poniedziałek, 29 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 65.

- Rudy się żeni? - spytałam podekscytowana.
No co? Przydałoby się podensić na jakimś weselichu, w nowej sukience i niebotycznie wysokich szpilkach. Wokół stado dwumetrowców wijących się w rytm muzyki. A i jeszcze weselny tort i te wszystkie pyszności. No Wiśnia, przekaż mi dobre wieści!
- Rudy się żeni? - powtórzył za mną i lekko oszołomiony zerknął na moje lico.
Ach, głupia ja. Czyli Rudy się nie żeni?
- Rudy się nie żeni - kontynuował środkowy - ale gdybyś widziała to co my !
- Wiśniewski do jaskrawej cholerki, powiedz mi wreszcie o co chodzi - krzyknęłam zdenerwowana, bo moją weselną teorię piorun strzelił.
- wyobraź sobie - zatoczył ręką łuk na wysokości swojej głowy - wchodzimy do jaroszowego pokoju , czaisz?
- czaje jak czajka czacze - uniosłam kciuk w górę i czekałam na kontynuację opowiadania.
- tak więc weszliśmy do tej jaroszowej jamy, bo brakowało nam jednego do grania w kalambury, czaisz? - kiwnęłam głową - no i patrzymy a jego ukochany telefonik leży na szafce...
- no nie mów, że rozwaliliście go tak jak ten Bartmanowy ? - złapałam się z przerażeniem za głowę.
- nie, takie rzeczy tylko Kubiak - zaśmiał się - a teraz na czym to ja skończyłem - podrapał się po głowie niczym kot próbujący pozbyć się pcheł i kleszczy - ach tak! Jego telefon leżał na szafce więc grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji, czaisz?
Jeżeli jeszcze raz powiesz "czaisz" to zobaczysz, że to się dla ciebie, Wiśniewski, dobrze nie skończy, czaisz? - Bartek wziął jego telefon i najpierw przeczytał wszystkie smsy z jakąś Aśką, Agą czy jak jej tam było, czaisz?
No Panie Boże i wszyscy święci zaraz mu przyczaje, tak że kurde wysmerfuje go na inną planetę.
- oprócz tych wiadomości od tej laski, były od mamy, z zapytaniami kiedy to jej kochany synalek wreszcie będzie chciał się ustatkować, czaisz?
Trzymajcie mnie ludzie po nie wytrzymam. Powinien dostać jakąś grzywnę za nadużywanie słowa "czaisz". Chyba muszę pogadać o tym z Andreą. Może kilka dodatkowych kółeczek na rozgrzewce uda mi się załatwić.
Ale zaraz... czyli jednak Rudzielec się żeni ?
- ale to jeszcze nie wszystko ! - środkowy zaczął wymachiwać rękami jakby latało wokół niego stado rozwścieczonych much - Później telefon przejął Winiar i wbił na playliste, czaisz?
Wzruszyłam ramionami nawet nie zastanawiając się nad jakimikolwiek piosenkami, które mogą huczeć w głowie Jarskiego. No bo po co ? Myślami byłam przy zbliżającym się weselichu. Oj już czuję ten kac i ból nóg następnego dnia. A przecież wesele się odbędzie, bo jak mamuśka Rudzielca chce wyswatać swojego najukochańszego synalka, to prędzej czy później dopnie swego. Ja Wam to mówię!
- a tam kurczaczki, najczęściej słuchanym przebojem okazał się... i teraz fanfary, trutututtutududududu - zaczął na swój własny, indywidualny sposób udawać bębenek, o Panie Boże, z kim ja żyje!? - hit Big Cyc, czaisz?! Rudy, Rudy się żeni - zaczął podśpiewywać, podrygując przy tym prawą stopą - wszyscy od razu podłapali rytma i teraz chodzą jak w transie, czaisz?
-  czaje, czaje - machnęłam ręką - dzięki za info -  odparłam bardziej z grzeczności, bo tak właściwie informacje udzielone przez Wiśniewskiego minęły się z tymi które sobie wyobrażałam.
Na termin wesela będę musiała jeszcze poczekać.
Życząc Wiśni miłej i upojnej nocy spędzonej z jego ukochanym przyjacielem, zielono listną roślinką, bliżej nieokreślonego gatunku o zacnej nazwie Lipusia, stanęłam przed drzwiami swojego pokoju i czekałam aż wałęsający się po korytarzu siatkarze zbiorą niezły opieprz od rozwścieczonego nadal Brązowego Lisa.
- karwa jelonek! - łooo Andrea ciśnie po polsku, miło - Spać! because jak tomorrow you przegrać, nie zabiorę you for any turniej, kapować?
Nasi reprezentanci przełknęli ślinę i biorąc do serca słowa swojego mentora pozamykali się szczelnie w swoich pokojach. Z łomoczącym sercem uśmiechnęłam się do Anastasiego najszerzej jak potrafiłam, po czym jak najszybciej to się tylko dała zamknęłam za sobą drzwi.
- Żygadło do siebie! - wskazałam ręką na wyjście.
- a nie mogę dzisiaj tutaj ?
- a nie możesz - pokazałam mu język, i niemal wypchnęłam z pokoju - śpij dobrze - pocałowałam go w policzek i przekręciłam klucz w drzwiach.
Zmęczona wrażeniami z dzisiejszego wieczora, marzyłam tylko o położeniu się w łóżku i zaśnięciu. Jednakże, nie było mi to dane, bo naszemu kochanemu Misiaczkowi o prześlicznej dzikowatej mordce zachciało się sesji z psychologiem.
- bo Magdaaaaa, ja tak bardzo tęsknie za Zbysiem - wgramolił mi się na posłanie, po czym opierając głowę o moje ramie zaczął... płakać.
Czaicie? Michał Kubiak wypłakuje się w moją piżame! Oł Maaaj Gasz, nasz reprezentacja jest dziwna. 

piątek, 12 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 64.

- Dziś zadzwonił do mnie kumpel i melduje, że Rudy się żeni.
Chociaż ja nie znam kobiety, która chciałaby z nim być.
Rudy klnie, głośno chrapie, ale ona to zmieni.
Bo w kagańcu w potulną owcę, zmienia się dziki lew
- śpiewał, a raczej wył na cały regulator, nasz kochany, utalentowany,  mega przystojny Winiarski, a wiecie już że chłop ma głos jak dzwon, czy coś tam w ten deseń.
Andrea zaniepokojony zachowaniem swojego podopiecznego machnął ręką na rzeczy porozrzucane po pokoju i pociskając pod nosem wszelakimi epitetami określającymi talenty wokalne siatkarzy wyszedł na korytarz.
- RUDY, RUDY SIĘ ŻENI. RUDY, RUDY SIĘ ŻENI - wydzierali się zawodnicy przemierzając korytarze torońskiego hotelu. 
Kubiak wychylił głowę zza drzwi i próbował ogarnąć wzrokiem pokój w celu zlokalizowania szkoleniowca. A wyglądało to raczej nieporadnie. Misiek bez okularów i soczewek chcąc cokolwiek zauważyć śmiesznie mrużył oczy i marszczył czoło. Przypominał przy tym ślepego kreta. A, wróć, złe porównanie. Krety na ogół są ślepe. Nie chce aby cierpiały jeszcze bardziej wiedząc, że porównuje je z Kubiakiem. 
Spojrzałam pytającym wzrokiem na Łukasza, gdyż krzyki, a raczej dzikie jazgoty, pieśni godowe i próby zaśpiewania piosenki zespołu Big Cyc, nie ustawały, a wręcz przybierały na sile. Gdyby tak zmierzyć natężenie dźwięku.. mhh.. dobrze, że szyby jeszcze nie pękają.
Powiadają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. W takim razie ja już powinnam witać się z szatanem gdzieś w podziemiach nad wielkim kraterem magmy obok wielkiego słupa ognia. Otworzyłam drzwi, przez co o mały włos nie pozbawiłabym Polski takie wspaniałego przyjmującego i dawcy asów serwisowych, niejakiego Ruciaka.
- mój nos - jęknął Michał rozmasowując bolące miejsce - teraz będzie jeszcze krzywszy niż wcześniej.
Moja słodka mina, biednego pieska połączona razem z kotem ze Shreka, zdała rezultat w stu procentach. Siatkarze machnął ręką i klepiąc już bardzo oklepaną formułkę, iż przecież tak na prawdę nic się nie stało, odszedł w stronę swojego pokoju, nie omieszkując podśpiewywać pod nosem, że Rudy się żeni.
Rozejrzałam się po korytarzu, przez który co jakiś czas przewijali się zadowoleni jak kot dostający swoją porcję śniadania siatkarze. Na ich twarzach gościły uśmiechy jak stąd do Spały, co zapowiada jakąś grubą imprezę. Zaraz, zaraz... śpiewający Ruciak, zadowoleni siatkarze, gruba impreza, Rudy się żeni.. Ło Jezusicku! Przecież to niemożliwe, bo przecież, która by takiego chciała. Czyżby nasz Rudy Kojot, Pomarańczowy Orangutan, Sok Marchewkowy, Płonąca Zorza, wreszcie został ujarzmiony? Aż łezka mi poleciała.
Złapałam za ramie przebiegającego właśnie obok mnie Zatorskiego.. ale on chyba nie jest zbyt wiarygodnym źródłem wiadomości, bo chcąc nie chcąc na wikipedii, którą Zati potrafi obsługiwać jako jedną z nielicznych stron, chyba sama jeszcze nie wie co zaszło w tym kanadyjskim hotelu. Bez zbędnych pytań wypuściłam go i cierpliwie czekałam na kolejną ofiarę. Dziwne, bo drzwi zbigniewowej jamy nawet się nie otworzyły. Czyżby był aż tak bardzo zajęty Konstancją? Aż ciarki mnie przeszły na samą myśl co może się dziać za zamkniętymi drzwiami pokoju @+*. 
- Bartek! KUREK! Siurak! Melepeto ty pieprzony! - krzyczałam, ale Bartosz za Chiny Ludowe nie chciał się zatrzymać. Nie lubi mnie już?
Istnieje również wersja, że zamknął się w swoim małym świecie, gdzie oprócz śpiewania piosenki o Rudym nic innego się nie dzieje. Tak, ta opcja bardziej mi się podoba, bo przecież jak można mnie nie lubić?
Zostawiłam więc Bartka w spokoju i zaczęłam nawoływać wychodzącego z windy Wiśniewskiego.
- Wiśnia, do mnie - wskazałam palcem na czerwony iście królewski dywan rozciągnięty pod moimi nogami.
- słucham Cię.. - posłusznie wykonał moje polecenie i już po chwili stał przede mną twarz w twarz.. no może prawie twarzą w twarz..
- o co chodzi ? - zapytała wskazując na zadowolonych siatkarzy paradujących z pokoju do pokoju.. normalnie jakby jakieś zioło wdychali. Najarani jacyś.
- wieeesz jaka akcja.. - wyszczerzony od ucha do ucha Łukasz machnął ręką - dopadliśmy telefon Jarskiego i nigdy się nie dowiesz czego się dowiedzieliśmy !
Ach, to ja już się chyba domyślam o co chodzi. Z uwagą czekałam, aż środkowy potwierdzi moją teorię, ale z tego co mi się wydaje to czas zakupić kieckę na wesele ! 


Potrzebuję  P O M O C Y !
Mamy w szkole dzień Profilaktyki na, który to każda klasa musi przygotować przedstawienie na wylosowany uprzednio temat. W tym roku moja kochana IIIb trafiła na  n i k o t y n e
Macie może pomysł na jakieś przedstawienie związane z papierosami ? 
Nie chciałabym brać już czegoś oklepanego z internetu... 
pomożecie ? :>

Pozdrawiam, 
M. 

sobota, 6 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 63.

Każdy nakręcał Możdżonka jak tylko mógł, aby nasz Kapitan wreszcie powiedział co takiego ciekawego widział. Ale Marcin, to Marcin, jak zwykle trzyma nas w niepewności, bo buduje napięcie. Tak, więc przez blisko kwadrans wysłuchiwałam tylko jak Igła z Kurasiem niemal na kolanach błagalnie proszą Możdżona o zdradzenie tego, co zarejestrowały jego oczy.
- nigdy mi nie uwierzycie - zapierał się środkowy.
- no jak nam nie powiesz to nawet nie ma mowy o jakiejś tam wierze... dobrze mówię ? - pokręcił się w swoim filozofowaniu nasz reprezentacyjny "Profesore" Winiarski.
Możdżonek był nieugięty i ciągle budował atmosferę, co z resztą mu się udawało, bo powietrze w pokoju można było ciąć sekatorem. Wszyscy byli podekscytowani informacją, którą miał nam przekazać Marcin, zachowywali się jakby czekali na ogłoszenie nowego papieża. Tylko Dziku siedział jakiś przygaszony rozpamiętując najwspanialsze przygody przeżyte razem z Zibim. Nucił nawet ich ulubioną piosenkę, więc siatkarze siedzący najbliżej niego mogli usłyszeć michałowe wykonanie "Będę brał Cię w aucie"
- czekamy niczym na wybranie papieża - podsumował Jarski. I tu na chama mój mózg opanowuje stwierdzenie, którym muszę się z wami podzielić, a mianowicie, a nie mówiłam?! 
 - chcąc nie chcąc na pewno żaden papież nie będzie rudy - zaśmiał się Winiar, a Jarosz i Zagumny prawie zabili go wzrokiem - no co? Rudy to zło - Michał bezradnie rozłożył ręce.
- odchodzimy od głównego tematu - zauważył Nowakowski - Drzewo mów wreszcie co zobaczyłeś.
- ale nie ma jeszcze tej atmosfery.. - burknął kapitan, ale widząc jak Kurek i Kosok już prawie nie wytrzymują i z rękami przygotowanymi do walki zmierzają w jego kierunku, skapitulował - biała flaga, biała flaga - powiedział szybko, układając dłonie w geście poddania się.
- opowiadaj, bo jutro gracie mecz... a nie chcę abyście powtórzyli wasz dzisiejszy "sukces" również z gospodarzami - pośpieszyłam go, robiąc przy słowie sukces cudzysłów w powietrzu, czyli tzw. króliczki.
- widziałam, jak ta cała, kurde jak jej było - zaczął główkować, już na początku swojej opowieści, co nie wróży nic dobrego - no ta.. Konstancja! - klasnął w dłonie przypominając sobie imię nowej fizjoterapeutki.
- to ja chyba nie chce tego słuchać - wtrąciłam, ale napotykając złowrogie spojrzenia reszty członków Pierwszego Posiedzenia Opowiadań Możdżonka zamilkłam.
Marcin, a może lepiej Mariusz, bo przecież Konstantyna wie lepiej, poprawił swoją pozycję siedzącą i prosząc o ciszę kontynuował opisywanie zaistniałej już dobre pół godziny temu sytuacji.
- tak więc, zanim mi niepoprawnie przerwano - i  tu znacząco spojrzał na mnie, a ja zaszczyciłam go moim największym uśmiechem, no mówię wam strzeliłam smile'a niczym stąd do Spały - chciałem wam powiedzieć, że widziałem tą całą Konstancje jak z walizkami paradowała przez cały korytarz, a potem zniknęła za drzwiami pokoju Bartmana i Kubiaka.
Oczy wszystkich zgromadzonych na posiadówce niemalże wyszły z oczodołów, szczęki można było zbierać z podłogi, a łzami Dzika nawodnić całą Saharę.
Kubiak zerwał się z miejsca i niczym Struś Pędziwiatr przemknął przez całą długość pokoju, aż wypadł na korytarz, o mało nie potykając się o niewielki próg. Prowadzoną impulsem pobiegłam za nim, a to co zobaczyłam przekraczając drewniane drzwi przeszło moje wszelkie wyobrażenia.
Zarówno torby, jak i wszelakiego rodzaju inne rzeczy użytkowe Michała stały przed drzwiami jego pokoju. Przyjmujący dopadł do metalowej klamki i zaczął za nią szarpać, jednak drzwi były zamknięte na klucz. Zaczął więc pięściami okładać drewnianą płytę. Bartman jednak był nie ugięty i nie zamierzał otworzyć drzwi. Podeszłam do Dzika i układając dłoń na jego ramieniu dałam mu do zrozumienia żeby przestał. Między jego ubraniami znalazłam karteczkę, która jasno i dobitnie informowała, że Bartman nie chce widzieć swojego przyjaciela na oczy oraz, że teraz jego miejsce zajmuje Konstancja. I pomyśleć, że to wszystko przez jeden głupi "inteligentny"  prostopadłościan, zwany telefonem komórkowym.
- Andrea na horyzoncie ! - krzyknął Żygadło i zabierając część rzeczy Miśka pognał z nimi do mojego pokoju.
Wzięliśmy resztę rzeczy i zamknęliśmy się w mojej kwaterze.
- i co teraz będzie  ?  - spytał przerażony Kubiak chowając twarz w dłoniach.
- będziesz nocował u mnie - zarządziłam - jutro wszystko wyjaśnimy.
- miejmy nadzieje - westchnął.
Nieoczekiwanie usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Zdezorientowana spojrzałam na Łukasza, który gestem ręki przykazał nam zostać na swoich miejscach. Pukanie jednak nie ustawało.
- panno Waroń, proszę otworzyć, przyniosłem rozpiskę - dotarł do nas głos trenera Anastasiego.
Wzrokiem kazałam Miśkowi schować się w łazience. Żygadło usiadł na łóżku i przeglądał mój poradnik o psychologi, a ja wolnym tempem poszłam otworzyć drzwi. Andrea wszedł do środka, kulturalnie przywitał się z Łukaszem, po czym od razu zastrzegł, że zaraz ma pójść spać, a następnie zaczął rozglądać się po pokoju, gdzie (o dżizaskurdemać!) leżały porozrzucane ubrania Kubiaka.
- kogo to rzeczy ? -  spytał wskazując na koszulki rzucone nieładem na łóżko.






Harlem Szejk Skry <3 

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 62.

Stanęłam na palcach i wyjrzałam zza zbysiowego ramienia. Faktycznie Bartman miał prawo się zdenerwować i używać niecenzuralnych, nacechowanych negatywnie słów, gdyż chcą czy nie chcąc jego ukochany telefon, najdroższe zbigniewowe dziecko (zaraz po sportowym samochodzie) leżał na środku pokoju roztrzaskany w drobny, drobniusi mak. No może trochę przesadziłam. Rozbił się na jakieś raz, dwa, trzy.. no kurde..  kilka kawałków (!). Pomijając monolog Zibiego, w którym co drugie słowo padał jakiś wulgaryzm, począwszy od łagodnego kuźwa, przez popierdoleńców  kurw i pojebańców, kończąc na ch*jach bujach i innych takich. Jego lekkie zdenerwowanie mogę wytłumaczyć jedynie owym zniszczonym telefonem lub posłużyć się stwierdzeniem Pita, a mianowicie brak dziewczyny źle oddziałuje na naszego kochanego atakującego.
- a może ta zmiana czasu tak na niego działa - Igła zaproponował kolejną teorię w ogóle nie przejmując się paplaniną potężnego Bartmana o idealnie wyrzeźbionym ciele, jak to mówi sam o sobie.
Tak też nawiązała się konwersacja na temat dziwnego zachowania atakującego, bo przecież Kubiak nie od dziś "pożycza" od niego telefon, a te "delikatne" uszkodzenia to oczywiście nic takiego. Jak to mówi dRuciak - co się stało, to się nieodstanie.
- Zibi, misiaku mój, robaczku kochany - zainterweniował w końcu winowajca Dzik - przecież sam mówiłeś, że ten telefon i tak Ci się nie podoba - Michał chwytał się ostatniej suchej deski brzytwy, czy jakoś tak to tam szło.
- ooo - podjarał się Zatorski śmiesznie skacząc na jednej nodze. Czyżby nasze Biedactwo już wyzdrowiało? - teraz masz pretekst aby kupić nowy. Jak chcesz to pokaże Ci broszurki, które kiedyś zapierdoliłem z Plusa.
- Zati.. - westchnął Żygadło, co miało na celu tylko jedno, NIE PRZEKLINAJ MŁODZIEŃCZE, BO BOZIA RĄCZKI UPIERDOLI.
- to nie fair - mruknął młody libero - Zbyszek może a ja nie.
- bo Zbyszek jest starszy - wtrąciłam - ale Zbysiu obieca, że już nie będzie używał słów szatana. Prawda Zbigniewie.
Bartman, który do tej pory ciągle zajęty był wyklinaniem wszystkich dookoła i zbieraniem części swojej ukochanej Nokii Lumi, słysząc kilka razy swoje zacne rycerskie imię zaprzestał swojego słowotoku i popatrzył na nas lekko zdezorientowany.
- Ja tu kurwa straciłem telefon, jedyny kontakt z rzeczywistością..
- ze światem, Zbysiu, ze światem - Igła klepnął go symbolicznie w plecy. Chciał mocniej ale surowy wzrok atakującego skutecznie wybił mu to z tej pustej łepetyny.
- czepiasz się szczegółów stary. Jak się teraz będę kontaktować z ludźmi? - lamentował, a jego lamentom nie było końca. Ostatecznie przerzucił się na ochrzanianie jedynego swoje przyjaciela, który rozpoczął cały ten kocioł.
- zawiodłem się na tobie Kubiak - warknął Bartman i zabierając ostatnie szczątki swojego telefon wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- prawie z futryny wypadły - skwitował Dziku - więc jest mega wkurwiony.
- no i następny - chlipnął Zati, po czym strzelił wszystkim tak dobrze znanego focha.
- wszystko się ułoży, zobaczysz - pocieszałam zmartwionego Michała.
- zrobimy uroczystą ceremonię, no tego.. no pogrzeb - Winiar klasnął w dłonie ciesząc się jak dziecko ze swego błyskotliwego pomysłu.
- potrzebny będzie jakiś karton wyłożony miękkim materiałem - zamyślił się Ignaczak za pewne wyobrażając sobie wygląd trumny.
- a kto będzie Grabarzem? - mruknął Zagumny, a wszyscy momentalnie spojrzeli się w jego stronę z cwaniackimi uśmiechami - no chyba sobie żartujecie.
- wy tu o trumnie i grabarzu, a największy i najpiękniejszy siatkarski bromans właśnie się rozpada - otarłam wyimaginowaną łezkę i przysiadłam się do zdesperowanego Kubiego.
Każdy dorzucał swoje trzy grosze próbując udobruchać jakoś Michała. Wysłaliśmy nawet posłańce Krzysztofa Wspaniałego aby dogadał się ze Zbyszkiem. Nic to jednak nie dało. Z opowiadania Ignaczaka wynikało, że Bartman siedzi przy biurko i próbuje jakoś złożyć telefon do kupy, ale oczywiście na marne.
- Michaś, nie martw się.. Zibi zrozumie swój błąd. Ale chcąc czy nie chcąc musisz go przeprosić - poleciłam przyjmującemu
- a najlepiej to odkupić telefon  - dorzucił Nowakowski
- ale ja telefonu nie rozwaliłem - zastrzegł Dzik - to była wina Kurka.
No tak, nasz Bartuś od samego początku jakoś tak cicho siedział. Na wypowiedzenia jego nazwiska od razu zerwał się z miejsca i kilka razy objechał wzrokiem po całym pokoju.
- co tutaj się wydarzyło między tym jak zakończyłam rozmowę, a otworzeniem drzwi przez Zbyszka? - spytałam lustrując spojrzeniem obecnych w pomieszczeniu siatkarzy.
- no bo.. Ziomek rzucił telefon do Kurka, a Siurka go nie złapał i stało się bumm - Jarosz bezradnie rozłożył ręce.
W tym samym momencie do pokoju wpadł nieobecny wcześniej Możdżonek. Zdyszany usiadł na łóżku, bodajże pitowym i przez chwilę uspokajał oddech.
- nigdy nie uwierzycie co widziałem! - wypalił wreszcie, a wszyscy z zaciekawieniem zawiesili na nim swoje oczy.

