poniedziałek, 14 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 40.

Następnego dnia odpuściłam sobie wykłady. Ale w zamian za to pojechaliśmy na Podpromie, gdzie byliśmy umówieni z prezesem. oboje podpisaliśmy umowy. Później wyskoczyliśmy na szybki obiad na mieście, po czym Łukasz odwiózł mnie na trening. A ten dzisiejszy był na prawdę okropny i dłużył się w nieskończoność. Oprócz normalnych ćwiczeń, analizowaliśmy jeszcze grę naszego jutrzejszego przeciwnika, więc do domu wróciłam dopiero przed dwudziestą. Specjalnie wysłałam uprzednio siatkarza do siebie, aby mieć chwilę relaksu przed meczem i możliwość maksymalnego skoncentrowania się. Miałam się z nim zobaczyć dopiero po meczu, a więc za jakieś dwadzieścia godzin. Potraktuję to jako rozgrzewkę, przed jego wyjazdem na zgrupowanie, bo coś czuję, że tej rozłąki mogę tak łatwo nie przeżyć.
Jak to zawsze wieczór przed meczem wzięłam relaksacyjną kąpiel, zjadłam płatki z mlekiem i poszłam spać. Ledwo zmrużyłam oko, a mój telefon zaczął wibrować, dając mi do zrozumienia, że ktoś napisał wiadomość tekstową, zwaną w dzisiejszych czasach SMSem. Tym kimś był oczywiście Łukasz, który nie mógł się powstrzymać, aby nie życzyć mi dobrej nocy.

Rano mogłam sobie dłużej pospać, bo z racji tego, że reprezentuję skromne progi naszej politechniki mam wolne w dzień meczów. Zaraz po tym jak powoli zwlokłam się z łóżka i spakowałam torbę, zjadłam szybkie śniadanie. Ubrałam się w dresy i zamawiając taksówkę pojechałam na halę. W przerwie zjadłam kanapkę i zaczęłyśmy się rozciągać. Do rozpoczęcia spotkania zostało nam półgodziny, więc trener wziął  nas na krótką odprawę. Jak zwykle kilka motywujących kwestii i podanie ostatecznego ustawienia. Oczywiście, mimo moje nieobecności na kilku treningach, pan Wojciech wystawił mnie w pierwszej szóstce, więc nie zamierzałam zawieść jego zaufania.
- a zostało jeszcze dziesięć minut, więc wpuszczę kogoś do was - trener tajemniczo się uśmiechnął i zniknął za drzwiami szatni.
Po chwili pomieszczenie zaczęło wypełniać się dwumetrowymi mężczyznami  No może nie od razu wypełniać, bo przybyło ich tylko kilku, bo reszta spędzała ostatnie chwilę z najbliższymi. Tak więc w szatni znalazł się sam Zbigniew Bartman, Grzegorz Kosok, Piotr Nowakowski, Krzysztof Ignaczak - czyli mieszkańcy Rzeszowa. Nie mogło także zabraknąć Łukasza, który od razu rzucił się na mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Na końcu nie pewnie do pomieszczenia wszedł Kurek. Rozejrzał się dokładanie po dziewczynach, aż w końcu spostrzegł swoją wybrankę. Aśka niczego nie świadoma zakładała ochraniacze, na nieszczęście dla niej stała tyłem do całego męskiego grona, więc Bartek bez problemy, cichaczem podszedł do niej i łapiąc ją w pasie odwrócił przodem do siebie. Zawsze  nie ogarnięta Dryja zaczęła okładać go pięściami, ale gdy tylko zorientowała się kto jest jej napastnikiem wpadła w nieopisany entuzjazm, porównywalny do tego gdybyśmy zdobyły tytuł Akademickiego Mistrza Polski.
Chłopaki również odprawili mowę motywującą, a najbardziej (w sumie jako jedyny) udzielał się nie kto inny jak nasz nadpobudliwy Ignaczak.
- tak więc, jak nie wygracie to skopiemy wam tyłki ! - tak, tak motywacja, pierwsza klasa  - która z was jest libero !?
- ja - Inga niepewnie podniosła rękę do góry
- kto to jest ja ? - Igła wczuł się w rolę.
- Inga Budzyńska - przedstawiła się, gdyby mogła wykrzyczałaby to niczym żołnierz "yes, sir"
- na Tobie spoczywa cały ciężar gry. pamiętaaj... - wziął naszą libero na stronę i zaczął jej wszystko objaśniać.
- no panienki do roboty, pokonajmy te kościotrupy - do szatni wpadł trener i zaczął powoli wyganiać nas na boisko.
- Waronówna, zaczekaj ! - usłyszałam za sobą głos Bartmana, a już po chwili dostałam od każdego kopa w dupę.
- dobrze, że powiedział chociaż Waronówna  -mruknęłam do Żygadło  i zniknęłam za drzwiami na salę.
Wzrokiem odprowadziłam ich na ich miejsca na trybunach. Nastąpiło przywitanie drużyn i przedstawienie wyjściowych składów. Gdy tylko nasi goście specjalni usłyszeli , że spiker wymawia moje nazwisko zaczęli drzeć się jak opętani, za co zostali zganieni przez większą część widzów., ale tylko na moment, bo zaraz obok nich zrobiły się kolejki fanów. A masz babo placek ! Nie trzeba było się tak wydzierać !
Spotkanie rozpoczęło się łeb w łeb. Szliśmy punkt za punkt, akcja za akcję. Pierwszego seta udało nam się wygrać 32:30. Drugi set zaczął się również emocjonująco. Miałyśmy piłkę setową w górze. Ścięłam w potrójny blok i piłka wyszła na aut. Dziewczyny zbiegły się w kółko i wykonały nasz charakterystyczny okrzyk "hejop", kiedy ja siedziałam na parkiecie i trzymałam się za kostkę. Moje szczęście, zawsze i wszędzie. Przy opadaniu źle stanęłam na kontuzjowaną nogę, a w dodatku zawodniczka drużyny przeciwnej popchnęła mnie, po tym jak nie udał jej się blok. Po chwili podbiegł do mnie trener i razem z Aśką znieśli mnie z boiska. Chciałam wrócić i dokończyć trzecią partię, jednak ból był na tyle silny, ze nie mogłam stać na bolącej nodze. Od razu wokół mnie pojawili się siatkarze, którzy zadeklarowali, że odwiozą mnie do szpitala. Łukasz wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego samochodu. Razem ze Zbyszkiem delikatnie położyli mnie na tylnym siedzeniu i łamiąc wszelakie przepisy drogowe dojechaliśmy pod budynek rzeszowskiej klinki. W mgnieniu oka znalazłam się w białym gabinecie lekarza, który od razu skierował mnie na wszelakiego rodzaju prześwietlenia. Po godzinie badań postawiono mi diagnozę : czekała mnie operacja kostki, a dalszej grze mogłam na razie zapomnieć. Siedziałam na szpitalnym łóżku czekając na moment gdy przewiozą mnie na blok operacyjny.
- można ? - usłyszałam delikatne otwieranie drzwi
- wejdź - uśmiechnęłam się i poklepałam kołdrę obok siebie.
- wiesz, że wszystko będzie dobrze?  - Łukasz usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił
- nic nie będzie dobrze - poczułam jak do moich oczu napływają łzy - nie będę mogła już grać
- nie martw się. Znajdę najlepszego rehabilitanta na świecie i zanim się obejrzysz wrócisz do swojej drużyny.
- lepiej zajmij się wygraniem Ligii Światowej - niepewnie uniosłam kąciki swoich ust do góry.
- pani Magdaleno zapraszam na wózek, zaraz zaczynamy operację - do sali weszła pielęgniarka i po chwili leżałam już na bloku operacyjnym. Anestezjolog podała mi znieczulenie.

Obudziłam się w czterech białych ścianach szpitalnej sali. Obok mnie na krześle przysypiał Żygadło, a na łóżko obok oparta o ramię Kurka spała Aśka. Chrząknęłam delikatnie dając im do zrozumienia, że koniec tego spania. Jako pierwsza ocknęłam się Dryja.
- i jak wygrałyśmy ? - zapytałam szeroko uśmiechając się do przyjaciółki.
- nie było łatwo, ale dałyśmy radę - odwzajemniła uśmiech - a i mam coś dla Ciebie - zza pleców wyjęła statuetkę najlepszej zawodniczki meczu.
- na prawdę ? - spytałam z niedowierzaniem obracając figurkę siatkarki w dłoniach
- no raczej nie inaczej złotko - zaśmiała się Aśka budząc przy tym chłopaków.
Zamieniłam kilka zdań z zakochanymi Kurkami, po czym moje gołąbeczki, jak to mówi Igła, opuściły sale pozostawiając mnie tylko z Łukaszem.
- siatkarzu, a czy ty nie powinieneś być w drodze do Spały ?
- postanowiłem, że odpuszczę sobie mecze w Toronto, Paweł na pewno sobie poradzi, a teraz moje miejsce jest przy Tobie - uniósł moją dłoń i pocałował ją.
- Żygadło weź mnie nie osłabiaj ! Raz dwa stąd wychodzisz i razem z Kurkiem jedziecie do Spały! A ja sobie dam radę. Mam Aśkę, a w razie czego zadzwonię do mamy i zamieszka ze mną.
- to nie będzie konieczne Twoja mama już tutaj jest.
- więc nie ma problemu. A teraz jazda i nie wracać mi bez złota!
- ale Madzia..
- nie zmienię zdania.
Podniosłam się i pocałowałam go po czym dałam mu do zrozumienia, że ma już się zbierać. Gdy tylko rozgrywający opuścił salę, do pomieszczenia weszłam moja mama i lekarz prowadzący. Okazało się, że mam śrubę, czy jakieś inne żelastwo w kostce i przez jakiś czas będę musiała chodzić w specjalnym usztywniaczu. Poinstruował mnie jak mam go zakładać i zdejmować. Ostrzegł, że powinnam dużo chodzić, po czym dał mi wypis i razem z mamą wrócił do swojego mieszkania.


__________________________________
tam ten rozdział byś śmieszny, więc ten jest taki bardziej tragiczny :> 
ale co tam.. za niedługo się zacznie zabawa !

kto ma ferie tak jak ja ? 

sobota, 12 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 39.

