niedziela, 3 listopada 2013

ROZDZIA 90

Razem są tak wysocy jak 10-piętrowy budynek. Łącznie ważą tyle co spory samochód.
Razem potrafią zniszczyć ludzką psychikę, na dobre.

Apokalipsa nastała. Dosłownie. Aby dowiedzieć się co się tutaj stało, trzeba powołać specjalną komisję złożoną z najlepszych detektywów na świecie.
Drzwi od pokoju z ledwością się otworzyły, bo blokował je przewrócony do góry nogami stół. Stękający z bólu Ignaczak leżał przygnieciony łóżkiem, a wszystkie rzeczy z szafy porozwalane były po całym pomieszczeniu.
Żygadło widząc swojego laptopa, a raczej jego pozostałości, prawie uronił kilka łez. Zaczął zbierać kolejne części i układać je na przywróconym już do normalności stoliku.
- Co oni Ci najlepszego zrobili?! Moje maleństwo.. – opłakiwał swój komputer.
- Dzięki, dzięki, dzięki… gdybyście nie zauważyli to ja tu już prawie umieram! – wysapał libero oczekując od nas jakiejkolwiek reakcji.
- Sorry Krzysiu, ale na tym laptopie było zapisane całe moje życie! – lamentował rozgrywający.
- Jasne lepiej opłakiwać laptop niż pomóc przyjacielowi, którego notabene jak zaraz stąd nie wyciągnięcie to też będziecie musieli opłakiwać!
Łukasz chyba zrozumiał, że może stracić nie tylko swój przenośny komputer ale też kolegę, więc błyskawicznie dopadł do łóżka.
-  A Ty Madziuchna co tak stoisz? Pomogłabyś! – domagał się Krzysiek.
- Ja tutaj Wam kibicuje, aby się udało Cię uwolnić – pokazałam mu zaciśnięte pięści.
- Dobra Krzychu, na trzy i podnoszę – oznajmił Ziomek – raz, dwa…
- Czekaj! A to będzie bolało? – wtrącił jeszcze Igła.
- A teraz boli? – spytałam przybijając sobie znanego już wszystkim w reprezentacji facepalma.
- Cholernie – wysyczał.
- Tak więc gorzej już nie będzie – kucnęłam i chwyciła jego dłoń, w czasie gdy Łukasz podniósł uciskające krzyśkową nogę łóżko.
- Ja żyje! Ja żyje! – wykrzykiwał ocalony siatkarz rzucając się na mnie – Ja żyje! – powtórzył i cmoknął mnie w policzek.
- Nie zapędzasz się Ignaczak? – chrząknął stojący nad nami Łukasz – lepiej powiedz mi co się tutaj tak naprawdę stało i kto to wszystko posprząta.  
Trochę się jąkał. Trochę sapał i stękał. Ale z tego obszernego opowiadania najważniejszy był jeden fakt. Ten cały burdel zrobił nikt inny jak nasz Grzesiu.
Zaraz po tym jak panowie wrócili z nocnej wycieczki po Ośrodku z burakami na twarzy rozeszli się do swoich pokoi. I nawet nie zainteresowali się faktem, że mnie Łukasza i Pita nie ma wśród nich. Miło panowie, naprawdę miło. Pituś drukuje już wasze nagie fotki! Później zaczęła się burza, więc wystraszony – prawie tak samo jak Zati po spotkaniu z pająkiem – Kosok zaczął szukać bezpiecznego schronienia. Pech chciał, że w główce naszego środkowego zrodziła się myśl zgłoszenia się do Ignaczak. Kolejną część opowieści libero, w której to dochodzi dlaczego Grzesiu wybrał właśnie jego i komplementuje swoją urodę i inteligencję, ominiemy i przejdziemy do rzeczy bardziej ciekawych i interesujących. Gdy Kosa wszedł do pokoju za oknem ukazała się na niebie błyskawica, wtedy to siatkarz wpadł w panikę i zaczął demolować wszystko co stanęło mu na drodze, a gdy  Krzysiek chciał go trochę ogarnąć ten popchnął go, po czym rzucił łóżkiem i uciekł.
- To przecież nieodrzeczne! – złapałam się za głowę, słysząc te wszystkie bzdury wypowiedziane z jego słów.
- No ale taka jest prawda! – zapierał się Ignaczak.
- Wiesz co Krzychu? Takie bajki to Ty sobie możesz wciskać tylko swoim dzieciom – fuknął Łukasz – przychodzę tutaj przed śniadaniem i ma być porządek!
- Ale to nie fair! To wszystko wina Kosy! – oburzył się libero.
- To już nie mój problem. Tu jest syf większy niż u Jarskiego i Winiara.
Igła powłóczył nogami i wziął się za sprzątanie. Najwidoczniej jako jedyny z reprezentacji czuje jeszcze respekt przed rozgrywającym.
Do pobudki została niecała godzina, więc nie opłacało nam się iść spać. Ja wzięłam się za wypełnianie reprezentacyjnych papierków, w których to musiałam stwierdzić, czy nasze kochane złotka nie mają jakiś ułomności w swoich mózgach, a Łukasz wziął w posiadanie mojego laptopa, przy pomocy którego próbował odzyskać dane ze swojego ocalałego dysku.

Na śniadanie każdy przyszedł w innym nastroju. Grzesiek stękał z bólu i strzelał kośćmi na wszystkie strony. Igła klął jak szew obmyślając jak tu zniszczyć wymienionego wyżej środkowego. Piotruś natomiast wmaszerował na stołówkę z wielkim uśmiechem pod pachą dzierżąc wypchaną po brzegi teczkę, którą za pewne podwędził któremuś ze statystyków. Bartman wbiegł, w o dziwo dobrym humorze, ciągnąc za sobą Bogu winnego Bobika, którego chcąc nie chcąc dawno nie widziałam. Atakujący dopadł do krzesełka i od razu podzielił się z nami wspaniałą wiadomością, wręcz przełomową w życiu jego… psa.
- Mój Bobik ma dzisiaj randkę! A jeżeli psina ma randkę, to pan też! If ju now łot aj mint. – Zibi zabawnie poruszył brwiami.
Kurde! Mówiłam Wam już, że też chce się tak nauczyć? Nie? No to teraz już wiecie.
- Jestem nieudacznikiem! -  Piter z ustami wygiętymi w podkówkę rzucił na środek stołu plasterkiem jakiejś smacznie wyglądającej szynki. Trzeba ją szybko zlokalizować i zrobić sobie smakowitą kanapeczkę! – nawet pies znalazł sobie drugą polówkę, a ja nie mogę!
Zdenerwowany zrzucił ze stołu teczkę z orzełkiem z przodu, z której wysypały się kompromitujące zawodników zdjęcia. Osz w mordę kurde bele. Hajs się nie zgadza.







Obiecuję Wam, że Pituś już za niedługo znajdzie swoje big love <3
I już nie będzie smęcił i nie będzie niedorajdą,
A sam Zbyszek najlepszeciachowmieście Bartman będzie mu zazdrościł, czy coś.

Chcę dobić do setki. Ciekawe co z tego będzie, mhh.
Epilog już rysuje mi się gdzieś w otchłaniach mojego umysłu.

Już nie będę Wam smęcić.
Nie jest idealnie, ale zawsze przecież może być gorzej.

Miłej edukacji Misiaczky Pysiaczky. ;*
Wasza i tylko Wasza,

makta.

6 komentarzy:

  1. No to może będę pierwsza. Genialny rozdział. Uwielbiam. *-* Biedny Igła... Swoją drogą biedny Kosa, skoro aż tak boi się burzy. Uuu czuję, że te fotki mogą dużo namieszać.
    Pozdrawiam
    P.S. Zapraszam na nowy rozdział: http://pasio-passione.blogspot.com/2013/11/dwudziestka.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej Ju Ty kurde! Nawet nie o epilogu, może on być w nieodkrytych czeluściach Twojego umysłu, nigdy bliżej powierzchni.

    Pitter i big love .. wreeszcie nie będzie smęcenia :) czekamy na następny rozdział :)

    PS. to ma być wielkanigdyniekończącasię historia, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  3. *myśl o epilogu

    OdpowiedzUsuń
  4. ej, ja nie chcę tam bardzo epilogu już no:c
    ah, czekam na moment kiedy Pit znajdzie sobie dziewczynę, i w końcu skończą się te wszystkie zrzędzenia, smęcenia, i aż chcę zobaczyć zazdrość Bartmana! ^^
    buziaczki. ;*
    [three-other-worlds.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Co?! Jakie epilog?!
    Nieeeeeee!
    To jest tak genialna, epicka historia, która nigdy nie ma końca;*
    Pozdrawiam serdecznie; )

    OdpowiedzUsuń
  6. jaki epilog??!! Kurde... nie ma tak!
    Biedny Kosia:( boi się burzy... Ale jaką demolkę zrobił-trzeba gratulować:)
    lubię Twój blog, więc jakoś mi się nie widzi rozstawać:((((
    ja dziś też dodaję rozdział, więc już teraz zapraszam do siebie:
    http://zastapzloscmiloscia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń