niedziela, 21 lipca 2013

ROZDZIAŁ 82.

Zapewne i Wy macie takie osoby, którym dalibyście po mordzie, gdy tylko zobaczylibyście ich na ulicy. Ja właśnie miałam taką ochotę teraz. Tylko, że mi nie wypadało przyłożyć czołowemu atakującemu wspaniałej Brazylii. Choć niezmiernie mnie kusiło obić mu tą śliczną twarzyczkę.
- Gdzie masz swojego chłoptasia i tą całą bandę wyrośniętych baranów ? - sypał złośliwościami jak nasz Igła sucharami z rana.
- Możesz pociskać mi kity i pierdoły, ale od chłopaków się odczep - uniosłam do góry zaciśniętą pięść.
- Bo co? Uderzysz mnie ślicznotko? - prychnął ironicznie.
Oj Vissotto nawet nie zdajesz sobie sprawy z kim zadarłeś.
- Uderze - odparłam z wypisaną na twarzy pewnością siebie.
- Ty? - zaśmiał się w głos - taka dziewczynka? Nie odważysz się.
Prowokował mnie i wychodziło mu to znakomicie.
- Nie? To patrz!
Błyskawicznie wzięłam zamach i moja dłoń odcisnęła się niemal całkowicie na jego policzku. Odgłos zetknięcia się mojej ręki z jego skórą rozniósł się echem po całej hali. A całe to zdarzenie idealnie zgrało się z wejściem naszych zawodników na płytę boiska.
Biedaczek Pan Casanova trzymał dłoń na czerwonym poliku, a w naszym kierunku już zmierzała delegacja naszej reprezentacji z Łukaszem na czele.
- Nic Ci nie jest ? - spytał zamykając mnie w swoich ramionach - Coś Ci zrobił?
- Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się triumfalnie - kolega Leandro po prostu nie wierzy w siłę polskich kobiet.
- Nie wiedziałem, że u Was zamiast facetów to kobiety muszą komuś dołożyć - odgryzł się Brazylijczyk, który nawet po spoliczkowaniu nie chciał odpuścić.
Skubany! Nie po to podnosiłam te głupie dwukilowe ciężarki na siłce w Spale żebym teraz nie mogła przyłożyć jakiemuś zadufanemu w sobie fagasowi.
- Widzę Żygadło, że nie potrafisz dobrze zadbać o swoją dziewczynę - hahahahaha, oj Vissotto teraz to dojebałeś.
Widziałam narastającą w Łukaszu złość i zwycięstwo w oczach Leandro.
- Spokojnie - szepnęłam chwytając ramię rozgrywającego.
- No co panie Idealny Facet nie przyłożysz mi? Strach Cię obleciał - naśmiewał się atakujący z Południowej Ameryki - nie potrafisz obronić dziewczyny?
Zbliżył się do mnie. Nasze ciała dzieliły milimetry, a on tak po prostu położył rękę na moim pośladku, a wargi przyłożył do mojej szyi. Spojrzałam w jego czarne jak smoła oczy, po czym moje kolano z impetem uderzyło w jego krocze. Ze łzami w oczach wybiegłam z hali i usiadłam na krawężniku.
Nie wiem co się działo z chłopakami, ale za pewne zaczęli trening, bo przez najbliższe półtora godziny nikt nie wyszedł. W końcu drzwi się otworzyły. Łukasz usiadł obok mnie i przez chwilę zatonął we własnych myślach, by potem mocno mnie przytulić.
- Pobiłeś go? - spytałam drżącym głosem ukrywając swoją załzawioną twarz w jego koszulce.
- Chłopaki odciągnęli mnie w ostatniej chwili, gdy na horyzoncie pojawił się trener.
- Nie chce żebyś miał później problemy.
- Od teraz Cię nie opuszczę i nie pozwolę, że on Cię skrzywdził - pocałował mnie w czoło.
- Jestem Mistrzem! - zadowolony z siebie Winiarski usiadł z mojej drugiej strony szturchając moją nogę.
- Wiemy - westchnęłam.
- Ale skąd wiesz co wymyśliłem jak dopiero to wymyśliłem ? - zdziwił się.
- Wiemy, że jesteś Mistrzem - ponownie ciężko westchnęłam. Czasami nie potrafię zrozumieć ich inteligencji.
- Aach no chyba, że tak - wyszczerzył się.
- To co wymyśliłeś ? - Ignaczak ze swoją najdroższą przyjaciółką butelką wody usadowił swoje cztery litery obok przyjmującego i w taki sposób swoje miejsca zajmowali kolejni.
- Naślemy na tego pacana Vissotto naszą Konstancje - zatarł złowieszczo ręce.
- Nie lepiej dopaść go w nocy i zgolić mu włosy? - zaproponowałam podnosząc głowę z ramienia rozgrywającego.
- Czemu ty zawsze musisz mieć fajniejsze pomysły niż ja ? - odparł naburmuszony Michał. Za pewne nawet ten jego Oliwier tak szybko się nie obraża.
- Bo to jest Magda tego nie ogarniesz - zachichotał Kurek prostując swoje masywne kończyny.
- A może zrobimy i to i to ? - krzyknął uradowany Ignaczak ale jego zapał szybko ostygł gdy zobaczył wychodzących z hali trenerów.
Załadowaliśmy się do naszego autobusu, gdzie choć przez chwilę każdy mógł zająć się sobą.
Po kolacji, którą każdy zjadł w ekspresowym tempie zebraliśmy się w bartkowym pokoju. Wygodnie się rozsiedliśmy i czekaliśmy aż przyjmujący rozłoży cały swój sprzęt, gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Proszę ! - ryknął Piter. 

piątek, 19 lipca 2013

ROZDZIAŁ 81.

