrze – pocieszał mnie Łukasz.
- Będzie dobrze, mówisz? A widziałeś co się dzieje w Twoim pokoju? Ignaczak oplótł się wokół Gumy niczym winorośl wokół tyczki! – krzyknęłam zdenerwowana – nie chce być w pobliżu, gdy oni się obudzą.
- Za to ja chce być tam teraz – rozgrywający aż klasnął w dłonie i pobiegł do sąsiedniego pokoju, by po chwili z krzysiową kamerą w ręku uwiecznić zaistniałą sytuację.
Ustawił ją później wprost naprzeciwko łóżka, żeby nagrać pobudkę „małżeństwa” Ignaczaków, a następnie po cichu opuścił pomieszczenie.

- Idę ratować tyłki tym debilom – westchnęłam udając się do trenerskiego pokoju.