- zamknąć ryje! Ludzie tu chcą spać! - Łukasz w jak najbardziej kulturalny sposób poprosił o spokój.
Dopiero, gdy postanowiliśmy opuścić nasze "gniazdko" zorientowaliśmy się kto nie pozwala nam spać. Konstancja stała w drzwiach zbysiowego pokoju i trajkotała jak najęta o tym jak urządzą wesele. Natomiast jej domniemany mąż - niejaki Zbigniew Bartman - stał jak osłupiały nie wyrażając żadnych emocji. A i jeszcze w tą całą chorą sytuację zamieszał się nasz Kubiaczek, który postanowił bronić swojego (eks?)przyjaciela i ładować do tego pustego łba Kostki, że z niej i Zbyszka dzieci nie będzie, a jeżeli będą to tylko po jego trupie. Takim oto sposobem w całym hotelu, a nawet zaryzykuje, że i w całym Toronto, nie było słychać nic oprócz podniesionych głosów przyjmującego i rudej fizjoterapeutki. Dobrze, że tutaj [to jest w Kanadzie] nie rozumieją po polskiemu.
- o co tyle zamieszania ? - zaspany Nowakowski wyszedł ze swojego pokoju i usiadł za podłodze zaraz obok podjadającego pop-corn Ignaczaka.
- na razie takie nudne gadanie, ale zaraz zacznie się prawdziwe kino akcji, mówię ci. Jeszcze będą latały buty, krzesła i talerze - Krzysiek podstawił pod nos środkowego pudełko z prażoną kukurydzą.
Razem z Łukaszem wystawiliśmy sobie krzesła z naszego pokoju i w skupieniu obserwowaliśmy rozwój wydarzeń.
- przeginasz pałe - fuknął Kubiak nie wytrzymując paplania Konstantyny o ślubnej liście gości (na którą notabene zapisała również i mnie. Jupii! Niestety zapomniała zapisać Michała).
- nie wierzysz, że wyjdę za mojego Zbysia Pysia?
- po moim trupie - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- no to chyba najwyższy czas pożegnać się z życiem.
Błyskawicznie z tylnej kieszeni obcisłych rurek wyjęła złożoną w kostkę kartkę papieru. Do naszych uszu dobiegła charakterystyczna muzyka grozy, którą jak się później okazało w swoich muzycznych zbiorach posiadał Zagumny. Dzwine, co nie?
- o proszę! - Konstancja z chytrym uśmiechem na twarzy podała Michałowi ów tajemncizy świstek - kiedyś poprosiłam Zbysia Pysia o autograf, mój kotlecik nie wiedział wtedy, że podpisuje się pod aktem małżeńskim.
Między widownią przeszedł odgłos totalnego zaskoczenia. Wydaliśmy z siebie tylko tradycyjne ooooooo, po czym zamilkliśmy, no może nie wszyscy zamilkli.
- takiej akcji to nawet ja bym nie wymyślił - oznajmił Igła z buzią wypchaną po brzegi pop-cornem.
Podeszłam do Bartmana, który stał bez ruchu już dobre kilka minut. Wyglądał niczym Ci ludzie, których kiedyś tam zalała wulkaniczna magma. Kojarzycie?
- Zbyszek?
Cisza.
- Zibi?
Cisza.
Szturchnęłam go lekko w ramię, ale nawet to nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Zbyszek był jakby w transie; był jakby zamknięty w swoim małym świecie.
- Bartman do jasnej cholery Bobek uciekł! - krzyknął Żygadło co od razu "obudziło" atakującego.
- co się dzieje? Gdzie Bobek? - zasypałby nas jeszcze większą ilością pytań, gdyby nie usta Konstancji, które jakimś dziwnym sposobem znalazły się na bartmanowych wargach.
Tym razem dało się słyszeć jedynie donośne fuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuj.
- kobieto, co ty sobie wyobrażasz? - Zibi odepchnął rudowłosą, używając przy tym trochę za dużo swojej okazałej siły, bo Kostka swoim obszernym tyłkiem wylądowała wprost na ciemnych, hotelowych panelach.
- przecież mieliśmy się pobrać! - warknęła z wyrzutem w stronę ZB9.
- no chyba w Twoich snach!
- tak, masz rację leć do swojego Michałka, przecież on taki święty jest. Super przyjaciel od siedmiu boleści - wyrzuca z siebie kolejne słowa, niczym karabim maszynowy naboje.
- on przynajmniej nie truje mnie jakimiś tableteczkami i nie chce mnie usidlić!
- ale on Cię oszukuje! - w oczach Konstancji pojawiły się pierwsze słone krople.
- kto tu kogo oszukuje ! - postanowiłam wkroczyć do akcji, bo widok ryczącej jak bóbr fizjotetrapeutki nie wzbudzał we mnie litości.
Opowiedziałam Bartmanowi o podsłuchanej rozmowie i takim oto sposobem nie było już żadnej Zbychstancji, a Zbychiał znów powoli wracał do życia.
W końcu wszyscy mogli rozejść się do pokoju. Podmienilismy Zibiego i Igłę, aby ten pierwszy nie musiał już patrzeć na obrzydliwą twarz Kostki. Ten drugi stwierdził, że jakoś przeboleje tą jedną noc. Może nie wyjmie spod poduszki sztyletu i nie przebije mu brzucha. Tfu. Tfu. Nie zapeszajmy.
no rozwala mnie ta Kostka :D
OdpowiedzUsuńszkoda że to koniec tego cyrku, albo i nie :D
http://siatkarskielovestory.blogspot.com/ pozdrawiam :))
Dobree :)
OdpowiedzUsuńOby sie nie pozabijali :D
OdpowiedzUsuńTakie ciekawe, że aż Krzysiu zajada się pop-cornem :D Dobra akcja :) Mam nadzieję, że ruda siksa zniknie z ich świata :D (Albo i nie bo przynajmniej coś śmiesznego się dzieje :D )
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały na twoich blogach :)
Marta♥