Ta jego naturalna opalenizna, dziecinny kucyczek na włosach i buńczuczny uśmiech przyprawiały mnie o wymioty, więc jeżeli zaraz nie przestanie szczerzyć tych swoich wybielanych, krzywych zębów to jego oryginalne brazylijskie najeczki będą doszczętnie zniszczone.
- Polski są strasznie ładne - nonszalancko oparł się o lustro wypełniające jedną ze ścian windy.
- Szkoda, że nie można powiedzieć tego samego o Brazylijczykach - mruknęłam zastanawiając się jaki pacan rozlokował naszą reprezentację na ostatnim piętrze.
- Pff. Ci wasi Polacy to sami cieniacy - zaśmiał się złośliwie zaczesując niesforne pasmo swoich włosów za ucho. Panie Boże i wszyscy święci, organizuje zrzute na fryzjera dla niejakiego Vissotto, bo już patrzec nie mogę na to bóstwo od siedmiu boleści.
- Zastanów się najpierw o kim mówisz - fuknęłam łapiąc za rączkę walizki.
Wreszcie byłam wolna i drzwi windy rozsunęły się. Już przekraczałam ich próg, gdy ten pożal się Panie Boże super przystojny AleAlejandro od Gagi złapał mnie za nadgarstek. Jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie i jak jakiś wyrafinowany zbok zaciągnął się moim zapachem. Przestraszyłam się nie na żarty, więc zebrawszy wszystkie swoje siły odepchnęłam Leandro i uciekłam z tego mało przestronnego pomieszczenia.
Szybko odnalazłam swój sto któryś pokój i z niemałym trudem wrzuciłam moją walizkę na łóżko. Znalazłam swój reprezentacyjny strój, składający się z szortów i polówki, po czym zamknęłam się w kabinie prysznicowej. Gdy się już odświeżyłam i przebrałam zerknęłam po rozpiskę pokoi i przeleciawszy wszystkie nazwiska dotarłam do tego konkretnego. Pół minuty później stukałam już do drzwi łukaszowego pokoju.
- Faceci do idioci - oznajmiłam kładąc się na jednym z łóżek.
- Dzięki - mruknął Łukasz, który właśnie zajmował łazienkę.
- Nie ma sprawy - westchnęłam i ruszyłam w stronę z której dochodził głos Żygadło.
- Dlaczego tak nagle uważasz iż i tu cytuje "faceci to idioci" ? - zapytał wycierając swoje ciało ręcznikiem.
- Ten pieprzony Vissotto znów mi się nawinął - mruknęłam siadając na drewnianej szafce.
- Mam czuć się zazdrosny i mu przyłożyć ? - ubrał bokserki, po czym stanął między moimi nogami.
- Mógłbyś ale wtedy wywaliliby Cię z reprezentacji - wzruszyłam ramionami.
- Nie martw się nie pozwolę Cię skrzywdzić - wyszeptał całując mnie w policzek.
- W razie czego to ja mu przyłoże i wylece z roboty - zaśmiałam się przykładając swoje wargi do jego tak bardzo kuszących ust.
- Ziomek idziemy na żarełko. Zbieraj swoje zacne cztery litery, wpadaj po swoją lasencje i spadamy - Ignaczak wpadł do pokoju potykając się przy tym o dywan. Dżizas, same fajtłapy w tym naszym naszjonal timie.
- Cześć Krzysiu - przywitałam się wychodząc razem z Łukaszem z łazienki.
- Czee.. - odparł zbierając się z podłogi - wy coś ten tego? Sory, że przeszkodziłem - nerwowo potarł kark widząc rozgrywającego w samych bokserkach.
Wybuchnęliśmy śmiechem, a nasz libero patrzył na nas wzrokiem jak na największych Debili tego świata.
Żygadło ubrał się i całą trójką poszliśmy na obiad.
- Ach to polskie jedzienie - zachwycał się Zibi zajadając już drugą porcję swojskieg polskiego schboszczaka.
- Czy wy przypadkiem nie musicie zdrowo się odżywiać? - zagaiłam odbierając swoją porcję jakże pożywnej zupki pomidorowej.
- No przecież mamy tu zieleninę - prychnął atakujący wskazując na wielowarzywną sałatkę.
- Mięsiwo też trzeba jeść - odparł Kubiak, który już od samego rana szczycił się swoimi nowymi okularami.
- Taka tam Konstancja zjadła już cztery kotlety - Zati pokazał ilość na palcach choć chwilę musiał się nad tą ilością zastanowić.
Cały czas czułam na sobie wzrok siedzącego kilka metrów dalej Brazylijczyka. To zaczęło robić się już na prawdę wkurzające.
Po obiedzie mieliśmy półtorej godziny przerwy. Wszyscy niemal jednogłośnie stwierdzili, że Katowic nie ma co zwiedzać, bo byli tu już nie raz, więc zebrali się w pokoju i znów prosili Boga o wygraną. Wolałam nie brać udziału w ich dziwnych poczynaniach. Zamiast tego postanowiłam przejść się po hotelu.
- Chodź, pokaże Ci fajne miejsce - jego oddech owiał mój kark, a dotyk rąk spowodował gęsią skórkę.
Ścisnęłam jego dłoń i pozwoliłam prowadzić się w całkiem nieznanym mi kierunku.
Lubię gdy niepewnie na mnie zerka aby dowiedzieć się co sądzę o jego czasem i zwariowanych pomysłach.
Uwielbiam jego cholernie seksowny głos, który zawsze przysparza mnie o dreszcze.
Kocham jego wyrzeźbione ciało i ten uśmiech, przez który miękną mi kolana.
Otworzył jedne z drzwi, za którymi znajdowały się schody. Wręcz wciągnął mnie po nich na górę
- Jesteśmy na dachu ? - spytałam szerzej otwierając oczy.
- Uważaj na kable - polecił prowadząc mnie w stronę niskiego murku na którym usiedliśmy.
Objął mnie ramieniem i pozwolił abym oparła swoją głowę o jego klatkę piersiową. Mogłabym tak siedzieć do końca świata byleby z nim.
- Musimy iść na trening - oznajmił zawiedziony, bo bardzo dlugiej chwili.
- Wrócimy tu wieczorem - zaproponowałam zeskakując z murka.
- Jak sobie życzysz - złożył przelotny pocałunek na moich ustach i już kilka minut później czekaliśmy na parkingu ze zgrają rozkrzyczanych Olbrzymów.

Na hale dojechaliśmy punktualnie. Dziś czekał naszych siatkarzy blisko dwugodzinny trening, a jutro już pierwszy mecz. Mecz z Brazylią.
Zawodnicy poszli do szatni, a ja wraz ze sztabem udałam się już na boisko, gdzie swój trening kończyła drużyna z Ameryki Południowej.
Usiadłam na najniższych trybunach, a zachowanie trenera Rezende od razu przyprawiło mnie o wybuch śmiechu.
- Z czego się śmiejesz? - usłyszałam tuż za uchem i od razu straciłam dobry humor. 

środa, 17 lipca 2013

ROZDZIAŁ 80.

To co działo się przez te kolejne kilkanaście dni było wprost niezwykłe? Chłopaki bez gadania wykonywali wszystkie ćwiczenia, a nawet prosili o więcej treningów. Nawet trenerzy byli strasznie zdziwieni ich zachowaniem. Wieczorami zbierali się w jednym miejscu i niemal bez przerwy powtarzali: musimy zdobyć komplet punktów, musimy zdobyć komplet punktów...

W końcu przyszedł czas tak wyczekiwanego wyjazdu. Wszyscy na czele z Konstancją załadowaliśmy się do Poldka i wtedy zaczęły się problemy.
- To jest moje miejsce ! - oburzony Ignaczak warczał na Kostkę, która usiadła na jego miejsce.
- Podpisane? Nie - pisnęła swoim cieniutkim głosikiem, aż u uszach zadźwięczało.
- Ja tu zawsze siedzę - wykłócał się o jakże cenne miejsce na tyłach autobusu.
- Teraz będę siedzieć ja - założyła ręce na piersiach i nie zamierzała ustąpić.
- Sztab siedzi na przodzie - libero pociskał ciężkimi argumentami tylko chcą nie przewidział skutków.
- No to czemu ta wasza psycholożka siedzi z tyłu i jeszcze zrobiła sobie z Łukaszka poduszkę? - no właśnie..
- Bo.. bo.. bo tak ! - mruczał już na prawdę zirytowany Igła.
- Jak ona może to ja też - no i masz babo placek.
- No chyba w Twoich snach ! Schodzisz po dobroci czy trzeba Ci pomóc? - uhuhu czyżby Krzysiu Misiu się zdenerwował?
Nasz kochany libero złapał ją za ramię i pociągnął do góry. I wtedy po całym pojeździe rozległ się przeraźliwy krzyk, a raczej skrzek Waszej ulubionej fizjoterapeutki, u której nikt nie chce się masować.
- Ała, ała... boli! Boli - próbowała wymusić z siebie płacz.
- Nawet sobie nie żartuj, że to Cię boli - powiedziałam już lekko znudzona całym tym jej gwiazdorzeniem - pomasuj sobie przecież w końcu od czegoś w tej reprezentacji jesteś.
- Nie wchodź z nią w pyskówkę - polecił mi Łukasz mocno obejmując.
Z niemałą pomocą Andrei Igle udało się odzyskać swoje miejsce, a ruda Kość została wykopana na początkowe siedzenia. Wystarczyło tylko jedno zdanie trenera : "wszyscy siadają na swoich miejscach, bo jak nie to nogi z dupy powyrywam" i wszystko wróciło do normy.

Podróż do Katowic dłużyła nam się niemiłosiernie. Rozegraliśmy już miliard partii pokera, w którym to jestem mistrzem i przy małej pomocy Łukasza pokonałam nawet ciągle kantującego Winiara. Przesłuchaliśmy całą playlistę reprezentacyjnego DJa i kurde zostało nam jeszcze niecałe sto kilometrów.
- Nudzi mi się - jęknęłam próbując znaleźć jakieś dogodne miejsce na moim siedzeniu wymiarów klatki dla ptaka.
- Nie marudź mi tu - Żygadło zaczytany w swoją jakże ciekawą gazetę o cudach naszego świata.
- To ja idę sobie do Winiara - westchnęłam zrezygnowana i w bardzo oryginalny sposób po siedzeniach udało mi się dostać do Michała.
Usiadłam obok niego, po czym ukradam mu jedną ze słuchawek i obejmując go w pasie przytuliłam się.
- Ja mam żonę i dziecko - zaśmiał się robiąc przy tym strasznie dziwną minę.
- A ja chłopaka, który woli czytać pisemka naukowe - odparłam zdmuchując sobie grzywkę, która opadła mi na oczy.
- Bardzo wyruszyła mnie Twoja historia. Nadaje się prosto do Trudnych Spraw - mruknął złośliwie zmieniając piosenkę na odtwarzaczu.
- Byłabym świetną aktorką.
- Nie przesadzaj, bo jeszcze zamarzy Ci się czerwony dywan i Oskary - prychnął.
- Widzę, że ty też nie jesteś zbytnio rozmowny - westchnęłam opuszczając podwójne siedzisko przyjmującego.
- Idź do Konstancji. Ona tam z Olkiem trajkota jak najęta.
- Nie zamierzam z nimi gadać o maściach, o których zarówno ja jak i ona nie mamy zielonego pojęcia. Dziękuje za towarzystwo.
Przysiadłam się do drzemiącego Kurka.
- Hmm - mruknął przeciągając się co w autobusie nie było zbyt łatwe.
- Czeeeeeść Bartuś - przywitałam się lekko szturchając go w ramię.
- Czego dusza pragnie ?
- Tak przyszłam dotrzymać Ci towarzystwa. Co tam u Aśki? Dawno z Nią nie gadałam.
- Będzie już dzisiaj w Katowicach - szeroki uśmiech wkradł mu się na twarz - Już nie mogę się doczekać aż ją zobaczę. Kurde ile my się nie widzieliśmy? Przecież...
Opowiadał i opowiadałby jeszcze dłużej gdybym nie postanowiła zrobić z powrotem do Łukasza. Przepchnęłam się przez jego kolana na miejsce obok okna i głośno westchnęłam.
- Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej ? - zaśmiał się całując mnie w policzek.
- Nie ślińcie się tu, proszę - burknął siedzący po drugiej stronie Piter - nie wszyscy są szczęśliwie zakochani jak wy.
- Zapisz się na kurs rwania lasek do Bartmana - rzuciłam żartobliwie.
- To chyba nie jest zły pomysł. Pogadam z nim dzisiaj.
- To może być bardzo ciekawe - skwitował rozgrywający.

Wreszcie po kilkunastominutowym staniu w korku w sercu Katowic dotarliśmy do naszego hotelu. Wybłagałam u trenera jednoosobowy pokój i zadowolona ruszyłam w jego kierunku.
Jako pierwsza odebrałam klucz więc samotnie poszłam w kierunku windy.
Drzwi już się zamykały, gdy do pomieszczenia wtargnął jeszcze jeden z siatkarzy.
- O pani piękna Polka - uśmiechnął się dostojnie przestawiając moją walizkę w kąt.
- O pan, którego rodzice skrzywdzili imieniem - mruknęłam złośliwie naciskając guzik z numerem mojego piętra. 

niedziela, 14 lipca 2013

ROZDZIAŁ 79.

Zapukałam do drzwi, na których na białej kartce pokoju zapisane były nazwiska dwóch szkoleniowców. Słysząc jakiś pomruk weszłam do środka.
Nie powiem trochę się bałam, ale starałam się tego nie okazać.
Na szczęście Andrea przywitał mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Ku pokrzepieniu serca. Przełączyłam w mózgu wajchę z języka polskiego na angielski.
- Witam trenera. Chciał pan ze mną rozmawiać - przywitałam się i niepewnie weszłam do środka.
- Ja chciałem z Tobą rozmawiać? - zdziwił się moją wizytą. Czyżby Konstancja robiła mnie w bambuko? - poczekaj, poczekaj, coś mi świta. Chciałem się spytać czy masz jeszcze tą brązową farbę, bo tu już siwe włosy mi widać.
Odetchnęłam z ulgą. Jeszcze nie chce mnie zwolnić więc jest dobrze.
Obiecałam, że przyniosę farbę na następny trening, po czym ulotniłam się z jego kwatery.

Zaczęłam poszukiwania Łukasza. Moja kobieca intuicja podpowiedziała mi, że powinnam zacząć od jego pokoju. Ewentualnie poproszę Zbycha aby Bobek go wytropił. 
To co zobaczyłam w tego czterech kątach zwaliło mnie z nóg. Dopadła mnie beczka śmiechu i wręcz tarzałam się po wykładzinie, która tak na marginesie chyba nie była odkurzana od jakiegoś miesiąca. Nie wiem czy uda Wam się to wyobrazić... ale chociaż spróbujcie.
Łukasz leżał na łóżku, a jego ręce przywiązane były do drewnianego zagłówka. Niczym w najlepszych filmach biologicznych, co nie? Oczywiście jego umięśniona klata była ogólnodostępna światu i siedzącej blisko, blisko niego Konstancji. Ta podrywaczka cudzych facetów obciągnęła sobie koszulkę jeszcze niżej pokazując otoczeniu jeszcze więcej swoich cycków. W ręce trzymała przedpotopowy model aparatu i z miną kaczki pozowała razem z rozgrywającym do zdjęć. Choć ten drugi bardziej się szamotał i odstawiał swoją twarz od ust Kostki złożonych w dzióbek. Będę musiała pożyczyć od pań sprzątaczek jakieś środki odkażające.
- No co tak stoisz? Pomoż mi - jęknął błagalnie Żygadło.
- Ale to jest takie zabawne - ciągle nie mogłam  powstrzymać się od śmiechu - czekaj chwilę.
Wybiegłam z pokoju i zapukałam do drzwi kilku sąsiednich. Zebrałam dość pokaźną ekipę siatkarzy z którymi musiałam się podzielić tym niezwykłym obrazkiem. Krzysiu już u progu zlokalizował swoją kamerę i jak przystało na reprezentacyjnego dziennikarza - paparazzi udokumentował całe to zjawisko.
- Już się pośmialiście? Możecie to coś ze mnie zdjąć? - Żygadło jednoznacznie spojrzał na przyklejoną do niego Konstancje.
Skinęłam na Kubiaka, który pozbył się zbędnego ciężaru z ciała rozgrywającego.
- Słuchaj panienko - złapałam ją, gdy z chytrym uśmieszkiem chciała opuścić ten pokój - nie wiem co ty tam masz pod tą rudą kopułą, ale wbij tam sobie, że Łukasz jest MOIM facetem. A gdybyś nadal tego nie pojęła to twoja twarz chyba chętnie zapozna się z fakturą mojej pięści - syknęłam strasząc doszczętnie biedną fizjoterapeutkę.
Aż drzwi za nią trzasnęły!
- Madziuchna sieje postrach - zaśmiał się Ignaczak wyłączając swój cud sprzęt.
- Na prawdę byś się o mnie biła? - Żygadło zbliżył się do mnie rozmasowując obolałe nadgarstki.
- Oczywiście, że tak - cmoknęłam w powietrzu.
- Chodź tu się przytulić - rozłożył swoje długie ręce.
- O nie. Najpierw idź się zdezynfekuj - popchnęłam go w stronę łazienki - masz pełno śliny tej wariatki.
- Dotknęła klaty naszego Stalone i dostała ślinotoku - parsknął Winiarski, gdy ów Stalone był już pod prysznicem.
- Słyszałem ! - ale jak widać i szum wody uderzanej o kabinę nie pomogło w zachowaniu wypowiedzi Michała w tajemnicy.

Na kolacji wręcz wrzało. Temat dziwnych uchyleń w umyśle Konstancji był numerem jeden wśród naszych reprezentantów. Każdy bał się o własne ciało, bo nigdy nie wiadomo co tej szajbusce wpadnie jeszcze do głowy. Jedni bal się o swoje cnoty, inni o idealnie ułożonej grzywce, a jeszcze inni o swoje pięknie wyrzeźbione ciała.
- Ja to będę spał z nożem w ręce, albo w ogóle nie będę spał - lamentował Zati z trudem przeżuwając swoją niskokaloryczną jajeczniczkę.
- Ciebie i tak nie ruszy - pocieszył go Kurek wymierzając w niego widelcem.
- A czego ja niby nie mam co wy macie? - drążył temat młody libero.
- Wyglądu, image'u, klaty, włosów, opinii u kobiet, fanek.. wymieniać dalej ? - Bartman nie szczędził komplementów dla siebie i swoich kumpli, dołując przy tym biednego Pawełka.
Na ratunek ruszyła mu Super Laska Magdalena.
- Nie przesadzajcie. Zati jest świetnym facetem - uśmiechnęłam się pokrzepiająco w jego kierunku, po czym wstałam, podeszłam do niego i cmoknęłam jego policzek.
- Teraz to ty musisz się odkazić - Łukasz klepnął mnie w tyłek, co wywołało wybuch entuzjazmu u męskiej części uczestników kolacji.
- Czyli dziś w pokoju Cię nie zastane ? - wtrącił Ignaczak.
- Raczej nie - rozgrywający charakterystycznie poruszył brwiami - ale jak nie chce sam spać to podeśle Ci Konstancje.

czwartek, 11 lipca 2013

ROZDZIAŁ 78.

Że też Konstancja musiała wybrać akurat ten korytarz na przeprowadzenie rozmowy telefonicznej. Przecież w całym Ośrodku jest ich milion!
Rudoloczna stawiała dinozaurze krok za swoich różowych sandałach z rożyczka przyspojonych do dwunasto-centymetrowych obcasów. Na swoje krótkie, niezgrabne nogi ubrała leginsy typu galaxy, które w jej przypadku jedynie pogarszały sytuację. Obcisła bokserka, z której wylewały się jej wielkie cycki miseczki XYZ zakrywała jej jedynie połowę brzucha, a skrzeczący głos dało się rozpoznać z końca korytarza.
- Chowajmy się - polecił Igła, po czym wszyscy rozbiegli się na różne kierunki.
Żygadło pociągnął mnie za rękę i wciągnął do kantorka pani woźnej uprzednio wyganiając stamtąd Bogu winnego Zatorka.
Zaśmiałam się zalotnie, gdy rozgrywający przycisnął mnie do szafy, z której czubka niespodziewanie spadły rolki papieru toaletowego.
- Łukaszku Pysiaczku ! - zaświergotała rudowłosa podbieraczka facetów.
Niech ta łajza odwali się od mojego chłopaka, albo zapamięta do końca życia cios wymierzony wprost w jej krzywy nos.
- Teraz cicho, bo jak nas znajdzie to będę miał przesrane - wyszeptał wprost do mojego ucha.
- Chyba zaryzykuje - oznajmiłam półszeptem przez co trochę go rozzłościłam. Uhuhu, peszek.
- Tak się chcesz bawić? - zaśmiał się gardłowo przygryzając płatek mojego ucha.
Skubany wie jak mnie podejść. Wymruczałam coś bliżej nie określonego usadzając swój tyłek na stojącym obok stoliku. Pociągnęłam za kołnierzyk jego czerwonej polówki przyciągając go bliżej siebie. Stanął między moimi nogami swoją długą ręką przekręcając kluczyk w drzwiach. Okręciłam nogi wokół jego bioder nosem wodząc w okolicy jego ust. Na reakcje nie musiałam długo czekać, bo po chwili jego język już szalał w mojej jamie ustnej. Zimne dłonie błyskawicznie znalazły się pod moją koszulką zwinnie podciągając materiał do góry. Na moment przeniósł usta na moją szyję pozostawiając na niej mokre ślady, aby później znów wbić się w moje stęsknione jego obecnością wargi. Moja koszulka poleciała gdzieś w kąt zatrzymując się na kiju od miotły, a zaraz dołączyła do niej również polówka Łukasza.
Położył mnie na stoliku układając dłonie tuż koło mojej głowy. Napierał na drewnianą płytę całym swoim ciężarem, bo nieoczekiwanie poczułam jak... spadam w dół. Krzyknęłam przerażona lądując na twardym dębowym blacie.
- Stół się załamał - zaśmiał się Żygadło pomagając mi pozbierać swoje obolałe kości z podłogi.
- No co ty nie powiesz? - żachnęłam zabierając z miotły moją koszulkę - kończymy tą serenade kochaniutki - poklepałam go po policzku podając jego T-shirt.
- Ej no - jęknął zawiedziony.
- To mnie teraz wszystko boli - skrzywiłam się rozmasowując bojący kark.
- No patrz Ciebie już wszystko boli, a ja jeszcze nie ściągnąłem nawet Twoich spodni - zaśmiał się żartobliwie.
- Grabisz sobie Żygadło - pogroziłam mu palcem siłując się z zamkiem w drzwiach.
- Nie w tą stronę kręcisz kluczem - westchnął.
- Faktycznie. Dzięki - mruknęłam popychając do przodu drzwi - i jakby ktoś pytał ten stolik to nie my, jasne?
- Jak słońce, pani kapitan - zarzucił rękę na moje ramiona i cmoknął mój polik.

- O tutaj jesteś mój Żygusiu - Konstancja niespodziewanie wyłoniła się zza rogu.
Wdech. Wydech. Pamiętaj M. przłóż jej na tyle mocno aby cię zapamiętała i na tyle lekko abyś jej nie zabiła!
- Czego chcesz ? - warknął w jej stronę rozgrywający.
- Nie tak ostro złociutki - poprawiła stanik i wsunęła jeden z wystających drutów.
- Czyli nic nie chcesz? Tak więc z łaski swojej przesuń się bo blokujesz całe przejście - mocno ścisnął moją dłoń.
- Nie tak prędko. Andi kazał przywołać Warońkę do siebie - wymierzyła we mnie palcem. Mama jej chyba nie nauczyła, że palcem się nie pokazuje. Ale nie ma się czego dziwić. Jej mamą była przecież pani mors z jednym dużym kłem.
- Andi? - uniosłam zdziwiona brwi do góry.
- No ten cały Atanasi.. nie bardzo ogarnęłam o co mu kaman, bo z angola to ja licha byłam - zachichotała.
- Anastasi - westchnęłam przybijając sobie zadomowiony już w reprezentacji gest znany facepalm'em.
- Nie ważne. Masz się u niego natychmiast zjawić. I nie martw się ja się Łukaszkiem zajmę właściwie - pogłaskała policzek rozgrywającego i łapiąc go pod łokciem pociągnęła w stronę strefy relaksu.
Widziałam tylko jak Żygadło odwraca się w moją stronę i patrzy błagalnym spojrzeniem. Uniosłam kciuk do góry i szybko udałam się do pokoju trenera.
Działam w myśl sentencji: czym predzej wejdę, tym szybciej wyjdę.
Oby tylko nie chodziło o ten połamany stolik w kantorku, bo jak ja mam się z tego niby wytłumaczyć?

poniedziałek, 8 lipca 2013

ROZDZIAŁ 77.

Wypady z przyjaciółmi powinny kończyć się happyendem, a nie tak jak prawie zawsze u nas jakąś przypadkową sytuacją zmierzającą do tragicznego końca. Bo gdzie my znajdziemy małego Yorka wśród upalnego miasta i wielkich lasów otaczających całą Spałe?
- Jak to nie ma? - Możdżon uniósł wzrok znad paczki czekoladowych ciasteczek.
- Przywiązałem smycz do takiej rurki, jak wróciłem Bobka już nie było - lamentował atakujący już prawie nie powstrzymując łez. Faceci nie płaczą, panie Bartman.
- Aby pies był przywiązanany smycz musi być przypięta zarówno do tej rurki jak i do obroży - Zagumny dokładnie przestudiował instrukcje obsługi smyczy.
- Zibi przysiąłeś końcówkę smyczy do obroży Bobka? - delikatnie dotknęłam ramienia siatkarza.
- Zapomiałem - burknął oburzony.
Załamaliśmy ręce. Przybliliśmy miliard sto dwadzieścia osiem facepalm'ów i ledwo co udało nam się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem, niepohamowanym śmiechem.
- Przestaniecie się śmiać i pomożecie szukać Bobka, czy mam iść sam? - uuuUwaga Bartman zaraz wybuchnie jak wulkan na Islandii.
Jak się pewnie domyślacie reprezentaja polski w piłce siatkowej mężczyzn jest bardzo dobroduszną, pomocną i w ogóle tacy super hiroł z nich.
Znów przemierzaliśmy Spalskie ulice, uliczki, kąty, zakątki i i kilka sklepów, w których zakupiliśmy kolejne tony słodyczy.
- Znowu ślepa uliczka - westchnęłam piętnasty już raz widząc przed sobą ceglany mur.
- No to może wystarczy jej założyć okulary. Co? Nie pomyśleliście. Nic nie macie w tych pustych głowach - Kłos razem z Zatorskim podzielili się z wszystkimi swoją błyskotliwą ideą. I kto tu ma pustkę w głowie?
Postanowiliśmy przemilczeć ich wypowiedź aby jeszcze bardziej nie pogrążać młodych siatkarzy. Jeszcze się speszą, czy coś.

Po czterech godzinach dwudziestu ośmiu minutach i czterdziestu dwóch sekundach, ze zdartymi od nawoływania psa, oblani potem zrobiliśmy do ośrodka po bezowocnych poszukiwaniach. Zmęczeni opadliśmy na kanapie w strefie relaksacyjnej, a nasz oddany sługa, po dostaniu zaliczki w kwocie ośmiu złotych piętnastu groszy i zużytej gumie do żucia poszedł nam po zimne napoje. Po chwili nasz wspaniały KaroLLo przyszedł naładowany zinnymi puszkami popularnej coli w czerwonych puszkach.
- Podziel się radością Ty i Misiek - Winiar odczytał napis na swojej puszce.
- Forever alone - podsumował rozweselony Igła.
- Zamroziłem sobie język - wybełkotał Kubiak.
- Dobrze, że sobie mózgu nie zamroziłeś - zaśmiałam się przykładając usta do krawędzi aluminiowego walca.
- Przecież on nie ma mózgu - prychnął Kurek, który dopiero co oderwał swoje niebieskie patrzadła od ekranu dotykowego telefonu. Asica mu już nawet spokojnie coli nie daje wypić.
W czasie gdy my przeżywaliśmy chwilę orzeźwienia i schłodzenia swoich rozgrzanych organizów nasz niezastąpiony atakujący - Zbigniew Bartman - siedział pochylony nad ekranem swojego laptopa i namiętnie wciskał kolejne klawisze tworząc ogłoszenie o zaginięciu swojego pupila. 
Gdy tylko skończył znów wybraliśmy się w maraton po Spale rozwieszając na słupach i tablicach nasze ogłoszenie. Chłopaki wciskali kartki w ręce napotkanych przechodniów.
Bobek dalej nie wrócił.

- A jak on już nie wróci? - Zibi ciągle nie mógł pogodzić się z nagłą utratą swojego ulubieńca i nawet przy kolacji poruszył temat jego zniknięcia.
- Zbyszek nie martw się. Bobik na pewno się znajdzie - próbowałam go jakoś pocieszyć.
- Wabi się Bobek nie Bobik - mruknął, po czym kawałek jajecznicy wylądował w jego buzi.
- Przepraszam - odparłam pełna skruchy.
Zaraz po kolacji każdy rozszedł się do swoich pokoi, a Możdżonek z Zagumnym zaproponowali, że ułożą jutrzejszy plan poszukiwania małego Yorka.

Już od rana każdy z nas chodził z dokładnym planem miasteczka i okolic. Wszyscy dokładnie zaznaczali obszary swoich poszukiwań, które miały się zaczął zaraz przed śniadaniem, a trwać aż do do pierwszego treningu, czyli czekały nas bite trzy godziny chodzenia po lasach i nawoływania Bobika, Bobencja, Bobka, czy jak mu tam było.
Nasunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i chwytając butelkę schłodzonej wody zjawiłam się na zbiórkę.
Gdy wszyscy zebrali się już przy fontannie naszym oczom ukazała się długonoga blondynka, która powoli kroczyła w naszą stronę.
- Przepraszam - chrząknęła - szukam Zbigniewa Bartmana.
- To ja - Zibi podszedł do kobiety, która stała kilkanaście kroków od nas.
- Widziałam ogłoszenie i chyba dziś jest pana szczęśliwy dzień - zaśmiała się i ze swojej specjalnej torby na psy wyjęła Bobka - wyszłam wczoraj z moją Sonią na spacer... - zaczęła swoją opowieść, a my dyskretnie daliśmy sobie znaki, żeby pozostawić ich samych.
- Chyba muszę kupić sobie psa - westchnął Nowakowski i opadł na skórzaną kanapę.
- Żebyśmy musieli za nim latać po całej Spale. Nie dzięki - burknął Kurek próbując wydobyć z automatu puszkę schłodzonego napoju.
- Będę podrywał na niego laski - środkowy zaśmiał się złowieszczo ukazując swój perfekcyjny zgryz.
Banda idiotów. Po prostu banda idiotów.
- Zwiewamy stąd - ryknął Żygadło - zło wcielone na drugiej. 

piątek, 5 lipca 2013

ROZDZIAŁ 76.

Wiecie jakie to wspaniałe uczucie wejść do ulubionego pokoju, w którym spędza się tyyyyle czasu? Wiecie jakie to wspaniałe uczucie znów położyć się na tym niezbyt wygodnym, skrzypiącym łóżku, włożyć swoje ubrania do tej starej, drewnianej szafy i przejrzeć się w tym prostokątnym lustrze zakupionym gdzieś na chińskim bazarze? Nie wiecie? No i się nie dowiecie! Nie no aż talk wredna nie będę. Powiem Wam, że to uczucie jest wprost nie do opisania.
Głęboko odetchnęłam tym spalskim powietrzem przesiąkniętym zapachem drzew iglastych i kwitnących kwiatów zasadzonych na rabatach przy fontannie.
- nareszcie w domu - westchnęłam siadając na wytartym fotelu na balkonie.
Przejechałam palcem po zakurzonym drewnianopodobnym podłokietniku.
- dom to my dopiero wybudujemy kochanie - Żygadło oparł się o barierkę na przeciwko mnie, zasłaniając mi przy tym tak przyjemnie świecące promienie słoneczne - taki duży z ogrodem i basenem.
Podziałał na moją wyobraźnię. Już widziałam zarys NASZEGO domu. Przestronny, jasny i przede wszystkim przystosowany dla dzieci. Przed domem idealnie przystrzyżony żywopłot, kolorowe tulipany..i Dżizas ja chce już budować ten dom!
- idziemy na miasto! No come on! - z letargu moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Zibiego, który przechadzał się alejką razem ze swoim psem - wy tam na górze też!
- myślisz, że jak nie pójdziemy to poszczuje nas Bobkiem? - zażartowałam z trudem podnosząc swoje cztery litery w fotela.
- już sobie wyobrażam jak uciekasz przed tym maluchem - podszedł do mnie i złapał mnie od tylu w pasie opierając swoją głowę o moje ramię.
- spadaj Żygadło - westchnęłam i wyswobodzając się z uścisku rozgrywającego ile sił w nogach zbiegłam po schodach na parter.
- gdzie idziecie? - a już myślałam, że chociaż dziś tego piskliwego głosika już nie usłysze. Myliłam się.
Różowa spódniczka z ledwością przykrywała jej obszerny tyłek, a z jasno żółtej bokserki wylewały się jej cycki.
- idziemy na miasto - oznajmił bezmyślnie Ruciak, w ogóle nie zastanawiając się nad skutkami swojej wypowiedzi.
- idę z wami - krzyknęła uradowana Kostka, a my z mordem w oczach spoglądaliśmy to na Rucka, to na nią.
- NIEEEEEEEEEE! - krzyknął Piter właśnie w taki sposób okazując swoją radość z przybycia nam nowej towarzyszki podróży.
- Konstancja, trener kawał mi Cię zawołać. Musi coś z Tobą ustalić - Ziomek nerwowo podrapał się po karku.
- poczekacie na mnie? - fizjoterapeutka, u której nikt nie chciał się masować, uśmiechnęła się szeroko ukazując przy tym swoje krzywe zęby.
- taa, jasne - odparliśmy zgodnie, po czym odprowadziliśmy rudowłosą do drzwi.
- wiejemy ! - zarządził Łukasz.
Włączyliśmy piąty bieg i jak najszybciej minęliśmy brame ośrodka.
Całą szerokością drogi szliśmy niczym gangsta przez opustoszłą Spałę. Słońce nie pomagało nam w dotarciu do najbliższego sklepu, a chłopaki tak upatrzyli sobie ten na drugim końcu miasta.
- nie mam już siły - jęknęłam widząc zarys górski na którą musieliśmy wejść.
- niech Cię Łukasz poniesie - zaproponował żartobliwie Ignaczak.
Podłapałam pomysł i błagalnie spojrzałam na rozgrywającego.
- spadaj, Waroń - odgryzł się pokazując mi język.
- uuu, grubo - zawył Kubiak - jak chcesz to ja Cię mogę ponosić - zaproponował, sądząc za pewne, że się nie zgodze.
- okej - odparłam zadowlona wdrpując się na jego plecy.
Teraz przewyższałam nawet samego Możdżonka!
- Dziku dotyka Twojej dziewczyny - Bartman podpuszczał Łukasza na wszystkie sposoby, ten jednak pozostał nieugięty. Skubany.
W końcu udało nam się dojść do marketu.
- no ja już mam żelki. Możemy iść - oznajmił Kurek, który cały koszyk wypchał owym przysmakiem.
- wlekliśmy się taki kawał jedynie po jakieś gumowe miśki? - aż mi się słabo robi gdy uświadamiam sobie, że muszę przeżyć z nimi i ich znikomym poziomem inteligencji aż tyle czasu.
- to nie są jakieś gumowe miśki. To są żelki najwyższej produkcji niemieckiej - uświadamiał mnie Bartek, gdy kasjerka kasowała już pięćdziesiąte ósme opakowanie.
- cudze chwalicie swego nie znacie - zaśmiał się Winiar wykładając na taśmociąg zupki chińskie produkcji firmy Knorr.
- i kto to mówi. Nie powinieneś reklamować firmy Winiary? - fuknął Kuraś wyciągając z koszyka swoje firmowe serki homogenizowany.
- Winiary dobre pomysły, dobry smak - zanucił Piter, za co wszyscy zamiast obsypać go oklaskami, zgromili spojrzeniem. Talentu wokalnego ten nasz Piotr nie ma, oj nie ma.
Gdy w końcu każdy niósł już coś w swojej niby ekologicznej reklamówce mogliśmy opuścić market i udać się w jakże smętnie zapowiadającą się drogę powrotną. A może jednak nie będzie aż tak smętna? Po minie nadchodzącego Bartmana jestem tego niemal w stu procentach pewna.
- nie ma Bobka! - krzyknął zrozpaczony atakujący chowając swoją twarz w dłonie.