czwartek, 11 lipca 2013

ROZDZIAŁ 78.

Że też Konstancja musiała wybrać akurat ten korytarz na przeprowadzenie rozmowy telefonicznej. Przecież w całym Ośrodku jest ich milion!
Rudoloczna stawiała dinozaurze krok za swoich różowych sandałach z rożyczka przyspojonych do dwunasto-centymetrowych obcasów. Na swoje krótkie, niezgrabne nogi ubrała leginsy typu galaxy, które w jej przypadku jedynie pogarszały sytuację. Obcisła bokserka, z której wylewały się jej wielkie cycki miseczki XYZ zakrywała jej jedynie połowę brzucha, a skrzeczący głos dało się rozpoznać z końca korytarza.
- Chowajmy się - polecił Igła, po czym wszyscy rozbiegli się na różne kierunki.
Żygadło pociągnął mnie za rękę i wciągnął do kantorka pani woźnej uprzednio wyganiając stamtąd Bogu winnego Zatorka.
Zaśmiałam się zalotnie, gdy rozgrywający przycisnął mnie do szafy, z której czubka niespodziewanie spadły rolki papieru toaletowego.
- Łukaszku Pysiaczku ! - zaświergotała rudowłosa podbieraczka facetów.
Niech ta łajza odwali się od mojego chłopaka, albo zapamięta do końca życia cios wymierzony wprost w jej krzywy nos.
- Teraz cicho, bo jak nas znajdzie to będę miał przesrane - wyszeptał wprost do mojego ucha.
- Chyba zaryzykuje - oznajmiłam półszeptem przez co trochę go rozzłościłam. Uhuhu, peszek.
- Tak się chcesz bawić? - zaśmiał się gardłowo przygryzając płatek mojego ucha.
Skubany wie jak mnie podejść. Wymruczałam coś bliżej nie określonego usadzając swój tyłek na stojącym obok stoliku. Pociągnęłam za kołnierzyk jego czerwonej polówki przyciągając go bliżej siebie. Stanął między moimi nogami swoją długą ręką przekręcając kluczyk w drzwiach. Okręciłam nogi wokół jego bioder nosem wodząc w okolicy jego ust. Na reakcje nie musiałam długo czekać, bo po chwili jego język już szalał w mojej jamie ustnej. Zimne dłonie błyskawicznie znalazły się pod moją koszulką zwinnie podciągając materiał do góry. Na moment przeniósł usta na moją szyję pozostawiając na niej mokre ślady, aby później znów wbić się w moje stęsknione jego obecnością wargi. Moja koszulka poleciała gdzieś w kąt zatrzymując się na kiju od miotły, a zaraz dołączyła do niej również polówka Łukasza.
Położył mnie na stoliku układając dłonie tuż koło mojej głowy. Napierał na drewnianą płytę całym swoim ciężarem, bo nieoczekiwanie poczułam jak... spadam w dół. Krzyknęłam przerażona lądując na twardym dębowym blacie.
- Stół się załamał - zaśmiał się Żygadło pomagając mi pozbierać swoje obolałe kości z podłogi.
- No co ty nie powiesz? - żachnęłam zabierając z miotły moją koszulkę - kończymy tą serenade kochaniutki - poklepałam go po policzku podając jego T-shirt.
- Ej no - jęknął zawiedziony.
- To mnie teraz wszystko boli - skrzywiłam się rozmasowując bojący kark.
- No patrz Ciebie już wszystko boli, a ja jeszcze nie ściągnąłem nawet Twoich spodni - zaśmiał się żartobliwie.
- Grabisz sobie Żygadło - pogroziłam mu palcem siłując się z zamkiem w drzwiach.
- Nie w tą stronę kręcisz kluczem - westchnął.
- Faktycznie. Dzięki - mruknęłam popychając do przodu drzwi - i jakby ktoś pytał ten stolik to nie my, jasne?
- Jak słońce, pani kapitan - zarzucił rękę na moje ramiona i cmoknął mój polik.

- O tutaj jesteś mój Żygusiu - Konstancja niespodziewanie wyłoniła się zza rogu.
Wdech. Wydech. Pamiętaj M. przłóż jej na tyle mocno aby cię zapamiętała i na tyle lekko abyś jej nie zabiła!
- Czego chcesz ? - warknął w jej stronę rozgrywający.
- Nie tak ostro złociutki - poprawiła stanik i wsunęła jeden z wystających drutów.
- Czyli nic nie chcesz? Tak więc z łaski swojej przesuń się bo blokujesz całe przejście - mocno ścisnął moją dłoń.
- Nie tak prędko. Andi kazał przywołać Warońkę do siebie - wymierzyła we mnie palcem. Mama jej chyba nie nauczyła, że palcem się nie pokazuje. Ale nie ma się czego dziwić. Jej mamą była przecież pani mors z jednym dużym kłem.
- Andi? - uniosłam zdziwiona brwi do góry.
- No ten cały Atanasi.. nie bardzo ogarnęłam o co mu kaman, bo z angola to ja licha byłam - zachichotała.
- Anastasi - westchnęłam przybijając sobie zadomowiony już w reprezentacji gest znany facepalm'em.
- Nie ważne. Masz się u niego natychmiast zjawić. I nie martw się ja się Łukaszkiem zajmę właściwie - pogłaskała policzek rozgrywającego i łapiąc go pod łokciem pociągnęła w stronę strefy relaksu.
Widziałam tylko jak Żygadło odwraca się w moją stronę i patrzy błagalnym spojrzeniem. Uniosłam kciuk do góry i szybko udałam się do pokoju trenera.
Działam w myśl sentencji: czym predzej wejdę, tym szybciej wyjdę.
Oby tylko nie chodziło o ten połamany stolik w kantorku, bo jak ja mam się z tego niby wytłumaczyć?

4 komentarze:

  1. Ciekawy rozdział ta Konstancja jest okropna :( Piszesz niesamowite blogi :P Bardzo mi się podobają
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta Konstancja to na nerwy mi działa. Ale z tym stolikiem wymodzili;d Mają pomysły;d Pozdrawiam i czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  3. leże i nie wstaje XD
    Konstancja mnie rozwala part 156723445765 :D
    troszkę się pogubiłam w rozdziałach, ale już doczytałam sie!:D
    świetnie piszesz, czekam na nowy :D
    http://siatkarskielovestory.blogspot.com/
    http://uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe co chce Andrea od niej :D
    Co tak nagle Konstancja doczepiła się do Łukasza?! Noo tak Zbyszek się od niej odczepił więc potrzebuje komuś innemu truć życie! ;/
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
    Zapraszam do siebie :)
    http://osaczona-siatkowka.blogspot.com/
    Pozdrawiam,
    Patatajka! :)

    OdpowiedzUsuń