poniedziałek, 13 maja 2013

ROZDZIAŁ 68.

Po wysłuchaniu krótkiej reprymendy od Andrei, przejechaniu po kilkunastu dziurach w drodze, po przestaniu kilkudziesięciu minut w korku na głównej ulicy, tylko dlatego, że jakiś wariat stuknął motorem w lampę uliczną, po wysłuchaniu całej playlisty DJ Winiara, przyszła kolej na boom-boxa Bartmana. Po całym autobusie rozniósł się piskliwy głosił Korneli, która wtórowała atakującemu, który akurat odśpiewywał swój popisowy numer "Będę brał Cię w aucie."
- Ja tu dłużej nie wytrzymam - jęknął Żygadło i chwytając moją biało czerwoną bluzę narzucił ją na głowę.
- hipopotam jej chyba na ucho nadepnął - mruknął Nowakowski trzymając swoje palce w uszach.
- jesteśmy uratowani. Zati znalazł objazd ! - zawył uradowany Możdżonek, wypychając Pawła na przód autobusu.
- wyobrażacie sobie co byli ludzie powiedzieli jakbyśmy się na mecz spóźnili ? - zagaił po chwili intensywnej ciszy Kurek
- za pewne powiedzieliby coś w stylu : polska reprezentacja spóźniła się na własny mecz - odparł doszczętnie znudzony Zagumny, przerywając na chwilę rozwiązywanie jednej ze swoich panoramicznych krzyżówek z młodą, uśmiechniętą brunetką na okładce.
- no co ty nie powiesz - zironizował Ruciak robiąc przy tym minę sławnego mema Genius.
Nasz Poldek skręcił gdzieś w boczną uliczkę, za pewne tą którą wskazał mu pawełkowy GPS  Jechaliśmy chwilę krętą ulicą, po czym naszym oczom ukazały się jakieś... pola. No wy sobie chyba ze mnie żartujecie. Autokar wjechał na piaszczystą dróżkę. Na prawo rozciągały się złociste łany żyta.. a nie sorry Jarosz podpowiada mi że to jest pszenica. A na lewo zielona jak trawa, trawa.
- wow.. krowa - krzyknął mega podjarany Winiarski.
- tak to już jest jak się całe życie spędza w dużym mieście. A niestety w zoo krów nie pokazują - naśmiewał się Ignaczak, który nie mógł przepuścić takiej okazji i zaczął latać po całym autokarze ze swoją kamerą komentując i nagrywając każdą żywą istotę. A nawet i te nieżywe - zabite przez Kurka muchy.
Ni stąd ni zowąd, niespodziewanie, niepostrzeżenie, a może postrzeżenie? Poldek zatrzymał się na środku pustkowia. Rozkraczył się jak Kubiak próbujący zrobić szpagat.
- Paweł i jego pieroński GPS, to musiało się tak skończyć - skwitował Nowakowski po czym przybił gwoździa w oparcie fotela.
Po długich naradach ze sztabem szkoleniowym i wielokrotnych próbach przywrócenia autokaru do życia zadecydowaliśmy ruszyć w drogę do najbliższego domostwa lub dzielnicy.
- w prawo czy w lewo ? - zapytał Kosok który jako pierwszy opuścił autobus.
- w prawo - stwierdził po chwili Anastasi.
Chłopaki wzięli swoje torby, a sztab medyczny walizki z wszelakiego rodzaju medykamentami.
Ruszyliśmy w drogę. W drogę donikąd lub jak to stwierdził Zati w drogę bez powrotu.
Słońce świeciło niemiłosiernie mocno. Pot lał się strumieniami gorzej niż po meczu z połączoną drużyną Brazylii, Rosji i USA. Czyli nie zbyt kolorowo, a raczej zbyt pachnąco. I pomyśleć, że Oni jeszcze muszą zagrać mecz o ile w ogóle na niego zdążymy.
- przerwa. Zróbmy przerwę - błagał Jarosz klęcząc przed Andreą ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi.
- zostało mam jeszcze czterdzieści pięć minut do rozpoczęcia meczu. Nie możemy dać się walkowerem - oznajmiłam zarzucając swoją bluzę na głowę aby chociaż trochę uchronić się od promieni słonecznych.
- i pomyśleć że to wszystko przez tego głupiego Zaporskiego - krzyknęła oburzona Konstancja, która jakimś cudem bezpiecznie zeszła z Bartmanowych pleców.
Nie wiem jakim cudem wytrzymał z Nią na plecach. Wiem za to, że trzeba działać, bo nikt nie będzie obrażał żadnego z reprezentantów przy okazji myląc jeszcze jego nazwisko.
- Ty! - wskazałam na nią palcem
- palcem się nie pokazuje. Mamusia nie nauczyła ? - fizjoterapeutka podeszła do mnie z zaciśniętą w pięść dłonią.
- a Ciebie mamusia nauczyła, że nie wolno obrażać nieznajomych? - zakręciłam ramionami z miną mówiącą tylko jedno: dawaj na gołe klaty patafianie. 

środa, 8 maja 2013

ROZDZIAŁ 67.

- plebs przybył - po prawie pustej stołówce rozniósł się donośny głos Konstancji oraz wtórujący mu śmiech Bartmana.
Ja jej kur..de dam plebs! Myśli, że jest nie wiadomo jaką Milordziną, bo włożyła zbychową koszulkę z napisem "jestem bogiem seksu". Zresztą może to i dobrze, że ją założyła przynajmniej maskowała wylewające się spod jej obcisłych czerwonych (to chyba kurde jej ulubiony kolor) dżinsów fałdek nadwagi. Ale nazwaniem mnie plebsem nigdy jej nie wybaczę, co to to nie!
- szlachta się znalazła - mruknął pod nosem rozwścieczony Misiek. Brakowało tylko dymu wylatującego z jego nozdrzy, tak jak mają te byki w tych wszystkich kreskówkach.
Po chwili całą stołówkę wypełnił skrzeczący śmiech nowej przyjaciółeczki naszego podstawowego atakującego. Za pewne Zbyniu pocisnął jakimś arcyciekawym i śmiesznym dowcipem lub przywalił jedną ze spalskch anegdotek. Ale co ja się będę rozczulać nad poczuciem humoru tych dwóch odmieńców. Mam lepsze zajęcia. Takie jak wysłuchiwanie internetowych mądrości Zatiego, który przez całą noc studiował anatomie cioci Wikipedii oraz przezabawnych sucharów Mistrza Ignaczaka, który znów wrócił do wysokiej formy i trudno będzie mu zabrać wyimaginowaną koronę władcy suchych żartów.
- udajmy, że bawimy się lepiej niż oni - zaproponował Dziku.
Tu aż na kilometr śmierdziało korzyściami dla przyjmującego ale czego się nie robi dla przyjaciół, osobistej niechęci do nowej fizjoterapeutki i chęci rozzłoszczenia polskiego Młota.
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami i już po chwili wybuchnęli gromkim śmiechem. Zdziwiony Zbyszek spojrzał na mnie, a ja wiedziałam, po prostu czułam to w moich kościach, że atakujący aż rwie się do naszego stolika. Chciał wrócić - to było oczywiste jak nieprzyjemny smród z niewypranych skarpetek Kurka.  I niby tak bardzo mu nas brakowało, ale do wielkiego powrotu i przywrócenia największego siatkarskiego bromansu stała na przeszkodzie zbysiowa duma.

- no ferajna, zbierać się do autokaru! - zawył trener Anastasi machając zamaszyście ręką za pewne wskazując na nasz środek transportu, ale kto go tam wie, bo Poldka ni widu, ni słychu.
Siatkarze chwycili swoje wypakowane po same brzegi napojami, ręcznikami, strojami i tymi innymi pierdołami torby, a ja wzięłam z szafki swoją torebkę i wrzucając do niej owocowe gumy przewiesiłam przez ramię.
Pełną grupą, odliczając mistera Bartmana, który szlajał się powoli razem z Konstancją dźwigając jej maści, spraye i inne takie, doszliśmy do parkingu.
Jedna minuta, dwie minuty... Zagumny skrupulatnie odliczał spóźnienie pana kierowcy.
- no gdzie ten Don Omar?! - niecierpliwił się Anastasi wystukując w trzymaną w ręce podkładkę dziwny rytm.
- jak to Don Omar ? To naszym kierowcą nie jest nasz Stary Zdzisiek ?  - zdziwił się Piotrek. Zresztą nie tylko on.
Gdy trener wypowiedział to zacne imię (?) Don Omar wszyscy spojrzeli na niego z wymalowanym na twarzach zaskoczeniem, a Ignaczak nawet zmarszczył brwi.
- autobus zaraz wyłoni się zza zakrętu - krzyknął uradowany Zatorski, a wszystkie ślepia momentalnie przeniosły się na jego mordkę - no co? zamontowałem w autobusie nadajnik i teraz sprawdzam na tel, gdzie ten nasz badziew się podziewa.
- Pawcio, lepiej wypluj te słowa, bo ten "badziew" ma nas przetransportować na hale - polecił młodemu libero jego starszy kolega.
- świetny pomysł z tym GPS-em - posłałam w stronę Zatorskiego pokrzepiający uśmiech, gdy reszta towarzystwa przepychała się już w stronę Poldka.
- dzięki, chociaż ty jedyna potrafisz zauważać, że się staram - śmiesznie zmrużył oczka i poleciał, aż się za nim kurzyło.
Spokojnie doszłam w stronę drzwi, a u samego progu (o ile autokar w ogóle ma próg) uderzyło we mnie chłodne powietrze z klimatyzacji. Luksusy, wreszcie naprawili klimę. Już czuję te rozkminy chłopaków i ich jęki zadowolenia, bo przecież zimne powietrze lecące prosto na Twoją twarz, to jednak jest coś, prawda?
O dziwno, gdy doszłam na sam koniec Poldka, przy uprzednim przeliczeniu stada siatkarzy, chłopaki wcale nie rozpływali się wraz z zimnym powietrzem, ale dyskutowali na temat pochodzenia nowego kierowcy. Z ręką na serce muszę przyznać, że nawet nie zaszczyciłam Don Omara spojrzeniem, ale cóż, zdarza się.
- teraz patrz w lusterko - szturchnął mnie Ignaczak, a ja posłusznie uniosłam głowę, która wcześniej bezwładnie opadła na łukaszowe ramie - czy on nie wygląda jak cygan? ten odcień skóry i oczy...
- żryj gruz cyganie! - krzyknął entuzjastycznie Ruciak, a połowa sztabu szkoleniowego prawie zabiła go swoim bazyliszkowym wzrokiem.



No moje kochane czytelniczki, jutro trzymamy kciuki za IIIb *.*
aby przedstawienie się udało ! :D 

sobota, 4 maja 2013

ROZDZIAŁ 66.

Czekając na to aż Misiek choć trochę się uspokoi wymyślałam jak mam pocieszyć biednego Michasia.
- no ale co ja mam zrobić ? - bezradnie rozłożyłam ręce przez co kubiakowa głowa zsunęła się z mojego ramienia lądując na moich kolanach. 
- może z nim pogadaj - zaproponował wycierając nos w moje spodenki.
- za swoje winy trzeba ponieść karę - błysnęłam filozoficzną myślą, na co Dziku tylko parsknął śmiechem - a teraz Michasiu zmykaj na swoje łóżko i idziemy spać.
- Michaś... Zibi tak zawsze do mnie mówił - jęknął i znów cały pokój wypełniło jego szlochanie.
Zapowiada się bardzo ciężka noc...
Około pierwszej w nocy Michał uspokoił się i oddał duszę Morfeuszowi. Jednakże to nie pozwoliło mi spokojnie usnąć, gdyż Kubiak pogrążony był w marzeniach o kontynuowaniu przyjaźni ze Zbyszkiem, systematycznie powtarzał jego imię. Wkurzona wstałam ze swojego posłania i zabierając poduszkę udałam się pod drzwi łukaszowego pokoju. Stanowczo wolę znosić ciche pochrapywanie Igły niż pomruki Dzika. Modląc się o to by chłopaki nie zamknęli przed zaśnięciem drzwi nacisnęłam klamkę. Jakież było moje zaskoczenie, gdyż moje modły zostały wysłuchane i bez problemu dostałam się do środka. Potykając się po drodze o rozrzucone po podłodze rzeczy chłopaków dotarłam do łóżka Łukasza. Jeśli mój lot, po zahaczeniu o kant szafki w ogóle można nazwać jakimkolwiek dotarciem. Zrobiłam przy tym tyle hałasu, że obudzenie któregokolwiek z siatkarzy było najłatwiejszą rzeczą pod słońcem. Jednakże, zarówno Żygadło jak i Ignaczak twardo stąpali po krainie Morfeusza i za ch.. Chiny ludowe nie chcieli powrócić do "żywych".
Potrząsnęłam delikatnie łukaszowym ramieniem, na co rozgrywający automatycznie przesunął się na drugi koniec łóżka robiąc przy tym trochę miejsca dla mnie. Rzuciłam poduszkę na prześcieradło i wyszarpując spod cielska Żygadło kołdrę usnęłam. Czułam jak w środku nocy Łukasz obejmuje mnie ręką, a jego oddech tak przyjaźnie drażnił mój kark.
Rano obudził mnie przeraźliwy krzyk, a raczej pisk zawieszony w powietrzu tuż nad moim uchem. Błyskawicznie otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą przerażoną twarz Łukasza. Wyglądał jakby co najmniej zobaczył ducha dawno zmarłej cioteczki.
- co.. co ty tutaj robisz ? - przetarł dłonią punkt na głowie, który to przed chwilą miał styczność z zawieszoną nad łóżkiem półką.
- przyszłam w nocy bo Misiek strasznie marudził - westchnęłam obracając się na lewy bok, tak że mogłam spojrzeć na Łukasza.
- i dopiero teraz mi o tym mówisz? - zmarszczył czoło i przysunął się j e s z e bliżej mnie. O ile bliżej w ogóle się da.
- tak, teraz - powiedziałam pewna siebie, zarzucając swoje ręce na jego szyję.
- nie ładnie tak panno Waroń - jego ręka szybko znalazła się pod moją koszulką.
Czując jego zimną dłoń dotykającą mojej skóry zaczęłam piszczeć. Na dodatek Łukasz wykorzystał mój słaby punkt i zaczał mnie łaskotać.
- co się tutaj, cholerka, dzieje ? - Ignaczak wyskoczył ze swojego łóżka i jednym susem podskoczył do naszego. Podparł boki rękami i złowrogim spojrzeniem chciał wywołać u nas jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
Tak strasznie mi przkro, że obudziłam Krzysia... buahahahahaha, taki mały żart.
Nie zważając na jęki i zażalenia Igły, Łukasz jak gdyby nigdy nic, zaczął całować mnie po szyi.
- moglibyście chociaż nie przy mnie - mruknął libero zakrywając oczy dłońmi.
- to weź wyjdź - zaśmiałam się wskazując ręką na drzwi.
- pójdę sobie do łazienki - wyciągnął na wierzch swój ozor i obracając się na pięcie zniknął w hotelowej łazience.
Po chwili dało się słyszeć szum wody lecącej w kabinie prysznicowej.
- mamy jakieś piętnaście minut - rozgrywający ocenił sytuację, a grzeszne myśli za pewne chodziły mu już po głowie.
"Zawiesił" swoje ciało nad moim. Oddechem błądząc po mojej twarzy połączył nasze usta.
- wreszcie Cię znalazłem ! - krzyknął uradowany Kubiak, przekraczając próg pokoju.
- zamknij drzwi - jęknęłam.
Dziku posłusznie wykonał moja prośbę po czym usiadł na krzysiowym łóżku, brudząc butami prześcieradło i zaczął wybierać swoje okulary w krzysiową pościel.
- zamknij te drzwi jeszcze raz, ale od tej drugiej strony - Łukasz rzucił w niego poduszką, która później straciła z szafki nocnej krzysiową lampkę.
Ten nasz Krzysiu ma dzisiaj chyba pecha. Żeby tylko piłki w czasie meczu odbijał i ataki Finów bronił.
- Ja nie chce nic mówić, ale zaraz mamy być na śniadaniu, więc czułości zostawcie sobie na wieczór - Michał puścił w naszą stronę oczko i podniósł swoje dzikowate cztery litery z materaca.
Z niemałymi trudnościami wyswobodziłam się z zawiłego uścisku Łukasza i razem z Kubiakiem opuściłam pokój. Ku naszemu nieszczęściu natchnęliśmy się na Bartmana, który widząc swoje (nie)przyjaciela zmierzył go wzrokiem i tak po prostu prychnął na niego z pogardą. I pomyśleć, że to wszystko przez głupi telefon. Co ta cywilizacja robi z ludźmi. Zbyszek poczekał aż.. chyba nie przejdzie mi to przez klawiaturę.. aż Konstancja zamknie pokój i odbierając od niej klucz z pogardą w oczach ruszyli w stronę windy.
- trzymasz się jakoś? - zagadnęłam Michała lekko szturchając jego ramie.
- Ja go chyba straciłem.. tak na dobre - usiadł na łóżku i schował swoją twarz w dłoniach.
- jeszcze się wszystko ułoży - klepnęłam go w ramie i zabierając czyste ubrania zniknęłam w łazience.
- łatwo Ci mówić - westchnął i chyba znowu się rozpłakał.
Przebrałam się i wróciłam do głównej części pokoju, gdzie czekał już Łukasz. W trójkę zeszliśmy na stołówkę, w której urzędował już Bartman i jego nowa koleżanka.


czy tylko mi się wydaje, że ten rozdział jest dłuższy niż poprzednie ?  :D
Weekend deszczowy dobiega końca, a jeszcze rozprawkę trzeba napisać. Ja się pytam : po co ? Jak nawet na egzaminie tego ciulstwa nie było, to po co pisać po egzaminie kolejne wypracowania?  
Ale naszej polonistce nie przemówisz do rozumu, oj nie. 

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 65.

- Rudy się żeni? - spytałam podekscytowana.
No co? Przydałoby się podensić na jakimś weselichu, w nowej sukience i niebotycznie wysokich szpilkach. Wokół stado dwumetrowców wijących się w rytm muzyki. A i jeszcze weselny tort i te wszystkie pyszności. No Wiśnia, przekaż mi dobre wieści!
- Rudy się żeni? - powtórzył za mną i lekko oszołomiony zerknął na moje lico.
Ach, głupia ja. Czyli Rudy się nie żeni?
- Rudy się nie żeni - kontynuował środkowy - ale gdybyś widziała to co my !
- Wiśniewski do jaskrawej cholerki, powiedz mi wreszcie o co chodzi - krzyknęłam zdenerwowana, bo moją weselną teorię piorun strzelił.
- wyobraź sobie - zatoczył ręką łuk na wysokości swojej głowy - wchodzimy do jaroszowego pokoju , czaisz?
- czaje jak czajka czacze - uniosłam kciuk w górę i czekałam na kontynuację opowiadania.
- tak więc weszliśmy do tej jaroszowej jamy, bo brakowało nam jednego do grania w kalambury, czaisz? - kiwnęłam głową - no i patrzymy a jego ukochany telefonik leży na szafce...
- no nie mów, że rozwaliliście go tak jak ten Bartmanowy ? - złapałam się z przerażeniem za głowę.
- nie, takie rzeczy tylko Kubiak - zaśmiał się - a teraz na czym to ja skończyłem - podrapał się po głowie niczym kot próbujący pozbyć się pcheł i kleszczy - ach tak! Jego telefon leżał na szafce więc grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji, czaisz?
Jeżeli jeszcze raz powiesz "czaisz" to zobaczysz, że to się dla ciebie, Wiśniewski, dobrze nie skończy, czaisz? - Bartek wziął jego telefon i najpierw przeczytał wszystkie smsy z jakąś Aśką, Agą czy jak jej tam było, czaisz?
No Panie Boże i wszyscy święci zaraz mu przyczaje, tak że kurde wysmerfuje go na inną planetę.
- oprócz tych wiadomości od tej laski, były od mamy, z zapytaniami kiedy to jej kochany synalek wreszcie będzie chciał się ustatkować, czaisz?
Trzymajcie mnie ludzie po nie wytrzymam. Powinien dostać jakąś grzywnę za nadużywanie słowa "czaisz". Chyba muszę pogadać o tym z Andreą. Może kilka dodatkowych kółeczek na rozgrzewce uda mi się załatwić.
Ale zaraz... czyli jednak Rudzielec się żeni ?
- ale to jeszcze nie wszystko ! - środkowy zaczął wymachiwać rękami jakby latało wokół niego stado rozwścieczonych much - Później telefon przejął Winiar i wbił na playliste, czaisz?
Wzruszyłam ramionami nawet nie zastanawiając się nad jakimikolwiek piosenkami, które mogą huczeć w głowie Jarskiego. No bo po co ? Myślami byłam przy zbliżającym się weselichu. Oj już czuję ten kac i ból nóg następnego dnia. A przecież wesele się odbędzie, bo jak mamuśka Rudzielca chce wyswatać swojego najukochańszego synalka, to prędzej czy później dopnie swego. Ja Wam to mówię!
- a tam kurczaczki, najczęściej słuchanym przebojem okazał się... i teraz fanfary, trutututtutududududu - zaczął na swój własny, indywidualny sposób udawać bębenek, o Panie Boże, z kim ja żyje!? - hit Big Cyc, czaisz?! Rudy, Rudy się żeni - zaczął podśpiewywać, podrygując przy tym prawą stopą - wszyscy od razu podłapali rytma i teraz chodzą jak w transie, czaisz?
-  czaje, czaje - machnęłam ręką - dzięki za info -  odparłam bardziej z grzeczności, bo tak właściwie informacje udzielone przez Wiśniewskiego minęły się z tymi które sobie wyobrażałam.
Na termin wesela będę musiała jeszcze poczekać.
Życząc Wiśni miłej i upojnej nocy spędzonej z jego ukochanym przyjacielem, zielono listną roślinką, bliżej nieokreślonego gatunku o zacnej nazwie Lipusia, stanęłam przed drzwiami swojego pokoju i czekałam aż wałęsający się po korytarzu siatkarze zbiorą niezły opieprz od rozwścieczonego nadal Brązowego Lisa.
- karwa jelonek! - łooo Andrea ciśnie po polsku, miło - Spać! because jak tomorrow you przegrać, nie zabiorę you for any turniej, kapować?
Nasi reprezentanci przełknęli ślinę i biorąc do serca słowa swojego mentora pozamykali się szczelnie w swoich pokojach. Z łomoczącym sercem uśmiechnęłam się do Anastasiego najszerzej jak potrafiłam, po czym jak najszybciej to się tylko dała zamknęłam za sobą drzwi.
- Żygadło do siebie! - wskazałam ręką na wyjście.
- a nie mogę dzisiaj tutaj ?
- a nie możesz - pokazałam mu język, i niemal wypchnęłam z pokoju - śpij dobrze - pocałowałam go w policzek i przekręciłam klucz w drzwiach.
Zmęczona wrażeniami z dzisiejszego wieczora, marzyłam tylko o położeniu się w łóżku i zaśnięciu. Jednakże, nie było mi to dane, bo naszemu kochanemu Misiaczkowi o prześlicznej dzikowatej mordce zachciało się sesji z psychologiem.
- bo Magdaaaaa, ja tak bardzo tęsknie za Zbysiem - wgramolił mi się na posłanie, po czym opierając głowę o moje ramie zaczął... płakać.
Czaicie? Michał Kubiak wypłakuje się w moją piżame! Oł Maaaj Gasz, nasz reprezentacja jest dziwna. 

piątek, 12 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 64.

- Dziś zadzwonił do mnie kumpel i melduje, że Rudy się żeni.
Chociaż ja nie znam kobiety, która chciałaby z nim być.
Rudy klnie, głośno chrapie, ale ona to zmieni.
Bo w kagańcu w potulną owcę, zmienia się dziki lew
- śpiewał, a raczej wył na cały regulator, nasz kochany, utalentowany,  mega przystojny Winiarski, a wiecie już że chłop ma głos jak dzwon, czy coś tam w ten deseń.
Andrea zaniepokojony zachowaniem swojego podopiecznego machnął ręką na rzeczy porozrzucane po pokoju i pociskając pod nosem wszelakimi epitetami określającymi talenty wokalne siatkarzy wyszedł na korytarz.
- RUDY, RUDY SIĘ ŻENI. RUDY, RUDY SIĘ ŻENI - wydzierali się zawodnicy przemierzając korytarze torońskiego hotelu. 
Kubiak wychylił głowę zza drzwi i próbował ogarnąć wzrokiem pokój w celu zlokalizowania szkoleniowca. A wyglądało to raczej nieporadnie. Misiek bez okularów i soczewek chcąc cokolwiek zauważyć śmiesznie mrużył oczy i marszczył czoło. Przypominał przy tym ślepego kreta. A, wróć, złe porównanie. Krety na ogół są ślepe. Nie chce aby cierpiały jeszcze bardziej wiedząc, że porównuje je z Kubiakiem. 
Spojrzałam pytającym wzrokiem na Łukasza, gdyż krzyki, a raczej dzikie jazgoty, pieśni godowe i próby zaśpiewania piosenki zespołu Big Cyc, nie ustawały, a wręcz przybierały na sile. Gdyby tak zmierzyć natężenie dźwięku.. mhh.. dobrze, że szyby jeszcze nie pękają.
Powiadają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. W takim razie ja już powinnam witać się z szatanem gdzieś w podziemiach nad wielkim kraterem magmy obok wielkiego słupa ognia. Otworzyłam drzwi, przez co o mały włos nie pozbawiłabym Polski takie wspaniałego przyjmującego i dawcy asów serwisowych, niejakiego Ruciaka.
- mój nos - jęknął Michał rozmasowując bolące miejsce - teraz będzie jeszcze krzywszy niż wcześniej.
Moja słodka mina, biednego pieska połączona razem z kotem ze Shreka, zdała rezultat w stu procentach. Siatkarze machnął ręką i klepiąc już bardzo oklepaną formułkę, iż przecież tak na prawdę nic się nie stało, odszedł w stronę swojego pokoju, nie omieszkując podśpiewywać pod nosem, że Rudy się żeni.
Rozejrzałam się po korytarzu, przez który co jakiś czas przewijali się zadowoleni jak kot dostający swoją porcję śniadania siatkarze. Na ich twarzach gościły uśmiechy jak stąd do Spały, co zapowiada jakąś grubą imprezę. Zaraz, zaraz... śpiewający Ruciak, zadowoleni siatkarze, gruba impreza, Rudy się żeni.. Ło Jezusicku! Przecież to niemożliwe, bo przecież, która by takiego chciała. Czyżby nasz Rudy Kojot, Pomarańczowy Orangutan, Sok Marchewkowy, Płonąca Zorza, wreszcie został ujarzmiony? Aż łezka mi poleciała.
Złapałam za ramie przebiegającego właśnie obok mnie Zatorskiego.. ale on chyba nie jest zbyt wiarygodnym źródłem wiadomości, bo chcąc nie chcąc na wikipedii, którą Zati potrafi obsługiwać jako jedną z nielicznych stron, chyba sama jeszcze nie wie co zaszło w tym kanadyjskim hotelu. Bez zbędnych pytań wypuściłam go i cierpliwie czekałam na kolejną ofiarę. Dziwne, bo drzwi zbigniewowej jamy nawet się nie otworzyły. Czyżby był aż tak bardzo zajęty Konstancją? Aż ciarki mnie przeszły na samą myśl co może się dziać za zamkniętymi drzwiami pokoju @+*. 
- Bartek! KUREK! Siurak! Melepeto ty pieprzony! - krzyczałam, ale Bartosz za Chiny Ludowe nie chciał się zatrzymać. Nie lubi mnie już?
Istnieje również wersja, że zamknął się w swoim małym świecie, gdzie oprócz śpiewania piosenki o Rudym nic innego się nie dzieje. Tak, ta opcja bardziej mi się podoba, bo przecież jak można mnie nie lubić?
Zostawiłam więc Bartka w spokoju i zaczęłam nawoływać wychodzącego z windy Wiśniewskiego.
- Wiśnia, do mnie - wskazałam palcem na czerwony iście królewski dywan rozciągnięty pod moimi nogami.
- słucham Cię.. - posłusznie wykonał moje polecenie i już po chwili stał przede mną twarz w twarz.. no może prawie twarzą w twarz..
- o co chodzi ? - zapytała wskazując na zadowolonych siatkarzy paradujących z pokoju do pokoju.. normalnie jakby jakieś zioło wdychali. Najarani jacyś.
- wieeesz jaka akcja.. - wyszczerzony od ucha do ucha Łukasz machnął ręką - dopadliśmy telefon Jarskiego i nigdy się nie dowiesz czego się dowiedzieliśmy !
Ach, to ja już się chyba domyślam o co chodzi. Z uwagą czekałam, aż środkowy potwierdzi moją teorię, ale z tego co mi się wydaje to czas zakupić kieckę na wesele ! 


Potrzebuję  P O M O C Y !
Mamy w szkole dzień Profilaktyki na, który to każda klasa musi przygotować przedstawienie na wylosowany uprzednio temat. W tym roku moja kochana IIIb trafiła na  n i k o t y n e
Macie może pomysł na jakieś przedstawienie związane z papierosami ? 
Nie chciałabym brać już czegoś oklepanego z internetu... 
pomożecie ? :>

Pozdrawiam, 
M. 

sobota, 6 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 63.

Każdy nakręcał Możdżonka jak tylko mógł, aby nasz Kapitan wreszcie powiedział co takiego ciekawego widział. Ale Marcin, to Marcin, jak zwykle trzyma nas w niepewności, bo buduje napięcie. Tak, więc przez blisko kwadrans wysłuchiwałam tylko jak Igła z Kurasiem niemal na kolanach błagalnie proszą Możdżona o zdradzenie tego, co zarejestrowały jego oczy.
- nigdy mi nie uwierzycie - zapierał się środkowy.
- no jak nam nie powiesz to nawet nie ma mowy o jakiejś tam wierze... dobrze mówię ? - pokręcił się w swoim filozofowaniu nasz reprezentacyjny "Profesore" Winiarski.
Możdżonek był nieugięty i ciągle budował atmosferę, co z resztą mu się udawało, bo powietrze w pokoju można było ciąć sekatorem. Wszyscy byli podekscytowani informacją, którą miał nam przekazać Marcin, zachowywali się jakby czekali na ogłoszenie nowego papieża. Tylko Dziku siedział jakiś przygaszony rozpamiętując najwspanialsze przygody przeżyte razem z Zibim. Nucił nawet ich ulubioną piosenkę, więc siatkarze siedzący najbliżej niego mogli usłyszeć michałowe wykonanie "Będę brał Cię w aucie"
- czekamy niczym na wybranie papieża - podsumował Jarski. I tu na chama mój mózg opanowuje stwierdzenie, którym muszę się z wami podzielić, a mianowicie, a nie mówiłam?! 
 - chcąc nie chcąc na pewno żaden papież nie będzie rudy - zaśmiał się Winiar, a Jarosz i Zagumny prawie zabili go wzrokiem - no co? Rudy to zło - Michał bezradnie rozłożył ręce.
- odchodzimy od głównego tematu - zauważył Nowakowski - Drzewo mów wreszcie co zobaczyłeś.
- ale nie ma jeszcze tej atmosfery.. - burknął kapitan, ale widząc jak Kurek i Kosok już prawie nie wytrzymują i z rękami przygotowanymi do walki zmierzają w jego kierunku, skapitulował - biała flaga, biała flaga - powiedział szybko, układając dłonie w geście poddania się.
- opowiadaj, bo jutro gracie mecz... a nie chcę abyście powtórzyli wasz dzisiejszy "sukces" również z gospodarzami - pośpieszyłam go, robiąc przy słowie sukces cudzysłów w powietrzu, czyli tzw. króliczki.
- widziałam, jak ta cała, kurde jak jej było - zaczął główkować, już na początku swojej opowieści, co nie wróży nic dobrego - no ta.. Konstancja! - klasnął w dłonie przypominając sobie imię nowej fizjoterapeutki.
- to ja chyba nie chce tego słuchać - wtrąciłam, ale napotykając złowrogie spojrzenia reszty członków Pierwszego Posiedzenia Opowiadań Możdżonka zamilkłam.
Marcin, a może lepiej Mariusz, bo przecież Konstantyna wie lepiej, poprawił swoją pozycję siedzącą i prosząc o ciszę kontynuował opisywanie zaistniałej już dobre pół godziny temu sytuacji.
- tak więc, zanim mi niepoprawnie przerwano - i  tu znacząco spojrzał na mnie, a ja zaszczyciłam go moim największym uśmiechem, no mówię wam strzeliłam smile'a niczym stąd do Spały - chciałem wam powiedzieć, że widziałem tą całą Konstancje jak z walizkami paradowała przez cały korytarz, a potem zniknęła za drzwiami pokoju Bartmana i Kubiaka.
Oczy wszystkich zgromadzonych na posiadówce niemalże wyszły z oczodołów, szczęki można było zbierać z podłogi, a łzami Dzika nawodnić całą Saharę.
Kubiak zerwał się z miejsca i niczym Struś Pędziwiatr przemknął przez całą długość pokoju, aż wypadł na korytarz, o mało nie potykając się o niewielki próg. Prowadzoną impulsem pobiegłam za nim, a to co zobaczyłam przekraczając drewniane drzwi przeszło moje wszelkie wyobrażenia.
Zarówno torby, jak i wszelakiego rodzaju inne rzeczy użytkowe Michała stały przed drzwiami jego pokoju. Przyjmujący dopadł do metalowej klamki i zaczął za nią szarpać, jednak drzwi były zamknięte na klucz. Zaczął więc pięściami okładać drewnianą płytę. Bartman jednak był nie ugięty i nie zamierzał otworzyć drzwi. Podeszłam do Dzika i układając dłoń na jego ramieniu dałam mu do zrozumienia żeby przestał. Między jego ubraniami znalazłam karteczkę, która jasno i dobitnie informowała, że Bartman nie chce widzieć swojego przyjaciela na oczy oraz, że teraz jego miejsce zajmuje Konstancja. I pomyśleć, że to wszystko przez jeden głupi "inteligentny"  prostopadłościan, zwany telefonem komórkowym.
- Andrea na horyzoncie ! - krzyknął Żygadło i zabierając część rzeczy Miśka pognał z nimi do mojego pokoju.
Wzięliśmy resztę rzeczy i zamknęliśmy się w mojej kwaterze.
- i co teraz będzie  ?  - spytał przerażony Kubiak chowając twarz w dłoniach.
- będziesz nocował u mnie - zarządziłam - jutro wszystko wyjaśnimy.
- miejmy nadzieje - westchnął.
Nieoczekiwanie usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Zdezorientowana spojrzałam na Łukasza, który gestem ręki przykazał nam zostać na swoich miejscach. Pukanie jednak nie ustawało.
- panno Waroń, proszę otworzyć, przyniosłem rozpiskę - dotarł do nas głos trenera Anastasiego.
Wzrokiem kazałam Miśkowi schować się w łazience. Żygadło usiadł na łóżku i przeglądał mój poradnik o psychologi, a ja wolnym tempem poszłam otworzyć drzwi. Andrea wszedł do środka, kulturalnie przywitał się z Łukaszem, po czym od razu zastrzegł, że zaraz ma pójść spać, a następnie zaczął rozglądać się po pokoju, gdzie (o dżizaskurdemać!) leżały porozrzucane ubrania Kubiaka.
- kogo to rzeczy ? -  spytał wskazując na koszulki rzucone nieładem na łóżko.






Harlem Szejk Skry <3 

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 62.

Stanęłam na palcach i wyjrzałam zza zbysiowego ramienia. Faktycznie Bartman miał prawo się zdenerwować i używać niecenzuralnych, nacechowanych negatywnie słów, gdyż chcą czy nie chcąc jego ukochany telefon, najdroższe zbigniewowe dziecko (zaraz po sportowym samochodzie) leżał na środku pokoju roztrzaskany w drobny, drobniusi mak. No może trochę przesadziłam. Rozbił się na jakieś raz, dwa, trzy.. no kurde..  kilka kawałków (!). Pomijając monolog Zibiego, w którym co drugie słowo padał jakiś wulgaryzm, począwszy od łagodnego kuźwa, przez popierdoleńców  kurw i pojebańców, kończąc na ch*jach bujach i innych takich. Jego lekkie zdenerwowanie mogę wytłumaczyć jedynie owym zniszczonym telefonem lub posłużyć się stwierdzeniem Pita, a mianowicie brak dziewczyny źle oddziałuje na naszego kochanego atakującego.
- a może ta zmiana czasu tak na niego działa - Igła zaproponował kolejną teorię w ogóle nie przejmując się paplaniną potężnego Bartmana o idealnie wyrzeźbionym ciele, jak to mówi sam o sobie.
Tak też nawiązała się konwersacja na temat dziwnego zachowania atakującego, bo przecież Kubiak nie od dziś "pożycza" od niego telefon, a te "delikatne" uszkodzenia to oczywiście nic takiego. Jak to mówi dRuciak - co się stało, to się nieodstanie.
- Zibi, misiaku mój, robaczku kochany - zainterweniował w końcu winowajca Dzik - przecież sam mówiłeś, że ten telefon i tak Ci się nie podoba - Michał chwytał się ostatniej suchej deski brzytwy, czy jakoś tak to tam szło.
- ooo - podjarał się Zatorski śmiesznie skacząc na jednej nodze. Czyżby nasze Biedactwo już wyzdrowiało? - teraz masz pretekst aby kupić nowy. Jak chcesz to pokaże Ci broszurki, które kiedyś zapierdoliłem z Plusa.
- Zati.. - westchnął Żygadło, co miało na celu tylko jedno, NIE PRZEKLINAJ MŁODZIEŃCZE, BO BOZIA RĄCZKI UPIERDOLI.
- to nie fair - mruknął młody libero - Zbyszek może a ja nie.
- bo Zbyszek jest starszy - wtrąciłam - ale Zbysiu obieca, że już nie będzie używał słów szatana. Prawda Zbigniewie.
Bartman, który do tej pory ciągle zajęty był wyklinaniem wszystkich dookoła i zbieraniem części swojej ukochanej Nokii Lumi, słysząc kilka razy swoje zacne rycerskie imię zaprzestał swojego słowotoku i popatrzył na nas lekko zdezorientowany.
- Ja tu kurwa straciłem telefon, jedyny kontakt z rzeczywistością..
- ze światem, Zbysiu, ze światem - Igła klepnął go symbolicznie w plecy. Chciał mocniej ale surowy wzrok atakującego skutecznie wybił mu to z tej pustej łepetyny.
- czepiasz się szczegółów stary. Jak się teraz będę kontaktować z ludźmi? - lamentował, a jego lamentom nie było końca. Ostatecznie przerzucił się na ochrzanianie jedynego swoje przyjaciela, który rozpoczął cały ten kocioł.
- zawiodłem się na tobie Kubiak - warknął Bartman i zabierając ostatnie szczątki swojego telefon wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- prawie z futryny wypadły - skwitował Dziku - więc jest mega wkurwiony.
- no i następny - chlipnął Zati, po czym strzelił wszystkim tak dobrze znanego focha.
- wszystko się ułoży, zobaczysz - pocieszałam zmartwionego Michała.
- zrobimy uroczystą ceremonię, no tego.. no pogrzeb - Winiar klasnął w dłonie ciesząc się jak dziecko ze swego błyskotliwego pomysłu.
- potrzebny będzie jakiś karton wyłożony miękkim materiałem - zamyślił się Ignaczak za pewne wyobrażając sobie wygląd trumny.
- a kto będzie Grabarzem? - mruknął Zagumny, a wszyscy momentalnie spojrzeli się w jego stronę z cwaniackimi uśmiechami - no chyba sobie żartujecie.
- wy tu o trumnie i grabarzu, a największy i najpiękniejszy siatkarski bromans właśnie się rozpada - otarłam wyimaginowaną łezkę i przysiadłam się do zdesperowanego Kubiego.
Każdy dorzucał swoje trzy grosze próbując udobruchać jakoś Michała. Wysłaliśmy nawet posłańce Krzysztofa Wspaniałego aby dogadał się ze Zbyszkiem. Nic to jednak nie dało. Z opowiadania Ignaczaka wynikało, że Bartman siedzi przy biurko i próbuje jakoś złożyć telefon do kupy, ale oczywiście na marne.
- Michaś, nie martw się.. Zibi zrozumie swój błąd. Ale chcąc czy nie chcąc musisz go przeprosić - poleciłam przyjmującemu
- a najlepiej to odkupić telefon  - dorzucił Nowakowski
- ale ja telefonu nie rozwaliłem - zastrzegł Dzik - to była wina Kurka.
No tak, nasz Bartuś od samego początku jakoś tak cicho siedział. Na wypowiedzenia jego nazwiska od razu zerwał się z miejsca i kilka razy objechał wzrokiem po całym pokoju.
- co tutaj się wydarzyło między tym jak zakończyłam rozmowę, a otworzeniem drzwi przez Zbyszka? - spytałam lustrując spojrzeniem obecnych w pomieszczeniu siatkarzy.
- no bo.. Ziomek rzucił telefon do Kurka, a Siurka go nie złapał i stało się bumm - Jarosz bezradnie rozłożył ręce.
W tym samym momencie do pokoju wpadł nieobecny wcześniej Możdżonek. Zdyszany usiadł na łóżku, bodajże pitowym i przez chwilę uspokajał oddech.
- nigdy nie uwierzycie co widziałem! - wypalił wreszcie, a wszyscy z zaciekawieniem zawiesili na nim swoje oczy.