niedziela, 8 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 97.

To nie może być prawda. Przecież to nie mogło się przytrafić. Nie jemu.
Powtarzałam jak w letargu, że  wszystko to jakiś żart, wrzucając ubrania do walizki. Zapukałam do wszystkich pokoi zajmowanych przez naszą reprezentację, ale nigdzie nie odnalazłam ani śladu po siatkarzach. Spotkałam ich dopiero wychodząc z hotelu. Stali na parkingu ostro nad czymś debatując. Gdy tylko zobaczyli mnie zapłakaną i ciągnącą za sobą walizkę z przerażeniem otoczyli mnie kółkiem.
- Magda co Ty kombinujesz? Przecież to był tylko niewinny żart - Żygadło stanął na przeciwko mnie wciskając we mnie swoje stalowe spojrzenie.
- No właśnie, żart - zawtórowali mu zawodnicy.
- Mój brat został ranny podczas strzelaniny - wyłkałam rzucając się w objęcia rozgrywającego - wracam do Rzeszowa. Jestem potrzebna rodzicom.
- Ale jak to wyjeżdżasz? - Ignaczak stanął obok mnie delikatnie głaszcząc dłonią moje plecy.
- Andrea załatwił mi bilet. Za dwie godziny mam samolot - mruknęłam zostawiając na koszulce Łukasza mokre plamy.
- Lecę z Tobą - oznajmił pewny siebie Żygadło chwytając mnie za rękę.
- Nie możesz. Musisz tutaj zostać i wygrać turniej - ułożyłam dłoń na jego policzku. 
- To chociaż odwiozę Cię na lotnisko - rzucił łapiąc rączkę mojej walizki.
- Taksówka już przyjechała - wtrącił Bartman - czyli co Mała, widzimy się w Polsce?
Kiwnęłam głową na znak zgody z wypowiedzią atakującego, po czym przytuliłam każdego na pożegnanie, a Łukasz załadował moją walizkę do bagażnika.
- Skopcie im tyłki żebym nie miała wyrzutów sumienia, że Was zostawiam - dodałam wchodząc już do taksówki.
Usiadłam obok rozgrywającego kładąc głowę na jego ramieniu. Objął mnie mocno ramieniem całując w czubek głowy. Znów poczułam jak łzy napływają mi do oczu, a później powoli spływają po policzkach wyznaczając mokre strużki. To nie mogła być prawda.
Dojechaliśmy już na lotnisko. Załatwiłam wszystko przy kasie i czekałam aż Łukasz skończy rozmawiać przez telefon.
- Lecę z Tobą - rzucił zamykając mnie w swoich ramionach - Anastasi sam mi to teraz zaproponował. Powiedział, że Paweł sobie poradzi. Igła zaraz przywiezie mi moje rzeczy.
-  Czuje się podle. Przeze mnie opuszczasz drużynę.
- Hej - pstryknął mnie w nos - przecież Ty też jesteś częścią drużyny.
- Nie tak ważną jak Ty - odparłam uparcie szukając chusteczek higienicznych w swoim plecaku.
- W tej reprezentacji nikt nie jest ważniejszy. Wszyscy jesteśmy na równi. Pamiętaj o tym - oznajmił chwytając mnie nadgarstek i przyciągając do siebie.
Po chwili w szklanych drzwiach lotniska stanął zdyszany Ignaczak. Od razu namierzył wyrokiem wysoką posturę Łukasza i obładowany jego torbami zmierzał w naszym kierunku.
- Ostatni raz uciekacie z ważnego turnieju - pogroził nam palcem.
- Obiecuje, że już nigdy nie zabiorę Ci towarzysza - przyrzekłam.
Słysząc wzywanie na odprawę zaczęliśmy żegnać się z libero.
- Jeszcze raz wszystkich przeproś - szepnęłam tkwiąc w jego silnym uścisku.
- A Ty pozdrów Rzeszów - pocałował mnie w czoło, niczym ojciec lub... starszy brat.
Gdy wchodziliśmy na pokład dostałam smsa od mamy. Informowała mnie, że Kuba właśnie jest na bardzo skomplikowanej kilku, a nawet kilkunasto-godzinnej operacji, a od jej przebiegu będzie zależało całe jego dalsze życie. Nie chciałam dzwonić do mamy, bo i tak nie wypowiedziałabym ani słowa. Za pewne i po drugiej stronie usłyszałabym tylko łkanie połączone z prośbami do Boga.
Po blisko szesnastu godzinach i przesiadce na jednym z Francuskich lotnisk znaleźliśmy się w stolicy naszego kraju. Cudem udało nam się zdążyć na pociąg do Rzeszowa. 
- Prześpij się - zaproponował Żygadło wskazując na swoje ramie.
- Dziękuje, że tu ze mną jesteś. Zrezygnowałeś dla mnie z turnieju - szepnęłam przytulając się do jego boku.
- I zrobię to tyle razy ile będę musiał, bo Cię cholernie kocham. Nie zapominaj o tym - nakrył mnie bluzą.
Obudziło mnie kręcenie się rozgrywającego. Okazało się, że jesteśmy już prawie na miejscu, a ja przespałam całą ponad ośmio-godzinną podróż.
- Dzwoniła Twoja mama - odparł podając mi telefon - pozwoliłem sobie odebrać. Powiedziała, że twój tata będzie czekał na nas na dworcu i zawiezie nas prosto do Twojego rodzinnego domu.
- Wreszcie poznasz moich rodziców. Szkoda, że w tak nieprzyjemnych okolicznościach. Mówiła coś o operacji?
- Jeszcze nic nie wiadomo - wzruszył ramionami - ale będzie dobrze. Musisz w to uwierzyć, a tak się stanie.
- Magda, a jak mnie nie polubią? – wydusił z siebie gdy wychodziliśmy już z przedziału.
- Żygadło nie panikuj! – trąciłam go w ramię – nie udawaj, że się boisz.
- No ale ja wcale nie udaje! – upierał się.
Pokręciłam z politowaniem głową i wspinając się na palce przyłożyłam usta do jego policzka.
Po wyjściu z pociągu od razu zlokalizowałam mojego tatę. Wiek dał  mu już się we znaki. Czarne włosy z siwymi odrostami i zadbane wąsy. Uwiesiłam mu się na szyi mocno przytulając. Tak bardzo za nim tęskniłam.

- Tato poznaj Łukasza – przedstawiłam mu rozgrywającego. 

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Rozdział troche smutny :( Widać że Łukaszek bardzo kocha Madzie i zrobi dla niej wszystko . I TO MI SIĘ PODOBA :D. Myślę że wszystko będzie w porządku . Pozdrawiam Dooma :).

      Usuń
  2. Mam nadzieje ze bedzie dobrze zygadlo dal jej prawdziwy dowud milosci

    OdpowiedzUsuń
  3. oooo kurczę :) tego się nie spodziewałam o.O
    świetny rozdział, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie wydarzenie jak grom z jasnego nieba ;o mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale namieszałaś. Widać za to jak bardzo Łukasz ją kocha;*
    Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku ;)
    Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń