poniedziałek, 21 października 2013

ROZDZIAŁ 87.

- Trener…. – zaczął Zbyszek, a my wręcz zaniemówiliśmy z przerażanie.
- Coś się stało z Andreą? – spytałam z ledwością przełykając ślinę.
- Niee, trener tylko kazał przekazać, że Konstancja nie będzie już na masowała – posmutniał wypowiadając ostatnie słowa.
Teraz gdy przywiązaliśmy się do rudowłosej fizjoterapeutki, ona postanawia nas opuścić. Po tylu krzywdach, które nam wyrządziła, po tym jak jej wybaczyliśmy.. ona odchodzi bez pożegnania.
- Ale jak to? – ożywił się Nowakowski.
- Poleciała razem z Vissotto do Brazylii – atakujący rozwiał hipotezy reszty kolegów.
- Żartujesz sobie? – Ignaczak nie mógł uwierzyć w słowa Zibiego, zresztą jak my wszyscy.
- A czy wyglądam jakbym żartował? Kanarki ukradły nam naszą fizjo – mruknął usadawiając się na swoim siedzeniu.
- Pójdę dowiedzieć się szczegółów – zadeklarował Możdżonek i ruszył na przód autokaru.
Jak się później okazało, Konstancja poleciała do Brazylii nie w sprawach pracy, a w sprawach prywatnych, a mówiąc bardziej szczegółowo: Leandro, ten sam Leandro któremu w nocy zgoliła włosy, wyznał jej miłość i zapragnął dzielić z nią resztę życia. Czyżby romantyczny nastrój ślubu Bartka i Asi udzielił się też jemu?
- Piotrek, biedaku… nawet Konstancja sobie kogoś znalazła… - Kubiak pokrzepiająco klepnął środkowego w plecy.
- Ja czekam na prawdziwą miłość! – zapierał się blondyn – ale te pieprzone motylki nie chcą przylecieć do mojego brzucha!
- Piter!! Jak ty się wyrażasz!? – upomniał go libero.
Zrobiłam się śpiąca. Nie zważałam już na wymianę zdań pomiędzy siatkarzami dotyczącą wyjazdu Kostki. Oparłam głowę o ramię Łukasza i odpłynęłam. Było mi cholernie niewygodnie i zaczęłam tęsknić za łóżkiem, chociażby tym trochę niewygodnym spalskim.
Obudziło mnie szturchanie, którym rozgrywający chciał poinformować mnie, że dojeżdżamy. Wybiegłam z autobusu i czym prędzej pobiegłam do swojego pokoju, nawet nie zabierając mojej walizki. Runęłam jak długa na łóżko zapadając się w miękkiej pościeli.
Wreszcie w domu, bo Spała to poniekąd mój drugi dom.

Już od następnego dnia wznowione zostały treningi. Na razie bez Bartosza, który miał dołączyć do nas dopiero wieczorem.
Trening czyni mistrzem – z takim mottem zapisanym na starym prześcieradle zawieszonym na hali nasze Orzełki przygotowywały się na podbój Ameryki Południowej.
Dziś trening miał być dość nietypowy, bo zamiast piłek do siatkówki panowie dostali piłki do koszykówki! I miny były podobne do tych, które robią ludzie zaskoczeniu niespodziewanym przyjęciem urodzinowym.
- Zmieniamy branże? – prychnął Winiarski próbując zakręcić piłkę na jednym palcu.
- Trener sądzi, że do kosza nie dorzucimy? Że cela nie mamy? – dociekał Piter koślawo wrzucając piłkę do kosza.
- Dziś na treningu będziemy mieli specjalnego gościa, więc zachowujcie się – oznajmił Andrea, a wszyscy jak jeden mąż przekręcili głowy w stronę drzwi do hali.
Rozdziawiłam usta widząc zmierzającego ku nam mężczyznę dorównującego wzrostem samemu Możdżonkowi. Idealnie wyrzeźbione ciało, którego mogli mu pozazdrościć poniektórzy siatkarze.  Szerokie spodnie i koszulka, typowe dla koszykarza.
- Ma.. Ma.. Marcin Go…Gortat? – sięgający mu do połowy klatki piersiowej Zati uniósł głowę do góry i z przerażeniem spojrzał w oczy sławnego sportowca.
- We własnej osobie – zawodnik Phoenix Suns przyjacielsko klepnął młodego libero w plecy – no to co, gramy? Czy będziecie się tak patrzeć jak na wysłannika Boga?
Siatkarze jakby ocknęli się z amoku i powoli zaczęli zbierać szczęki z podłogi. Ja nadal siedziałam otępiała na plastikowym krzesełku z  szeroko otwartymi oczami wpatrującymi się prosto na zawodnika NBA.
- Może powiem Ziomkowi, żeby zgolił włosy i zapuścił taką bródkę? – żachnął siadający obok mnie Igła.
- No ty chyba sobie kpisz, Krzysztofie – pociągnęłam go za policzki podając bidon z jego numerkiem.
- Przecież widzę, jak patrzysz na tego koszykarza… uważaj, bo Łukasz będzie zazdrosny – naigrywał się dalej nasz sławny dokumentalista.
- Nie żartuj sobie nawet – pacnęłam go otwartą dłonią w czoło – nigdy nie widziałam żadnego koszykarza, a przecież fanką mogę być!
- Uuuu, mamy tutaj hotkę? – Krzychu zabawnie poruszył brwiami. Kiedyś też się tak nauczę!
- Oczywiście! Pod poduszką mam jego plakat! – dyskretnie wskazałam palcem na pokazującego jak poprawnie wykonać dwutakt Marcina.
- I Żygadło jeszcze tego nie wyczaił? – siatkarz zagwizdał z pogardą – przecież wy tam ostro pracujecie.
- Christopher nie ociągaj się! Do grania! – krzyknął Anastasi załamując ręce z powodu jakże chętnych do pracy swoich podopiecznych. Czujecie ten sarkazm?
Libero chwilkę przyjrzał się kolegą, porównując swój i ich wzrost, po czym machnął ręką i zrezygnowany włączył się do treningu. Zarówno Zatiemu jak i Igle nie szło najlepiej. Rzucane przez nich piłki nie dolatywały nawet do obręczy, ale nie poddawali się. To zadanie miało ich nauczyć woli walki. I chyba się udało! Teraz nasza reprezentacja jest jeszcze silniejsza psychicznie, a i fizycznie dostali mocnego kopa. Gortat nauczył ich kilku kroków, które mogą wykorzystać w czasie meczów.

