niedziela, 16 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 28.

Obudziłam się i leniwie otwarłam oczy. Rozejrzałam się po pokoju w celu znalezienia zegarka. Zrezygnowana chwyciłam za telefon. Dwunasta, minut dwadzieścia. Dokładnie 25 lat temu przyszłam na świat w sali numer 4 rzeszowskiej porodówki. Jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 5 nieodebranych połączeń i 8 SMSów. Szybko przebrnęłam przez SMSy z życzeniami od znajomych i od.. mamy.. Moja mama, napisała SMSa ? Boże święty.. to chyba jej pierwsza wiadomość tekstowa jaką w życiu wysłała. Niechętnie wstałam z łóżka i udałam się na korytarz aby znaleźć łazienkę. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi, a tam nie kto inny jak Bartuś i Asia wtuleni w siebie. Ech.. Cóż za widok. Delikatnie zamknęłam drzwi, choć przez chwilę miałam ochotę nimi trzasnąć z całej siły. Kolejne pomieszczenie było już łazienką. Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam jakbym w ogóle nie spała. Obmyłam twarz chłodną wodą i przeczesałam włosy. Wychodząc minęłam się z Bartmanem, który niczym Struś Pędziwiatr wbiegł do pomieszczenia i pochylając się nad ubikacją zwrócił wczorajszą ucztę.
- taka rada na przyszłość : nie mieszaj wódki, piwa, szampana i whiskey - uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi
- dzięki - mruknął.
Schodami zeszłam na dół. W salonie jak i w kuchni panował straszny bałagan. Gorzej niż na wysypisku. Po podłodze walały się puste butelki i opakowania po pizzy. Na kanapie spał Kubiak, a na nim Ruciak. Jarosz niczym małe dziecko skulony gnieździł się na za małym materacu, a z jego ust co chwilę kapały krople śliny. Ciekawie, ciekawie. Szkoda, że nie mam przy sobie lustrzanki. Nagle oślepił mnie jasny błysk. przetarłam oczy, przed którymi jak z podziemi wyrósł Żygadło z aparatem cyfrowym.
- czytasz mi w myślach - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Odebrałam od niego aparat i porobiłam mnóstwo zdjęć. Za kilka lat będę miała co wspominać.
- masz wszystko ? Jak tak to wracamy do domu - pokiwałam twierdząco głową i ruszyliśmy w stronę samochodu. Bałagan zostawiliśmy do posprzątania Ignaczakowi, który tak bardzo lubi to robić. Zresztą jak my wszyscy. Bo nie ma to jak sprzątać po całonocnej imprezie.

- co teraz ? - spytałam gdy już siedzieliśmy w samochodzie
- teraz do domu, a potem.. niespodzianka - uśmiechnął się tajemniczo i odpalił silnik
- dzisiaj środa, muszę jechać do Kowala - jęknęłam
- tą sprawę już załatwiłem. Umowę możesz podpisać w każdej wolnej chwili.

Powrót do Rzeszowa zleciał nam w przyjemnej atmosferze. Przynajmniej Łukaszowi, bo ja co chwilę odpisywałam 'dziękuję' na kolejnego SMSa z życzeniami. Jak ja nie lubię, gdy mam urodziny. W końcu dotarliśmy pod mój blok. Rzuciłam w kąt treningową torbę i ruszyłam pod prysznic. Szczelnie ukryłam ciało w miękkim szlafroku i niesiona zapachem świeżo zaparzonej kawy poszłam do kuchni. Usiadłam przy kuchennej wyspie i wpatrywałam się w siatkarza smażącego na patelni jajecznicę. Po chwili śniadanie stanęło przede mną, a ja opierając się łokciami o kuchenny blat musnęłam usta Łukasza.
- wiesz co, ja to chyba będę robił Ci te śniadania co dziennie - uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
Chciałam każdego poranka budzić się i widzieć jego wspaniały uśmiech. Każdego wieczora zasypiać w jego silnych ramionach. Czuć się bezpiecznie. Czuć, że komuś na mnie zależy, że jestem dla kogoś najważniejsza. Czuć się kochana i potrzebna. Każdy z nas potrzebuję miłości, potrzebuję tej drugiej osoby, bez której jego życie jest szare i  nie ma sensu. Dla mnie taką osobą jest nasz cudowny rozgrywający. Odkąd pierwszy raz zobaczyłam go w gabinecie dyrektora coś we mnie drgnęło. Moje ciało napełniło się ciepłem, w brzuchu poczułam stado motyli, a w głowie biegały mi niesforne chochliki. To on pomógł mi zapomnieć o Michale, o tym, że to przeze mnie on nie żyje.
- Łukasz mam do Ciebie prośbę - przełknęłam ostatni kęs jajecznicy - zawieź mnie na cmentarz.
- na cmentarz ? - siatkarz uniósł jedną brew do góry - po co ?
- chcę odwiedzić grób Michała - wyszeptałam i oparłam głowę o ramię Łukasza.
- dobrze, ale migiem idź się ubrać - pogonił mnie.
Weszłam do pokoju i z szafy wyciągnęłam jasne dżinsowe rurki i kolorowy T-shirt. Narzuciłam na siebie bluzę i razem z Ziomkiem opuściłam mieszkanie. W GPS wpisałam ulicę przy której znajduję się cmentarz i już po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu i opierając się o maskę czekałam aż siatkarz zamknie pojazd. Gdy tylko to zrobił chwycił mnie za dłoń, którą mocno ścisnęłam. Znałam na pamięć drogę do jego grobu. Przychodziłam tu codziennie. Codziennie siadałam na ławeczce i płakałam. Wspominałam każdą spędzoną z nim chwilę. Tym razem też usiadłam na tej samej, drewnianej ławeczce. Tylko dzisiaj nie byłam sama. Łukasz objął mnie ramieniem i w skupieniu czytał tablicę nagrobkową.
- to przeze mnie.. - jęknęłam, a  moje oczy zaszły łzami - to ja chciałam się z nim spotkać.. a przecież wiedziałam, że nie ma czasu, że się śpieszy. Gdyby nie ja on by żył i byłby jednym z najlepszych atakujących w Polsce. Ale już go nie ma i to przeze mnie.
- Magda, przecież ty nic nie zrobiłaś - przybliżył się do mnie, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową
- Łukasz, ale to przez mnie.. Chciałam się z nim pożegnać, życzyć mu szczęścia przed jego wyjazdem. Zaraz po treningu poprosiłam go aby do mnie przyjechał. Wiedziałam, że nie ma dużo czasu, bo godzinę później miał być z powrotem pod halą. Jechał o wiele za szybko. Była zima, na drodze istne lodowisko. Nie wyhamował. Wpadł w poślizg i wylądował w rowie. W ciężkim stanie trafił do szpitala. przeszedł kilka operacji, jednak lekarzom nie udało się go uratować. Jego rodzice oskarżają mnie o ten wypadek. i wiem, że mają rację.
- kochanie.. to nie była twoja wina. To on jechał za szybko. A jego rodzice najwidoczniej nie mogą poradzić sobie ze stratą syna i zrzucają to wszystko na Ciebie - odsunął moją twarz i ułożył swoje dłonie na moich policzkach - dzisiaj masz urodziny, powinnaś się cieszyć. Michał, na pewno nie chce abyś się zadręczała, abyś płakała i to jeszcze w taki wyjątkowy dzień. On chciałby twojego szczęścia. Myślę, że jest mu dobrze tam gdzie teraz jest i z góry obserwuję Cię. Jest takim twoim aniołem stróżem.
- dziękuję, że jesteś. Nie pozwól abym zrobiła jakieś głupstwo. Módl się za mnie - wyszeptałam spoglądając w niebo.
- wracajmy - Łukasz wstał i chwytając moją dłoń ruszyliśmy w kierunku samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz