Nasza ciekawość osiągnęła punkt kulminacyjny, gdy
skrzętnie ukrywana przez Bartosza rzecz poruszyła się. Przyjmujący z wypisaną
na twarzy trwogą podniósł swoje okrycie wierzchnie.
- Asiuuuula!! – krzyknęłam entuzjastycznie widząc moją
przyjaciółkę.
- Cicho, bo szef się skapnie – zgromił mnie Kurek,
przytulając swoją dziewczynę.
- Co ty tutaj robisz? – ściszyłam głos wpychając się na
siedzenie obok Zagumnego, który grzał miejscówkę przed Siurakiem.
- Przemycam ją do Warszawy – przyjmujący zabawnie poruszył
brwiami.
- Ale tak nielegalnie? To nie łatwiej byłoby pogadać z
Andreą? – spytałam nakrywając śpiącego Pawła jego reprezentacyjną bluzą.
- Czasem potrzebuje trochę adrenaliny – zaśmiał się.
- Nie łatwiej skoczyć na bungee? – zaproponowałam.
- Z Pałacu Kultury i Nauki - dorzucił rozbawiony Żygadło.
- Ziomeek, zamilcz – wysyczał Bartek, który nagle spalił
buraka i lekko się zdenerwował.
- O co chodzi? – zagaiła Aśka zaskoczona nagłą zmianą
humoru swojego chłopaka.
- Takie tam głupie żarty – sprostował szybko Łukasz i
ponownie wrócił do oglądania widoków za oknem.
- A tak baj de łej – nasz El Capitano zaprezentowała
swoje umiejętności posługiwania się językiem angielskim – chodzą ploty, że w
Warszawie mają być nasze partnerki. Taki tam suprajs od sztabu.
- Teraz nam o tym mówisz? – Aśka z miną wyrażającą
gotowość do bitwy niemal rzuciła się na Marcina.
Gdy wróciłam na swoje miejsce, Łukasz już spał, więc
postanowiłam go nie budzić. Wyjęłam z jego plecaka odtwarzać MP3 i skupiając
się na muzyce również odpłynęłam.
Obudziła mnie wrzawa i hasał. Leniwie otwarłam oczy i
przeciągnęłam się. Rozejrzałam się dookoła. Autobus świecił pustkami, a
większość osób zmaterializowała się przed nim w kolejce do toalety. Obudziłam
rozgrywającego i wręcz siłą wypchnęłam go z Poldka, aby kupił kawę. Pokręcił
nosem, ale bez zbędnych słów cmoknął mnie w policzek i wyszedł. Postój dłużył
się niemiłosiernie. Zdążyłam już wypić przyniesiony przez Łukasza napój, a w
kolejce stało jeszcze kilka osób, w tym kierowca, bez którego przecież nie
ruszymy.
- Szybciej będzie na pieszo – mruknął Zatorski, który
jako pierwszy załatwił swoje potrzeby fizjologiczne.
- No to na co czekasz? – burknął Kurek, który od samego
początku podróży strzelał fochy na wszystko co się rusza.
W końcu po męczącej podróży wjechaliśmy do zatłoczonej
Warszawy. Jako pierwszy punkt mieliśmy zwiedzić Zamek Królewski. Dla każdej z
reprezentacji zostało wybrane inne skrzydło, a do pakietu dorzucili nam
przewodnika. Jak na nieszczęście trafiła nam się dość młoda, świeżo upieczona
absolwentka jednej z warszawskich uczelni. Doskonale widziałam jak każdy z
siatkarzy wręcz ślinił się na jej widok, a gdy przechodziliśmy do następnej
sali gapili się na jej tyłek. Ostatnimi czasy zauważyłam, że stałam się
strasznie zazdrosna. Denerwowało mnie, gdy Łukasz patrzył na przechodzące obok
nas dziewczyny. Najgorsze było to, że nie miałam się komu wygadać. Aśka
wymknęła się do galerii, a ja w ciszy szłam obok dwójki trenerów i co jakiś
czas włączałam się do dyskusji na temat poszczególnych obrazów, czy ekspozycji.
Zatrzymałam się w jednej z sal, bodajże jakiejś balowej.
Z sufitu zwisał ogromny, wysadzany kryształami żyrandol, który naprawdę budził
zachwyt.
- Pięknie tu, prawda? – po pomieszczeniu rozniósł się
dźwięk jego głosu.
- Sprawia wrażenie – uśmiechnęłam się nawet nie
odwracając się w jego stronę.
- U nas w Brazylii, nie ma takiego piękna – zdawałam
sobie sprawę, że siatkarz zbliża się do mnie.
- Warszawa ma jeszcze więcej pięknych miejsce –
spojrzałam w wiszące przede mną lustro, Leandro stało już praktycznie za mną.
Na głowie miał czapkę, typu full-cap, która zakrywała jego nową – lepszą (?)
fryzurę.
- Nie mówię o zabytkach, a o kobietach. Precyzując, mam
na myśli Ciebie – przerzucił moje włosy na jedną stronę.
- Zawstydzasz mnie.
- Taka piękna kobieta zasługuje na prawienie jej
komplementów. Gdzie masz narzeczonego?
- Łukasz nie jest moim narzeczonym – poprawiłam go
odwracając się przodem w jego stronę.
- No to jeszcze lepiej. Chłopak nie ściana, da się
przestawić – zaśmiał się – obserwowałem was i chce Ci zadać jedno pytanie.
Mogę?
- Zależy jakie to pytanie – uniosłam brwi do góry i
skrzyżowałam ręce na piersi.
- Jesteś z nim szczęśliwa? – rzucił bez zbędnych
ceregieli i owijania w bawełnę.
Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co mu podpowiedź. Może
ostatnio nie zbytnio układało mi się z Łukaszem, ale tłumaczyłam to sobie
trwającą Ligą Światową. Jednego byłam pewna: kocham go i taki mały kryzys nie
zepsuje relacji między nami.
- Jestem – odparłam patrząc w jego ciemne, czekoladowe
źrenice.
- Powiedz prawdę – domagał się.
- Jestem z nim szczęśliwa. Kocham go.
- Pamiętaj, że w razie czego zawsze możesz na mnie liczyć
– wcisnął mi w rękę karteczkę ze swoim numerem i wyszedł.
Tępo patrzyłam w rząd dziewięciu cyfr zanim wklepałam je
w telefon. Zapisałam numer i również udałam się na poszukiwania swojej grupy.
Rozmowa z Vissotto dała mi kilka powodów do przemyślenia całej sytuacji, ale
również utwierdziła mnie w przekonaniu, że w moim związku ostatnio nie dzieje
się najlepiej. Takie jest życie ze
sportowcem – westchnęłam.
Następnym punktem naszej wycieczki krajoznawczej był
obiad. Bo blisko czterech godzinach słuchania dość monotonnego wykładu w Zamku
siatkarze mogli spotkać się ze swoimi rodzinami i wspólnie zjeść posiłek.
Usiadam przy stoliku razem z Łukaszem, Bartkiem i Asią. Panowie odebrali nasze
talerze. Kurek na szczęście rozluźnił się i już nie straszył wszystkich
marsowym wyrazem twarzy.
Później zabrali nas do „Łazienek” i dali trochę luzu. Mieliśmy
godzinę na spacerowanie po Parku. Rozmawiałam z żoną Krzyśka, gdy poczułam jak
ktoś łapie mnie od tyłu w pasie.
- Chodź ze mną – wymruczał do ucha, łapiąc mnie za dłoń.
Przeprosiłam Iwoną i ciągnięta przez Łukasza ruszyłam w
stronę stawu. Usiedliśmy na prawie jedynej wolnej ławeczce w okolicy i przez
chwilę w milczeniu obserwowaliśmy pływające łabędzie. Żygadło przyciągnął mnie
do siebie i mocno przytulił. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum, który tak
przyjemnie drażnił moje nozdrza.
- Łukasz… - zaczęłam nie bardzo wiedząc jak kontynuować.
- Nic nie mów – uprzedził mnie – przepraszam, że nie
miałem dla Ciebie aż tyle czasu, ale pomagałem Bartkowi w bardzo ważnej
sprawie.
- Jakiej sprawie? – zdziwiona podniosłam głowę z jego
ramienia.
- Zaraz się przekonasz. Chodź, bo się spóźnimy.
Poszliśmy praktycznie na drugą stronę parku, gdzie
znajdował się jeden z mostów. W pobliżu zgromadziło się już kilku
reprezentantów naszego kraju, a ja coraz bardziej chciałam dowiedzieć się o co
w tym wszystkim chodzi.
Nie źle. Ciekawa jestem w jakiej ważnej sprawie Łukasz pomagał Bartkowi. Świetny rozdział bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńFajny rozdział;)
OdpowiedzUsuńPewnie Bartek chce się swojej dziuni oświadczyć;D
Pozdrawiam serdecznie;)