niedziela, 6 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 37.

Zaraz po przyjeździe do hotelu chłopaki zaprowadzili mnie do Olka Bieleckiego. Po dość długim zabiegu stwierdził że wszystko już powinno być w porządku i we wtorkowym meczu powinnam zagrać. Opuściłam jego kwaterę, a on zajął się mięśniami siatkarzy. Do pokoju doszłam w miarę normalnie, praktycznie nie utykając. Już u progu powitał mnie on z tym  swoim firmowym uśmiechem.
- i jak? - jego głęboki głos przysparzał mnie o przyjemne dreszcze
- jest okej - uniosłam kciuk do góry.
- na pewno ? - dopytywał z troską.
- na pewno. A ty nie powinieneś leżeć u Olka na kozetce?
- byłem u Antczaka. Wolę nie ryzykować, tym, że nasz karateka połamie mi kości  - zaśmiał się
Przesiedzieliśmy w pokoju grubo ponad godzinę. W tym czasie wszyscy reprezentanci byli już jak nowo narodzeni. Zaczęłam więc szykować się na wypad do klubu.
Co z tego, że Aśka spakowała moje ulubione szpilki, jak ja nie mogę ich założyć, aby nie pogłębiać kontuzji. A przypadki przecież chodzą po ludziach, więc znając moje nieopisane szczęście prędzej czy później się połamie. Jak na razie wolę nie wywoływać wilka z lasu. Postawiłam więc na beżowe szpilki, bordowe spodnie i jasny t-shirt. Poczekałam, aż Łukasz wybierze koszulę i opuściliśmy pokój, obierając przy tym za cel komnatę Ignaczaka. Jako iż jesteśmy kulturalnymi, dobrze wychowanymi ludźmi zapukaliśmy do drzwi. Z tym, że nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi, więc po prostu sami się wprosiliśmy. Gdy tylko przekroczyłam próg gorzko pożałowałam tego co zrobiłam. Piotrek latał po całym pokoju w samych bokserkach mrucząc coś pod nosem o jakiejś dziewczynie. Przerażony Igła leżał opatulony kołderką i nie wyglądał za dobrze. Pomogłam Nowakowskiemu dopasować koszulę do jego spodni, po czym środkowy zniknął za drzwiami łazienki.
- jak się czujesz Krzychu ? - przysiadłam na skraju jego łóżka.
- oj źle, doktorku, źle - odparł chrypliwym głosem.
- a więc my Ci już nie przeszkadzamy i zmywamy się na tą imprezkę, co nie Madzia ? - zaśmiał się Żygadło.
- imprezkę, powiadasz ? - Ignaczak nagle ożył i zaczął wygrzebywać się z łóżka
- Krzysiek, ale ty przecież chory jesteś... powinieneś leżeć - tłumaczyłam próbując zachować powagę.
- nie przesadzajcie nic mi nie jest ! - krzyknął uradowany i zaczął wyrzucać ciuchy ze swojej walizki.
- za 10 minut przed hotelem - oznajmiłam i wyszliśmy na korytarz trzaskając drzwiami.
Po chwili na horyzoncie pojawili się państwo Kurek. Joanna przeszła dzisiaj samą siebie. Jej długie nogi idealnie zgrały się z czarnymi szpilkami, do tego stylowa mała czarna i lekko zakręcone włosy. Teraz uświadomiłam sobie, że będę najniższa z całego grona i, że muszę zabić Winiarskiego. W czwórkę weszliśmy do windy i na moje szczęście dobiegł do nas jeszcze Winiar i Kosa.
- no heeeeej Madzia, jak tam nóżka ? - zapytał się Michał. Wiedziałam, że z trudem powstrzymuje swój śmiech.
- Misiek, ty się lepiej do mnie nie zbliżaj - syknęłam.
Klaustrofobiczne pomieszczenie zwane przez większość zwykłych, niewyróżniających się swą wielkością ludzi -  windą, lecz przez grupę dwumetrowych, rosłych mężczyzn często nazywane - klatką dla ptaków. Nie pytajcie, czemu, bo sama nie wiem. Oni mają dziwne pomysły. Ale ja mam nie lepsze. Muszę jakość zemścić się na przyjmującym. Wychodząc z windy 'przez przypadek' nadepnęłam na jego stopę. Winiarski cicho zawył z bólu, ale nie dał tego po sobie poznać. Niech się cieszy, że Łukasz zabronił mi nałożyć moich szpilek.
Przed hotelem czekała już większa część ekipy. Czekaliśmy tylko na Igłę i Pita, którzy jak zwykle wlekli się na samym końcu.
- no Piotruś czas na lekcję podrywa - Zibi poklepał środkowego po plecach.
- a gdzie my w ogóle idziemy na tą imprezę ? - spytał Możdżonek
- a no właśnie tak czekam na sms'ka od Łasko, a tu ani widu ani słychu - mruknął Dziku
- dwaj przyjaciele z boiskaaa - zaczął wyć Kurek, więc jednak ta super mieszkanka Bartmana jeszcze działa.
- dwaj przyjaciele z klubu - poprawił go Guma.
- ej cicho po dostałem wiadomość ! - krzyknął Kubiak - mamy iść do jakiegoś 'X-clubu'.
- a gdzie to niby jest ?! - Kosok wykrzyczał to wprost do ucha Michała
- mnie się pytasz ?
W końcu dzięki pomocy życzliwej gdańszczanki o wdzięcznym imieniu Leokadia, tak tej Lodzi od Pawełka, dotarliśmy pod wyznaczony klub.
Weszliśmy do środka i od razu zlokalizowaliśmy naszych włoskich znajomych. Zajęli największą lożę i czekali na nasze wejście. A wiecie, polska reprezentacja musi mieć najlepsze wejście, więc zanim jeszcze zdążyliśmy postawić stopę na parkiecie 'X-clubu" zaatakowali nas fani. Razem z Dryją szybko się ulotniłyśmy i przywitałyśmy się z Włochami.
- zjeździłem już cały świat, a nigdzie nie widziałem tak pięknych kobiet - komplementował już nie źle wstawiony Savani.
- brunetki, blondynki ja wszystkie was dziewczynki całować chcę... - wydzierał się jedyny włoski siatkarz znający polską mowę, czyli Michał Ł.
Czułam się wśród nich jak kurdupel. Co tam moje niecałe metr osiemdziesiąt jak oni mają powyżej dwóch. Wypatrzyłam sobie idealne miejsce w głębi loży i powoli zmierzałam w jego kierunku, gdy ktoś złapał mnie za rękę. Obróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą twarz włoskiego przyjmującego - Ivana Zaytseva.
- zatańczymy ? - zapytał po polsku, łamiąc sobie przy tym swój język i kalecząc naszą piękną mowę.
Zerknęłam w stronę naszych polskich sportowców, którzy ciągle rozdawali autografy, a kolejka fanów wcale nie malała. Chwyciłam wyciągniętą rękę Ivana i poszłam za nim na parkiet. Przetańczyliśmy wspólnie kilka piosenek. Później w swoje obroty wziął mnie Łasko i Masterangelo.
- odbijamy ? - usłyszałam za swoimi plecami wyraźnie polski język.

3 komentarze: