niedziela, 16 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 28.

Obudziłam się i leniwie otwarłam oczy. Rozejrzałam się po pokoju w celu znalezienia zegarka. Zrezygnowana chwyciłam za telefon. Dwunasta, minut dwadzieścia. Dokładnie 25 lat temu przyszłam na świat w sali numer 4 rzeszowskiej porodówki. Jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 5 nieodebranych połączeń i 8 SMSów. Szybko przebrnęłam przez SMSy z życzeniami od znajomych i od.. mamy.. Moja mama, napisała SMSa ? Boże święty.. to chyba jej pierwsza wiadomość tekstowa jaką w życiu wysłała. Niechętnie wstałam z łóżka i udałam się na korytarz aby znaleźć łazienkę. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi, a tam nie kto inny jak Bartuś i Asia wtuleni w siebie. Ech.. Cóż za widok. Delikatnie zamknęłam drzwi, choć przez chwilę miałam ochotę nimi trzasnąć z całej siły. Kolejne pomieszczenie było już łazienką. Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam jakbym w ogóle nie spała. Obmyłam twarz chłodną wodą i przeczesałam włosy. Wychodząc minęłam się z Bartmanem, który niczym Struś Pędziwiatr wbiegł do pomieszczenia i pochylając się nad ubikacją zwrócił wczorajszą ucztę.
- taka rada na przyszłość : nie mieszaj wódki, piwa, szampana i whiskey - uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi
- dzięki - mruknął.
Schodami zeszłam na dół. W salonie jak i w kuchni panował straszny bałagan. Gorzej niż na wysypisku. Po podłodze walały się puste butelki i opakowania po pizzy. Na kanapie spał Kubiak, a na nim Ruciak. Jarosz niczym małe dziecko skulony gnieździł się na za małym materacu, a z jego ust co chwilę kapały krople śliny. Ciekawie, ciekawie. Szkoda, że nie mam przy sobie lustrzanki. Nagle oślepił mnie jasny błysk. przetarłam oczy, przed którymi jak z podziemi wyrósł Żygadło z aparatem cyfrowym.
- czytasz mi w myślach - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Odebrałam od niego aparat i porobiłam mnóstwo zdjęć. Za kilka lat będę miała co wspominać.
- masz wszystko ? Jak tak to wracamy do domu - pokiwałam twierdząco głową i ruszyliśmy w stronę samochodu. Bałagan zostawiliśmy do posprzątania Ignaczakowi, który tak bardzo lubi to robić. Zresztą jak my wszyscy. Bo nie ma to jak sprzątać po całonocnej imprezie.

- co teraz ? - spytałam gdy już siedzieliśmy w samochodzie
- teraz do domu, a potem.. niespodzianka - uśmiechnął się tajemniczo i odpalił silnik
- dzisiaj środa, muszę jechać do Kowala - jęknęłam
- tą sprawę już załatwiłem. Umowę możesz podpisać w każdej wolnej chwili.

Powrót do Rzeszowa zleciał nam w przyjemnej atmosferze. Przynajmniej Łukaszowi, bo ja co chwilę odpisywałam 'dziękuję' na kolejnego SMSa z życzeniami. Jak ja nie lubię, gdy mam urodziny. W końcu dotarliśmy pod mój blok. Rzuciłam w kąt treningową torbę i ruszyłam pod prysznic. Szczelnie ukryłam ciało w miękkim szlafroku i niesiona zapachem świeżo zaparzonej kawy poszłam do kuchni. Usiadłam przy kuchennej wyspie i wpatrywałam się w siatkarza smażącego na patelni jajecznicę. Po chwili śniadanie stanęło przede mną, a ja opierając się łokciami o kuchenny blat musnęłam usta Łukasza.
- wiesz co, ja to chyba będę robił Ci te śniadania co dziennie - uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
Chciałam każdego poranka budzić się i widzieć jego wspaniały uśmiech. Każdego wieczora zasypiać w jego silnych ramionach. Czuć się bezpiecznie. Czuć, że komuś na mnie zależy, że jestem dla kogoś najważniejsza. Czuć się kochana i potrzebna. Każdy z nas potrzebuję miłości, potrzebuję tej drugiej osoby, bez której jego życie jest szare i  nie ma sensu. Dla mnie taką osobą jest nasz cudowny rozgrywający. Odkąd pierwszy raz zobaczyłam go w gabinecie dyrektora coś we mnie drgnęło. Moje ciało napełniło się ciepłem, w brzuchu poczułam stado motyli, a w głowie biegały mi niesforne chochliki. To on pomógł mi zapomnieć o Michale, o tym, że to przeze mnie on nie żyje.
- Łukasz mam do Ciebie prośbę - przełknęłam ostatni kęs jajecznicy - zawieź mnie na cmentarz.
- na cmentarz ? - siatkarz uniósł jedną brew do góry - po co ?
- chcę odwiedzić grób Michała - wyszeptałam i oparłam głowę o ramię Łukasza.
- dobrze, ale migiem idź się ubrać - pogonił mnie.
Weszłam do pokoju i z szafy wyciągnęłam jasne dżinsowe rurki i kolorowy T-shirt. Narzuciłam na siebie bluzę i razem z Ziomkiem opuściłam mieszkanie. W GPS wpisałam ulicę przy której znajduję się cmentarz i już po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu i opierając się o maskę czekałam aż siatkarz zamknie pojazd. Gdy tylko to zrobił chwycił mnie za dłoń, którą mocno ścisnęłam. Znałam na pamięć drogę do jego grobu. Przychodziłam tu codziennie. Codziennie siadałam na ławeczce i płakałam. Wspominałam każdą spędzoną z nim chwilę. Tym razem też usiadłam na tej samej, drewnianej ławeczce. Tylko dzisiaj nie byłam sama. Łukasz objął mnie ramieniem i w skupieniu czytał tablicę nagrobkową.
- to przeze mnie.. - jęknęłam, a  moje oczy zaszły łzami - to ja chciałam się z nim spotkać.. a przecież wiedziałam, że nie ma czasu, że się śpieszy. Gdyby nie ja on by żył i byłby jednym z najlepszych atakujących w Polsce. Ale już go nie ma i to przeze mnie.
- Magda, przecież ty nic nie zrobiłaś - przybliżył się do mnie, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową
- Łukasz, ale to przez mnie.. Chciałam się z nim pożegnać, życzyć mu szczęścia przed jego wyjazdem. Zaraz po treningu poprosiłam go aby do mnie przyjechał. Wiedziałam, że nie ma dużo czasu, bo godzinę później miał być z powrotem pod halą. Jechał o wiele za szybko. Była zima, na drodze istne lodowisko. Nie wyhamował. Wpadł w poślizg i wylądował w rowie. W ciężkim stanie trafił do szpitala. przeszedł kilka operacji, jednak lekarzom nie udało się go uratować. Jego rodzice oskarżają mnie o ten wypadek. i wiem, że mają rację.
- kochanie.. to nie była twoja wina. To on jechał za szybko. A jego rodzice najwidoczniej nie mogą poradzić sobie ze stratą syna i zrzucają to wszystko na Ciebie - odsunął moją twarz i ułożył swoje dłonie na moich policzkach - dzisiaj masz urodziny, powinnaś się cieszyć. Michał, na pewno nie chce abyś się zadręczała, abyś płakała i to jeszcze w taki wyjątkowy dzień. On chciałby twojego szczęścia. Myślę, że jest mu dobrze tam gdzie teraz jest i z góry obserwuję Cię. Jest takim twoim aniołem stróżem.
- dziękuję, że jesteś. Nie pozwól abym zrobiła jakieś głupstwo. Módl się za mnie - wyszeptałam spoglądając w niebo.
- wracajmy - Łukasz wstał i chwytając moją dłoń ruszyliśmy w kierunku samochodu.