Czekała nas długa podróż po dziurawych polskich drogach, które tak bardzo zostały znienawidzone przez naszych rodaków-kierowców.
Włożyliśmy nasze walizki i torby do bagażnika i zajęliśmy swoje miejsca. Wygodnie rozłożyliśmy się na siedzeniach i każdy zajął się swoim życiem. Część zatonęła w dźwiękach ulubionych zespołów, część majaczyła coś przez sen. Na przykład taki Zatorski zaczął wołać swoją mamę.
Nie na długo dano mi się cieszyć błogim spokojem. Nie minęliśmy nawet tabliczki informującej, że wyjechaliśmy z Gdańska, a Igła już zaczął się nudzić.
- poróbmy coś ciekaweego - rzucił podpierając twarz dłońmi.
- niby co ? - mruknęłam
- macie jakiś pisak ? - Krzysiek krzyknął szeptem, aby nie obudzić śpiących zawodników.
Pokiwałam głową i wyjęłam z torebki czarny marker. Podałam go Ignaczakowi, który jak zwykle wykorzystał go do swoich niecnych planów.
Na pierwszy ogień poszedł młodszy libero. Po krótkiej wizycie u najlepszej reprezentacyjnej makijażystki Krzysztofy Zati wyszedł z pięknym napisem na czole. Teraz cały świat dowie się jak Paweł kocha swoją mamę. Następnie ręką Igły został upiększony również Winiarski. Napis na jego czole informował o jego nadludzkim talencie wokalnym. Przyszedł czas na Kurka. Igła długo się zastanawiał, czy nie narysować mu przypadkiem karniaka, ale w końcu zdecydował się na wypisanie kurkowego numeru telefonu z dopiskiem "zadzwoń". Aśka ledwie powstrzymała się od śmiechu.
- Krzysiek, jeszcze tutaj ! - krzyknął ktoś z przodu, a Igła jak na skrzydłach zjawił się koło śpiącego trenera Anastasiego.
- co mu napisałeś ? - spytał zaciekawiony Bartman, gdy Ignaczak powrócił już na swoje miejsce.
- "Igła jest Bogiem" - zaśmiał się libero - Madziuchno, ten marker był zmywalny ?
- chyba taak - westchnęłam i dokładnie przeczytałam etykietkę czarnego flamastra - nie jest wodoodporny.
- to źle, czy dobrze ? bo już się pogubiłem .. - westchnął  Zatorski. Zaraz.. ZATORSKI?!
- oo Pawełku, już nie śpisz - Jarosz próbował ratować sytuację.
- no nie śpię, nie śpię. niezły kawał wywinęliście Michałowi, Bartkowi i Andrei - zaśmiał się młody libero.
- Zati, przerażasz mnie  - mruknęłam i wybuchnęłam śmiechem. Zaraz za mną zrobiła to reszta 'nieśpiących' zawodników, obudziliśmy przy tym śpiące towarzystwo.
Mimiką twarzy daliśmy sobie do zrozumienia, że buzia na kłódkę, a kluczyk do wyrzucenia. Na szczęście ofiary żartów Krzyśka siedziały w dość dużej odległości i nie zauważyły zmian na swojej twarzy tak od razu. Ale niestety w końcu Kurek miał jaką bardzo ważną sprawę do Winiara, więc przysiadł się do niego. Oboje dokładnie obejrzeli twarze swojego towarzysza, po czym wybuchnęli śmiechem. Kurek widział malunek na twarzy Winiara, ale nie na swojej, a Michał odwrotnie. I na szczęście tak pozostało. Nawet Zatorski się nie zorientował. Następne godziny przejechaliśmy w ciszy i spokoju. Chłopaki zajęli się grą w karty, a ja mogłam zdrzemnąć, bo Łukasz zapewnił mnie, że będzie pilnował aby Igła nie zrobił mi krzywdy.
Obudziły mnie jakieś hałasy dochodzące z zewnątrz. Autokar stał na poboczu, na jakim odludziu. Wyszłam do dyskutujących na dworze siatkarzy.
- co się dzieje ? - spytałam jeszcze zaspanym głosem.
- autokar się popsuł - mruknął Kubiak.
- jak to się popsuł ? ja mam mecz we wtorek ! Ja chcę do Rzeszowa ! - zaczęłam nieźle panikować
-  nie spinaj się bo wylądujesz powiązana sznurkiem w rowie tak jak Piotrek i Paweł  - Możdżonek wskazał na skrępowanych jakimiś sznurówkami Nowakowskiego i Zatorskiego.
- macie coś do piciaa ? pić mi się chcę - jęczał młody libero.
- i teraz stwierdzenie lebioda usychająca w szczerym polu, nabrało dosłownego znaczenia - zaśmiał się Igła sięgając po jedną z nielicznych już butelek wody.
- a co się w ogóle stało ? - zapytałam po chwili namysłu.
- no ten stary grad, który za pewne pamięta lata Polski Ludowej nie chce odpalić - zaczął tłumaczyć Ruciak.
- to może byśmy tak go popchali  ? - rzuciłam pomysł
- no chyba ty ! - krzyknęli chórem.
- my jesteśmy siatkarzami, a nie jakimiś popychaczami zepsutych autobusów  - oburzył się Winiarski.
- nie bądź taki skromny, bo napis na czole wcale nie oddaje twoich talentów - wypaliłam. Po chwili zrozumiałam jaka idiotyczną gafę popełniłam. Schyliłam głowę i zaczęłam nucić jakąś bezsensowną melodyjkę z nadzieją, że może Michał tego nie słyszał.
- jaki napis na czole ?! - bełchatowski przyjmujący złapał się za czoło i szybko pobiegł do autobusu, aby przejrzeć się w jednym z lusterek
- nie żyjesz ! - syknął Igła
- oj Krzysiu nie przesadzaj, kiedyś to musiało się wydać - poklepałam libero po plecach.
- który to !? - wrzasnął rozzłoszczony Winiarski.
- chłopaki, trzeba popchnąć autobus - w naszym 'skromny' kółku różańcowym pojawił się Andrea.
Siatkarze zmierzyli go wzrokiem i zaczęli się śmiał, ale nie z jego nakazu, tylko z napisu na jego czole.
- Igłaa - wycedził przez żeby Winiar - nie żyjesz !
- ale o co chodzi ? - spytał zdezorientowany szkoleniowiec
- o to co pan, ja, Zati i Siurak mamy na czole - oznajmił Michał.
-  następny niemądry żart Ignaczaka ? - podsumował Anastasi, a siatkarze zgodnie pokiwali głowami, wypychając z rzędu biednego Krzyśka.
- pchacie ten autobus czy nie !? - krzyknął kierowca
- ta jasnee - mruknęliśmy i zabraliśmy się do wykonania zadania.
Chwilę później usłyszeliśmy już 'ryk' silnika. Więc weszliśmy do środka i zajęliśmy swoje miejsca. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Do Warszawy zostało nam jakieś 100 kilometrów.
- ternerzeee ! - wrzasnął Zagumny - Zatorski i Nowakowski zostali w rowie !!!!
- mała szkoda, nie wracajmy - skwitował Igła
- ja z wami kiedyś oszaleje - westchnął Andrea i kazał kierowcy zawrócić.
- całe życie z wariatami ! - zaśmiał się Łukasz.
Gdy tak sobie wracaliśmy (los chciał, że odjechaliśmy może 10 minut drogi zanim się zorientowaliśmy o ubytkach w kadrze) wszystkie ofiary kawału zdążyły zmyć swoje napisy nawilżającymi chusteczkami. Wszyscy oprócz pozostawionego Zatiego. Wspólnie stwierdziliśmy, że młody libero nie musi być poinformowany o jego pięknym wyznaniu na czole. No chyba, że Pit już mu powiedział.
- nareszcie. Zostawiliście mnie na pastwę dzikich wilków, wilczych dzików i Zatorskiego! - obwiniał nas Piter
- hee, a ty co masz do dzików ?! - wtrącił Kubiak z miną typu "no co, chcesz się bić?"
- do dzików nic.. ale do wilczych dzików dużo... - burknął środkowy
- Piotrek powiedziałeś Zatiemu o tym napisie ? - szepnęłam gdy zajął miejsce przede mną
- no coś ty - uśmiechnął się - dziki wilk mu powiedział.
- za długo przebywał sam na sam z Zatorskim - podsumował Żygadło.
- oby - westchnęłam.
Szybko dotarliśmy do Warszawy. Z środka komunikacji jakim jest autokar przesiedliśmy się do łukaszowego samochodu osobowego.
W godzinach wieczornych dotarliśmy do Rzeszowa. Po długich sprzeczkach o to do kogo jedziemy, postanowiliśmy rzucić monetą. Wypadł orzeł, więc pojechaliśmy na Klonową, do mojego mieszkania. Zjedliśmy szybką kolację, wzięliśmy prysznic i grzecznie poszliśmy spać.

czwartek, 10 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 38.

Ten głos rozpoznam wszędzie. Podziękowałam włoskiemu środkowemu za taniec i obróciłam się w stronę polskiego rozgrywającego.
- wreszcie dali wam spokój ? - zaśmiałam się lądując w jego objęciach
- tak. Nareszcie mam chwilkę czasu dla mojej pięknej dziewczyny - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. 
Przetańczyłam z Łukaszem kilka piosenek, dopóki nie zaczęła mnie boleć kostka. Nie chciałam mu o tym wspominać, więc wykręciłam się zmęczeniem. Udaliśmy się więc do loży i zajęliśmy wolne miejsca. Kelner podał nam kolorowe drinki z palemką i słomką. Po chwili dosiadł się do nas jeden z włoskich siatkarzy.
- kochanie poznaj mojego kolegę z Trentino - oznajmił Łukasz - Madzia to jest Andrea Bari, Andrea to jest moja dziewczyna Magdalena Waroń - i tu tak dla jasności drugą część powiedział oczywiście po włosku. Jako iż ja z językiem włoskim nie miałam praktycznie żadnego do czynienia postanowiliśmy rozmawiać po angielsku.
- a więc to prawda, że w Polsce są najpiękniejsze dziewczyny  - zaśmiał się Andrea, a ja poczułam jak czerwienią mi się policzki.
- dla takiej dziewczyny to nawet można przenieś się na stałe do Polski  - dodał Żygadło i pocałował mnie w policzek.
- może za niedługo staniemy po przeciwnych stronach siatki nie tylko jako reprezentanci kraju - skwitował Bari - ale mam nadzieję, że na ślub to mnie zaprosicie.
- jeżeli kiedykolwiek taki weźmiemy, to ty będziesz honorowym gościem  -uśmiechnęłam się w stronę włoskiego libero
- jeżeli? Andi spokojnie za jakieś półtora roku robimy kawalerski - Łukasz przybił z kolegą głośną piątkę.
- a ślub za kolejne półtora - wyszczerzyłam się
- kłócicie się jak stare dobre małżeństwo  -skwitował Bari, po czym posłał w naszym kierunku swój uśmiech "błagam o wybaczenie, ja nie chciałem tego powiedzieć, samo jakoś wyszło".
Zabawa trwała w najlepsze i nawet nie wiem jakim cudem znaleźliśmy się w hotelu.

Z przebudzeniem się mieliśmy małe problemy. Kac nie dawał nam spokoju. Zmotywowana tylko tym, że wreszcie wyśpię się we własnym łóżeczku wstałam i szybko się ogarnęłam. Obudziłam śpiącego księcia, po czym obeszłam wszystkie pokoje. Jak się okazało nikt nie miał najmniejszej ochoty wstawać. W końcu udało mi się wszystkich obudzić i czułam się na prawdę wspaniale. Wreszcie zrobiłam coś dla siebie i coś dla nich! Dumna wróciłam do swojego pokoju, gdzie ku mojemu zaskoczeniu Łukasz nadal okupował cieplutką pościel gdańskiego hotelu.
- Żygadło, leniu ty ! wstaaawaj ! - wydarłam się
- słońce no jeszcze pięć minut - wyszeptał zachrypniętym głosem... W tym wydaniu jego głos był jeszcze bardziej ponętny.
- słońce już dawno wzeszło i świeci za oknem. O tutaj ! - odsłoniła potężne kotary wpuszczając jasne promienie do środka - czekam w restauracji - rzuciłam i wyszłam.
Po drodze spotkałam Kurka i Aśkę, więc razem z nimi doszłam już do restauracji. Zamówiłam jeden z zestawów śniadaniowych. Igła powoli przeżuwał swój omlet jakby bał się powrotu jego wczorajszej zmory. W końcu pojawił się Żygadło. Miał na sobie ciemne dżinsy i koszulę w biało-czarno-czerwoną kratę, a jego włosy były w totalnym nieładzie. I muszę przyznać, że tak wyglądał o wiele seksowniej.
- cześć kochanie  - wyszeptał jeszcze zaspanym głosem i usiadł obok mnie obdarowując mój policzek całusem.
- rzygam waszą miłością  -rzucił Nowakowski
- Piter nie przy jedzeniu ! - skarcił go Krzysiek
- A więc Piotrze, wczorajszy podryw się nie udał  ? - spytałam
- niestety - mruknął środkowy
- najwidoczniej Zibi jest kiepskim nauczycielem - zaśmiał się Możdżonek
- albo Piotrek niepojętnym uczniem  - dodał Zagumny
- hej, heeej co wy macie do mojej zacnej osoby ? - Bartman jakby obudził się ze snu
- nic Zbyszko, nic... - westchnęłam i zaczęłam przeżuwać kolejny kęs jajecznicy
- Zbyszko ? ten z Bogdańca ?  - inteligencja szanownego pana Kubiaka czasem mnie przeraża, ale chociaż "Krzyżaków" przeczytał.
- a gdzie masz Danusię ? - zaśmiał się Ignaczak
- a Jagienkę ? - dodał Winiarski
- Zbyszek - oburzył się Zatorski - ja nie wiedziałem, że ty z Bogdańca jesteś.. gdzie to dokładnie jest ? - przez całą salę przeszedł dźwięk otwartej dłoni uderzającej o czoło.
- Zatiiii - mruknęłam
- słucham Cię o Magdaleno ?
- czytałeś kiedyś "Krzyżaków" ?
- to jest ta powieść Mickiewicza ? - Paweł odpowiedział pytaniem na pytanie, a wszyscy zgodnie przybili sobie facepalm'a.
- dobrze, że chociaż siatkarz z niego jaki taki - mruknął Igła.
- ej no ale o co wam chodzi  ? -dopytywał się młody libero.
- Paweł co miałeś z polskiego w gimnazjum ? - zapytał Guma
- ja? mhhhmm niech pomyślę... 4 chyba - odpowiedział po dłuższym zastanowieniu. Tym razem obyło się bez plaskacza w środek czoła. Zamiast tego wszyscy zaczęli szukać pod stołem swoich żuchw.
- ty miałeś 4? a ja na marną dwójcynę się załapałem - burknął Jarosz - ale chociaż wiem kto napisał "Krzyżaków".
- no kto ? - westchnął Bartman
- no jak to kto ? przecież to jest oczywiste, że Żeromski ! - i kolejny dobitny i głośny dźwięk dłoni odbijającej się od twarzy. Siatkarze na prawdę potrafią zadziwić.
- o czym tak dyskutujecie ?  - obok naszego stołu pojawił się trener Andrea.
- o "Krzyżakach"  - Ruciak grzecznie odpowiedział swojemu przełożonemu
- ach tak czytałem. Świetna powieść historyczna Sienkiewicza - Anastasi uśmiechnął się i odszedł do swojego stolika.
- Sienkiewicza ?! - wykrzyczeli niemal równocześnie Kuba i Paweł, po czym jako jedyni przybili sobie kolejnego facepalm'a. Już nawet nie wiem, który to był w ciągu tych zaledwie kilka minut. A przecież jeszcze cały dzień drogi przed nami. Obym tylko nie trafiła  z nimi do jakiegoś wariatkowa. 

niedziela, 6 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 37.

Zaraz po przyjeździe do hotelu chłopaki zaprowadzili mnie do Olka Bieleckiego. Po dość długim zabiegu stwierdził że wszystko już powinno być w porządku i we wtorkowym meczu powinnam zagrać. Opuściłam jego kwaterę, a on zajął się mięśniami siatkarzy. Do pokoju doszłam w miarę normalnie, praktycznie nie utykając. Już u progu powitał mnie on z tym  swoim firmowym uśmiechem.
- i jak? - jego głęboki głos przysparzał mnie o przyjemne dreszcze
- jest okej - uniosłam kciuk do góry.
- na pewno ? - dopytywał z troską.
- na pewno. A ty nie powinieneś leżeć u Olka na kozetce?
- byłem u Antczaka. Wolę nie ryzykować, tym, że nasz karateka połamie mi kości  - zaśmiał się
Przesiedzieliśmy w pokoju grubo ponad godzinę. W tym czasie wszyscy reprezentanci byli już jak nowo narodzeni. Zaczęłam więc szykować się na wypad do klubu.
Co z tego, że Aśka spakowała moje ulubione szpilki, jak ja nie mogę ich założyć, aby nie pogłębiać kontuzji. A przypadki przecież chodzą po ludziach, więc znając moje nieopisane szczęście prędzej czy później się połamie. Jak na razie wolę nie wywoływać wilka z lasu. Postawiłam więc na beżowe szpilki, bordowe spodnie i jasny t-shirt. Poczekałam, aż Łukasz wybierze koszulę i opuściliśmy pokój, obierając przy tym za cel komnatę Ignaczaka. Jako iż jesteśmy kulturalnymi, dobrze wychowanymi ludźmi zapukaliśmy do drzwi. Z tym, że nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi, więc po prostu sami się wprosiliśmy. Gdy tylko przekroczyłam próg gorzko pożałowałam tego co zrobiłam. Piotrek latał po całym pokoju w samych bokserkach mrucząc coś pod nosem o jakiejś dziewczynie. Przerażony Igła leżał opatulony kołderką i nie wyglądał za dobrze. Pomogłam Nowakowskiemu dopasować koszulę do jego spodni, po czym środkowy zniknął za drzwiami łazienki.
- jak się czujesz Krzychu ? - przysiadłam na skraju jego łóżka.
- oj źle, doktorku, źle - odparł chrypliwym głosem.
- a więc my Ci już nie przeszkadzamy i zmywamy się na tą imprezkę, co nie Madzia ? - zaśmiał się Żygadło.
- imprezkę, powiadasz ? - Ignaczak nagle ożył i zaczął wygrzebywać się z łóżka
- Krzysiek, ale ty przecież chory jesteś... powinieneś leżeć - tłumaczyłam próbując zachować powagę.
- nie przesadzajcie nic mi nie jest ! - krzyknął uradowany i zaczął wyrzucać ciuchy ze swojej walizki.
- za 10 minut przed hotelem - oznajmiłam i wyszliśmy na korytarz trzaskając drzwiami.
Po chwili na horyzoncie pojawili się państwo Kurek. Joanna przeszła dzisiaj samą siebie. Jej długie nogi idealnie zgrały się z czarnymi szpilkami, do tego stylowa mała czarna i lekko zakręcone włosy. Teraz uświadomiłam sobie, że będę najniższa z całego grona i, że muszę zabić Winiarskiego. W czwórkę weszliśmy do windy i na moje szczęście dobiegł do nas jeszcze Winiar i Kosa.
- no heeeeej Madzia, jak tam nóżka ? - zapytał się Michał. Wiedziałam, że z trudem powstrzymuje swój śmiech.
- Misiek, ty się lepiej do mnie nie zbliżaj - syknęłam.
Klaustrofobiczne pomieszczenie zwane przez większość zwykłych, niewyróżniających się swą wielkością ludzi -  windą, lecz przez grupę dwumetrowych, rosłych mężczyzn często nazywane - klatką dla ptaków. Nie pytajcie, czemu, bo sama nie wiem. Oni mają dziwne pomysły. Ale ja mam nie lepsze. Muszę jakość zemścić się na przyjmującym. Wychodząc z windy 'przez przypadek' nadepnęłam na jego stopę. Winiarski cicho zawył z bólu, ale nie dał tego po sobie poznać. Niech się cieszy, że Łukasz zabronił mi nałożyć moich szpilek.
Przed hotelem czekała już większa część ekipy. Czekaliśmy tylko na Igłę i Pita, którzy jak zwykle wlekli się na samym końcu.
- no Piotruś czas na lekcję podrywa - Zibi poklepał środkowego po plecach.
- a gdzie my w ogóle idziemy na tą imprezę ? - spytał Możdżonek
- a no właśnie tak czekam na sms'ka od Łasko, a tu ani widu ani słychu - mruknął Dziku
- dwaj przyjaciele z boiskaaa - zaczął wyć Kurek, więc jednak ta super mieszkanka Bartmana jeszcze działa.
- dwaj przyjaciele z klubu - poprawił go Guma.
- ej cicho po dostałem wiadomość ! - krzyknął Kubiak - mamy iść do jakiegoś 'X-clubu'.
- a gdzie to niby jest ?! - Kosok wykrzyczał to wprost do ucha Michała
- mnie się pytasz ?
W końcu dzięki pomocy życzliwej gdańszczanki o wdzięcznym imieniu Leokadia, tak tej Lodzi od Pawełka, dotarliśmy pod wyznaczony klub.
Weszliśmy do środka i od razu zlokalizowaliśmy naszych włoskich znajomych. Zajęli największą lożę i czekali na nasze wejście. A wiecie, polska reprezentacja musi mieć najlepsze wejście, więc zanim jeszcze zdążyliśmy postawić stopę na parkiecie 'X-clubu" zaatakowali nas fani. Razem z Dryją szybko się ulotniłyśmy i przywitałyśmy się z Włochami.
- zjeździłem już cały świat, a nigdzie nie widziałem tak pięknych kobiet - komplementował już nie źle wstawiony Savani.
- brunetki, blondynki ja wszystkie was dziewczynki całować chcę... - wydzierał się jedyny włoski siatkarz znający polską mowę, czyli Michał Ł.
Czułam się wśród nich jak kurdupel. Co tam moje niecałe metr osiemdziesiąt jak oni mają powyżej dwóch. Wypatrzyłam sobie idealne miejsce w głębi loży i powoli zmierzałam w jego kierunku, gdy ktoś złapał mnie za rękę. Obróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą twarz włoskiego przyjmującego - Ivana Zaytseva.
- zatańczymy ? - zapytał po polsku, łamiąc sobie przy tym swój język i kalecząc naszą piękną mowę.
Zerknęłam w stronę naszych polskich sportowców, którzy ciągle rozdawali autografy, a kolejka fanów wcale nie malała. Chwyciłam wyciągniętą rękę Ivana i poszłam za nim na parkiet. Przetańczyliśmy wspólnie kilka piosenek. Później w swoje obroty wziął mnie Łasko i Masterangelo.
- odbijamy ? - usłyszałam za swoimi plecami wyraźnie polski język.

sobota, 5 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 36.

- no nie mów, że mnie nie poznajesz.. - mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie - Magda, tak ?
- taaaak - odpowiedziałam niepewnie.
- Krzysiek, wpadliśmy na siebie w centrum handlowym. Wylałem twoją kawę - zaczął tłumaczyć. I wtedy też mnie olśniło.. miałam do niego zadzwonić po powrocie ze Spały, ale zapomniałam.
- ach tak kojarzę - zabrzmiałam jakbym właśnie dokonała przełomowego odkrycia - co tutaj robisz?
- a tak się składa, że Krzysiek Ignaczak jest moim szwagrem. A, że nie jest dziś zdolny do gry moja siostrunia poleciała się nim opiekować, a mi zostawiła na głowię siostrzeńców.
- słyszałam co się wydarzyło Krzysztofowi - próbowałam zachować powagę, ale na samo wspomnienie jego głupoty uśmiech mimowolnie pojawiał mi się na twarzy
- a ty co tutaj robisz ?
- a tak się składa, że jeden z tych emerytów rozciągających się na boisku jest moim chłopakiem - zaśmiałam się.
- niech zgadnę. Kurek ?
- Bartka, strzałą amora ustrzeliła moja przyjaciółka - pokazałam mu język i wyciągnęłam z torebki reprezentacyjną koszulkę z numerem 15.
- uhuhuhuhuh. Żygadło. Szczęściarz z niego.
Poczułam jak lekko się rumienie. Przeprosiłam Krzyśka i udałam się do łazienki. Załatwiłam potrzebę fizjologiczną, po czym zmieniłam koszulę, na koszulkę z nazwiskiem mojego ulubionego siatkarza, bo jakże mogło być inaczej. Poprawiłam jeszcze włosy i z powrotem weszłam na halę. Akurat prezentowano wyjściowe szóstki. Oczywiście u nas na boisko wyszedł : Żygadło, Kurek, Bartman, Winiarski, Nowakowski, Możdżonek i ku wielkiemu zdziwieniu publiczności Zatorski. Po przeciwnej stronie boiska ustawili się : Masterangelo, Bari, Łasko, Zaytsev, Savani, Buti, Travica.
Spotkanie rozpoczęło się. Po długim pięciosetowym pojedynku, po pięknych akacjach po obu stronach siatki, lepszą drużyną okazali się gospodarze. Zawodnicy podziękowali sobie za mecz i kibicom za doping. Hala zaczęła pustoszeć, zostały tylko spore grupy czekające na zdjęcia i autografy. Pociągnęłam Dryję, za rękaw i zaciągnęłam ją w stronę szatni. Dzięki Ci Panie za te super wejściówki. Weszłyśmy to jeszcze pustej szatni. Przegrzebałam szafkę Łukasza, aż w końcu znalazłam jakiegoś batonika i napój energetyczny. Byłam strasznie głodna. Usiadłam pod ścianą i zaczęłam konsumować mój jakże zdrowy posiłek.
- te napoje powodują raka - pouczała mnie Aśka.
- a ty co ? medycynę studiujesz ?
- nie, ale blisko. - uśmiechnęła się - bliżej niż ty, pani psycholożko - wytknęła w moją stronę swój język.
- tak, Asica, wiem, że masz kolczyk w języku, nie musisz się już tak chwalić - zaśmiałam się.
Do szatni wpadli siatkarze. Nie zwracając uwagi na dwie niewiasty siedzące na przeciwko nich zaczęli swoje dzikie świętowanie. A to przecież był tylko mecz towarzyski.. Ciekawe co się dzieje, jak wygrają jakieś ważne spotkanie. Współczuje Anastasiemu, że musi męczyć się z tymi debilami.
- chłopaki... - jęknął Ruciak.. jedyny normalny, który nas zauważył.
- o dziewczynki jak malinki - mruczał pod nosem Kurek
- Siurak, co ty piłeś ? - wrzasnęła Aśka. A muszę wam powiedzieć, że moja przyjaciółka to ma głos. Bartek aż wzdrygnął i z maślanymi oczkami popatrzył na swoją ukochaną.
- kto mi wypił red bulla ?! - czyli, co Zibi ma jednak mocniejszy głos niż Dryja, a ja pomyliłam szafki.. fajnie fajnie - i gdzie mój batonik ?! Madzia, czy to ty wypiłaś mi ostatniego red bulla i zjadłaś batonika ?
- no sorry, no. Myślałam, że to szafka Ziomka -  broniłam się, a argumenty to miałam mocne, co nie ? Pół reprezentacji zaczęło śmiać się z mojej głupoty. I nawet sam poszkodowany zaszczycił nas swoim śmiechem.
Zagoniłam ich pod prysznic i wszyscy co do jednego przeszli do sąsiedniego pomieszczenia. Słychać było tylko ich wrzaski, zwane przez nich samych śpiewem i lecącą wodą. Jako pierwszy wyszedł Kubiak. Biedactwo zapomniało świeżych dresów i przywitał nas w samym ręczniku okalającym jego biodra. Na nasze nieszczęście ów ręcznik zahaczył się o klamkę i delikatnie osunął się z jego ciała. Odruchowo zasłoniłyśmy z Dryją oczy. Ale wiecie niby obracamy się w ich towarzystwie, ale jesteśmy też ich fankami płci pięknej, więc nasza kobiecość odezwała się w nas i przez palce obserwowałyśmy naszego Dzika. Speszony zabrał ubrania i zniknął. Cicho zachichotałyśmy, ale po chwili ogarnęłyśmy się bo z łaźni wyszedł Łukasz. Podszedł do mnie i namiętnie pocałował.
- a oni znowu się liżą - westchnął załamany Piotruś.
Tuż za środkowym wyszedł Bartman. A jak to Zibi ma już w zwyczaju zaczął naśmiewać się z biednego, samotnego Nowakowskiego. Czasem żal mi chłopaka i mam ochotę wstrząsnąć nim i nagadać mu, bo przecież tyle dziewczyn spotyka każdego dnia na swojej drodze, ale on ciągle tłumaczy się, że jeszcze nie spotkał tej właściwej. Ach Ci mężczyźni. Przecież jak nie zaryzykuje to się nie przekonana czy to ta jedyna.
Szatnia ponownie zaczęła zapełniać się siatkarzami. Gdy wszyscy już się odświeżyli zebraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy na korytarz. Tam czekali już Włosi. Zmierzyłam ich wzrokiem, wszystkich po kolei. A muszę wam powiedzieć, że jest na czym oko zawiesić. Makaroniarze zaprosili nas na imprezę w jednym z gdańskich klubów. Bez wahania przyjęliśmy propozycję. Pytali się jeszcze co tam u Igły i gratulowali Zatiemu wspaniałej gry. No tak, chłopak na prawdę poradził sobie. Bronił nie gorzej niż Krzysiek. Niestety musieliśmy przerwać rozmowę z włoskimi siatkarzami bo Andrea zarządził zbiórkę pod autokarem. Co z tego, że my stoimy już na tym dworze piętnaście minut jak nie ma ani kierowcy, ani sztabu.
- jak zwykle, nas wystawili - Jarski otarł mistyczną łzę z policzka
- życie.. - podsumował Możdżonek
- we are the champnions !!! - wydzierał się trochę nietrzeźwy Bartosz.
- co on pił ? - dopytywałam na boku Łukasza.
- no właśnie nie wiem... - westchnął
- ale ja wiem - krzyknął uradowany Zibi  - miał w butelce resztki wody więc dolałem mu czegoś mocniejszego.
- Bartman, ty idioto ! - przybiłam sobie plaskacza w czoło.
- nie wybijaj sobie tych szarych komórek - wtrącił Winiarski - i tak nie masz ich już za dużo.
- Michaaaaał !! - syknęłam i zaczęłam pogoń za przyjmującym.
- Magda, Magdaa ! - skandowali siatkarze. Co jak co ale doping miałam nieziemski.
Prawie go dopadałam, ale odezwała się moja nieszczęsna kontuzja ze Spały. Chwyciłam się za kostkę i przysiadłam na chodniku. Po chwili wokół mnie utworzyło się kółko różańcowe. Łukasz zaczął rozmasowywać bolącą kostkę, a Zatorski w panice biegał w okół autokaru. Jakby to miało pomóc. Zauważyliśmy wychodzący z hali trenerów, a drzwi do autokaru otworzyły się. Wstałam o własnych siłach i oparta o ramię Żygadły dotarłam na swoje siedzenie.

czwartek, 3 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 35

Zaniepokojony Pit opadł na łóżku i zaczął głęboko oddychać. Zmierzyliśmy go wzrokiem. W głowie wyobrażałam sobie najgorsze scenariusze. Sztab dowiedział się o nocnym wybryku, lub się w ogóle nie obudzili po dawce tych tabletek
- Piotrek powiesz nam wreszcie co się stało ?! - krzyknęłam lekko poirytowana zaistniałą sytuacją.
- Igła ... - wyszeptał środkowy
- co ten wypierdek znowu wykombinował ? - zaśmiał się Łukasz
- to było tak - Piotrek ukazał dłoń jakby widział na ścianie to co się wydarzyło. Nie ogarniam go czasem, na prawdę. - Krzysiek rano trochę zgłodniał, a że było parę minut po 5 i wszystko było jeszcze pozamykane przypomniał sobie, że żona zrobiła mu kanapki na drogi. Odnalazł je w torbie i zaczął wpier..
- hamuj się Pit - nakazałam
- jasne, mamo. I zaczął zjadać jedną po drugiej a teraz rzy.. wymiotuje. - poprawił się
Nie czekając na dalszą część historii pobiegliśmy do pokoju Ignaczaka i Nowakowskiego. Bo jako, że Łukasz nocował ze mną, a Bartek z Aśką, chłopaki postanowili pomieszkać przez ten weekend razem. Zastaliśmy naszego libero z głową w ubikacji.
- Misiek, ty do trenerów ja do Zatiego, trzeba go jakoś przygotować, bo Krzychu dzisiaj raczej nie zagra - oznajmiłam po czym zniknęłam.
Znalezienie pokoju Pawełka nie należało do najłatwiejszych. Przy okazji obudziłam kilka reprezentacyjnych śpiochów. Aż w końcu drzwi do komnaty młodego libero zostały znalezione. Weszłam do środka i momentalnie się wycofałam. Jednym słowem jeden wielki bałagan. I pomyśleć, że taki Kosa musi się z nim gnieździć w tym syfie.
- Zatorski ! - krzyknęłam, gdy nie mogłam go zlokalizować. Po chwili zauważyłam jak spod sterty ubrań ukazuję się jego dłoń - dziś jest twój szczęśliwy dzień !
- mam kupon na darmowe lody !? Wreszcie się udało - zaśmiał się triumfalnie.
- dziś grasz w podstawowym składzie - wyciągnęłam go spod sterty odzieży.
- że niby ja ? żartujesz sobie ? - Zati zaczął biegać jak opętany po pokoju co chwilę podskakując i klaskając w  dłonie. Idiots. Idiots everywhere. - a co z Igłą ?
- jakby Ci to powiedzieć.. mhh. trochę go zemdliło. - wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Na korytarzu minęłam się z drugim trenerem, który za pewne poszedł powiadomić Pawełka o jego debiucie. Zatrzymałam się i odwróciłam. Tak z ciekawości chciałam zobaczyć reakcję Gardini'ego jak zobaczy ten porządek w pokoju. Tak jak podejrzewałam. Złapał się za głowę i momentalnie trochę bardzo nakrzyczał na Kosę i Zatiego. Zaczął przeklinać po włosku, choć do właścicieli lokalu to nie docierało. Zajrzałam jeszcze do zdychającego Igły, którym zajmował się reprezentacyjny doktor.
- niech pan mu zrobi płukankę żołądka - uśmiechnęłam się w stronę lekarza, a ten tylko pokiwał głową.
Poszłam do restauracji, gdzie siedziała już reszta siatkarzy. Zajęłam miejsce obok Łukasza i studiowałam kartę dań. W końcu zdecydowałam się na sałatkę Cezar z grzankami.
- ej słyszeliście będę dzisiaj grał ! - do pomieszczenia wpadł rozentuzjazmowany Zatorski.
- tak młody, ciesz się z cudzego nieszczęścia - mruknął Zagumny i wziął kęs swojego omleta
- a właśnie Guma, jak tam Twoja Lodzia ? - dopytywał Jarski.
- jaka Lodzia ? Czy ja o czymś nie wiem ? - do konwersacji dołączył się Anastasi... czyli z polskim coraz lepiej u naszego trenera.
- a taka fanka zaczepiła Pawła ranoo - Kurek postanowił ratować sytuację. Andrea pokiwał głową i wrócił do pałaszowania swojego śniadanka.
- łyknął - Guma odetchnął z ulgą zresztą jak my wszyscy
- nigdy więcej takich akcji - westchnął Żygadło, a reszta skwitowała to salwą śmiechu.
- a właśnie trenerze jak się spało? - zapytał Zibi za co został spiorunowany wzrokiem połowy siatkarzy. A gdyby można było zabijać wzrokiem on by już nie żył.
- bardzo dobrze. Nawet nie wiem kiedy usnąłem. To pewnie przez to bałtyckie powietrze - odpowiedział z uśmiechem na twarzy - a wam jak się spało ?
- również wyśmienicie. Sen bardzo szybko nas zmożył i już parę minut po 20 spaliśmy niczym małe dzieci - tym razem kłamstwa na poczekaniu wymyślał Winiar.
- aż trudno mi w to uwierzyć - zdziwił się Andrea - wy o dwudziestej w łóżkach ?!
- to pewnie przez to bałtyckie powietrze - westchnął Kubiak, a wszyscy zgodnie go poparli.
Zaraz po śniadaniu pozabieraliśmy z pokoju najpotrzebniejsze rzeczy i przed hotelem czekaliśmy aż pan kierowca łaskawie otworzy nam drzwi. Część chłopaków siedziała w skupieniu na chodniku. Część rozdawała autografy, a jeszcze kolejna część składająca się z jednego osobnika, a mianowicie bełchatowskiego libero, chodziła w kółko.
- co tam Zati? Trema ? - zapytałam skołowanego Pawła
- a żebyś wiedziała - odparł i dalej chodził w tą i z powrotem
- nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Reszta bandy liczy na Ciebie, więc nie możesz się już wycofać.
- nie pomagasz - jęknął
- Zatorski! Sceptyku ty! - krzyknęłam
- ale mu poleciała - zaśmiał się Piotrek
- ona chociaż ma swoją drugą połówkę - wtrącił Zbyszek, a Pit jak to Pit strzelił focha
- dzień bez focha jest dniem straconym - skomentował starszy rozgrywający
- mądrości Gumy zawsze spoko - dodał Grzesiek.
W końcu udało mi pre uspokoić Zatorskiego. W końcu też pojawił się kierowca. W towarzystwie kawki, ciasteczka i jakiegoś plotkarskiego magazynu.
- co się tak patrzycie? - zapytał gdy jak to mamy już w zwyczaju mierzyliśmy go wzrokiem - muszę coś robić kiedy wy latacie za tą piłką.
Wszyscy przymusowo się uśmiechnęli i załadowaliśmy się do autokaru.
- żarty kierowcy zawsze spoko - skwitował Ruchak
- Rękawek, to jest mój tekst! On jest opadentowowany - skarcił go Kosok
- chyba opętany - Zibi podjął próbę poprawienia środkowego
- opatentowany - wyjaśniłam
- no przecież właśnie tak powiedziałem - atakujący wywrócił oczami
- ręce opadują - westchnęłam
- opadają, kochanie, opadają - Łukasz poprawił mnie niczym moja polonistka w gimnazjum
- no przecież właśnie tak powiedziałam !
- a to już mój tekst - wtrącił Bartman.
Wszyscy mieli już dość kłótni o to kogo to teksty więc w ciszy dojechaliśmy do gdańskiej hali. Tylnim wejściem dotarliśmy do jej wnętrza. Chłopaki od razu udali się do szatni, a ja razem z Aśka i sztabem do sali treningowej. 
W krótce dołączyła do nas reszta orzełków i zaczęli swój trening. Większość czasu się rozciągali. Później coś na ząb, czyli bardzo skromny obiadek i mnóstwo energetycznych batoników i kolejne rozciąganie. Chwilę przed rozpoczęciem spotkania udałyśmy się z Dryją na trybuny. Hala zaczęła się zapełniać. Postanowiłam skorzystać z okazji i udać się jeszcze do toalety. Poczułam jak uderzam w coś masywnego. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam młodego mężczyznę. Jestem niemal w stu procentach pewna, że już go kiedyś spotkałam.

środa, 2 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 34.

Guma zmierzył przyjaciela od góry do domu i parkając śmiechem zniknął za drzwiami wejściowymi hotelu.
- i Pawełek się obraził. No trudno - Możdżonek wzruszył ramionami - jakoś z nim wytrzymam tę jedną noc.
- dwie - poprawił go Kubiak, pokazując na palcach cyfrę 2.
- najwyżej się z kimś zamienię - westchnął Marcin - więc żegnam panów... i panie. Miłej nocy.
I znikł tak jak Zagumny. Ignaczak mimo kosza jakiego dostał od rozgrywającego zawziął się w sobie i szybko poleciał do jego pokoju. Poleciał... tak to chyba właściwe określenie. W windzie był szybciej niż nasz kapitan.
- jakby tak wysłać go na olimpiadę jako biegacza - zamyślił się Kurek - może pokonałby na setkę Usaina Bolt'a
- chyba na paraolimpiadę - zaśmiał się Zibi. Śmiech Bartmana to pierwszy krok do rozłożenia towarzystwa na łopatki.
- nie wiem jak wy, ale ja jestem ciekawa co tam słychać u Pawła - rzuciłam od niechcenia. O dziwo, wszyscy przystali na mój pomysł i już po chwili na wyścigi biegliśmy do windy. Recepcjonistka i boy hotelowy zapewne wzięli nas za wariatów. Nie, nie to nie żadni wariaci.. to tylko polska reprezentacja mężczyzn w piłce siatkowej.. takie wyrośnięte dzieciaki. Po dość długich przepychankach dotarliśmy na nasze piętro. Winiarski jednym pchnięciem otworzył drzwi gumowego pokoju, ale napotykając straszne spojrzenie właściciela, z którego można było wywnioskować, że Michał ma wyjść i zapukać, a dopiero potem może łaskawie będzie wysłuchany. Ale wiecie, siatkarze, jak to sportowcy są strasznie rozleniwieni, więc nasz kochany Michałek zamiast zapukać od zewnątrz zapukał od wewnątrz. Zagumny strzelił sobie tylko face palma w czoło, po czym cała nasza gromada upchnęła się w jego pokoju.
- więc jak jesteśmy już tu wszyscy - głos po chwili ciszy zabrał starszy libero - Pawełku, jak ma na imię ta twoja dzisiejsza zdobycz ?
- nie wiem o co wam chodzi - Guma zrobił minę niewinnego dziecięcia
- Paweeeeeeeł ! - jęknął Igła i teraz to on przybił sobie plaskacza w czoło.
- chodzi Ci o tą starszą panią, od której was uratowałem ? - pokazał palcem dójkę naszych libero, Krzysiek pokiwał głową, po czym Zagumny kontynuował - Leokadia.
- Lodziaaa ! - Jarski klasnął z zachwytu w dłonie. Ja ich czasem nie ogarniam... bo co niby dziwnego jest w imieniu Leokadia ?
- jak całuję ? - dopytywał się Kosa
- całuje ? - Guma wykrzywił twarz w bliżej nieokreślony grymas - ja mam żonę ! Ja kocham swoją żonę. A teraz żegnam. Dobrej nocy młodzieży !
I w dosłownym znaczeniu wypchnął nas z pokoju.. Tak się nam odpłaca za to, że spędziliśmy tyle czasu na rzekomym poszukiwaniu go. Zero empatii.
- to co teraz robimy ? - zapytał Bartman, ale nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Każdy omijając go podążył w stronę swojego pokoju - dzięki, że zostawiacie mnie samego.
- nie martw się ja jestem z Tobą  - Dziku poklepał przyjaciela po plecach.
- a w razie czego dam ci namiary na Lodzie - krzyknął z pokoju Guma.
- dzięki Paweł - syknął Zibi i zniknął za drzwiami swojej kwatery.
Łukasz z Bartkiem też szybko się ulotnili. My z Aśką postałyśmy jeszcze na korytarzu wymieniając się wrażeniami z dzisiejszego dnia. A działo się, oj działo. W końcu pożegnałyśmy się i rozeszłyśmy do pokoi. Przed drzwiami spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Było parę minut przed 23.. no to się zasiedzieliśmy, a jutro panowie od rana trenują. Weszłam do 214. Żygadło rozłożył się niczym król na całym łóżku i skakał z kanału na kanał. Uśmiechnęłam się do niego i popędziłam do łazienki. Nalałam pełną wannę wody, do której wlałam hotelowe płyny i olejki. Zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam do wody. Tego było mi trzeba. Pełny chillout. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się ciepłem wody. Nieoczekiwanie w pomieszczeniu zjawił się Łukasz. Kucnął przy wannie i zaczął chlapać mnie wodą. Ręką całą w pianie, przejechałam po jego twarzy. Koszulkę wytarł jej pozostałości. Korzystając z chwili jego nieuwagi popchnęłam go do tyłu. Lekko się zachwiał, lecz nie upadł. Wstał i z groźną miną popatrzył na mnie.
- tak się chcesz bawić ? - zapytał całkiem poważnie. Wzruszyłam ramionami.
Siatkarz szybko ściągnął swoje i tak już skąpe odzienie, po czym wskoczył do wanny. Zdezorientowana chciałam uciec ale on złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie wpijając się w moje usta. Odwzajemniłam każdy jego pocałunek. Z uśmiechem na twarzy wyszedł z wanny i zaczął wycierać się ręcznikiem.
- czekam - dodał i zniknął za drzwiami.
Z łatwością zrozumiałam jego aluzję i już po chwili znalazłam się na łóżku. Usiadłam na nim okrakiem. Ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i nachylając się zaczęłam go całować. Tym razem na pocałunkach się nie skończyło.


Rano obudziłam się w jego stalowym uścisku. Przetarłam zaspane oczy i niewinnie pocałowałam Łukasza w policzek. Gdy tylko mnie puścił poszłam do łazienki uprzednio zabierając z walizki ubrania. Aśka jak zwykle o wszystkim pomyślała i spakowała nawet nadmiar odzieży. Ubrałam ciemne rurki i koszulę w kwiatki. Gdy wyszłam z łazienki Żygadło czekał już na gotowy. Przyciągnął mnie do siebie, a ja oddałam się jego pocałunkom.
- mamy problem ! - do pokoju wpadł Pit, a jego grobowa mina nie wróżyła nic dobrego.


_________________________________________________________