piątek, 31 maja 2013

ROZDZIAŁ 71.

Powiem wam, że nawet uklęknął, ale tylko po to aby zawiązać piękną kokardkę z sznurówki swojego prawego adidasa. Siedzimy tak i siedzimy. Wtuleni w siebie. Wdychamy kanadyjskie powietrze, a łagodny powiew wiatru rozwiewa nasze włosy. Wyszło jak w kiczowatym romansie, prawda? No ale cóż wracajmy do zakochanych.
Łukasz tak przyjemnie mruczy mi do ucha, że aż ciarki przeszły mi całe ciało.
- cicho. Słyszysz ? - przyłożyłam mu palcem do ust, gdyż doszedł do mnie cieńki, cichy głosik, coś jakby Konstancja przeprowadzała rozmowę telefoniczną.
Obróciłam się i bingo! Nieopodal naszej ławeczki stała Kostka. Jej rude kudły fruwały na wietrze na wszystkie strony świata.
Żeby nie było, że podsłuchiwałam, ale doszedł do mnie fragment jej rozmowy. Zacytować? Już się robi.
"Koffana ten pomysł z telefonem był przezajebiaszczy - i tu nastąpił półminutowy rechot, to jest śmiech - teraz Zbysiu Pysiu będzie tylko mój"
- Zbysiu Pysiu ? - zaśmiał się Żygadło.
- przymknij się, bo nie słysze - a i ja wcale nie podsłuchiwałam.
- zmuś mnie - oznajmił i zaczął gadać jak opętany.
Bez wahania przyłożyłam swoje wargi do jego.
- może być ? - spojrzałam w jego oczy i kurde nie mogłam się oderwać. Chłopie, co ty ze mną robisz?
- nie, jeszcze nie - odparł, po czym jednym zdecydowanym ruchem przesadził mnie z kawałka pomalowanego drewna na swoje kolana. Co z tego, że usta miałam zajętę jak uszy wolne. I wcale nie podsłuchuje!
"Mów do mnie pani Bartman - hahaha, twoje niedoczekanie rudzielcu - oj uwierz mi Zbychiał już nigdy nie wróci. Teraz czas na Zbychstancje"
No nie, jebłam i nie wstałam. Zbychstancja? Serio? Pociągnęłam Łukasza za rękę i w zawrotym tempie dotarliśmy do hotelu. Teraz tylko windą na nasze piętro i misja odnaleźć Miśka. Udało mi się za pierwszym razem. Siedział z resztą ekipy (wyłączając Zbyszka) w naszym pokoju.
- witamy państwa Żygadło ! - wydarł się Kurek gdy tylko przekroczyliśmy próg kwatery.
- pokaż pierścionek! - pisnął Ignaczak i dopadł mojej dłoni - nie ma pierścionka! Gdzie jest pierścionek?
Libero padł na kolana przed rozgrywającym i pogrążając się w rozpaczy ciągle powtarzał to jedno pytanie.
- jaki pierścionek? O co wam chodzi? - Ziomek pomógł Krzyśkowi wstać.
- no nie byłeś się oświadczyć? - Nowakowski uniósł brwi do góry. Aww, słodko wygląda gdy robi taką minę.
- nie? - i mamy Mistrza seksownego podnoszenia brwi. A został nim... Łukasz Żygadło. Co było pewne i oczywiste, jak brązowe włosy naszego trenera.
Po całym pomieszczeniu rozniósł się jęk zawiedzenia. Zamiast uśmiechów na twarzach siatkarzy pojawiły pre podkówki. A wy, mendy jedne! Chcieliście mnie już wydać za mąż! Buahahaha, macie wała moje kochane czekoladki, słoneczka i ptysie!
Następnym punktem naszego niezapowiedzianego spotkania była moja opowieść o (wcale nie podsłuchanej) rozmowie Konstancji.
- no to podsłuchiwanie można Ci wybaczyć. Zrobiłaś to w słusznej sprawie - usprawiedliwił mnie Guma.
- tym razem nie pójdziesz do piekła - pokrzepił mnie Nowakowski.
- Ja wiedziałem, że z tą Konstancją jest coś nie tak - Winiar przybrał minę myśliciela. Ludziska trzeba to uwiecznić, ale Ignaczak jak na złość nie zabrał z pokoju kamery.
- no wiecie.. Rudym nie wolno ufać - Zatorski podzielił się z nami swoją złotą myślą, po czym nie wiele mówiąc jak gazela wykopytkował z pokoju, a tuż za nim jako lwy wylecieli nasi reprezentacyjni rudowłosi.
- ach to polowanie - Wiśniewski chyba czyta mi w myślach. Oj nie dobrze, nie dobrze.
- umiecie czytać w myślach ? - wypaliłam nieoczekiwanie czym totalnie zbiłam z tropu Możdżonka, który właśnie układał sobie jakąś super przemowę, której oczywiście wszyscy by z radością wysłuchali. A taki joke na dobry wieczór.
- Ja umiem ! - Igła zgłosił się podnosząc rękę do góry. Panie Boże, co oni ćpali? - na przykład Ziomek ciągle rozkminia o co chodziło z tymi oświadczynami - bingo, Żygadło skłonił głową na znak potwierdzenia słów libero - Winiarski układa choreografię do popularnej piosenki disco polo, wszyscy wiedzą o jaką chodzi, więc nie zrobię reklamy zespołowi Weekend. Następnie może Kubi. Nasza Kruszyna właśnie obmyśla plan zemsty na Kostce. Rucy myśli czy przypadkiem nie udać się na operacje plastyczną nosa. Pit właśnie próbuje wymyślić nazwę na facebookowego fan page, bo chce jak Kłos i Wrona wyrywać laski. A ty moja droga Madziuchno, właśnie starasz się rozkminić skąd ja to wszystko wiem. I dziękuje. Krzysiu Mistrz!
Bingo, bingo, bingo ! Kurde blaszka jak on to zrobił?! Przepraszam Cię, Boże, że zwątpiłam w talent naszych chłopaków.
- Krzychu, a tor lotu piłki też możesz przewidzieć? - zaśmiał się Kurek.
- Brachu, a jakbym nie umiał to jakbym tak świetnie dogrywał piłki do Ziomka? - joł mada faka w wykonaniu Krzyśka + bezcenne. Aż kurde żałuję, pierwszy  raz żałuje, że Igła nie wziął kamery.
- Zatorski! - krzyknął wbiegający do pokoju Jarosz.
- pff. Zati wcale nie jest lepszy ode mnie - Krzychu strzeliła focha forever.
- Zati się gdzieś schował. Pacan myśli, że bawimy się w chowanego - wydyszał zmęczony Guma. Brak kondycji panowie, brak kondycji. 

sobota, 25 maja 2013

ROZDZIAŁ 70.

Na rozprawienie się z gospodarzami nasza reprezentacja potrzebowała czterech setów. Uległa tylko w pierwszej partii, za pewne rozpamiętując jeszcze wczorajsze nie dość udane spotkanie z Finami. Nie obyło się bez małego spięcia kiedy to chwilowo Winiara na boisku zastąpił Kubiak. Kilka razy Bartman zgarnął piłkę sprzed nosa Kruszyny, za co dostał mega super długi opiernicz od Andrei.
- panienko Waroń - przywołał mnie do sobie drugi trener - nie wiem co się dzieje z Zibim i Michałem ale mogłaby pani jakoś do nich dotrzeć. Bo jak tak dalej będzie to żaden nie wejdzie na boisko.
- rozumiem. Ich przyjaźń przechodzi ostatnio miały kryzys, ale wszystko mam pod kontrolą. W Spale planuje przeprowadzić z nimi rozmowę - odparłam.
Nie powiem, przestraszyłam się gdy szkoleniowiec mnie zawołał. Raczej nie pałamy do siebie zbyt wielką sympatią, ale nie jesteśmy również w żadnym większym konflikcie. Po prostu traktuje mnie jak współpracownicę, a czasem jako jego podwładną.
Skinęłam w jego stronę głową i weszłam do szatni chłopaków. Wszyscy właśnie prezentowali swoje umięśnione klaty. Przeleciałam wzrokiem po ich wyprostowanych torsach na których spoczywały jeszcze krople wody. Aż mi się słabo zrobiło od nadmiaru kaloryferów. Tyle tricepsów, bicepsów i innych mięśni, których nazw nie pamiętam, to stanowczo za dużo jak dla jednej drobnej Madziuni. Wdech wydech, wdech wydech... pamiętaj, że klata Łukasza i tak jest najlepsza.
- ooo, kobieta w strefie zakazanej - zawył na alarm Winiarski.
Z głębi szatni dotarł do nas istnie dziewczęcy pisk, należący do nikogo innego jak do... Możdżonka. Tak, też mnie to zdziwiło. Nasz El Kapitano wrzeszczy jak panienka. Ta wiadomość nie może wypłynąć do mediów.
- to chyba ja powinnam piszczeć widząc was roznegliżowanych - zaśmiałam się i nie przejmując się ich wątami i pretensjami usiadłam na ławeczce.
- przyznaj się, że zawsze chciałaś dostać na urodziny taką dwunastkę - Kosok przeczesał ręką swoje ciemne włosy.
- marzyłam tylko o jednym - odparłam wyciągając z łukaszowej torby zbożowego batonika.
- ee tam. Przecież dwunastka jest lepsza niż jakiś tam jeden - upierał się przy swoim Grzesiek.
- bardzo mi przykro panowie, ale mnie nikt nie przebije - wtrącił Żygadło - a tak na marginesie to znowu pomyliłaś torby, kochanie i wyjadasz Kubiakowi słodkości.
Skrzyżowałam spojrzenie z przyjmującym i przyszykowałam swoje uszy na jego podniesiony głos. Ku zaskoczeniu praktycznie wszystkich obecnych Misiek tylko wzruszył ramionami, co w ogóle nie było do niego podobne.
Przeżywał kłótnie z Bartmanem. Może nie zawsze to okazywał, ale wewnętrznie bardzo go to bolało. Nawet małe dziecko wie, że przyjaciele nie postępują tak wobec siebie. Każdy ma prawo popełniać błędy. Każdy ma prawo do drugiej szansy.
- Igła, kurwa, wyłaź szybciej - Łukasz wręcz wypchnął libero z autobusu.
- gdzie Ci się tak śpieszy Ziomusiu? - Krzysiek specjalnie zwolnił i blokował przejście.
- nosz kurwa, Ignaczak nie mam czasu - lamentował mój rozgrywający.
- a co umówiłeś się, czy co? - Krzysztof podejrzliwie skierował wzrok na moją persone.
- a co zazdrościsz? - burknął Łukasz.
- randki z naszą Madziuchną? Zawsze - odparł optymistycznie.
- masz czego zazdrościć, masz - wtrącił swoje trzy grosze Ruciak.
Aż się zarumieniłam. Spuściłam głowę i szurając stopami poszłam w stronę hotelu.
Weszłam do swojego pokoju, a zaraz za mną przytoczył się mój dzikowaty współlokator. Nie pałał entuzjazmem.
- wrócisz na noc do pokoju ? - spytał gdy ja zaczęłam wybierać ubrania na randkę.
- raczej powinnam wrócić. Nie planuje żadnych dłuższych wypadów, choć nie wiem co wymyślił Łukasz.
- masz być najpóźniej o jedenastej - przestrzegł mnie grożąc palcem.
- jasne tato - zaśmiałam się obdarowując jego policzek buziakiem.
- dlaczego kurde wybrała Łukasza a nie mnie - zażartował gdy wchodziłam już do łazienki.
Odświeżyłam się, po czym reprezentacyjne wdzianko zamieniłam na dżinsowe rurki i kraciastą koszule. Gdy opuściław łazienkę w sypialnej części pokoju zastałam Łukasza.
- to gdzie mnie zabierasz? - zagaiłam gdy opuściliśmy już hotel.
- no jak to gdzie? Na romantyczny spacer po Toronto - odparł dumny ze swojego pomysłu.
Chwycił moją dłoń i splatając nasze palce ruszyliśmy oświetlonymi ulicami kanadyjskiego miasta. Toronto - zresztą jak każde inne miasto - nocą wyglądało jeszcze piękniejszy niż w dzień. Przechodziliśmy właśnie koło jednej ze starych kamienic, gdy mój telefon dał znak, że istnieje. Uwalniając swoją dłoń z uścisku Łukasza, sprytnie wysunęłam samsunga z kieszeni.
Wzruszające. Ignaczak się stęsknił.
"Oświadczył się już, czy jeszcze nie? Jakby co to oczywiście powiedz tak! Trzymamy kciuki ;* :)"
O mało co nie zachłysnęłam się powietrzem odczytując wiadomość tekstówą nadaną przez Krzyśka. Wiedziałam, że coś na się na rzeczy. Igła jest przyjacielem Żygadło, a na dodatek dzieli z nim jeszcze pokój, więc oczywiste jest to, że mówią sobie o tak ważnych i oczywistych sprawach jakimi są oświadczyny.
Fuckingdżizaskurwamać! Ziomek chce się mi oświadczyć! Połączyłam kilka faktów, co jeszcze bardziej potwierdziło tajemniczy SMS od Ignaczaka.
- kto Cię tak zszokował, bo wyglądasz jakbyś ducha prababki Gienki zobaczyła  - z zamyślenia wyrwał mnie głos rozgrywającego.
- moja prababcia nie miała na imię Genowefa - próbowałam zażartować, ale tak na prawdę cholernie przeraziło mnie moje odkrycie.
I nie to, że nie chcę zostać panią Żygadło, bo to jest jasne jak słońce, że chce. Tylko kurde, boję się, no. Dobra wracajmy do rzeczywistości.
- może usiądziemy na ławce w parku? - zaproponował.
Czerwone światełko. Ijo, Ijo.. Magdaleno niej się na baczności i nie zapomij powiedzieć tego cholernego TAK. Jest nie dobrze. Nerwy zżerają mnie od środka. Usiedliśmy na ławce, a Ja w duchu modliłam się, żeby Żygadło przypadkiem nie ukląkł przede mną. Ja chyba nie jestem gotowa na oświadczyny, do jasnej anielki.

poniedziałek, 20 maja 2013

ROZDZIAŁ 69.

Już podchodziłam do Konstancji, już wymierzałam jej siarczystego liścia w policzek, już widziałam jak ląduje zmasakrowana na wysuszonym piasku, już cieszyłam się z wygranego pojedynku, już tonęłam w objęciach gratulujących mi siatkarzy... Już poczułam mocne szarpnięcie za ramię..
- Magdaa! no wstawaj! - Żygadło potrząsał mną próbując zbudzić mnie z tego jakże cudownego snu.
Snu? Czyli to wszystko było tylko wytworem mojej bujnej wyobraźni? Jestem zniesmaczona tym faktem.
Potrząsnęłam głową i rozejrzałam się dookoła. Sportowcy powoli zbierali się do opuszczenia autokaru, gdyż Don Omar właśnie parkował go na parkingu przed torońską halą.
Szurając nogami podążyłam za stadem naszych kochanych Złotek, kopiąc przy okazji drobne kamyki, które podeszły mi pod prawego addidasa. Niefortunnie kilka z nich uderzyło idącego przede mną Nowakowskiego, co chcąc nie chcąc trochę go zdenerwowała.
- Żygadło, powiedz jej coś, bo zaraz tej jej nóżki będą leżały na tamtym trawniku - oburzył się Piotr, a wszyscy, dosłownie wszyscy, nie pomijając sztabu szkoleniowego, wlepili w niego swoje oczy.
- Piooo..treek.. - jęknął przerażony Igła - ty umiesz krzyczeć?
- ty nawet nie wyobrażasz sobie, Krzysiu, co ja potrafię - odparł dumnie, wypinając swoją umięśnioną klatę do przodu. Nawet obrażony na cały świat Bartman prychnął słysząc jego słowa.
- wiem za to czego nie potrafisz - zaśmiał się Kosok zarzucając rękę na ramię swojego klubowego przyjaciela.
- no słucham Cię, Grzegorzu - mruknął Piotr zrzucając kończynę ciemnowłosego środkowego.
- nie potrafisz znaleźć sobie dziewczyny - oparł z triumfem w głosie Kosa. Wszyscy potwierdzili jego tezę wybuchając przy tym śmiechem.
- mówi ten co ogląda playboya wieczorami - warknął Cichy - nie zapominajmy, że ty też nie masz dziewczyny.
- ale ja to inna bajka  - Grzesiek próbował się jakoś obronić.
Niestety nie udało mu się, bo właśnie wkroczyliśmy na teren hali i trener poprosił swoich podopiecznych o choć trochę powagi. Chyba pomyślał sobie, że reprezentanci Polski nie umieją się zachować.. i z ręką na sercu przyznaje mu racje.
Siatkarze zniknęli za niebieskimi drzwiami na których bezbarwną, jednostronną taśmą, wydrukowana była flaga naszego kraju. Nie wiem co Ci Kanadyjczycy mają w tych swoich kanadyjskich móżdżkach, ale żeby przykleić flagę Polski do góry nogami? Chyba za dużo wody z wodospadu Niagara wypili podczas ostatnie wycieczki...
Nasz arcymistrz, kapitan Możdżonek nie omieszkał zgłosić tego faktu i zaraz po tym jak wskoczył w swoje czerwone spodenki ruszył do organizatorów. Po chwili przyciągnął tutaj o połowę niższego kolesie w czarnym dopasowanym garniaku i namiętnie tłumaczył mu coś gestykulując rękami we wszystkie możliwe kierunki, przez co przechodząca obok niego Konstancja prawie nie straciła swojej okrąglutkiej buźki.
Razem z trenerem weszłam do szatni chłopaków, gdzie panował nieziemski bałagan, ale do tego raczej dało się przyzwyczaić. Gorzej z faktem roznegliżowanego Wiśniewskiego, który muskułami próbował dorównać Mistrzowi Podrywu, panu Bartmanowi.
Andrea odklepał swoją przemowę i zgadując, że milczenie jest złotem wyszedł z szatni zostawiając mnie z tą powoli wątpiącą w siebie zgrają.
- wczoraj przegraliście.. no nie cofniecie tego, ale panowie, głowa do góry, cycki do przodu i zapierniczać na boisko. Liga Światowa jest Wasza! - klepnęłam w ramie stojącego obok mnie Winiarskiego, przez co ten prawie zakrztusił się swoim wielowitaminowym soczkiem.
- tylko, że my cycków nie mamy - burknął Kurek  zniesmaczony faktem ewentualnego posiadania biustu.
- no to... dobra skończmy te wywody - zwątpiłam w słuszność myśli, która przez chwilę przebiegła mi przez głowę.
Ruchem ręki wskazałam na drzwi, a wszyscy zawodnicy powoli opuszczali skromne progi torońskiej szatni. Bartman dokonywał jeszcze ostatnich poprawek swojej fryzury, a Nowakowski po raz pięćdziesiąty czwarty sznurował swoje firmowe buciki.
- zobaczymy się po meczu ?  - zagaił Łukasz delikatnie przytrzymując mój nadgarstek.
- za pewne tak. Przecież wracamy tym samym autobusem.
- ale mi chodzi o to jak już dojedziemy i tak dalej - tłumaczył - mam dla Ciebie niespodziankę.

poniedziałek, 13 maja 2013

ROZDZIAŁ 68.

Po wysłuchaniu krótkiej reprymendy od Andrei, przejechaniu po kilkunastu dziurach w drodze, po przestaniu kilkudziesięciu minut w korku na głównej ulicy, tylko dlatego, że jakiś wariat stuknął motorem w lampę uliczną, po wysłuchaniu całej playlisty DJ Winiara, przyszła kolej na boom-boxa Bartmana. Po całym autobusie rozniósł się piskliwy głosił Korneli, która wtórowała atakującemu, który akurat odśpiewywał swój popisowy numer "Będę brał Cię w aucie."
- Ja tu dłużej nie wytrzymam - jęknął Żygadło i chwytając moją biało czerwoną bluzę narzucił ją na głowę.
- hipopotam jej chyba na ucho nadepnął - mruknął Nowakowski trzymając swoje palce w uszach.
- jesteśmy uratowani. Zati znalazł objazd ! - zawył uradowany Możdżonek, wypychając Pawła na przód autobusu.
- wyobrażacie sobie co byli ludzie powiedzieli jakbyśmy się na mecz spóźnili ? - zagaił po chwili intensywnej ciszy Kurek
- za pewne powiedzieliby coś w stylu : polska reprezentacja spóźniła się na własny mecz - odparł doszczętnie znudzony Zagumny, przerywając na chwilę rozwiązywanie jednej ze swoich panoramicznych krzyżówek z młodą, uśmiechniętą brunetką na okładce.
- no co ty nie powiesz - zironizował Ruciak robiąc przy tym minę sławnego mema Genius.
Nasz Poldek skręcił gdzieś w boczną uliczkę, za pewne tą którą wskazał mu pawełkowy GPS  Jechaliśmy chwilę krętą ulicą, po czym naszym oczom ukazały się jakieś... pola. No wy sobie chyba ze mnie żartujecie. Autokar wjechał na piaszczystą dróżkę. Na prawo rozciągały się złociste łany żyta.. a nie sorry Jarosz podpowiada mi że to jest pszenica. A na lewo zielona jak trawa, trawa.
- wow.. krowa - krzyknął mega podjarany Winiarski.
- tak to już jest jak się całe życie spędza w dużym mieście. A niestety w zoo krów nie pokazują - naśmiewał się Ignaczak, który nie mógł przepuścić takiej okazji i zaczął latać po całym autokarze ze swoją kamerą komentując i nagrywając każdą żywą istotę. A nawet i te nieżywe - zabite przez Kurka muchy.
Ni stąd ni zowąd, niespodziewanie, niepostrzeżenie, a może postrzeżenie? Poldek zatrzymał się na środku pustkowia. Rozkraczył się jak Kubiak próbujący zrobić szpagat.
- Paweł i jego pieroński GPS, to musiało się tak skończyć - skwitował Nowakowski po czym przybił gwoździa w oparcie fotela.
Po długich naradach ze sztabem szkoleniowym i wielokrotnych próbach przywrócenia autokaru do życia zadecydowaliśmy ruszyć w drogę do najbliższego domostwa lub dzielnicy.
- w prawo czy w lewo ? - zapytał Kosok który jako pierwszy opuścił autobus.
- w prawo - stwierdził po chwili Anastasi.
Chłopaki wzięli swoje torby, a sztab medyczny walizki z wszelakiego rodzaju medykamentami.
Ruszyliśmy w drogę. W drogę donikąd lub jak to stwierdził Zati w drogę bez powrotu.
Słońce świeciło niemiłosiernie mocno. Pot lał się strumieniami gorzej niż po meczu z połączoną drużyną Brazylii, Rosji i USA. Czyli nie zbyt kolorowo, a raczej zbyt pachnąco. I pomyśleć, że Oni jeszcze muszą zagrać mecz o ile w ogóle na niego zdążymy.
- przerwa. Zróbmy przerwę - błagał Jarosz klęcząc przed Andreą ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi.
- zostało mam jeszcze czterdzieści pięć minut do rozpoczęcia meczu. Nie możemy dać się walkowerem - oznajmiłam zarzucając swoją bluzę na głowę aby chociaż trochę uchronić się od promieni słonecznych.
- i pomyśleć że to wszystko przez tego głupiego Zaporskiego - krzyknęła oburzona Konstancja, która jakimś cudem bezpiecznie zeszła z Bartmanowych pleców.
Nie wiem jakim cudem wytrzymał z Nią na plecach. Wiem za to, że trzeba działać, bo nikt nie będzie obrażał żadnego z reprezentantów przy okazji myląc jeszcze jego nazwisko.
- Ty! - wskazałam na nią palcem
- palcem się nie pokazuje. Mamusia nie nauczyła ? - fizjoterapeutka podeszła do mnie z zaciśniętą w pięść dłonią.
- a Ciebie mamusia nauczyła, że nie wolno obrażać nieznajomych? - zakręciłam ramionami z miną mówiącą tylko jedno: dawaj na gołe klaty patafianie. 

środa, 8 maja 2013

ROZDZIAŁ 67.

- plebs przybył - po prawie pustej stołówce rozniósł się donośny głos Konstancji oraz wtórujący mu śmiech Bartmana.
Ja jej kur..de dam plebs! Myśli, że jest nie wiadomo jaką Milordziną, bo włożyła zbychową koszulkę z napisem "jestem bogiem seksu". Zresztą może to i dobrze, że ją założyła przynajmniej maskowała wylewające się spod jej obcisłych czerwonych (to chyba kurde jej ulubiony kolor) dżinsów fałdek nadwagi. Ale nazwaniem mnie plebsem nigdy jej nie wybaczę, co to to nie!
- szlachta się znalazła - mruknął pod nosem rozwścieczony Misiek. Brakowało tylko dymu wylatującego z jego nozdrzy, tak jak mają te byki w tych wszystkich kreskówkach.
Po chwili całą stołówkę wypełnił skrzeczący śmiech nowej przyjaciółeczki naszego podstawowego atakującego. Za pewne Zbyniu pocisnął jakimś arcyciekawym i śmiesznym dowcipem lub przywalił jedną ze spalskch anegdotek. Ale co ja się będę rozczulać nad poczuciem humoru tych dwóch odmieńców. Mam lepsze zajęcia. Takie jak wysłuchiwanie internetowych mądrości Zatiego, który przez całą noc studiował anatomie cioci Wikipedii oraz przezabawnych sucharów Mistrza Ignaczaka, który znów wrócił do wysokiej formy i trudno będzie mu zabrać wyimaginowaną koronę władcy suchych żartów.
- udajmy, że bawimy się lepiej niż oni - zaproponował Dziku.
Tu aż na kilometr śmierdziało korzyściami dla przyjmującego ale czego się nie robi dla przyjaciół, osobistej niechęci do nowej fizjoterapeutki i chęci rozzłoszczenia polskiego Młota.
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami i już po chwili wybuchnęli gromkim śmiechem. Zdziwiony Zbyszek spojrzał na mnie, a ja wiedziałam, po prostu czułam to w moich kościach, że atakujący aż rwie się do naszego stolika. Chciał wrócić - to było oczywiste jak nieprzyjemny smród z niewypranych skarpetek Kurka.  I niby tak bardzo mu nas brakowało, ale do wielkiego powrotu i przywrócenia największego siatkarskiego bromansu stała na przeszkodzie zbysiowa duma.

- no ferajna, zbierać się do autokaru! - zawył trener Anastasi machając zamaszyście ręką za pewne wskazując na nasz środek transportu, ale kto go tam wie, bo Poldka ni widu, ni słychu.
Siatkarze chwycili swoje wypakowane po same brzegi napojami, ręcznikami, strojami i tymi innymi pierdołami torby, a ja wzięłam z szafki swoją torebkę i wrzucając do niej owocowe gumy przewiesiłam przez ramię.
Pełną grupą, odliczając mistera Bartmana, który szlajał się powoli razem z Konstancją dźwigając jej maści, spraye i inne takie, doszliśmy do parkingu.
Jedna minuta, dwie minuty... Zagumny skrupulatnie odliczał spóźnienie pana kierowcy.
- no gdzie ten Don Omar?! - niecierpliwił się Anastasi wystukując w trzymaną w ręce podkładkę dziwny rytm.
- jak to Don Omar ? To naszym kierowcą nie jest nasz Stary Zdzisiek ?  - zdziwił się Piotrek. Zresztą nie tylko on.
Gdy trener wypowiedział to zacne imię (?) Don Omar wszyscy spojrzeli na niego z wymalowanym na twarzach zaskoczeniem, a Ignaczak nawet zmarszczył brwi.
- autobus zaraz wyłoni się zza zakrętu - krzyknął uradowany Zatorski, a wszystkie ślepia momentalnie przeniosły się na jego mordkę - no co? zamontowałem w autobusie nadajnik i teraz sprawdzam na tel, gdzie ten nasz badziew się podziewa.
- Pawcio, lepiej wypluj te słowa, bo ten "badziew" ma nas przetransportować na hale - polecił młodemu libero jego starszy kolega.
- świetny pomysł z tym GPS-em - posłałam w stronę Zatorskiego pokrzepiający uśmiech, gdy reszta towarzystwa przepychała się już w stronę Poldka.
- dzięki, chociaż ty jedyna potrafisz zauważać, że się staram - śmiesznie zmrużył oczka i poleciał, aż się za nim kurzyło.
Spokojnie doszłam w stronę drzwi, a u samego progu (o ile autokar w ogóle ma próg) uderzyło we mnie chłodne powietrze z klimatyzacji. Luksusy, wreszcie naprawili klimę. Już czuję te rozkminy chłopaków i ich jęki zadowolenia, bo przecież zimne powietrze lecące prosto na Twoją twarz, to jednak jest coś, prawda?
O dziwno, gdy doszłam na sam koniec Poldka, przy uprzednim przeliczeniu stada siatkarzy, chłopaki wcale nie rozpływali się wraz z zimnym powietrzem, ale dyskutowali na temat pochodzenia nowego kierowcy. Z ręką na serce muszę przyznać, że nawet nie zaszczyciłam Don Omara spojrzeniem, ale cóż, zdarza się.
- teraz patrz w lusterko - szturchnął mnie Ignaczak, a ja posłusznie uniosłam głowę, która wcześniej bezwładnie opadła na łukaszowe ramie - czy on nie wygląda jak cygan? ten odcień skóry i oczy...
- żryj gruz cyganie! - krzyknął entuzjastycznie Ruciak, a połowa sztabu szkoleniowego prawie zabiła go swoim bazyliszkowym wzrokiem.



No moje kochane czytelniczki, jutro trzymamy kciuki za IIIb *.*
aby przedstawienie się udało ! :D 

sobota, 4 maja 2013

ROZDZIAŁ 66.

Czekając na to aż Misiek choć trochę się uspokoi wymyślałam jak mam pocieszyć biednego Michasia.
- no ale co ja mam zrobić ? - bezradnie rozłożyłam ręce przez co kubiakowa głowa zsunęła się z mojego ramienia lądując na moich kolanach. 
- może z nim pogadaj - zaproponował wycierając nos w moje spodenki.
- za swoje winy trzeba ponieść karę - błysnęłam filozoficzną myślą, na co Dziku tylko parsknął śmiechem - a teraz Michasiu zmykaj na swoje łóżko i idziemy spać.
- Michaś... Zibi tak zawsze do mnie mówił - jęknął i znów cały pokój wypełniło jego szlochanie.
Zapowiada się bardzo ciężka noc...
Około pierwszej w nocy Michał uspokoił się i oddał duszę Morfeuszowi. Jednakże to nie pozwoliło mi spokojnie usnąć, gdyż Kubiak pogrążony był w marzeniach o kontynuowaniu przyjaźni ze Zbyszkiem, systematycznie powtarzał jego imię. Wkurzona wstałam ze swojego posłania i zabierając poduszkę udałam się pod drzwi łukaszowego pokoju. Stanowczo wolę znosić ciche pochrapywanie Igły niż pomruki Dzika. Modląc się o to by chłopaki nie zamknęli przed zaśnięciem drzwi nacisnęłam klamkę. Jakież było moje zaskoczenie, gdyż moje modły zostały wysłuchane i bez problemu dostałam się do środka. Potykając się po drodze o rozrzucone po podłodze rzeczy chłopaków dotarłam do łóżka Łukasza. Jeśli mój lot, po zahaczeniu o kant szafki w ogóle można nazwać jakimkolwiek dotarciem. Zrobiłam przy tym tyle hałasu, że obudzenie któregokolwiek z siatkarzy było najłatwiejszą rzeczą pod słońcem. Jednakże, zarówno Żygadło jak i Ignaczak twardo stąpali po krainie Morfeusza i za ch.. Chiny ludowe nie chcieli powrócić do "żywych".
Potrząsnęłam delikatnie łukaszowym ramieniem, na co rozgrywający automatycznie przesunął się na drugi koniec łóżka robiąc przy tym trochę miejsca dla mnie. Rzuciłam poduszkę na prześcieradło i wyszarpując spod cielska Żygadło kołdrę usnęłam. Czułam jak w środku nocy Łukasz obejmuje mnie ręką, a jego oddech tak przyjaźnie drażnił mój kark.
Rano obudził mnie przeraźliwy krzyk, a raczej pisk zawieszony w powietrzu tuż nad moim uchem. Błyskawicznie otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą przerażoną twarz Łukasza. Wyglądał jakby co najmniej zobaczył ducha dawno zmarłej cioteczki.
- co.. co ty tutaj robisz ? - przetarł dłonią punkt na głowie, który to przed chwilą miał styczność z zawieszoną nad łóżkiem półką.
- przyszłam w nocy bo Misiek strasznie marudził - westchnęłam obracając się na lewy bok, tak że mogłam spojrzeć na Łukasza.
- i dopiero teraz mi o tym mówisz? - zmarszczył czoło i przysunął się j e s z e bliżej mnie. O ile bliżej w ogóle się da.
- tak, teraz - powiedziałam pewna siebie, zarzucając swoje ręce na jego szyję.
- nie ładnie tak panno Waroń - jego ręka szybko znalazła się pod moją koszulką.
Czując jego zimną dłoń dotykającą mojej skóry zaczęłam piszczeć. Na dodatek Łukasz wykorzystał mój słaby punkt i zaczał mnie łaskotać.
- co się tutaj, cholerka, dzieje ? - Ignaczak wyskoczył ze swojego łóżka i jednym susem podskoczył do naszego. Podparł boki rękami i złowrogim spojrzeniem chciał wywołać u nas jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
Tak strasznie mi przkro, że obudziłam Krzysia... buahahahahaha, taki mały żart.
Nie zważając na jęki i zażalenia Igły, Łukasz jak gdyby nigdy nic, zaczął całować mnie po szyi.
- moglibyście chociaż nie przy mnie - mruknął libero zakrywając oczy dłońmi.
- to weź wyjdź - zaśmiałam się wskazując ręką na drzwi.
- pójdę sobie do łazienki - wyciągnął na wierzch swój ozor i obracając się na pięcie zniknął w hotelowej łazience.
Po chwili dało się słyszeć szum wody lecącej w kabinie prysznicowej.
- mamy jakieś piętnaście minut - rozgrywający ocenił sytuację, a grzeszne myśli za pewne chodziły mu już po głowie.
"Zawiesił" swoje ciało nad moim. Oddechem błądząc po mojej twarzy połączył nasze usta.
- wreszcie Cię znalazłem ! - krzyknął uradowany Kubiak, przekraczając próg pokoju.
- zamknij drzwi - jęknęłam.
Dziku posłusznie wykonał moja prośbę po czym usiadł na krzysiowym łóżku, brudząc butami prześcieradło i zaczął wybierać swoje okulary w krzysiową pościel.
- zamknij te drzwi jeszcze raz, ale od tej drugiej strony - Łukasz rzucił w niego poduszką, która później straciła z szafki nocnej krzysiową lampkę.
Ten nasz Krzysiu ma dzisiaj chyba pecha. Żeby tylko piłki w czasie meczu odbijał i ataki Finów bronił.
- Ja nie chce nic mówić, ale zaraz mamy być na śniadaniu, więc czułości zostawcie sobie na wieczór - Michał puścił w naszą stronę oczko i podniósł swoje dzikowate cztery litery z materaca.
Z niemałymi trudnościami wyswobodziłam się z zawiłego uścisku Łukasza i razem z Kubiakiem opuściłam pokój. Ku naszemu nieszczęściu natchnęliśmy się na Bartmana, który widząc swoje (nie)przyjaciela zmierzył go wzrokiem i tak po prostu prychnął na niego z pogardą. I pomyśleć, że to wszystko przez głupi telefon. Co ta cywilizacja robi z ludźmi. Zbyszek poczekał aż.. chyba nie przejdzie mi to przez klawiaturę.. aż Konstancja zamknie pokój i odbierając od niej klucz z pogardą w oczach ruszyli w stronę windy.
- trzymasz się jakoś? - zagadnęłam Michała lekko szturchając jego ramie.
- Ja go chyba straciłem.. tak na dobre - usiadł na łóżku i schował swoją twarz w dłoniach.
- jeszcze się wszystko ułoży - klepnęłam go w ramie i zabierając czyste ubrania zniknęłam w łazience.
- łatwo Ci mówić - westchnął i chyba znowu się rozpłakał.
Przebrałam się i wróciłam do głównej części pokoju, gdzie czekał już Łukasz. W trójkę zeszliśmy na stołówkę, w której urzędował już Bartman i jego nowa koleżanka.


czy tylko mi się wydaje, że ten rozdział jest dłuższy niż poprzednie ?  :D
Weekend deszczowy dobiega końca, a jeszcze rozprawkę trzeba napisać. Ja się pytam : po co ? Jak nawet na egzaminie tego ciulstwa nie było, to po co pisać po egzaminie kolejne wypracowania?  
Ale naszej polonistce nie przemówisz do rozumu, oj nie.