sobota, 12 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 39.

Czekała nas długa podróż po dziurawych polskich drogach, które tak bardzo zostały znienawidzone przez naszych rodaków-kierowców.
Włożyliśmy nasze walizki i torby do bagażnika i zajęliśmy swoje miejsca. Wygodnie rozłożyliśmy się na siedzeniach i każdy zajął się swoim życiem. Część zatonęła w dźwiękach ulubionych zespołów, część majaczyła coś przez sen. Na przykład taki Zatorski zaczął wołać swoją mamę.
Nie na długo dano mi się cieszyć błogim spokojem. Nie minęliśmy nawet tabliczki informującej, że wyjechaliśmy z Gdańska, a Igła już zaczął się nudzić.
- poróbmy coś ciekaweego - rzucił podpierając twarz dłońmi.
- niby co ? - mruknęłam
- macie jakiś pisak ? - Krzysiek krzyknął szeptem, aby nie obudzić śpiących zawodników.
Pokiwałam głową i wyjęłam z torebki czarny marker. Podałam go Ignaczakowi, który jak zwykle wykorzystał go do swoich niecnych planów.
Na pierwszy ogień poszedł młodszy libero. Po krótkiej wizycie u najlepszej reprezentacyjnej makijażystki Krzysztofy Zati wyszedł z pięknym napisem na czole. Teraz cały świat dowie się jak Paweł kocha swoją mamę. Następnie ręką Igły został upiększony również Winiarski. Napis na jego czole informował o jego nadludzkim talencie wokalnym. Przyszedł czas na Kurka. Igła długo się zastanawiał, czy nie narysować mu przypadkiem karniaka, ale w końcu zdecydował się na wypisanie kurkowego numeru telefonu z dopiskiem "zadzwoń". Aśka ledwie powstrzymała się od śmiechu.
- Krzysiek, jeszcze tutaj ! - krzyknął ktoś z przodu, a Igła jak na skrzydłach zjawił się koło śpiącego trenera Anastasiego.
- co mu napisałeś ? - spytał zaciekawiony Bartman, gdy Ignaczak powrócił już na swoje miejsce.
- "Igła jest Bogiem" - zaśmiał się libero - Madziuchno, ten marker był zmywalny ?
- chyba taak - westchnęłam i dokładnie przeczytałam etykietkę czarnego flamastra - nie jest wodoodporny.
- to źle, czy dobrze ? bo już się pogubiłem .. - westchnął  Zatorski. Zaraz.. ZATORSKI?!
- oo Pawełku, już nie śpisz - Jarosz próbował ratować sytuację.
- no nie śpię, nie śpię. niezły kawał wywinęliście Michałowi, Bartkowi i Andrei - zaśmiał się młody libero.
- Zati, przerażasz mnie  - mruknęłam i wybuchnęłam śmiechem. Zaraz za mną zrobiła to reszta 'nieśpiących' zawodników, obudziliśmy przy tym śpiące towarzystwo.
Mimiką twarzy daliśmy sobie do zrozumienia, że buzia na kłódkę, a kluczyk do wyrzucenia. Na szczęście ofiary żartów Krzyśka siedziały w dość dużej odległości i nie zauważyły zmian na swojej twarzy tak od razu. Ale niestety w końcu Kurek miał jaką bardzo ważną sprawę do Winiara, więc przysiadł się do niego. Oboje dokładnie obejrzeli twarze swojego towarzysza, po czym wybuchnęli śmiechem. Kurek widział malunek na twarzy Winiara, ale nie na swojej, a Michał odwrotnie. I na szczęście tak pozostało. Nawet Zatorski się nie zorientował. Następne godziny przejechaliśmy w ciszy i spokoju. Chłopaki zajęli się grą w karty, a ja mogłam zdrzemnąć, bo Łukasz zapewnił mnie, że będzie pilnował aby Igła nie zrobił mi krzywdy.
Obudziły mnie jakieś hałasy dochodzące z zewnątrz. Autokar stał na poboczu, na jakim odludziu. Wyszłam do dyskutujących na dworze siatkarzy.
- co się dzieje ? - spytałam jeszcze zaspanym głosem.
- autokar się popsuł - mruknął Kubiak.
- jak to się popsuł ? ja mam mecz we wtorek ! Ja chcę do Rzeszowa ! - zaczęłam nieźle panikować
-  nie spinaj się bo wylądujesz powiązana sznurkiem w rowie tak jak Piotrek i Paweł  - Możdżonek wskazał na skrępowanych jakimiś sznurówkami Nowakowskiego i Zatorskiego.
- macie coś do piciaa ? pić mi się chcę - jęczał młody libero.
- i teraz stwierdzenie lebioda usychająca w szczerym polu, nabrało dosłownego znaczenia - zaśmiał się Igła sięgając po jedną z nielicznych już butelek wody.
- a co się w ogóle stało ? - zapytałam po chwili namysłu.
- no ten stary grad, który za pewne pamięta lata Polski Ludowej nie chce odpalić - zaczął tłumaczyć Ruciak.
- to może byśmy tak go popchali  ? - rzuciłam pomysł
- no chyba ty ! - krzyknęli chórem.
- my jesteśmy siatkarzami, a nie jakimiś popychaczami zepsutych autobusów  - oburzył się Winiarski.
- nie bądź taki skromny, bo napis na czole wcale nie oddaje twoich talentów - wypaliłam. Po chwili zrozumiałam jaka idiotyczną gafę popełniłam. Schyliłam głowę i zaczęłam nucić jakąś bezsensowną melodyjkę z nadzieją, że może Michał tego nie słyszał.
- jaki napis na czole ?! - bełchatowski przyjmujący złapał się za czoło i szybko pobiegł do autobusu, aby przejrzeć się w jednym z lusterek
- nie żyjesz ! - syknął Igła
- oj Krzysiu nie przesadzaj, kiedyś to musiało się wydać - poklepałam libero po plecach.
- który to !? - wrzasnął rozzłoszczony Winiarski.
- chłopaki, trzeba popchnąć autobus - w naszym 'skromny' kółku różańcowym pojawił się Andrea.
Siatkarze zmierzyli go wzrokiem i zaczęli się śmiał, ale nie z jego nakazu, tylko z napisu na jego czole.
- Igłaa - wycedził przez żeby Winiar - nie żyjesz !
- ale o co chodzi ? - spytał zdezorientowany szkoleniowiec
- o to co pan, ja, Zati i Siurak mamy na czole - oznajmił Michał.
-  następny niemądry żart Ignaczaka ? - podsumował Anastasi, a siatkarze zgodnie pokiwali głowami, wypychając z rzędu biednego Krzyśka.
- pchacie ten autobus czy nie !? - krzyknął kierowca
- ta jasnee - mruknęliśmy i zabraliśmy się do wykonania zadania.
Chwilę później usłyszeliśmy już 'ryk' silnika. Więc weszliśmy do środka i zajęliśmy swoje miejsca. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Do Warszawy zostało nam jakieś 100 kilometrów.
- ternerzeee ! - wrzasnął Zagumny - Zatorski i Nowakowski zostali w rowie !!!!
- mała szkoda, nie wracajmy - skwitował Igła
- ja z wami kiedyś oszaleje - westchnął Andrea i kazał kierowcy zawrócić.
- całe życie z wariatami ! - zaśmiał się Łukasz.
Gdy tak sobie wracaliśmy (los chciał, że odjechaliśmy może 10 minut drogi zanim się zorientowaliśmy o ubytkach w kadrze) wszystkie ofiary kawału zdążyły zmyć swoje napisy nawilżającymi chusteczkami. Wszyscy oprócz pozostawionego Zatiego. Wspólnie stwierdziliśmy, że młody libero nie musi być poinformowany o jego pięknym wyznaniu na czole. No chyba, że Pit już mu powiedział.
- nareszcie. Zostawiliście mnie na pastwę dzikich wilków, wilczych dzików i Zatorskiego! - obwiniał nas Piter
- hee, a ty co masz do dzików ?! - wtrącił Kubiak z miną typu "no co, chcesz się bić?"
- do dzików nic.. ale do wilczych dzików dużo... - burknął środkowy
- Piotrek powiedziałeś Zatiemu o tym napisie ? - szepnęłam gdy zajął miejsce przede mną
- no coś ty - uśmiechnął się - dziki wilk mu powiedział.
- za długo przebywał sam na sam z Zatorskim - podsumował Żygadło.
- oby - westchnęłam.
Szybko dotarliśmy do Warszawy. Z środka komunikacji jakim jest autokar przesiedliśmy się do łukaszowego samochodu osobowego.
W godzinach wieczornych dotarliśmy do Rzeszowa. Po długich sprzeczkach o to do kogo jedziemy, postanowiliśmy rzucić monetą. Wypadł orzeł, więc pojechaliśmy na Klonową, do mojego mieszkania. Zjedliśmy szybką kolację, wzięliśmy prysznic i grzecznie poszliśmy spać.

6 komentarzy:

  1. Haha, rozdział po prostu świetny. ;D. Uśmiałam się czytając go jak nie wiem. ;>
    Pozdrawiam serdecznie ! ;-**

    OdpowiedzUsuń
  2. Hhahaah śmiałam siew głos czytając rozdział :D
    świetny jest! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super blog :)

    polecam zajrzeć tu : http://lonesome-tears-in-my-eyes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha rozdział pierwsza klasa ;p Czekam na następny ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. popłakałam się ze śmiechu!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie mogę powstrzymać się od śmiechu hahaha :D

    OdpowiedzUsuń