- kur...
- Łukasz proszę Cię, nie przeklinaj.
- jak tu nie przeklinać, jak to w takich sytuacjach samo ciśnie się na usta.
- słońce spokojnie - położyłam swoją dłoń na jego kolanie, spojrzał się na mnie tym swoim dziwnym pytającym wzrokiem - no co? Muszę się tobą nacieszyć. Przecież w piątek wyjeżdżasz do Gdańska na mecz.
- więc nie pojedziesz ze mną ? - pokiwałam przecząco głową - no to chociaż zawieź mnie do Warszawy.
Żygadło zrobił minę proszącego pieska. I jak tu mu się nie oprzeć. No nie da się. Po prostu się nie da.
- jedź już, po zaraz zaczną na nas trąbić.
Już bez zbędnych komplikacji dotarliśmy pod halę na której miał się odbyć trening. Stanęliśmy przed drzwiami szatni, w której ponad dwa tygodnie temu cieszyłyśmy się z awansu. A tu już w przyszłym tygodniu pierwszy mecz grupowy. Delikatnie musnęłam wargi siatkarza, ale jemu to nie wystarczyło i zaczął coraz zachłanniej jeździć swoim językiem po moim podniebieniu. W pewnym momencie drzwi szatni otworzyły się i usłyszeliśmy gromkie brawa. Oderwaliśmy się od siebie. Posłałam Aśce - dzięki której drzwi zostały otwarte - moje miażdżące spojrzenie. Wygoniłam Łukasza do domu i przebrałam się w strój, po czym razem z dziewczynami opuściłam pomieszczenie i udałyśmy się na salę.
- chyba twój chłopak nie bardzo Cię słucha - szturchnęła mnie Kinga i wskazała na Łukasza rozmawiającego w najlepsze z naszym trenerem. Gdy tylko nas zobaczył posłał w naszą stronę swój uśmiech numer 5 i wrócił do rozmowy z panem Wojtkiem.
Po chwili trener zarządził rozgrzewkę. Żygadło usiadł na trybunach, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Teatralnie wywróciłam oczami i zajęłam się rozciąganiem. Dziewczyny najwidoczniej były speszone obecnością siatkarza, ale po krótkim kazaniu trenera wzięły się w garść. Poćwiczyłyśmy stałe fragmenty : atak, odbiór, zagrywka. Następnie tradycyjnie zagrałyśmy mecz treningowy. Dziś byłam w swoim żywiole. Nie zepsułam żadnego ataku, ani żadnej zagrywki. Może to wyda wam się dziwne, ale wydaję mi się, że Łukasz działa na mnie bardzo pozytywnie. Wreszcie mogę komuś bezgranicznie zaufać.
Po skończonym treningu odprowadził mnie pod samą szatnię. Usiadł na krzesełku i czekał aż opuszczę pomieszczenie.
- co tak długo ? - zapytał, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi
- musiałam wysłuchiwać gadanie dziewczyn, jak to ja mam super i jak to one mi zazdroszczą - westchnęłam
- to będą zazdrościć jeszcze bardziej - Łukasz uśmiechnął się i namiętnie mnie pocałował. No tak, dziewczyną idącym za nami szczena opadła. Zaczęły szeptać miedzy sobą. Pożegnałam się przed budynkiem i wsiadłam do samochodu rozgrywającego.
- to do kogo jedziemy ? - zapytał przekręcając kluczyki w stacyjce.
- a dasz radę zostać u mnie na noc ? - ukazałam rząd moich bialutkich ząbków
- mnie dwa razy nie trzeba prosić.. tylko podjadę do mieszkania po jakieś rzeczy - odpowiedział, po czym wcisnął pedał gazu i odjechaliśmy spod hali.
Z piskiem opon zaparkował swój samochód pod blokiem i "skoczył" do mieszkania. Westchnęłam uświadamiając sobie jak wielkie szczęście spotkało mnie w ostatnich dwóch tygodniach. Zaczęłam rozglądać się po ciemnej już okolicy. Moją uwagę przykuła kobieta kręcąca się wokół klatki. Po chwili z bloku wyszedł Łukasz, a dziwna kobieta rzuciła mu się w ramiona i na moich oczach pocałował go. Żygadło szybko ją odtrącił i zaczął wymachiwać rękami coś jej tłumacząc. Ona tylko cwaniacko się uśmiechnęła spoglądając w moją stronę, po czym odeszła. Zapłakana wyszłam z samochodu i udałam się w stronę pobliskiego parku.
- Magda zaczekaj ! - krzyknął za mną Łukasz, ale ja nawet się nie odwróciłam, nawet nie otarłam spływającej po moim policzku łzy - Magda proszę...
- zostaw mnie - mruknęłam i przyśpieszyłam tempo. Nic to nie dało. Dogonił mnie i obrócił w swoją stronę.
- wysłuchaj mnie - szepnął mi do ucha
- idź do Agnieszki ! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego uścisku - myślisz że to tak fajnie gdy twój chłopak całuje się z inną dziewczyną i to jeszcze na twoich oczach ?!
- Magda porozmawiaj ze mną
- nie mamy o czym - rzuciłam i pobiegłam w stronę parkowych alejek
- Magda, proszę Cie - usłyszałam jego krzyk z oddali, nie zareagowałam.
Upewniłam się, że za mną nie idzie i wolnym krokiem zmierzałam ku mojemu mieszkaniu. Miałam ten cholerny mętlik w głowie i tą zimną pustkę w sercu. Agnieszka zabrała mi coś co kocham nad życie.. Najwidoczniej nie byliśmy sobie pisani. Gdy już pogodziłam się z jego stratą do moje umysłu wkradła się znana sentencja, a mianowicie "jeżeli się kogoś kocha to się o niego walczy". Ale po co mam walczyć, jeżeli skończy się to złamanym sercem? Przeszłam już przez ostatnią ulicę i doszłam pod mój blok. Koło jednego z samochodów ujrzałam wysokie mężczyznę. Nie poznałam od razu kto to, ale najwidoczniej na kogoś czekał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz