- Gdzie masz swojego chłoptasia i tą całą bandę wyrośniętych baranów ? - sypał złośliwościami jak nasz Igła sucharami z rana.
- Możesz pociskać mi kity i pierdoły, ale od chłopaków się odczep - uniosłam do góry zaciśniętą pięść.
- Bo co? Uderzysz mnie ślicznotko? - prychnął ironicznie.
Oj Vissotto nawet nie zdajesz sobie sprawy z kim zadarłeś.
- Uderze - odparłam z wypisaną na twarzy pewnością siebie.
- Ty? - zaśmiał się w głos - taka dziewczynka? Nie odważysz się.
Prowokował mnie i wychodziło mu to znakomicie.
- Nie? To patrz!
Błyskawicznie wzięłam zamach i moja dłoń odcisnęła się niemal całkowicie na jego policzku. Odgłos zetknięcia się mojej ręki z jego skórą rozniósł się echem po całej hali. A całe to zdarzenie idealnie zgrało się z wejściem naszych zawodników na płytę boiska.
Biedaczek Pan Casanova trzymał dłoń na czerwonym poliku, a w naszym kierunku już zmierzała delegacja naszej reprezentacji z Łukaszem na czele.
- Nic Ci nie jest ? - spytał zamykając mnie w swoich ramionach - Coś Ci zrobił?
- Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się triumfalnie - kolega Leandro po prostu nie wierzy w siłę polskich kobiet.
- Nie wiedziałem, że u Was zamiast facetów to kobiety muszą komuś dołożyć - odgryzł się Brazylijczyk, który nawet po spoliczkowaniu nie chciał odpuścić.
Skubany! Nie po to podnosiłam te głupie dwukilowe ciężarki na siłce w Spale żebym teraz nie mogła przyłożyć jakiemuś zadufanemu w sobie fagasowi.
- Widzę Żygadło, że nie potrafisz dobrze zadbać o swoją dziewczynę - hahahahaha, oj Vissotto teraz to dojebałeś.
Widziałam narastającą w Łukaszu złość i zwycięstwo w oczach Leandro.
- Spokojnie - szepnęłam chwytając ramię rozgrywającego.
- No co panie Idealny Facet nie przyłożysz mi? Strach Cię obleciał - naśmiewał się atakujący z Południowej Ameryki - nie potrafisz obronić dziewczyny?
Zbliżył się do mnie. Nasze ciała dzieliły milimetry, a on tak po prostu położył rękę na moim pośladku, a wargi przyłożył do mojej szyi. Spojrzałam w jego czarne jak smoła oczy, po czym moje kolano z impetem uderzyło w jego krocze. Ze łzami w oczach wybiegłam z hali i usiadłam na krawężniku.
Nie wiem co się działo z chłopakami, ale za pewne zaczęli trening, bo przez najbliższe półtora godziny nikt nie wyszedł. W końcu drzwi się otworzyły. Łukasz usiadł obok mnie i przez chwilę zatonął we własnych myślach, by potem mocno mnie przytulić.
- Pobiłeś go? - spytałam drżącym głosem ukrywając swoją załzawioną twarz w jego koszulce.
- Chłopaki odciągnęli mnie w ostatniej chwili, gdy na horyzoncie pojawił się trener.
- Nie chce żebyś miał później problemy.
- Od teraz Cię nie opuszczę i nie pozwolę, że on Cię skrzywdził - pocałował mnie w czoło.
- Jestem Mistrzem! - zadowolony z siebie Winiarski usiadł z mojej drugiej strony szturchając moją nogę.
- Wiemy - westchnęłam.
- Ale skąd wiesz co wymyśliłem jak dopiero to wymyśliłem ? - zdziwił się.
- Wiemy, że jesteś Mistrzem - ponownie ciężko westchnęłam. Czasami nie potrafię zrozumieć ich inteligencji.
- Aach no chyba, że tak - wyszczerzył się.
- To co wymyśliłeś ? - Ignaczak ze swoją najdroższą przyjaciółką butelką wody usadowił swoje cztery litery obok przyjmującego i w taki sposób swoje miejsca zajmowali kolejni.
- Naślemy na tego pacana Vissotto naszą Konstancje - zatarł złowieszczo ręce.
- Nie lepiej dopaść go w nocy i zgolić mu włosy? - zaproponowałam podnosząc głowę z ramienia rozgrywającego.
- Czemu ty zawsze musisz mieć fajniejsze pomysły niż ja ? - odparł naburmuszony Michał. Za pewne nawet ten jego Oliwier tak szybko się nie obraża.
- Bo to jest Magda tego nie ogarniesz - zachichotał Kurek prostując swoje masywne kończyny.
- A może zrobimy i to i to ? - krzyknął uradowany Ignaczak ale jego zapał szybko ostygł gdy zobaczył wychodzących z hali trenerów.
Załadowaliśmy się do naszego autobusu, gdzie choć przez chwilę każdy mógł zająć się sobą.
Po kolacji, którą każdy zjadł w ekspresowym tempie zebraliśmy się w bartkowym pokoju. Wygodnie się rozsiedliśmy i czekaliśmy aż przyjmujący rozłoży cały swój sprzęt, gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Proszę ! - ryknął Piter.