sobota, 15 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 27

Kurek delikatnie oparł się o drewnianą barierkę tarasu.
- mam taką małą prośbę.. ty jedziesz z nami w piątek, prawda?
- niestety nie jadę - mruknęłam i usiadłam na zawieszonej pod balonem huśtawce.
- ale jak to? No dobra mniejsza z tym. Proszę Cię zrób tak aby Aśka jechała. Pogadaj z nią o tym. Chciałbym z nią spędzić jak najwięcej czasu.. jestem już jedną nogą w Moskwie - na jego twarzy dało się dostrzec smutek. Mocniej oparł się o belkę, która nieoczekiwanie głośno skrzypnęła i złamała się na pół. Bartek z hukiem wylądował na ziemi. Cała reprezentacja w mgnieniu oka znalazła się na tarasie. Stanęli nad biednym Kurkiem i z wielkimi baranami na twarzach patrzyli się jak przyjmujący rozmasowuje obolałe ramię. Aśka jako ostatnia opuściła dom. Bez słowa rzuciła się na "pomoc" Bartkowi. Naiwna myślała, że przy swoim 1,74m i 50kg podniesie tego olbrzyma. Z pomocą przyszedł jej Jarosz i wspólnymi siłami dociągneli poszkodowanego na taras. Doktor Ignaczak zajął się pacjentem przykładając do jego ramienia kostki lodu. Korzystając z okazji że nasz lovelas Kuraś jest niedysponowany porwała Joannę z powrotem na taras w celu przeprowadzenia poważnej dyskusji.
- mam dwie sprawy - zaczęłam - pierwsza : dlaczego nie ma z nami Mariusza?
- proponowaliśmy mu ale stwierdził, że to nie jest towarzystwo dla niego.
- zauważyłaś, że ostatnio dziwnie się zachowuje?
- Magda, rozum że on się w tobie zakochał dlatego taki jest. A teraz druga sprawa.
- masz jechać z Kurkiem do Gdańska !
- jak ty nie jedziesz to ja tym bardziej - burknęła i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Aśkaaa - syknęłam
- no dobra. Zastanowie się.
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę na huśtawkę i wróciliśmy na imprezę, gdzie ponownie kontynuowali grę w pokera. I o dziwo profesord Winiarski przegrał kolejkę.
- masz oddać się w ręce naszego fryzjera Zagumnego - zażyczył sobie Ignaczak
- ale... - jęknął Misiek, ale było już za późno.
Ruciak przyniósł z kuchni krzesło, a Kubiak znalazł w szafce fartuch. Guma zakasał rękawy i z nożyczkami w ręku rzucił się na biednego Winiarskiego. Michał odmówił wszystkiego możliwe modlitwy i zaciskając wargi spoglądał na spadające na podłogę włosy.
- wszystkie twoje fanki będą miały żałobę przez najbliższe kilka lat - zaśmiałam się widząc skrzywioną minę siatkarza
- ty lepiej uważaj na swoich fanów - burknął Winiar i zamykając oczy zaczął odnawiać różaniec. Trzeba powiedzieć Dadze, żeby go do Kółka Różańcowego zapisała.
- niestety nie mam jeszcze fanów - westchnęłam i opierając głowę o ramię Łukasza z ciekawością obserwowałam Zagumnego w akcji. Niestety po chwili Nowakowski z Możdżonkiem zastawili mi ten zacny widok rozciągając grubą czerwoną zasłonę. W końcu Guma zakończył i naszym oczom ukazał się nowy image Winiarskiego.
- Pawełku, ty chyba się z powołaniem minąłeś - poklepałam go po ramieniu
- śmiesz twierdzić iż jestem kiepskim rozgrywającym ?
- skądże Pawle, skądże. Jesteś najwspanialszym rozgrywającym świata.
- słyszałem ! - krzyknął Żygadło przerywając robienie zdjęcia Miśkowi.
Po tym jak Michał pochwalił się żonie swoją nową fryzurą zaczęliśmy kolejną partie pokera, co chwilę ktoś wychodził do kuchni po pełną butelkę alkoholu.
- ej słuchajcie. Wódka się skończyła - krzyknął przerażony Kosa
- to nie możliwe - Igła poszedł sprawdzić czy to prawda - faktycznie. Ale spokojnie. Ziomek ile nam zostało po ostatniej imprezie?
- czekaj sprawdze - podszedł do kredensu i z zamykanej na klucz szafki wyjął 4 butelki procentowej wody.
- tylko tyle ? - jęknął Bartman otwierając jedną ze szklanych butelek.
Jak się później okazało jestem w domu którego właścicielami są Łukasz i Krzysiek. Kiedyś z braku miejsca na organizowanie imprez zakupili tą chałpę na odludziu. Stwierdzili, że jest to dobre miejsce na letnie wypady z rodziną.
Tym razem to Zibi po zaciętym boju przegrał rundę. Na jego nieszczęście Kuraś miał pokera i wygrał rozdanie.
- buahaha - Bartek złowieszczo się zaśmiał - Zbysiu, dla Ciebie striptiz !
Igła włączył piosenkę 'dla mnie masz stajla' z repertuaru zespołu Trzeci Wymiar. Bartman stanął przy kominku i poruszając biodrami w rytm muzyki i powoli ściągał koszulkę. Zakręcił nią kilka razy nad głową i rzucił w głąb pokoju. T-shirt wylądował w rękach Zatiego. Paweł zaczął zachowywać się jak napalona nastolatka i biegał po całym domu jak opętany, wzmachując we wszystkie strony koszulką atakującego. W tym samym czasie Zibi pozbył się już butów i skarpetek. Szybkim ruchem zsunął spodnie i już miał się brać za ściągnie bokserek, ale chłopaki wybili mu ten chory pomysł z głowy. Aśka jękneła i otarła wyimaginowaną łzę spod oka.
- Joanno, nie martw się, Siurak ci to wynagrodzi - zaśmiał się Bartman i zaczął ponownie zakładać swoje ubrania. Zatorski niechętnie oddał mu koszulkę, a reszta siatkarzy nagrodziła jego występ oklaskami. Bo przecież, nie mieliśmy zamiaru wtykać mu za pasek banknotów. Przynajmniej ja nie miałam. Po wypiciu ostatniej butelki towarzystwo powoli zaczęło odpadać. Pierwsi zajęli łóżka na górze. Reszcie została kanapa oraz podłoga. Organizator imprezy Ignaczak zadbał o nich i wyciągnął z szafy kilka materacy. Żałujcie, że nie widzieliście jak ledwo stojący na nogach Jarosz napełniał swoje posłanie własnym oddechem. Nie zapomniany widok. Około 4 nad ranem Łukasz zaciągnął mnie na górę, gdzie czekał zarezerwowany specjalnie dla nas pokój. Zmęczona opadłam na łóżko. I tak jak stałam, tak usnęjam.

