W piłkę
nożną można grać niechlujnie przez 80 minut. W siatkówkę tak grać się po prostu
nie da.
Podróż. Kolejna podróż. Kolejne godziny spędzone w
autobusie, w którym zapewne już nie jeden raz opracowaliśmy 1001 pomysłów na
nudę podczas podróży. Może założymy fejsbukową stronę? Pituś na pewno wyrwie na
nią kilka tysięcy lasek. Bo która z Was nie złapie się na chwytliwą
nazwę 1001 pomysłów na nudę podczas
podróży według Piotra Nowakowskiego i bandy gamoni? Mi już kolana miękną na
samą myśl o tym fanpejdżu.
Podróż Poldkiem była bardzo męcząca. Żar lał się z nieba,
w autokarze wysiadła klimatyzacja, a naszym siatkarzom chyba urosły nogi, bo
coraz częściej narzekali na bóle, mrowienia i inne tego typu medyczne
schorzenia, a to dla poziomu naszej kadry nie wróży nic dobrego. A może po
prostu łupie ich w kościach na starość?
Wszyscy jakoś przeżyli te kilka godzin jazdy polskimi,
idealnymi, pięknymi i niedziurawymi drogami. Teraz czekał nas kolejny etap
podróży do brazylijskiego miasta.
- Stęskniłem się za tym życiem na bagażach – Igła
zachłysnął się warszawskim powietrzem lotniska imienia sławnego kompozytora.
Rozsiedliśmy się wygodnie lub trochę mniej wygodnie na
zimnej podłodze, ale przecież czego się nie robi dla sportu.
- Zibi bądź mięski - Kubiak trzymał swojego przyjaciela
za dłoń, gdy doktor znany wszystkim pod pseudonimem sowa wbijał w jego brzuch
igłę długości dziesięciu centymetrów. Ja bym wymiękła.
Siedziałam właśnie na miękkiej kanapie obserwując
wylatujący do jakiegoś państwa Bliskiego Wschodu, gdy nieoczekiwanie zostałam
zaproszona na naradę sztabu. Wyobraźcie sobie moją minę.. Andrea Anastasi
zaprosił mnie na tajne spotkanie!
- Musimy poruszyć dwie ważne sprawy - rozpoczął na coach
gdy tylko zasiedliśmy na ukrytych w głębi korytarza krzesełkach.
Jak się okazało pod moją opieką siatkarze mieli zwiedzać
miasto. Anastasi stwierdził, że mam z nimi najlepszy kontakt, a przez takie
wyprawy mogę zdobyć o nich więcej informacji potrzebnych do indywidualnej i
grupowej pracy nad ich psychiką. Ponadto reszta sztabu w tym czasie będzie siedzieć nad statystykami, o których ja nie
mam żadnego pojęcia, a które oni muszą wykonać jak najszybciej i jak
najdokładniej. Czułam się zaszczycona i jednocześnie obarczona dużą
odpowiedzialnością ze strony szkoleniowca. Ale przecież czego się nie robi dla
zwiedzania São Bernardo do Campo.
Drugą poruszaną sprawą było znalezienie zastępcy
Konstancji, która jak donoszą internety zadomowiła się już na dobre w ramionach
Vissotto. Zamieniła nawet różowe i biało-czerwone kolory ubrań na barwy
narodowe kraju swojego... narzeczonego! Tak, ta wiadomość całkowicie pozbawiła
mnie wiary w inteligencję brazylijskich siatkarzy, ale przecież stare
przysłowie mówi, że miłość nie wybiera. I na tym zakończmy te rozważania. Z
teczką wypchaną po brzegi CV nowych fizjoterapeutów i przewodnikiem turystycznym
po mieście Kanarków wróciłam na kanapę. Została niecała godzina do odlotu. Zawodnicy
dostawali już niezłego świra, przez co wymyślali coraz to nowsze sposoby na
zabicie nudy. Należy podkreślić, że te pomysły nie błyszczały inteligencją, bo
kto normalny urządza pokaz tańca na środku hali odpraw?
- Co tam masz? – Żygadło znudzony oglądaniem popisów
Winiarskiego przysiadł się do mnie i wyrwał mi z rąk teczkę.
- Kandydatów na waszego masażystę – zamachnęłam się chcąc
odebrać mu segregator.
- Albo masażystkę – charakterystycznie poruszył brwiami
oglądając kolejne zdjęcia załączone do wniosków – ta jest niezła, ja bym na nią
zagłosował – wskazał na zgrabną blondynkę o ogromnych, czarnych jak smoła
oczach.
- Na szczęście ja nie będę głosować – wytknęłam w jego
stronę język – ja mam tylko je przejrzeć i dokonać weryfikacji. Zresztą mój
głos i tak byłby mało ważny.
- Nawet tak nie mów. Przecież jesteś bardzo ważną częścią
ekipy! – szturchnął mnie ramieniem.
- Och tak, bo przecież w każdej drużynie musi być ktoś od
opierdalania się – zaśmiałam się przerzucając nogi przez jego kolana.
- No oczywiście. A Ty, Kochanie, jesteś mistrzem
opierdalania się – pocałował mnie w policzek obejmując w pasie.
- Kurek znowu robi z siebie błazna – Kosa klapnął naprzeciwko
mnie dając mi do zrozumienia, że czas się wziąć do roboty.
Odnalazłam przyjmującego i przeprowadziłam z nim bardzo
poważną rozmowę, w której nie omieszkałam zaznaczyć jak bardzo potrzebny jest
drużynie i jak bardzo Aśka wynagrodzi go za złoty medal. Ach Ci faceci.. z
łatwością da się ich okręcić wokół palca.
W końcu mogliśmy zaladować się do samolotu. Wszyscy szczęśliwie, lub trochę mniej szczęśliwie odnaleźli i zajęli swoje miejsca. Niestety gaduła Ignaczak trafił na bardzo zgrzędliwą sąsiadkę, w wieku zbliżonym do mojej prababci. Libero nie mógł nawet pisnąć słówka, bo zaraz jej gazeta lądowała na jego wyćwiczonym ramieniu.
Po przesiadce w Paryż byliśmy już bliżej celu niż dalej, chyba. Co z tego, że na lotnisku prawie zgubiliśmy PeZeta, który bez uprzedzenia wyszedł sobie do łazienki 5 minut przed wejściem na pokład samolotu.
Wylądowalismy. Brazylijskie słońce dało nam popalić więc szybko zniknęliśmy we wnętrzu podstawionego autokaru.
- Ale gorącoo - marudził Kosa, który stopniowo pozbywał sie swoich koszulek.
- Już jedziemy do hotelu - uspokoił wszystkich trener.
Po piętnastu minutach byliśmy już przed ogromnym budynkiem, w którym mielismy spędzić następne kilka dni. Z zewnątrz wyglądał bardzo nowocześnie, ciekawe czy pokoje również powalą nas na kolana. Usiedliśmy na skórzanych kanapach w holu i czekaliśmy aż sztab załatwi klucze.
- Przepraszam, ale w bazie danych nie ma rezerwacji dla reprezentacji Polski - dotarł do nas angielski komunikat recepcjonistki.
- Ale jak to? Nie mamy gdzie mieszkać? - przerażenie wymalowało się na twarzy Pita, a my zamarliśmy z przerażenia.
Będzimey nocować pod mostem? Przy rwącym potoku? A może to zamach przygotowany przez brazylijska kadrę, aby wykończyć naszych zawodników? Panie Vissotto tak pogrywać nie będziemy, o nie!
Po przesiadce w Paryż byliśmy już bliżej celu niż dalej, chyba. Co z tego, że na lotnisku prawie zgubiliśmy PeZeta, który bez uprzedzenia wyszedł sobie do łazienki 5 minut przed wejściem na pokład samolotu.
Wylądowalismy. Brazylijskie słońce dało nam popalić więc szybko zniknęliśmy we wnętrzu podstawionego autokaru.
- Ale gorącoo - marudził Kosa, który stopniowo pozbywał sie swoich koszulek.
- Już jedziemy do hotelu - uspokoił wszystkich trener.
Po piętnastu minutach byliśmy już przed ogromnym budynkiem, w którym mielismy spędzić następne kilka dni. Z zewnątrz wyglądał bardzo nowocześnie, ciekawe czy pokoje również powalą nas na kolana. Usiedliśmy na skórzanych kanapach w holu i czekaliśmy aż sztab załatwi klucze.
- Przepraszam, ale w bazie danych nie ma rezerwacji dla reprezentacji Polski - dotarł do nas angielski komunikat recepcjonistki.
- Ale jak to? Nie mamy gdzie mieszkać? - przerażenie wymalowało się na twarzy Pita, a my zamarliśmy z przerażenia.
Będzimey nocować pod mostem? Przy rwącym potoku? A może to zamach przygotowany przez brazylijska kadrę, aby wykończyć naszych zawodników? Panie Vissotto tak pogrywać nie będziemy, o nie!
Hahaha! Chciałabym siedzieć wtedy na lotnisku jak dwumetrowcom się nudzi:) JAK TO nie ma rezerwacji?! Moja mina-bezcenna! :)
OdpowiedzUsuńKtoś musi się opierdalać:D - moje słowa!:) hahaha:)
zapraszam do mnie
http://zastapzloscmiloscia.blogspot.com
Dobre :D Brak rezerwacji? BEKA! xD Mam nadzieję, że nowym masażystą będzie kobieta. Oczywiście kobieta dla Cichego Pita! ^.^
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;)
http://opowiadanie-o-asseco-resovii.blogspot.com/