Zarówno Brazylijczycy jak i Kanadyjczycy i Finowie
pozostali w naszym kraju jeszcze jeden calutki dzień. I właśnie w ten bonusowy
dzień wszystkie cztery reprezentacje, czterema autokarami, wybraliśmy się na
wycieczkę krajoznawczą po naszej pięknej stolicy.
- Jakbym ja kurna w Krakowie nigdy nie był - mruknął
zaspany Kosok usadawiając swoje pośladki na jednym z kilkunastu stojących wokół
stołu krzeseł.
- Grzesiu, kochanieńki ja nie chce nic mówić, ale stolicę
to nam już do Warszawy przenieśli jakiś czas temu - ziewnęłam wciskając widelec
w dość gruby plaster żółtego sera.
Środkowy spalił buraka i niemrawo zaczął zjadać swoją
wysokoenergetyczną owsiankę.
- Musicie się zapoznać, integrować - Ignaczak parodiował
wypowiedź prezesa wymachując na wszystkie strony nożem - a pff niech się sam
integruje, a nam spać da!
- Uwaga, uwaga - szepnął podekscytowany Winiarski, który
wbiegając do stołówki prawie zaliczył bliskie spotkanie z podłogą - Vissi
gangster łysa pała idzie.
Muszę Wam powiedzieć, że brazylijskiemu atakującemu do
twarzy było w króciutkiej (bo jednak nie do końca wyzerowanej, no nie licząc
kilku, wyglądających na wyrwane, kęp włosów) fryzurce.
Postanowiliśmy sprawiać pozory niezainteresowanych jego
nowym image. Nie chcieliśmy zwracać na siebie uwagi, aby nie wyszło, że to my
maczaliśmy w tym palce.
- Patrzcie jak mi to świetnie wyszło! – krzyknęła
Konstancja pewnie budząc przy tym połowę Katowic.
- Cichaj! Bo zorientują się, że to my – Możdżonek
ochłodził entuzjazm fizjoterapeutki.
Leadro obdarzył nas złowieszczym, ociekającym zemstą
spojrzeniem. Aż mi ciarki po plecach przeszły… W błyskawicznym tempie,
porównywalnym do czasu Usaina Bolta na 100 metrów, dokończyliśmy nasz posiłek i
ulotniliśmy się ze stołówki. Równie szybko zapakowaliśmy nasze torby do
autobusu, nie chcąc natknąć się na jednego z członków brazylijskiej
reprezentacji.
- Zabiorę Cię na wakacje – mruknął Łukasz tym swoim
seksownym głosem, gdy tylko usiedliśmy na naszych stałych, autokarowych
miejscach.
- Że teraz? – zrobiłam bardzo popularną wśród naszych
siatkarzy minę „WTF?”.
- Jak tylko zakończymy rozgrywki w Lidze Światowej mamy
dostać kilka dni wolnego. Później znowu zaczynamy zapierniczać przed Olimpiadą
– westchnął chwytając moją dłoń w swoją – to gdzie chcesz jechać?
- Słyszałem, że wybieracie się na wakacje!! – tak, to
zdanie mogła wypowiedzieć tylko jedna osoba.
Wszędobylski, lubiący podsłuchiwać Igła wtrynił głowę
między zagłówki naszych foteli.
- Planujemy – sprostował Łukasz posyłając mi
przepraszające spojrzenie.
- No to może wybierzecie się ze mną? To znaczy ze mną i
Iwonką. Zostawiamy dzieciarnie u dziadków i wybywamy na podbój Las Vegas –
libero w zabawny sposób poruszył brwiami.
- Krzysiu nie chcielibyśmy robić Wam kłopotów… - zaczęłam
próbując jakoś wybrnąć z tej niekomfortowej sytuacji.
- Ależ to żaden kłopot! -
krzyknął uradowany Ignaczak niemalże podskakując na swoim siedzeniu –
wieczorami będziemy chodzić do kasyna i
na balangi - gdyby miał miejsce
zapewne zacząłby tańczyć na środku autobusu.
- Krzysiu, nie zrozum nas źle, ale chcielibyśmy te
wakacje spędzić razem, tylko we dwoje – rozgrywający przejął inicjatywę, chcąc
jakoś delikatnie odwlec swojego przyjaciela od pomysłu, który nie był wcale, aż
taki głupi – sęk tkwił w tym, że to nasze pierwsze, wspólne wakacje .
- Rozumiem, rozumiem – Krzysiu na szczęście nie zbytnio
przejął się naszą odmową. I chwała Mu za to! – jakbyście nie znaleźli fajnego
miejsca do nasza willa w lesie przecież stoi dla Was otworem.
- Krzysiek, jesteś genialny! – ucałowałam libero w
policzek.
- I jak przystojny! – dodał sam zainteresowany. Skromność
to przecież podstawowa cecha naszych siatkarzy.
W końcu po blisko półgodzinnym okupowaniu naszych
siedzisk, do Poldka dotarł także i sztab szkoleniowy. Trener Anastasi popatrzył
na nas lekko podejrzliwym wzrokiem, co wprowadziło pół autokaru w stan
przedzawałowy. Miejmy nadzieję, że nie dowiedział się o nocnym wybryku swoich
podopiecznych.
- Buongiorno – przywitał się w swoim rodowitym języku
szeroko się przy tym uśmiechając.
Odetchnęliśmy z ulgą, czując się jak na razie bezpieczni
w swoich skórach. Nie trwało to jednak długo. Andrea nieoczekiwanie wstał ze
swojego miejsca i przespacerował się na koniec autobusu.
- Serce mi przyśpieszyło.. chyba potrzebuje kardiologa –
szepnął Winiarski. Tak, Winiarski – pan największy żartowniś przestraszył się
konsekwencji naszego szatańskiego planu.
- Wylecę z roboty – pisnęła przerażona Konstancja, która
jakimś magicznym sposobem znalazła sobie miejsce koło Piotrusia.
- Proponuje taktykę: jeden za wszystkich, wszyscy za
jednego – rzucił Zagumny, który miał dość duży wkład w wykonaniu całej akcji.
Bez Niego nie zorganizowalibyśmy maszynki elektrycznej i nożyczek!
Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami, a gdy trener był już
prawie koło nas każdy zajął się swoimi sprawami. Bartman czytał gazetę, co z
tego, że trzymał magazyn do góry nogami. Kurek dziwnie usiadł na swoich
siedzeniach, jakby chowając coś za plecami, a Jarosz włożył w uszy słuchawki,
zapominając o podpięciu końcówki do odtwarzacza.
- Wiem, ze to Wy – szkoleniowiec wymierzył w całą ekipę
palcem.
- Ale o co chodzi? – Igła wziął na siebie cały ciężar
rozmowy z Włochem.
- Wy już przecież dobrze wiece o co chodzi.
- Nie mamy pojęcia – libero zgrywał totalnego idiotę.
- Christopher, to Wy urządziliście tak Vissotto! – AA
podniósł głos zwracając na siebie uwagę reszty sztabu siedzącej na przedzie
pojazdu.
Osz kurna, jego mać! No to mamy przerąbane.
- Należało mu się – prychnął Bartman.
- Ale ja tu nie przyszedłem dochodzić do tego czy mu się
należało, czy nie – sprostował Anastasi – mieliście świetny pomysł, ale chcę
zaznaczyć, że nie zamierzam tolerować takich zachowań. Więc, żeby mi się to już
nie powtórzyło!
- Tak jest, szefie! – powiedzieliśmy zgodnie, a później
wzrokiem odprowadziliśmy trenera do jego fotela.
- O ja pierdziu! Ale się strachu nażarłem – jęknął
Piotrek, który przez całą rozmowę z Andreą był blady jak szpitalna ściana.
W końcu ruszyliśmy w podróż do stolicy naszego kraju,
którą nie jest, jak to myślał Grzesiu, Kraków. W planie mieliśmy zwiedzanie
typowych warszawskich zabytków, włączając w to oczywiście Zamek Królewski.
Wszystkich nurtowała jednak jedna, jedyna rzecz.
- Bartek, co Ty tam chowasz pod tymi swoimi ubraniami? –
ciekawski Jarosz w końcu zadał przyjmującemu pytanie, które wszystkim chodziło
po głowie.
Dzisiaj taki misz-masz. Przepraszam, za to na górze.
Ciekawe jak on w tej fryzurze wyglądał;) Dobrze, że Ziomek chce zabrać ją zabrać na wakacje. Odpoczną sobie od reszty i spędzą czas razem;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ro Ksi;D
jego nową fryzurę pozostawiam już na pastwę waszej wyobraźni :)
UsuńHahahhahaha . Czekałam, aż napiszesz ten rozdział. Kochana ty piszesz rewelacyjnie. Za każdym razem jak czytam to mordka mi się uśmiecha. Pisz dalej i nie kończ tego. Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału. Myślę, że napiszesz go szybciutko :) Pozdrowienia ze Szczecina. Dooma :).
OdpowiedzUsuńGenialne, boskie, cudowne, nieziemskie, niesamowite, wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam :) Andrea mnie rozwalił tą reakcją :)
Pozdrawiam
P.S. Przepraszam za spam, ale zapraszam na kolejny rozdział: http://pasio-passione.blogspot.com/2013/10/osiemnastka.html
awww.....:)) Hahaha! przeciez ta akcja z włosami Visotto to jest jakieś szaleństwo a przede wszystkim mistrzostwo! AA się troszkę zdenerwował, ale ubaw po pachy!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ten rozdział to mistrzostwo...
OdpowiedzUsuńAkcja w autokarze tak mnie rozbawiła, że aż spadłam z krzesła :)
Czekam na kolejny, pozdrawiam Iwona :*