wtorek, 19 listopada 2013

ROZDZIAŁ 95.

Znam cię na pamięć, ty mnie pewnie też.
Nie muszę nic mówić, jak nikt rozumiesz mnie.

Hurraoptymizm. Nieopisana radość. Niepohamowane szczęście, a nawet i łzy. Z takimi oto nastrojami opuszczamy autokar tuż pod Głową Cukru, czymkolwiek ona jest.
Kierowca szeroko się do uśmiechnął, wiec odwzajemniłam gest i wyszłam na zewnątrz. Powoli zaczynałam mieć dość brazylijskiego słońca i upału, ale przecież następnym razem w Rio mogę być za kilka lat, albo w ogóle już tu nie zawitam.
- Zbiórka! – krzyknęłam wskazując siatkarzom na krawężnik, wzdłuż którego mieli się ustawić w dwu szeregu.
Jednakże w słowniku naszych reprezentantów pojęcie zbiórki w dwuszeregu nie istnieje. Zati popędził gdzieś do kramów kupować pamiątki, Zibi zaczął obracać się za kręcącymi tym co w genach mama dała brazylijskimi dziewczynami, a reszta  z tępym wyrazem twarzy wpatrywała się we mnie z dziwnymi uśmieszkami pod nosem.
- Daruj nam opowieści przewodnika, bo Guma streścił nam pół Wikipedii w czasie gdy ty spałaś – mruknął Bartman podnosząc okulary słoneczne do góry, aby kolejny raz zerknąć na zgrabne nogi przechodzących mieszkanek państwa kanarków.
- Psujecie mi całą zabawę – fuknęłam obracając się na pięcie – dobierzcie się w dwójki i maszerujcie za mną!
- Boże, Ziomek jak Ty z nią wytrzymujesz? Ja bym już zwariował – Igła załamał ręce człapiąc nogami, i co chwilę nadeptując mi na pięty.
- Na to już za późno, Krzysiu – parsknęłam machając trzymanymi w dłoni biletami.
Podeszłam do kasy, w celu okazania stosika kartonowych prostokątów z motywem brazylijskiej flagi. Profesjonalną angielszczyzną porozumiałam się z dość młodą dziewczyną, która z wręcz nienaturalnie wielkim uśmiechem przyglądała się mojej twarzy.
- Ludzie tu są dziwni. Patrzą się na mnie z dziwnymi uśmieszkami. Źle wyglądam, czy co? – zmarszczyłam czoło rozdając chłopakom wejściówki na kolejkę linową.
- Skądże znowu, wyglądasz dziś bardzo pięknie. Zresztą jak zawsze – komplementował mnie Winiarski, a ja pod wpływem jego magnetycznych oczu uwierzyłabym w każde słowo.
Zajęliśmy swoje miejsca na podwójnych ławeczkach, które powoli wznosiły się do góry. Na dole pozostawiliśmy Bartosza, który przez swój lęk wysokości nie odważył się wjechać na szczyt 396 metrową górę, i Piotra, który postanowił dotrzymać towarzystwa swojemu współlokatorowi.
Podziwiałam rozciągające się na prawo i lewo piękne krajobrazy. Przed nami malowała się lazurowe morze, a pod czubki zielonych drzew.  Widok zapierał dech w piersiach, a jeszcze piękniej było na zrobionym na szczycie Głowy Cukru punkcie widokowym.
- No to może cyknę Wam fotkę? – zaproponował Ignaczak, gdy w objęciach Łukasza podziwialiśmy niekończący się ocean.
- A może lepiej nie? – Kubiak odciągnął naszego libero na bok – o, patrz! Tutaj cyknij Możdżonowi!
- Jakoś dzisiaj dziwnie się zachowują – westchnęłam nasuwając na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Wydaje Ci się. Wczesne wstawanie im nie służy – Łukasz machnął ręką i pocałował mnie w policzek.
Chwilę później zjeżdżaliśmy już w dół, gdzie czekała na nas zniecierpliwiona dwójka siatkarzy. Po zakupie tysiąca pamiątek, figurek, obrazków i magnesów odnaleźliśmy na parkingu nasz autokar i wyruszyliśmy do drugiego z trzech punktów naszej wycieczki krajoznawczej. Tam czekała już na nas pani przewodnik.
- To gdzie ta piękna, długonoga Brazylijka? – nasz napalony Bartman wybiegł z autobusu jak strzała.
- Przedstawiam Wam Elizabeth Gless – uśmiechnęłam się wskazując na kobietę w wieku około czterdziestu lat, z wylewającym się spod krótkich spodenek cellulitem Zibi, Misiu, możesz już zarywać.
Owa kobieta oprowadził nas po Stadionie Maracana. Z pasją opowiadała o każdym zakątku budowli, w której może zasiąść zaledwie 103 tysiące kibiców piłki nożnej. A gdyby tak zrobić tam mecz siatkówki polskiej reprezentacji?
Nasza pani przewodnik w skrócie opowiedziała nam o mijanych za oknem autobusu zabytkach, po czym pozostawiła nas samych sobie na wielkiej plaży Copacabana.
Związałam włosy w kitkę, po czym rozłożyłam na nagrzanym piasku ręcznik plażowy i zdjęłam zbędne ubrania pozostając jedynie z stroju kąpielowym. Chłopaki poszli pływać, lub przynajmniej próbować nie zatonąć, a ja w spokoju nagrzewałam się dającą poczucie szczęścia i radości energię słońca, które notabene, tutaj w Brazylii, grzeje jakoś inaczej niż w Polsce.
- Popływała być z Nami – mruknął Ignaczak zajmując większą połowę mojego niezbyt dużych rozmiarów kocyka w delfiny.
- Ale jak nie chcesz to wcale nie musisz, co nie Krzysiu? – wysyczał niemal przez zaciśnięte zęby Kurek, charakterystycznie rozszerzając źrenice.
To zaczynało się robić naprawdę dziwne i denerwujące. Od samego rana coś przede mną ukrywali, niczym jakaś konspiracja, a przecież ja zawsze chce dla nich jak najlepiej.
Usiadłam na ręczniku przesypując piasek między palcami, po chwili przysiadł się do mnie Żygadło delikatnie gładząc dłonią moje udo. Przez moje ciało przeszły takie przyjemnie dreszczem, zresztą jak zawsze gdy nasze ciała się stykają. Wytwarza się między nami istne napięcie elektryczne, a każdy kontakt może spowodować porażenie prądem, i to w ten pozytywny sposób.
- Nie miej mi nic za złe, dobrze? – zagaił nagle kładąc się na ręczniku.
- Nie wiem o co Ci chodzi, ale trochę mnie przestraszyłeś – obróciłam się do niego przodem i zaczęłam kreślić wzroki na jego umięśnionym brzuchu.
- Nie musisz się bać, to nic takiego – posłał w moim kierunku wielki uśmiech, który rozwiał wszystkie niepewności.
- To może tak cykniemy sobie fotkę na Copacabana Beach? – zaproponowałam entuzjastycznie wyjmując z plecaka aparat.
- Czemu nie – wzruszył ramionami i podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej.

Zrobiłam kilkanaście samojebek, których za pewne pozazdrościł by nam Karol Kłos, który niestety nie wyruszył z nami na podbój Brazylii, a szkoda, bo byłoby dość zabawnie. W końcu po długiej sesji fotograficznej postanowiłam obejrzeć fotografię. Zaczęłam od zdjęć ze szczytu Głowy Cukru, przez te ze stadionu, a skończywszy na tych, na których zależało mi najbardziej. Gdy tylko zobaczyłam pierwsze z nich miałam ochotę zabić każdego z siatkarzy po kolei, a później zmielić ich ciała i dać psom na pożarcie. 




***
nie wiem co z tego wyszło, ale macie coś takiego tam na górze.
jestem rozbita. 

5 komentarzy:

  1. uwielbiam Twój blog!!!
    W tych Oczach WINIARSKIEGO każdy tonie:D
    CO ZIOMEK KOMBINUJE??
    z resztą samojebki Są extra! Zwłaszcza w parach. Sama nigdy w życiu ani jednej nie zrobiłam, ale moi przyjaciele potrafią:D
    Swietny rozdział!:)
    zapraszam no nowy do mnie:)
    http://zastapzloscmiloscia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten blog jest zarombisty

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahhaha xD Co oni tam wykombinowali z tą szminką?! :D Już się nie mogę doczekać następnego ;p

    Zapraszam do mnie:
    http://opowiadanie-o-asseco-resovii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Niecierpliwie czekam na następny :)

    Tymczasem zapraszam na http://eksotplaze.blogspot.com/
    Nie o siatkówce, ale może się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Twojego bloga !!! rozdział fantastyczny, czekam na kolejny!!!
    Zapraszam na bloga koleżanki http://lifecanbemarvellous.blogspot.com/
    Zaczyna i potrzebuje wsparcia

    OdpowiedzUsuń