czwartek, 13 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 26

Winiar włączył podkład i wszyscy oczekiwali rozpoczęcia koncertu życzeń w wykonaniu rzeszowskiego siatkarza. Odśpiewał tradycyjne sto lat i muszę przyznać, że ma chłopak głos. Jest tylko jeden problem.. on śpiewa lepiej niż ja. Taki już los naszego marnego życia.. Gdy tylko zakończył podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam, a reszta gości dała mu owacje na stojąco.
- Piter jestem w szoku.. - mruknął Winiarski
- nie tylko ty masz talent - Nowakowski uśmiechnął się.

Na stole co chwilę stawała pełna butelka alkoholu. W międzyczasie na parkiecie, jakim był dywan po środku domku, odbywały się balety. Chłopaki trochę nie pomyśleli, bo mogli pozabierać swoje drugie połówki. Po kilku tańcach byłam już wyczerpana, ale Aśka mocno trzymała się na nogach tańcząc już kolejny tegoroczny hicior z Kurkiem. Tylko że przecież ona chciała zerwać z nim wszelkie kontakty. Czyli na dzisiejszy wieczór muszę obrać misiję wywiadowczą i dowiedzieć się o miłosnych podbojach panny Dryji.
- Ziomek a ty czemu nie pijesz ? - Igła usiadł koło mnie zarzucając swoją rękę na moje ramiona
- jutro muszę być trzeźwy - uśmiechnął się i zamoczył usta usta w swoim bezalkoholowym napoju gazowanym, typu coca cola
- Magda, no to co kolejeczka - Krzysiek zaczął wlewać wódkę do kieliszków.
- ja dziękuje  zakryłam naczynie dłonią
- no z nami się nie napijesz ?! - jęknął Bartman - no weź.
- Pijemy twoje zdrowie, wódka nam
wszystkim powie kto jest tu bardzo fair, gdy w głowie będzie szmer. Pijemy wasze zdrowie, Panie no i
Panowie, nie dajcie się dziś prosić na wszystko znam już sposób - wszyscy spojrzeli na nucącego piosenkę zespołu Masters Zatiego. Może nie miał takiego talentu jak Piotrek, ale źle nie jest. Kolejny siatkarz zawstydził mnie w moje własne urodziny.
Po kolejnej kolejce i setnym toaście rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu w celu znalezienia Aśki. Tego się nie spodziewałam.. moja przyjaciółka która tak bardzo zapewniała, że nie chce się wiązać z żadnym mężczyzną, a o Bartku chce zapomnieć, siedzi wtulona w Kurka i śmieje się sama do siebie. Boże, co ty zrobiłeś z tą zimną, oschłą Joanną Dryja?
- zostaw i samych - Łukasz złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, po czym ruszyliśmy na parkiet - Krzysiu.
Piosenka nagle się zmieniła. I z szybkiego disco polo zrobił się wolny przytulaniec. Jego dłonie znalazły się na moich biodrach, a swoje oplotłam wokół jego szyi. Oparłam swoją głowę o jego klatkę piersiową i zaczęliśmy delikatnie kołysać się w rytm muzyki.
- cholernie Ci za to wszystko dziękuje - wyszeptałam odrywając głowę od leków torsu.
- poczekaj do jutra - cmoknął mnie w czubek nosa.

Gdy tylko piosenka się zakończyła podeszłam do Aśki i korzystając z okazji, że Bartka nie ma w pobliżu zaczęłam wypytywać ją o jej nagłą przemianę.
- powiedz to, wiem że chcesz.. - mruknęła
- ale o co Ci chodzi ?
- wiem że pakuje się znowu w to bagno, jakim jest miłość.. wiem że będę cierpieć i to nie raz ale to uczucie jest silniejsze ode mnie i dłużej już nie chcę z nim walczyć.
Przytuliłam mocno przyjaciółkę i życzyłam jej szczęścia, szczęścia w miłości, co jest chyba najtrudniejszą rzeczą do zdobycia.
Gdy wracałam do stołu gdzie urzędowali siatkarze minęłam się z Kurkiem.
- Bartek tylko pamiętaj, że jeżeli ją skrzywdzisz to będziesz miał do czynienia ze mną
- kocham ją. Nie miałbym serca jej skrzywdzić. Chce spędzić z nią resztę mojego życia.. ja bym zrobił, ja zrobię dla niej wszystko - dodał po czym puściłam go do jego ukochanej.
- ooo Magdaleno w samą porę.. zaraz zaczynamy pokera.. - o jakie miłe powitanie ze strony Ruciaka - a Siuraka gdzieś tam nie widziałaś?
- widziałam, widziałam. Romansuje z Asicą na kanapie w salonie.
- więc kierunek salon - zarządził Ignaczak i całe urodzinowe towarzystwo przeniosło się wraz z trunkami i przekąskami z części jadalnianej do przestronnego pokoju dziennego. My to mamy jednak wyczucie czasu. Trafiliśmy za zacny moment wymieniania DNA między Kurkiem a Dryją... historyczny moment.
- jak nie Magda z Ziomkiem to Kura z Aśką. Panie Boże co się na tym świecie dzieje - jęknął Piotrek zakrywając swoje oczy dłonią.
- Nowakowski najwyższy czas abyś sobie kogoś znalazł - el capitano poklepał go po ramieniu.
- drzewo, ty się nie odzywaj - burknął środkowy.
- ale Możdżon ma rację - no nawet Kosa wyżywa się na biednym Piotrusiu.
- skończę już te dziecinne kłótnie - Winiar wkroczył w odpowiednim momencie bo ręką Pita była już bardzo blisko twarzy naśmiewającego się z jego braku dziewczyny Zibiego - czas na rozbieranego pokera !
- kpisz sobie? - uniosłam jedną brew do góry i spojrzałam na siatkarza moim piorunującym spojrzeniem. Podziałało !
- ale grajmy chociaż na wyzwania.
Ten pomysł był o wiele lepszy i wszyscy jednomyślnie przytaknęliśmy na pomysł Miśka.
Rozsiedliśmy się wygodnie na "pakiecie" i zaczęliśmy grę. Kurde, kurde, kurde. Jak zwykle przegrałam pierwsze rozdanie. A na moje nieszczęście wygrał Bartman.
- pytanie czy zadanie?
- pytanie - odpowiedziałam i z uwagą nasłuchiwałam pytania ZB9.
- który z nas ma najładniejszą klate? - i nastała chwilą ciszy - widziałaś już nas nie raz bez koszulek. W Spale to było codziennością.
- nie licząc Łukasza, który ma najlepszą klatę co przyznaje jako jego dziewczyna stwierdzam że.. Piotrek - siatkarze popatrzyli najpierw na mnie a potem na Pita.
- a jak to? Przecież on.. on w ogóle nie ma kaloryfera - wycedził Zbyszek
- stary musisz to przyjąć na klatę - zaśmiał się Kubiak
- jesteś pierwszą dziewczyną, która nie wybrała moich muskułów jako najlepszych - Bartman teatralnie otarł niewidzialną łzę.
- o proszę popatrzcie na najpiękniejszą klatę polskiego sportu - Nowakowski jednym ruchem ściągnął koszulkę i zaczął pokazywać swoje bicepsy, tricepsy i inne mięśnie.
- to my jednak gramy na rozbieranego ? Mogliście na mnie poczekać - jęknął powracający z łazienki Jarosz.
- Magda mogę Cię na chwilę prosić - Kurek pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy przed dom.

wtorek, 11 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 25

Z ciekawością wyglądałam przez szybę. Minęliśmy zieloną przekreśloną czerwoną linią tabliczkę z napisem : Rzeszów.
- Łukasz. Gdzie my jedziemy ?
- zobaczysz. Już nie daleko - puścił mi oczko i wrócił do obserwowania drogi. W międzyczasie wysłał SMSa za co usłyszał długie kazanie z mojej strony. Nie dość że jemu mogło się coś stać to jeszcze mi ! Najwyraźniej byliśmy już coraz bliżej celu. Wskazówka prędkościmierza ze 130km/h zleciała do 50. Okolica się zmieniła. Budynki zniknęły, a ich miejsce zastąpiły lasy. Po chwili Łukasz zatrzymał samochód.
- jesteśmy - położył swoją rękę ok moim udzie i zaczął jeździć nią w górę i w dół. Wysiadł i otworzył drzwi z mojej strony. Opuściłam samochód i oparta o jego maskę czekałam aż Żygadło wyciągnie coś z bagażnika. Kilka chwil później usłyszałam dźwięk zamykania samochodu. Poczułam jego rękę w mojej kieszeni. Po chwili wyciągnął z niej moją dłoń i chwytając ją poszliśmy w stronę lasku. Przeszliśmy niecałe 100 metrów i zatrzymaliśmy się. Tak po prostu, Łukasz przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Wyjął z plecaka apaszkę, po czym zawiązał mi nią oczy. Gdy upewnił się że nic nie widzę ponownie ruszyliśmy przed siebie. Zaczęłam się bać. A jeżeli on mnie poćwiartuje i gdzieś zakopie.
- zaufaj mi - wyszeptał - zaraz będziemy.
Faktycznie. Chwilę później zatrzymaliśmy się. Łukasz wziął mnie na ręce i przeniósł kawałek. Poczułam jakby wchodził po schodach. Gdy tylko poczułam grunt pod stopami usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Najprawdopodobniej weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Siatkarze zdjął mi opaskę, a ja delikatnie otworzyłam oczy przystosowując je do obecnego oświetlenia.
- NIESPODZIANKA ! - przed moimi oczami stała cała reprezentacja mężczyzn w piłce piątkowej i Aśka - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO.
- ale... przecież... ja mam urodziny dopiero jutro - wydukałam nie mogąc uwierzyć w to co widzę
- ale my to wiemy - krzyknął Zati
- tylko że Ziomek chce Cię mieć jutro tylko dla siebie - Igła charakterystycznie poruszył brwiami
- i dlatego dzisiaj nas tutaj wszystkich ściągnął - mruknął Guma. Tak, Guma. Nasz kochany Paweł Zagumny wbił na mojej 25 urodziny !!
- my mamy dla ciebie prezenty - na twarzy Nowakowskiego pojawił się bardzo szeroki uśmiech.
- chłopaki, ale najpierw tort - Aśka opuściła kuchnię w towarzystwie Bartmana, który niósł ogromny tort w kształcie piłki do siatki. Popatrzyław na Łukasza. Stał oparty o komodę, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. W czasie gdy Kurek rozdawał tradycyjnie lampkę szampana podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
- dziękuje - wyszeptałam chwytając się jego koszuli. Potarłam swoim nosem o jego. Już mieliśmy się pocałować gdy usłyszeliśmy głośniej chrząknięcie Bartka. Żygadło spojrzał na niego piorunującym wzrokiem. Kuraś tylko się uśmiechnął i wręczył nam nasze porcje mulsującego napoju.
- Zatiemu nie dawaj - krzyknął Igła gdy przyjmujący zbliżył się do drugiego libero - on jest za młody. Dla niego mamy picollo.
- to jest nie fair - burknął oburzony Paweł.
- to są moje urodziny więc nie zaszkodzi jak się chłopak napije - poklepałam go po ramieniu.
Po chwili wszyscy siedzieli już na obszernych kanapach przy palącym się kominku. Każdy zajadał się przepysznym tortem.
- no i widzisz Kurek, wszyscy zjedli - Jarosz szeroko się uśmiechnął
- czy my czegoś nie wiemy ? - Możdżonek przełknął kawałek ciasta
- jakbyście wiedzieli kto upiekł ten tort - Bartek zaśmiał się cwaniacko
- czekajcie. Zaraz to sprawdzimy - Łukasz wyjął z kieszeni dość długą listę obowiązków - alkohol miał załatwić Bartman, muzykę Winiar i Igła, dodatki Aśka, jedzenie Rucek, Kosa i Dziku, tort Jarski, prezenty Piter i Kura... zaraz.. Jarosz ? Czy ty upiekłeś ten tort?!
- wszyscy żyją więc chyba nie jest tak źle - Kuba wyruszył ramionami i zamoczył usta w szampanie - a co wątpicie w mój talent kulinarny ?
Wszyscy zgodnie pokiwali twierdząco głowami.
- w sumie to ja też. Aga nie chciała mi pomóc więc zamówiłem w cukierni
- Jarski ty ruda małpo ! - Kurek zdzielił przyjaciela po łbie.
- ej co wy macie do rudych ?! - Zagumny wybełkotał z buzią zapchaną tortem
- Paweł nie wiem czego Cię tam mama w domu uczyła, ale mi zawsze powtarzała, że z pełną buzią się nie mówi - słuszna uwaga Nowakowski.
Guma tylko wywrócił oczami i wrócił do pochłaniania ciasta.
Po wzniesieniu kilku toastów za moje zdrowie przyszedł czas na prezenty. Tak ! Na prezenty ! Brakowało tylko oświetlonej choinki i czułabym się jak w święta.
Piotrek wyniósł z kuchni ozdobne pudełko z kokardą na górze. Gdy tylko dostałam je w swoje ręce jednym ruchem wyjęłam z niego zawartość. Karwa jelonek !
- nie musieliście - wymruczałam przez łzy. W rękach trzymałam koszulkę reprezentacyjną z nazwiskiem Waroń. Koszulka niczym nie różniła się od oryginału. A do tego jeszcze czerwone spodenki.
- teraz to już muszą przyjąć się do reprezentacji - krzyknął uradowany Igła, po czym włączył swoją kamerę - a przed państwem występ więczora !
Uniosłam jedną brew do góry i już miałam pytać się Ignaczaka o co chodzi ale zostałam pociągnięta za biodra i wylądowałam na kolanach Łukasza. Musnęłam jego policzek ale szybko odwróciłam głowę w kierunku schodów. Po których schodził jeden z siatkarzy. Wyglądał trochę nie codziennie. Miał na sobie elegancki smoking, tylko jego muszka w groszki trochę psuła ten jego cały wytworny styl. Stanął przed kominkiem i złapał za długopis który miał posłużyć mu jako mikrofon.
- a teraz specjalnie dla naszej jutrzejszej jubilatki Magdy tradycyjnie sto lat odśpiewa nie kto inny jak...

piątek, 7 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 24.

Zbliżałam się już do drzwi wejściowych, a moje najgorsze scenariusze sprawdziły się. Tym wysokim mężczyzną czekającym koło samochodu okazał się Łukasz. Nie zwracając na niego uwagi zmierzałam w stronę windy. Szybko do niej wsiadłam nie czekając na Żygadło. Dojechałam na moje piętro, a on już czekał przy drzwiach. No tak sportowiec, kilka stopni nie robi mu różnicy. Ale ja tak bardzo, nie chciałam z nim rozmawiać. Nerwowo otworzyłam drzwi, które po chwili zamknęłam. Na próżno, siatkarz szybko je zatrzymał i zaraz za mną wszedł do środka.
- porozmawiaj ze mną - chwycił mnie za rękę i energicznie przyciągnął do siebie - inaczej nie dam Ci spokoju.
Zignorował go. Weszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę soku, on w tym czasie wygodnie rozsiadł się na kanapie. Nie zrezygnuje, ja również nie zamierzam. Ominęłam salon jak największym łukiem i udałam się do łazienki. Przebrałam się w piżamę i zaczęłam powoli zmierzać w kierunku łóżka. Tak jak myślałam, był już w sypialni i czekał tylko na pojawienie się mojej osoby.
- Magda, proszę Cie.. daj mi to wyjaśnić..
- znam twoje wyjaśnienia.. to ona się na mnie rzuciła, a ja ją odepchnąłem. mam rację ?
- masz - pokiwał głową i przybliżył się do mnie.
- Łukasz, ja nie chcę być tą drugą.
- nie jesteś żadną drugą. jesteś pierwszą i jedyną...
- Agnieszka mi Cię zabiera, czuję to. Ona robi wszystko żeby nas poróżnić. Ja tak dłużej nie wytrzymam.
- Magda, proszę Cię, zacznijmy jeszcze raz - objął mnie w talii
- i znowu Agnieszka wpadnie w twoje ramiona.. - mruknęłam i wyrwałam się z jego objęć.
- ja nie zrezygnuje. Jesteś jedyną osobą, którą darzę tak wielkim uczuciem.
- Łukasz, ale zrozum, że ja nie zniosę już więcej widoku Agnieszki klejącej się do Ciebie z każdej strony, zrozum... - przerwał mi namiętnie mnie całując.
- najlepszym sposobem na uciszenie kobiety jest pocałunek - uśmiechnął się - a teraz uśmiechnij się i powiedz, że zaczniemy wszystko od nowa.
- zaczniemy - westchnęłam
- a gdzie uśmiech ? unieś te swoje kąciki do góry, abym mógł zobaczyć twoje nieziemskie dołeczki w policzkach..
- nie bądź śmieszny - westchnęłam i omijając go skierowałam się do łóżka.
- mogę zostać ?
- nie - uśmiechnęłam się.
- w słowniku kobiety nie to tak, a tak to nie - zaśmiał się
- w zależności w jakiej sytuacji i która opcja bardziej pasuje mężczyźnie.
Łukasz szybkim ruchem zdjął swoją koszulkę i spodnie i wygodnie ułożył się obok mnie na łóżku. Objął mnie ramieniem i odrzucając moje włosy zaczął całować moją szyję.
- nie ! - krzyknęłam
- czyli tak ? - zapytał szczerząc się jak głupi do sera
- nie ! - obróciłam się i poszłam spać. Siatkarz tylko cicho westchnął i objąwszy mnie ponownie swoim ramieniem, wziął przykład ze mnie i również oddał się w objęcia Morfeusza.


Pod ciężarem ramienia Łukasza moja ręka trochę zdrętwiała. Wstałam i przeciągnęłam się w każdą stronę. Ziomek jeszcze 'smacznie' spał. I znów mój odwieczny dylemat : obudzić go, czy może jednak nie. Wybrałam tą drugą opcję. Nie chcę denerwować ani siebie ani jego. Szybko umyłam się, ubrałam i zjadłam śniadanie. Musiałam już pędzić na uczelnię, a on nadal spał. Zostawiłam mu kartkę na poduszce i wyszłam z mieszkania. Szybkim krokiem udałam się na przystanek autobusowy. Po 20 minutach dojechałam pod gmach uniwersytetu. Przywitałam się z Aśka, która jak zwykle zaczęła wypytywać co tam u mnie i Żygadło. Zbyłam ją prostymi odpowiedziami typu 'dobrze'. Próbowałam wyłapać z tłumu sylwetkę Mariusza. Niestety nigdzie go nie dostrzegłam. Przez mój wyjazd i ten nasz pocałunek nasza przyjaźń stopniowo zmniejsza się. To nie już to samo, nie rozmawiamy już godzinami, nie zwierzamy się. Może to przeze mnie, bo teraz dużo czasu poświęcam Łukaszowi, rezygnując ze spotkań z przyjaciółmi. Ale  przecież miłość to czas poświęceń. Weszłam na salę, gdzie miały się odbyć dzisiejsze wykłady. Zajęłam moje stałe miejsce i zaczęłam wolno sączyć zakupioną w automacie małą czarną. Wynudziłam się na tych zajęciach jak piosenkowy 'mops'. Rozczarowana wyszłam z sali, jak również z budynku. Na parkingu ujrzałam samochód Łukasza. Siatkarz stał opierając się o maskę auta, w ręku trzymał czerwoną różę.
- następna fanka obdarowuje Cię prezentami - westchnęłam podchodząc do rozgrywającego.
- mylisz się. Ten o to tutaj kwiatek jest dla mojej idolki. Wysoka, szczupła blondynka, choć w zależności od światła jej włosy przyjmują rudą barwę. Tak po za tym jestem bezgranicznie w niej zakochany.
- znam ją ?
- możliwe - uśmiechnął się i wręczył mi różę, mocno mnie do siebie przytulając
- dziękuję - Żygadło nastawił swój policzek, który bez wahania musnęłam ustami. Znów poczułam na sobie spojrzenia innych studentów, przechodniów. Zajęliśmy nasze miejsca w samochodzie i pojechaliśmy do mojego mieszkania. Ogarnęłam moją torbę na trening i ponownie załadowałam moje zacne cztery litery do samochodu Łukasza. No co ? Jak proponuje, to nie wypada odmówić. Tym razem Żygadło nie został na treningu, ale obiecał, że po mnie przyjedzie. Nieubłaganie zbliżał się nasz pierwszy mecz w mistrzostwach Polski, więc każda z nas bez wyjątku dawała z siebie 300%. Wyczerpana wyszłam z hali. Czekał. Na przywitanie namiętnie mnie pocałował. Wsiedliśmy do środka, ale nie jechaliśmy w stronę ani mojego, ani jego mieszkania... pojechaliśmy w całkiem innym, nie znanym mi kierunku...

środa, 5 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 23.

- kur...
- Łukasz proszę Cię, nie przeklinaj.
- jak tu nie przeklinać, jak to w takich sytuacjach samo ciśnie się na usta.
- słońce spokojnie - położyłam swoją dłoń na jego kolanie, spojrzał się na mnie tym swoim dziwnym pytającym wzrokiem - no co? Muszę się tobą nacieszyć. Przecież w piątek wyjeżdżasz do Gdańska na mecz.
- więc nie pojedziesz ze mną ? - pokiwałam przecząco głową - no to chociaż zawieź mnie do Warszawy.
Żygadło zrobił minę proszącego pieska. I jak tu mu się nie oprzeć. No nie da się. Po prostu się nie da.
- jedź już, po zaraz zaczną na nas trąbić.
Już bez zbędnych komplikacji dotarliśmy pod halę na której miał się odbyć trening. Stanęliśmy przed drzwiami szatni, w której ponad dwa tygodnie temu cieszyłyśmy się z awansu. A tu już w przyszłym tygodniu pierwszy mecz grupowy. Delikatnie musnęłam wargi siatkarza, ale jemu to nie wystarczyło i zaczął coraz zachłanniej jeździć swoim językiem po moim podniebieniu. W pewnym momencie drzwi szatni otworzyły się i usłyszeliśmy gromkie brawa. Oderwaliśmy się od siebie. Posłałam Aśce - dzięki której drzwi zostały otwarte - moje miażdżące spojrzenie. Wygoniłam Łukasza do domu i przebrałam się w strój, po czym razem z dziewczynami opuściłam pomieszczenie i udałyśmy się na salę.
- chyba twój chłopak nie bardzo Cię słucha - szturchnęła mnie Kinga i wskazała na Łukasza rozmawiającego w najlepsze z naszym trenerem. Gdy tylko nas zobaczył posłał w naszą stronę swój uśmiech numer 5 i wrócił do rozmowy z panem Wojtkiem.
Po chwili trener zarządził rozgrzewkę. Żygadło usiadł na trybunach, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Teatralnie wywróciłam oczami i zajęłam się rozciąganiem. Dziewczyny najwidoczniej były speszone obecnością siatkarza, ale po krótkim kazaniu trenera wzięły się w garść. Poćwiczyłyśmy stałe fragmenty : atak, odbiór, zagrywka. Następnie tradycyjnie zagrałyśmy mecz treningowy. Dziś byłam w swoim żywiole. Nie zepsułam żadnego ataku, ani żadnej zagrywki. Może to wyda wam się dziwne, ale wydaję mi się, że Łukasz działa na mnie bardzo pozytywnie. Wreszcie mogę komuś bezgranicznie zaufać.
Po skończonym treningu odprowadził mnie pod samą szatnię. Usiadł na krzesełku i czekał aż opuszczę pomieszczenie.
- co tak długo ? - zapytał, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi
- musiałam wysłuchiwać gadanie dziewczyn, jak to ja mam super i jak to one mi zazdroszczą - westchnęłam
- to będą zazdrościć jeszcze bardziej - Łukasz uśmiechnął się i namiętnie mnie pocałował. No tak, dziewczyną idącym za nami szczena opadła. Zaczęły szeptać miedzy sobą. Pożegnałam się przed budynkiem i wsiadłam do samochodu rozgrywającego.
- to do kogo jedziemy ? - zapytał przekręcając kluczyki w stacyjce.
- a dasz radę zostać u mnie na noc ? - ukazałam rząd moich bialutkich ząbków
- mnie dwa razy nie trzeba prosić.. tylko podjadę do mieszkania po jakieś rzeczy - odpowiedział, po czym wcisnął pedał gazu i odjechaliśmy spod hali.
Z piskiem opon zaparkował swój samochód pod blokiem i "skoczył" do mieszkania. Westchnęłam uświadamiając sobie jak wielkie szczęście spotkało mnie w ostatnich dwóch tygodniach. Zaczęłam rozglądać się po ciemnej już okolicy. Moją uwagę przykuła kobieta kręcąca się wokół klatki. Po chwili z bloku wyszedł Łukasz, a dziwna kobieta rzuciła mu się w ramiona i na moich oczach pocałował go. Żygadło szybko ją odtrącił i zaczął wymachiwać rękami coś jej tłumacząc. Ona tylko cwaniacko się uśmiechnęła spoglądając w moją stronę, po czym odeszła. Zapłakana wyszłam z samochodu i udałam się w stronę pobliskiego parku.
- Magda zaczekaj ! - krzyknął za mną Łukasz, ale ja nawet się nie odwróciłam, nawet nie otarłam spływającej po moim policzku łzy  - Magda proszę...
- zostaw mnie - mruknęłam i przyśpieszyłam tempo. Nic to nie dało. Dogonił mnie i obrócił w swoją stronę.
- wysłuchaj mnie - szepnął mi do ucha
- idź do Agnieszki ! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego uścisku - myślisz że to tak fajnie gdy twój chłopak całuje się z inną dziewczyną i to jeszcze na twoich oczach ?!
- Magda porozmawiaj ze mną
-  nie mamy o czym - rzuciłam i pobiegłam w stronę parkowych alejek
- Magda, proszę Cie - usłyszałam jego krzyk z oddali, nie zareagowałam.
Upewniłam się, że za mną nie idzie i wolnym krokiem zmierzałam ku mojemu mieszkaniu. Miałam ten cholerny mętlik w głowie i tą zimną pustkę w sercu. Agnieszka zabrała mi coś co kocham nad życie.. Najwidoczniej nie byliśmy sobie pisani. Gdy już pogodziłam się z jego stratą do moje umysłu wkradła się znana sentencja, a mianowicie "jeżeli się kogoś kocha to się o niego walczy".  Ale po co mam walczyć, jeżeli skończy się to złamanym sercem? Przeszłam już przez ostatnią ulicę i doszłam pod mój blok. Koło jednego z samochodów ujrzałam wysokie mężczyznę. Nie poznałam od razu kto to, ale najwidoczniej na kogoś czekał.

niedziela, 2 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 22.

Jak obiecał, tak zrobił. Parę minut przed 7 w moim mieszkaniu pojawił się ON. Teraz gdy jesteśmy razem nie mogę sobie wyobrazić życia bez niego. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, na to jak dużo czasu spędzałam sama. Nie licząc tych wszystkich chwil z przyjaciółmi. Nie zapomniane przeżycia. Namiętnie pocałowałam Łukasza, który mocno napierał na mnie swoim ciałem.
- chcesz mnie połamać? - zapytałam wybuchając śmiechem
- przepraszam. Jakoś tak straciłem wyczucie.
- w twoim fachu utrata wyczucia to same kłopoty.
- i w zawodowym i w prywatnym - wpił się w moje usta uważając przy tym by nie "zgnieść" mojego jakże drobnego w porównaniu do niego ciała.
Po długim i namiętnym powitaniu poszłam do łazienki uprzednio zabierając z szafy czerwone rurki i białą bokserkę. Nie zapominając o niewidocznych częściach garderoby. Gotowa opuściłam pomieszczenie i ruszyłam w stronę kuchni, gdzie czekało już na mnie śniadanie.
- Ja to chyba zatrudnie Cię na stałe - uśmiechnęłam się wdychając zapach świeżo zaparzonej kawy.
- bardzo chętnie z tobą zamieszkam - delikatnie musnął mój policzek 
- nie mówiłam o wspólnym mieszkaniu. Tylko w wspólnych śniadaniach.
Siatkarzowi momentalnie zrzedła mina, ale po chwili szeroko się uśmiechnął.
- ale kiedyś ze mną zamieszkasz, prawda? - zapytał
Zrobiłam minę myśliciela, a on uważnie mi się przyglądał czekając na moją odpowiedź. W geście zgody pokiwałam twierdząco głową.
- zbieraj się jedziemy do szkoły
- trochę dziwnie to brzmi. Tak jakbyś był moim ojcem - zaśmiałam się.
- ja mogę coś więcej - cwaniacko się uśmiechnął i podniósł mnie ku górze, kilka razy obracając.
- wariacie ! Lęk wysokości mam !
Nie reagował na moje prośby i błagania tylko co chwila namiętnie mnie całował - dość tych czułości. Zbierajmy się, bo się jeszcze spóźnię.
Po 20 minutach dojechaliśmy pod uczelnię. Łukasz wyszedł i otworzył mi drzwi, a wszyscy stojący w tym czasie na parkingu nie mogli oderwać od nas wzroku. No tak, bo przecież nie codziennie zwykła uczennica przyjeżdża rozgrywającym polskiej reprezentacji, a potem "wymienia z nim swoją ślinę".
- o której kończysz ? - zapytał opierając się o maskę samochodu
- 14:30 - uśmiechnęłam się - ale potem mam trening.
- Więc plan na dziś jest prosty : o 14:30 przyjeżdżam pod uczelnię, zabieram Cię do domu, zbierasz swoje dresy i inne pierdoły, po czym odwożę Cię na trening z którego zabieram Cię z powrotem do domu.
- ty sobie to lepiej zapisz kochanie, abyś czegoś nie zapomiał.
- co sugerujesz? - śmiesznie poruszył brwiami po czym chwycił moja dłoń i zaczął ją kołysać w prawo i w lewo.
- kocham cię
- to też sobie muszę zapisać, aby nie zapomnieć ? - spytał cwaniacko się uśmiechając.
Pokiwałam z politowaniem głową i w geście pożegnanie musnęłam jego usta. Szybko udałam się w stronę uczelni. Dziś czekał mnie dość długi test. Jeżeli go zaliczę nic nie stoi na przeszkodzie że zakończę z sukcesem studia. Jeszcze tylko obrona pracy magisterkiej ale to dopiero za miesiąc. Weszłam do sali i zajęłam swoje staje miejsce. Na stoliku leżały już testy. Wykładowca dał znak i wszyscy zaczęli zaznaczać odpowiedzi. Muszę przyznać że jestem zadowolona ze swojego wyniku. Jednak odpytywanie przez Winiara jednak przyniosło rezultat. Po blisko 3 godzinach opuściłam salę. Podeszłam do automatu i kupiłam ciepły napój. Wzięłam plastikowy kubeczek z kawą i udałam się na dziedziniec. Już z daleka ujrzałam Aśke i Marcina. Przysiadłam się do nich.
- opowiadaj jak było . - powiedział jakby nigdy nic mój przyjaciel
- było fajnie - delikatnie się uśmiechnęłam
- fajnie ?
- fajnie. A właśnie Aśka tu masz autografy - podałam jej zeszyt a przyjaciółka rzuciła mi się w ramiona i zaczęła dziękować.
- nie mi dziękuj, tylko Marcinowi to dzięki niemu wyjechałam do Spały.
- i to dzięki niemu poznałaś miłość swojego życia - wtrąciła moja przyjaciółka
- więc jednak - Marcin mruknął pod nosem i zniknął w budynku.
Chwilę później rozeszłyśmy się do swoich sal na wykłady. Równo o 14:30 wyszłam z budynku. Na parkingu dostrzegłam auto siatkarza. Stało koło niego kilka dziewczyn którym rozdawał autografy. Gdy tylko mnie zobaczył przeprosił fanki i podszedł w moją stronę. Na przywitanie mocno mnie do siebie przytulił. Trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę samochodu. Łukasz otworzył mi drzwi i weszłam do wnętrza auta. Sam zajął miejsce za kierownicą i z piskiem opon odjechaliśmy spod uczelni.
Z impetem otworzyłam drzwi do mieszkania i weszłam do środka. Szybko zebrałam swoją torbę z rzeczami na trening i z powrotem odjechałam razem z Łukaszem. Utknęliśmy w długim korku.