środa, 27 marca 2013

ROZDZIAŁ 61.

Otworzyłam drzwi, za którymi zobaczyłam brązową czuprynę trenera Anastasiego. Zdziwiona ruchem ręki zaprosiłam szkoleniowca do środka. Ten jednak nie przyjął propozycji. Od razu przyszedł do konkretów.
- Konstancja będzie musiała zamieszkać z Tobą do końca naszego pobytu w Toronto.
- żartuje sobie pan? - niemalże krzyknęłam
- czy ja wyglądam jakbym żartował?
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, gdyż po całym korytarzu rozniósł się stukot plastikowych kółek od walizki. Po chwili zza rogu wyłoniła się fizjoterapeutka. Tylko, że nie tak jak w tych wszystkich reklamach, gdzie piękna, długonoga modelka w obcisłej sukience z rozwianymi idealnie wyprostowanymi włosami idzie po wybiegu w niebotycznie wysokich szpilkach. Tutaj niska rudowłosa z "lekką" nadwagą niczym tyranozaur ciężko stąpała po bordowym dywanie. Zaśmiałam się pod nosem widząc jej patriotyczne biało-czerwone oprawki okularów.
Andrea odsunął się aby wpuścić moją nową współlokatorkę do środka, po czym oddalił się do swojej komnaty zostawiając mnie sam na sam z tym... kurde no już nie wiem jak mam ją nazwać.
- to moje łóżko - warknęłam widząc jak Konstancja przymierza się do zajęcia mojego posłania.
- przepraszam - wywróciła oczami i rzuciła walizkę na drugi materac.
Chwilę patrzyłam jak szuka czegoś we wnętrzu - i tu was zaskoczę - biało czerwonej torby aż w końcu wyciąga z niej satynową koszule nocną. Dzięki Ci Boże, że chociaż piżamy nie ma w narodowych barwach. Korzystając z chwili jej zadumy nad wyborem koloru fig, a miała do selekcji jedynie białe i czerwone, ewentualnie biało-czerwone, zajęłam łazienkę. Nie chciałam już w pierwszy dzień naszego wspólnego pomieszkiwania robić wielkich awantur więc błyskawicznie wzięłam prysznic, umyłam zęby i ubrałam swój nocny zestaw.
- Dziuńka ! - usłyszałam krzyk Bartmana, wyprzedzony trzaskiem drzwi - ty nie jesteś Magda...
Nagroda Nobla dla tego pana! Podeszłam do drzwi i przysłuchiwałam się rozmowie Zbyszka i Konstantyny (?!).
- no nie jestem. Ale dla Ciebie mogę być kimkolwiek chcesz - wymruczała seksownie.
Wyobraziłam sobie roznegliżowaną Konstancję leżąca na łóżku niczym grecki bóg, a raczej bogini. Uśmiech sam ciśnie się na usta.
- nie dzięki. Nie chce - odparł sucho atakujący. Kurde, po cichu liczyłam na jakiś romansik - gdzie jest Magda?
- Ja ci nie wystarczam ? - dopytywała rudowłosa.
Postanowiłam przerwać tą całą szopkę i wyszłam z łazienki.
- o Zbyszek! - udałam zaskoczoną - Co Cię do mnie - przerwałam słysząc chrząknięcie Kostka, o takie pseudo będzie idealne ! - co cię do nas sprowadza - poprawiłam się wywracając ukradkiem oczami.
- do niej - wskazał na fizjoterapeutkę - nic. Ale do ciebie już dużo.
- to może porozmawiajmy na korytarzu - pociągnęłam Bartmana za skrawek koszulki, jak na złość biało-czerwonej. Posłałam jeszcze triumfalne spojrzenie w stronę mojej współlokatorki i zamknęłam za nami drzwi od pokoju - tak więc słucham Cię Zbyszko.
- chodzi o Miśka - mruknął przestępując z nogi na nogę.
- co z nim jest?
- jeszcze nic. Ale jak mi nie odda mojego kochaniutkiego IPhona to już nie będzie tak kolorowo - zacisnął zęby
- oj Bartman, Bartman. Gdzie jest ten debil? - westchnęłam podpierając boli dłońmi złożonymi w piąstki.
- no i w tym tkwi problem, bo ja nie wiem gdzie on jest. Teraz pewnie dzwoni do wszystkich.. - urwał słysząc dzwonek mojego telefonu.
Wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na swoją szafkę. Na wyświetlaczu widniał numer Zibiego. Czyżby baran Kubiak zapominał zastrzec numeru? Gratulacje dla Mistrza Żartów. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i  próbowałam zachować powagę.
~  dzień dobry - odezwał się dobrze znany mi głos w słuchawce
~ Witam.
~ Zostawiłem u pani płaszcz ?
~ A kto mówi ?
~ Batman
~ Ja nie wiem, który z was pacanów, zabiera telefon Zibiego i dzwoni do ludzi nie zastrzegając numeru - zaśmiałam się - a teraz macie mi raz dwa powiedzieć gdzie jesteście!
~ ja się Ciebie nie boje.
~ Żygadło do jasnej cholery! - krzyknęłam do słuchawki.
~pokój Kurasia, łazienkaa - mruknął i się rozłączył.
Wrzuciłam swój telefon pod poduszkę i zgasiłam lampkę nocną ustawioną na szafce przy moim łóżku.
- kłótnia z chłopakiem  ? - zapytała Konstancja wychodząc z łazienki... Osz w morde.. ona nawet ręcznik ma biało-czerwony...
- no chyba z twoim - ucięłam uszczypliwie i dołączyłam do atakującego czekającego na korytarzu.
Pociągnęłam siatkarza za rękaw bluzy, jak na złość w barwach narodowych i bez słowa przeszliśmy te kilkanaście kroków dzielących mój pokój od pokoju Kurka. Jak to mieliśmy w zwyczaju weszliśmy bez pukanie i to był chyba jeden z największych błędów naszego życia.
- kurwa, co wyście narobili! - Bartman złapał się za głowę.

piątek, 22 marca 2013

ROZDZIAŁ 60.

- panie Mariuszu nic się nie stało. Następnym razem będzie lepiej - zaśmiała się Konstancja i poklepała Możdżonka po plecach
Wait, wait.. panie Mariuszu?! Przeleciałam wzorkiem po stojących obok siatkarzach. Nowakowski prawie wypluł wodę na Kurka, Ignaczak próbował zachować powagę (zwróćcie uwagę na słowo : próbował), a nasz Magneto zdezorientowany patrzył raz to na rudowłosą, a raz na mnie.
- powiedziałam coś nie tak ? - spytała speszona fizjoterapeutka.
- nie no nic takiego - Możdżon podrapał się po głowie - tylko ja mam na imię Marcin, a nie Mariusz
- na prawdę ? - wszyscy kiwnęli głowami - jaka ja głupia.. jak mogłam nie wiedzieć jak ma pan na imię.. za dużo imion na "M".. boże, jeszcze raz pana przepraszam..
Konstancja zaczęła  na siłę wyciskać ze swoich oczu łzy. Patrzyłam na nią jak na kosmitę, to samo robił również Żygadło i Ignaczak.. ale Bartman i Kubiak jak zwykle skorzy do pomocy przytulili biedną Konstatyne, bo tak się odmienia jej imię, prawda?

Chłopaki w ciszy wykonali pomeczowe ćwiczenia. W ciszy również wsiedli do autokaru. Przegrana boli tym bardziej niż dzień wcześniej pokonali wspaniałą Brazylię, a teraz ulegli Finom w pięciu setach.
Zaraz po masażach chłopaki przyszli na grupową sesję z psychologiem. Porozsiadali się gdzie tylko mogli i zaczęli narzekać na Konstancję.
- prawie mi mięśnie nadciągnęła - jęknął Winiarski - wzięła moją boską rękę i zaczęła ciągnąć ją we wszystkie możliwe kierunku. Północ, południe, wschód, zachód, północne południe..
- a ja ją przytulałem - wtrącił Bartman i cały wzdrygnął, prawdopodobnie na samo wspomnieni tej chwili, gdy ich ciała się ze sobą styknęły.
- chłopaki my chyba nie po to się tu zgromadziliśmy.. - przerwałam im i stanęłam pośrodku koła które utworzyli - przegraliście.
- nie musisz nam tego wypominać - mruknął Kurek - daliśmy dupy panowie.
- i jutro też damy - dodał Kosok przeczesując dłonią swoje włosy
- nie dacie - krzyknęłam
- można  ?  - zza drzwi wychyliła się pyzata twarzyczka rudowłosej
- NIEEEE !  - odpowiedzieli jej jednocześnie moi " pacjenci"
- przepraszam, ale to jest sesja zamknięta - sztucznie się uśmiechnęłam i delikatnie popchnęłam dziewczynę w stronę z której przyszła, czytaj :  na korytarz
- ale na prawdę nie mogę zostać ? -  prosiła się
- NIEEE ! - powtórzyli siatkarze.
W końcu Zagumny musiał użyć siły i niemal wyrzucił Konstancję z pokoju. Rozgrywający powrócił na swoje miejsce, a wszyscy z otwartymi buziami wpatrywali się w niego.
- czekacie aż wam muchy wpadną ? - zaśmiał się
- ty użyłeś przemocy... - jąkał się Ignaczak nadal nie mogąc wyjść z szoku.
- pierwszy raz w życiu... - dopowiedział Ruciak, a jego źrenice ciągle zamiast normalnych kuleczek przypominały Mikasy.
- panowie, ogarnijcie się - upomniałam ich - nie zgromadziliśmy się tutaj po to..
- tylko po to aby sobie uświadomić co zrobiliśmy źle.. tak wiemy - westchnął Żygadło
- Łukaszu i ty przeciwko mnie ?  - warknęłam, a reszta skomentowała to swoim ulubionym wyciem "uuuuuuuu".
- to my może już pójdzieeeeeeeeeeeeeemy - zaproponował po cichu Wiśniewski widząc jak cały czas mierze się z Ziomkiem wzrokiem.
- ani mi się ważcie. Dokończymy to po co tu przyszliście - zatrzymałam ich
- przygotowałaś już przemowę i koniecznie chcesz ją wygłosić ? - spytał Kubiak ciężko wzdychając.
No nie, Dzikowata mordka mnie rozgryzła. Trzeba będzie zmienić taktykę. 
- skądże znowu - odparłam zmieszana nerwowo się podśmiewując
- mów co masz mówić.. i tak wiemy, że daliśmy dupy. - mruknął Możdżonek i razem z Jarskim z powrotem rzucili się na moje łóżko.
- ale ja jestem przygotowana na waszą bardzo dużą chęć słuchania mnie tak więc moją przemowę napisałam na kartce i skserowałam w recepcji.
Porozdawałam im papierowe karteczki i żegnając się z każdym po kolei wypraszam z pokoju. Słyszałam tylko szepty naszych siatkarzy, którzy, o dziwo (!) czytali to co dla nich przygotowałam. Byłam niemal w stu procentach pewna, że nasz Złotka nie potrafią czytać, a tu proszę taka niespodzianka. A raczej każdy z was doszedłby w końcu do wniosku, o tej ułomności naszych reprezentantów będąc przy sytuacji w której to Nowakowski nie przeczytał zakazu wstępu i chciał wyjść przez drzwi za którymi była przepaść. I co by wtedy było? Stracilibyśmy tak wspaniałego, mądrego, dobrodusznego, wysportowanego, zabawnego, przystojnego, inteligentnego (...) szczerego środkowego, a tego zarówno ja jak i nasi siatkarze oraz cała siatkarska śmietanka świata raczej by nie przeżyła.
Gdy pozbyłam się już wszystkich "pacjentów" w spokoju mogłam zacząć przygotowywać się do snu. Wzięłam prysznic i opatulona kołdrą szykowałam jakieś konspekty dla trenera. Przerwało mi dopiero pukanie do drzwi.

niedziela, 17 marca 2013

ROZDZIAŁ 59.

- co to za paszczur ?! - jęknął Kubiak zakrywając oczy dłonią.
- tym pasztetem to można chleb posmarować - zachichotał Ignaczak.
- nie przesadzajcie przecież nie jest taka zła - westchnął Zagumny i wrócił do rozciągania mięśni nóg.
- powiem Lodzi, że ją zdradzasz ! - Magneto zasiadł obok rozgrywającego i próbował zrobić szpagat, to znaczy półszpagat.
- ja nie chcę nic mówić, ale ten potwór się tu zbliża - szepnął Nowakowski i zaczął chować się za postawną sylwetką Bartmana.
W naszym kierunku zmierzała młoda kobieta, około dwudziestu pięciu lat. Burza rudych kudłów, to jest włosów oczywiście, wystawała spod czerwonej dżokejki z zacnym napisem : Poland Team. Oko podkreślone grubą czarną kreską i błyszczącym czerwonym cieniem do powiek. Wylewające się z jej spodenek lekko widoczne fałdki tłuszczu przykryte dość obcisłą polówką naszej reprezentacji.
- jak ja was lofciam chłopaki! - pisnęła i trącając mnie z bara poleciała obściskiwać się z siatkarzami.
Oj panienko, ale od mojego Łukasza to ty się lepiej trzymaj daleko. 
- co to za wariatka?! obśliniła mi całą koszulkę ... - jęknął Winiarki i poszedł "wybadać" sprawę u trenera
- Panie Boże za jakie grzechy... - mruczał Kurek uciekając przed nieznajomą.
 Dokładnie obserwowałam jak Żygadło uścisnął dłoń rudowłosej i szybko ulotnił się w przeciwnym kierunku niż owa kobieta zmierzała.
- o widzę, że już poznaliście Konstancje  -  w salce pojawił się sam Andrea, co spowodowało iż nasza nowa koleżanka musiała zaprzestać witania się z chłopakami.
- tak poznaliśmy - mruknął Kosok - a kim ona w ogóle jest.. ?
- przez jakiś czas będzie szkoliła się pod okiem Olka  - szkoleniowiec wskazał na Bieleckiego.
- czyli ona będzie nas masować !? - oczy Ignaczaka przypominały dwie piłki do siatkówki - a tfuu - dodał półgłosem.
- życzę udanej współpracy, a teraz dogrzać się bo zaraz gramy ! - oznajmił Anastasi i razem z resztą zgrai, czyt. sztabem szkoleniowym opuścił pomieszczenie. Zostałam tylko ja, siatkarze i Konstancja.
Tak jak prosił Andrea, chłopaki dogrzali się i powoli zaczęli zbierać swoje rzeczy i wychodzić z sali.
- trzeba by wymyślić naszej koleżaneczce jakiś chrzest reprezentacyjny - Bartman zatarł dłonie. Ach, nasz Zbyniu wpadł na jakiś genialny pomysł! Trzeba to odnotować w kalendarzu, tak dla przyszłych pokoleń.
- ale to dopiero w Spale.. - dołączył do niego nasz libero złowieszczo się przy tym podśmiewując.
Zabierając swój notes, w którym notuje wszelakiego rodzaju spostrzeżenia na temat polskiej brygady usiadłam na jednym z plastikowych krzesełek ustawionych wzdłuż linii bocznej boiska. Zanotowałam czerwono-białym długopisem (no jak się pracuje z reprezentacji to wszystko musi być w barwach narodowych, a co!) spostrzeżenia na temat dziwnych zachowań Nowakowskiego względem jednego z Finów. Odnotowałam również Krzycha, który jak zwykle udzielał wszystkim wskazówek jak najlepiej i najskuteczniej atakować, gdyż on wie o tym wszystko.
- Igła mistrzem ataku - zaśmiała się Konstancja siadając na krzesełku obok mnie.
Zlokalizowałam wzrokiem naszego libero, który posyłał w kierunku towarzyszki mojej rozmowy złowieszcze spojrzenia.
- dla ciebie pan Krzysztof, bo chyba jeszcze nie jesteście na ty - zgasiłam ją, jak naślinione palce gaszą płomień świecy.
- to kwestia czasu.. zdobędę ich jeszcze szybciej niż ty. ba! ja będę bliżej nich niż ty  - teatralnie przeczesała ręką swoje bujne kłaki, to znaczy włosy.
- bliżej chyba się już nie da - zaśmiałam się i korzystając z okazji, że Łukasz akurat stoi przy "wodopoju" i pochłania wodę ze swojej butelki zawołałam go do nas - poznaj mojego chłopaka. Łukasza.
Konstancja zbierała szczękę z podłogi.. Tak wiem jestem chamska, ale przepraszam bardzo nie pozwolę aby ona zdobywała moich przyjaciół tylko dlatego, że są sławni.
- Łukasz jest twoim booojjfriendem ?  - zapytała gdy już ogarnęła się po tej szokującej wiadomości.
- no przecież to przed chwilą powiedziałam - wywróciłam oczami.
Chwilę później wysłuchiwaliśmy już hymnów obu drużyn, po czym nastąpiła prezentacja pierwszych szóstek, to jest siódemek oczywiście. Na boisko wybiegł nasz optymalny skład z Łukaszem na rozegraniu, Zbyszkiem na ataku, Piotrkiem i Marcinem jako środkowymi i Bartkiem oraz Michałem W. na przyjęciu. A i jeszcze nasz Igiełka kochany ze swoimi super mocami!
- a czemu Ignaczak ma inny strój ?  -  do moich uszu doszło pytanie wypowiedziane przez nikogo innego jak  rudowłosą Konstancje.
Zamarłam. Poziom adrenaliny zaskakująco szybko wzrósł. W tym momencie miałam ochotę zbesztać na środku boiska tą oto kobietę, która śmie się nazywać fizjoterapeutką naszej reprezentacji.
Panie Boże, za jakie grzechy !?  - powtarzałam w myślach pytanie Kurasia.
Zmierzyłam wzrokiem jej dość niską postać i wybuchnęłam śmiechem. Siedzący obok mnie Możdżonek przez chwilę zdezorientowany patrzył na mnie jak na uciekiniera z wariatkowa, ale gdy tylko Konstancja powtórzyła pytanie również zacząć się śmiać. Pozdrawiam wszystkich, którzy właśnie siedzą przed telewizorem i zastanawiają się z czego nasza dwójka ma aż taki ubaw.
- może  mi jeszcze  powiesz, że nie wiesz dlaczego Igła nie serwuje ? - spytałam powoli przywracając swój stan umysłowy do normalności.
- no nie wiem - odparła pełna pogardy. Tak jakby to, że brak jej podstawowych informacji na temat siatkówki był czymś normalnym. A przecież nie jest!
- Marcin ogarnij się wchodzisz na boisko! - klepnęłam ramię środkowego - Krzysiek przecież nie może atakować - zaakcentowałam ostatnie dwa słowa na tyle dobitnie aby dotarły do mózgu rudowłosej.
- dlaczego nie może atakować?!
No załamka, moi mili. Polski Związek Piłki Siatkowej zaczyna mnie coraz bardziej zaskakiwać.