Po jakże męczącym treningu każdy rozszedł się do swojego pokoju, aby się odświeżyć przed nieubłagalnie zbliżającą się kolacją. Usiadłam spokojnie przy biurku i spokojnie uzupełniałam papiery, które już następnego dnia miałam oddać Gardiniemu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Nie ukrywam, że lekko się zdziwiłam, bo siatkarze na tyle się zadomowili w moim pokoju, że przed wejściem nie mieli w zwyczaju zapukać. A jeszcze bardziej zdziwiłam się, gdy w progu stanął…
- Ma..Ma.. Marcin Go.. Go.. Gortat? – zaczęłam się jąkać niczym kilkadziesiąt minut temu Pawcio.
- No tak, gdybym miał włosy to teraz bym je przeczesał dłonią – westchnął rozbawiony rozglądając się po pokoju.
Spaliłam buraka, gdy zorientowałam się, że koszykarz namierzył leżący na -  i tak nie odbierającym praktycznie żadnych kanałów -  telewizorze plakat z jego zdjęciem, który wyrwałam kiedyś z jakiejś młodzieżowej gazety.
- Fani, wszędzie fani – zarysował prawą ręką łuk przed swoją twarzą – nie patrz na mnie tak błagalnie. Taki ślicznotką podpisuje nawet biusty.
Aha, fajnie. Mruknęłam pod nosem, podając Marcinowi marker wyjęty z szuflady biurka.
- Na cyckach też chcesz? – spytał podchodząc bliżej mnie.
- Nie, dzięki – wyrwałam z jego ręki pisak i szybko czmychnęłam w kierunku drzwi – czas na kolacje!
Gdy tylko zamknęłam drzwi za koszykarzem odetchnęłam z ulgą. Nie spodziewałam się, że on może być tak pewny siebie i tak zakochany w sobie.
Wystraszyłam się, gdy  faktura drewniano podobnych drzwi zniknęła spod moich dłoni, które na nich się opierały. Obróciłam się nerwowo, wręcz wpadając w otwarte ramiona siatkarza.
- Przestraszyłeś mnie – uspokoiłam oddech widząc rozbawioną twarz Łukasza.
- Dzięki, że małe dziewczynki straszę to wiem, ale że takie duże… - jęknął kiwając z politowaniem głową – chodź szybko na kolacje, bo później mam dla Ciebie niespodziankę!  



Ach *.* SKRA vs. EFFECTOR!
Chcę jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze!
WlazłyConteWronaKłosPlińskiTuiaUriarteZatorskiAntigaWłodarczykBrdjovićPietrzak
Kocham Was!! <3
Zdjęcia będę miała najprawdopodobniej jutro! xDD

3majcie się.
Bo u mnie czas na edukacje na jutrzejszy test z historii.

Klasa humanistyczne ILO pozdrawia ^^

makta ;*

2 komentarze:

  1. Dzięki Bogu ;) kolejny rozdział :D czekam na ciąg dalszy :D
    hmmm... i kolejna niespodzianka Ziomka... co wymyśliłaś tym razem?

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny :) Ciekawi mnie co Łukasz wymyślił tym razem :)

    OdpowiedzUsuń