poniedziałek, 31 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 33.
- podoba mi się. Oj, podoba. Z wami to nawet w piekle byłoby fajnie - po czym namiętnie pocałował Dryję.
- o niee, tylko nie to - Pit załamał ręce - jak nie Madzia i Łukasz, to teraz oni.. Kurek, ty przyjacielu od siedmiu boleści ! Miałeś trwać ze mną w stanie kawalerskim. Pamiętasz ? przyrzekaliśmy sobie w zdrowiu i w chorobie, że nigdy się nie zakochamy.
Wszyscy momentalnie z oczami niczym kula ziemska spoglądali raz to na Pita, a raz na Bartka. W jednej chwili Aśka odsunęła się od swojego wybranka, a wszyscy zaczęli się śmiać. Wszyscy oprócz naszego Piotrusia.
- Piotrek, ja mam taki pomysł - zaczął Zibi - pójdziemy sobie do jakiegoś disco jak wrócimy i wyrwiemy jakieś laski.. To znaczy ja wyrwę, a ty się będziesz uczył.
- ale wiecie, że macie bardzo mało czasu - pouczył ich Możdżonek. No tak, Marcin i jego przestrzeganie zasad - w niedzielę wracamy, a w środę już na zgrupowanie. Spała czeka ! a potem Liga Światowa.
- a no właśnie. Będę oglądać i kibicować, więc musicie wygrać - wtrąciłam się w wypowiedź naszego Muratora [czytaj : kapitana].
- my nic nie musimy - poprawił mnie - my możemy !
- mniejsza o to.. i tak dla mnie jesteście najlepsi - uśmiechnęłam się, po czym już wszyscy ruszyliśmy w stronę plaży.
Łukasz chwycił mnie za dłoń, co z powodowało poruszenie się motyli w moim brzuchu, a nie dzieciątka w łonie, jak to pewnie myśleliście! Co to, to nie ! Po jakże emocjonującym spacerku dotarliśmy na gdańskie wybrzeże. Było parę minut po dwudziestej, słońce powoli chowało się za linią morza. Fale rozmywały się na zimnym już piasku. Zygadło stanął za mną i mocno objął mnie od tyłu. Wtulona w jego klatkę piersiową i obserwowałam wzbierający na sile Bałtyk.
- Uuuu Ziooomek, ale romantycznie - naśmiewał się Igła, a Jarski z Kosą próbowali nas parodiować.
- nie małpuj, ty ruda małpo ! - Kuraś trzepnął przyjaciela w łeb. Bartuś, jak to Bartuś musi być w centrum zainteresowania. Nigdy nie odpuści.. Oj tak, nasz siatkarski świat kręci się wokół jednego wielkoluda zwanego Siurakiem.
- a tak w ogóle to z kim my jutro gramy ? - wypalił Zatorski i cały urok ciszy zniknął.
- Zati, ty pacanie ! - Ignaczak przybił sobie tak zwanego facepalma - z Włochami, hindusie ty.
- rasista ! - krzyknął Paweł, przez co zwrócił uwagę połowy 'plażowiczów' - Igła jest rasistą ! Jak Andrea się o tym dowie, to Cię wywali i to ja będę pierwszym libero..
- coś ty powiedział ? lebiodo, ty ! - tym razem to Krzysztof wydzierał się na pół plaży.
- przepraszam coś się dzieje ? - jakaś starsza pani z kijkami do Nordic Walking'u i z bardzo zatroskaną miną przypatrywała się poczynaniom naszych libero.
- nic się nie dzieje - tłumaczył Zagumny ze swoim stoickim spokojem - ich po prostu dopiero co wypuścili z domu wariatów i wie pani... - Guma chwyciła starszą panią pod rękę i zaczął opowiadać jej niestworzone historie o naszych dwóch kłótliwcach.
- ty niedorobiony zakalcu ! - krzyczał Igła
- ty przychlaście ! - odpowiedział Zati, a wszyscy z minami "What the fuck?" popatrzyli na młodego bełchatowskiego libero.
- ty bezmózgu !
- chłopaki, nie róbcie wiochy ! - do akcji wkroczył nasz ukochany el kapitano - pokłócicie się w hotelu.
- właśnie, a tak by the way, nie powinniśmy już wracać ? - wtrąciłam - przecież jutro gracie.
- gramy, gramy, panno Żygadło - posłałam Kubiakowi złowrogie spojrzenie - ale to tylko taki sprawdzian przed Ligą Światową i w ogóle część pieniędzy uzbieranych z biletów idzie na jakąś włosko-polską fundację.
-szczytny cel - podsumowałam
- no tak, bo my lubimy pomagać - Winiar ukazał rządek swoich białych ząbków.
- ale to może na prawdę już wracajmy - jedyny mądry. Zibi, jesteś wielki !
Reszta niechętnie przystała na naszą propozycję. I w odgłosach wrzeszczenia, jęczenia, ujadania i wycia naszych dwóch śpiewaków wróciliśmy do hotelu. Tym razem x'fajtersi zaszczycili nas przebojem Carly Rae Jepsen "Call My Name". I co z tego, że kaleczyli ten piękny, angielski język. Co z tego, że nasze bębenki już prawie nie wytrzymały. Najważniejsze jest to, że z minuty na minutę rozwijają swój talent. Ot, co.
- a gdzie jest Guma ?! - krzyknął Ignaczak biegając w kółko w poszukiwaniu naszego rozgrywającego.
- z tego co wiem, porwał jakąś laskę - zaśmiał się Łukasz.
- no tak, nawet taki Zagumny potrafi wyrwać dziewczynę, a ja nie - Nowakowski pociągnął nosem i teatralnie wytarł wyimaginowaną łezkę spod oka.
- no tak jeżeli osiemdziesięcioletnią osiwiałą staruszkę można nazwać laską
- dodajmy, że miała fioletowe pasemka na swoich białych włosach, co trochę odjęło jej lat - Żygadło wtrącił się w moją wypowiedź.
- najwyraźniej naszemu Pawełkowi pogarsza się wzrok - wymruczał Możdżonek.
- musimy szukać tego dziwaka ! - zarządził Igła.
Szybko podzieliliśmy się na małe trzy, góra czteroosobowe grupki i ruszyliśmy na poszukiwania. Nie mogłoby być inaczej, gdybym nie była w 'grupie' z Łukaszkiem, Bartusiem i Asią.
Tak więc większość czasu, który przeznaczyliśmy na poszukiwania spędziliśmy na gdańskim rynku, pochłonięci swoimi uczuciami. Ale wiecie już, że głupi zawsze ma szczęście. I takie szczęście przytrafiło się również naszej czwórce, bo choć w ogóle nie szukaliśmy, to i tak odnaleźliśmy naszego Pawełka. Akurat odprowadzał swoją nowo poznaną znajomą do domu, czyli jednej z gdańskich kamienic. oznajmiliśmy wszystkim, że mamy naszą zgubę i wracamy już do hotelu.
- Pawełku, jak ja się o Ciebie martwiłem ! - Krzysiek wpadł w objęcia Zagumnego. - opowiadaj co to za lasencja.
sobota, 29 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 32.
- Oooo Madziuchna z nami jedzie, ale będzie fajnie ! - krzyknął zadowolony Ignaczak, który jak zwykle spóźnił się parę minut.
- tak, Krzychu, też się cholernie cieszę, że Cię widzę - uśmiechnęłam się - nie widzieliśmy się ponad 24 godziny, a ty nie zadzwoniłeś, jestem z Ciebie dumna.
Igła zajął swoje miejsce i wszyscy w skupieniu słuchali 'mowy wstępnej' trenera Anastasiego.
- i mam nadzieję, że codziennie rozciągaliście się choć chwilę - dodał na koniec.
- tak - wyszczerzył się Igła- co noc z żoną na łóżku.
- Christopher, ja tam nie wnikam co ty robisz nocami z żoną. Mam nadzieję, że nie siedzisz na kanapie z paczką chipsów - wtrącił Andrea - a Ciebie Magdaleno, miło znowu widzieć.
- mi też miło pana widzieć - powiedziałam.
W końcu po tym jak trener 5 razy sprawdził czy aby wszyscy na pewno są autokar odjechał. I nawet myślałam, że trasę Warszawa - Gdańsk przejedziemy w ciszy i spokoju. A to co ? Winiar bawi się w DJ'a, Aśka mizia się z Kurasiem, a Igła przez cały autobus woła 'dRuciak', ponieważ chcę pożyczyć od Michała laptopa. Świat jest bezlitosny, przynajmniej dla mnie. Oparłam się o ramię Łukasz i próbowałam zebrać myśli.
- no widzisz, gdyby nie my siedziałabyś teraz na zajęciach - Żygadło szturchnął mnie w bok
- nie wiem czy to by nie było lepsze. Coś czuje że ten wyjazd nie będzie zbyt udany - jęknęłam
- nie cieszysz się, że z nami jedziesz ? - nachylił swoją twarz i delikatnie przygrywł moją dolną warge.
Pozostawiłam to pytanie bez odpowiedzi, bo poczułam nagłą potrzebę snu. Wtuliłam się w siatkarza, a moje ciężkie powieki opadły na dół. Obudziłam się gdy autobus zatrzymał się na stacji benzynowej. Przetarłam oczy i rozprostmowałam ręce.
- a teraz wszyscy na siku - zarządził Andrea - następny przystanek to dopiero Gdańsk.
Jakoś nie odczuwałam takich typu potrzeb, więc udałam się do małej restauracji. Zamówiłam dwie kawy na wynos. Jedną podałam Aśce, a drugą sama zaczęłam pochłaniać.
- patrz jakie niewdzięczne - usłyszałyśmy głos Kurka - kupiły sobie a nam nie.
Uśmiechnięta podałam kubek Łukaszowi, który nie odmówił i upił łyk czarnego napoju. Bartek popatrzył błagałnym wzrokiem na moją przyjaciółkę.
- o sorry, już wypiłam - uśmiechnęła się i wyrzuciła plastikopodobny kubek do kosza na śmieci. Kuraś mruknął coś pod nosem i wszedł do restauracji. Przybiłam z Aśką piątkę, a po chwili przyjmujący wrócił z podobnym kubkiem, z tym że on zamiast kawy miał czekoladowe latte. Pokazał nam język i czym prędzej zaszył się ze swoim napojem w autobusie.
W końcu wszyscy zebrali się w autokarze i mogliśmy kontynuować naszą podróż. Kierowca zamknął drzwi. Ktoś z głębi autobusu, prawdopodobnie Jarosz, krzyknął że nie ma jeszcze Zatiego. Wszyscy głośno jękneli, ale po chwili zauważyliśmy biegnącego w stronę autobusu Pawła. Pan kierowca wpuścił go do środka.
- no co? Ostatni w kolejce do WC byłem - mruknął i udał się na swoje miejsce.
Opuściliśmy parking i włączyliśmy się do ruchu. Dwie godziny później byliśmy już przed hotelem. Tłum fanów siatkówki czekał przed wejściem. Chłopaki z przymusowym firmowym uśmiechem opuścili autokar. Pragnęli jak najszybciej znaleźć się w pokoju, a tu jeszcze przed nimi kilkanadziesiątk autografów do zrobienia. Chwyciłam swoją walizkę i weszłam do środka. Trener sprawdził swoją magiczną listą. Uśmiechnięty pokręcił głową i podał mi klucz.
- tylko nie szalejcie za bardzo - dodał.
Jak mam szaleć, jak przecież mam pokój z Joanną? No chyba, że oni znowu coś wymyślili..
Recepcjonistka pokierowała mnie do windy, w której natknęłam się na Asice.
- który masz ? - spytała pokazując na kartę do otwierania drzwi.
- 214. A ty ?
- 205.
- wrobili nas - westchnęłam - jakbym ich nie znała to bym się przestraszyła. Ale Asiu spokojnie. Oni dopiero się rozkręcają.
Wjechaliśmy na czwarte piętro i odszukałyśmy nasze pokoje. Joasia poszła w lewo, Ja w prawo. Stanęłam przed pokojem dwieście czternaście i przesunęłam kartę w otworze. Nacisnęłam klamkę i rozejrzajam się po pokoju. Na prawo wielkie podwójne łóżko, na przeciwko niego dębówa komoda, na której stoi telewizor. Wyjście na balkon przysłonięte białą, gładką firaną. Bordowe zasłony idealnie komponowały się z wnętrzem. Na lewo drzwi do łazienki, na prawo wielka szafa z lustrem. Odstawiłam walizkę i udałam się do łazienki. Na środku stała wielka wanna. W rogu prysznic. W wyposażeniu jak zwykle ubikacja i umywalki. Jasno beżowe kafelki nadawały pomieszczeniu ciepła.
- podoba się ? - Łukasz położył swoje dłonie na moich biodrach i delikatnie muskał moją szyję swoimi wargami.
- bardzo - obróciłam się i ucałowałam jego usta.
- no gołąbeczki idziemy na kolację - krzyknął z korytarza nie kto inny jak nasz kochany Igiełka.
- a może odpuścimy sobie kolację ? - zaproponował Łukasz
- to nie jest dobry pomysł. Jestem strasznie głodna.
Chwilę później siedzieliśmy już w hotelowej restauracji. Elegancki wystrój idealnie komponował się z resztą hotelu. Zawodnicy dostali dyspense i mogli wybrać z kart dań cokolwiek chcą. Usiedliśmy przy okrągłym stoliku razem z Aśką, Bartkiem, Pitem i Krzyśkiem. Przestudiowaliśmy menu i zamówiliśmy dania.
- a ty Madziuchno jak zwykle porcję dla krasnali - zauważył Igła, gdy kelner przyniósł nam dania.
- za to o dziwo wziąłeś porcję diabelsko kaloryczną.
- Krzysiu będzie musiał dużo ćwiczyć z żoną - zaśmiał się Kurek, po czym od razu został spiorunowany wzrokiem przez swoją dziewczynę.
Pożyczyliśmy sobie smacznego i zajęliśmy się konsumowaniem naszych 'syto' zastawionych półmisków.
Zaraz po kolacji chłopaki poszli na jakąś naradę z trenerem. A my z Joanną zaszyłyśmy się w pokoju 214 na babskie plotki. Krótko trwało nasze szczęście, bo chwilę później do pomieszczenia wpadło stado rozpędzonych dwu-metrowców.
- zbierać się dziewczęta, idziemy na plaże ! - krzyknął widocznie podekscytowany Kubiak.
- na plaże?! Z tego co wiem jutro wcześniej wstajecie - pouczyła ich moja przyjaciółka. Aśka strasznie zgrała się z chłopakami.
- pani Kurek niech pani się nie martwi wszystko pod kontrolą - zaśmiał się Zibi.
- Ja ci dam panią Kurek ! - Asia rzuciła się na Bartmana i ganiała się z nim po całym pokoju dopóki Bartek ich nie rozłączył.
- a trenerzy o tym wiedzą? - wtrąciłam się
- trenerzy, weź mnie nie rozśmieszaj - prychnął Winiar.
- trenerzy nigdy nie dowiedzą się o tym naszym małym wybryku. Buahahaha - swoim jakzjd złowieszczym śmiechem podzielił się z nami Piter.
- chłopaki co wy znowu wykombinowaliście ? - zmierzyłam ich wzrokiem
- my nic - Możdżonek podniósł ręce do góry - tylko Guma trochę namieszał.
- Paweł.. czekam na wyjaśnienia - założyłam ręce na klatce piersiowej
- no więc - zaczął - podmieniłem im ich witaminki na środki usypiające.
Moje oczy wyskoczyły z orbit, a szczęka wylądowała na podłodze. On, wspaniały rozgrywający, który sprawia wrażenie grzecznego, poukładanego faceta, podmienił swoim przełożonym tabletki. Takie rzeczy tylko w polskiej reprezentacji.
- no tracimy nasz cenny czas - ponaglił nas Ruciak.
Całą gromadą ruszyliśmy w stronę gdańskiego wybrzeża. Chłopaki poubierali kaptury, czapki z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne aby nikt ich nie rozpoznał. Życzę powodzenia. Bo kto normalny ubiera okulary przeciwsłoneczne w nocy.
- idę na plaże, na plaże, idę na plaże, na plaże, idę na plaże, na plaże, idę tatatadata - Winiar i Zbyszek postanowili sprawdzić który z nich ma większy talent wokalny wydzierając się na pół Gdańska i oznajmiając przy tym, że idą na plaże. No ciekawe, niby po co gdańszczanom ta jakże ważna informacja.
- w kieszeni mam podartę dziesięć złotych... - zaczął swoją solówkę Michał.
Wszyscy momentalnie przyspieszyli kroku, zostawiając naszych utalentowanych śpiewaków w tyle.
- ja się do niego nie przyznaje - mruknął Dziku wskazując na Bartmana
- a ja chyba zrezygnuje z grania w Skrze i wyjadę jak najdalej - burknął Zatorski przysłuchując się jękom bełchatowskiego przyjmującego o nienagannie pięknych oczach.
- Zati ciebie i tak nikt nie zna - pocieszył go Łukasz
- mnie nikt nie zna? - oburzył się - sądzicie że nie mam fanów?!
Siatkarze spojrzeli jeden na drugiego po czym poruszyli swoimi łepetynami w górę i w dół, czym pokazali że zgadzają się ze stwierdzeniem młodego libero.
- oj Pawełku dla mnie jesteś najlepszy - zarzuciław swoją dłoń na jego ramię i szeroko się uśmiechnęłam.
- dzięki Madzia, wiem że kłamiesz, ale chociaż masz dobre chęci
- mam pomysł - krzyknęłam niczym Kolumb gdy odkrył Amerykę, choć nie mam pojęcia czy on wtedy krzyczał, no ale mniejsza o to. Więc krzyknęłam tak głośno że aż nasi utalentowani x'fajtersi skończyli swój pokaz - zaraz sprawdzimy czy nasz mały Pawełek jest popularny. Tylko reszta niech lepiej się gdzieś schowa - poleciłam.
Chłopaki zgodnie przystali na moją propozycje i ukryli się gdzieś za rogiem kamienicy. Akurat rynkiem przechodziła dość duża grupka młodzieży. Więc przedstawienie czas zacząć.
- Aśka - szturchnęłam przyjaciółkę - czy to ten młody, przystojny i utalentowany - tak wiem trochę przesadziłam, ale ku chwale ojczyźnie, matko - libero. No ten który gra w tym świetnym bełchatowskim klubie. W tym co Michał Winiarski - grupka młodzieży zmierzyła nas wzrokiem i z uwagą przysłuchiwała się naszej rozmowie.
- myślisz, że to jest ten wielki libero Paweł Zatorski?
- jestem tego w stu procentach pewna. A wiesz jak trudno dostać jego autograf?
- więc na co czekamy ! - chwyciłam Aśkę za rękę i pobiegłyśmy w stronę siedzącego na ławeczce Zatiego. Zachowywałyśmy się niczym napalone hotki. Zaraz za nami, tak jak przypuszczałam, zleciała się gdańska młodzież. Każdy poprosił o autograf i zdjęcie. Paweł dumnie pozował i rozdawał swoje cenne podpisy.
- nie ma tak. Za bardzo mu słodziłyście - mruknął niezadowolony Ignaczak. Na osłode starszego libero obsypałyśmy go z Aśką buziakiem w policzek.
- dojdziemy w końcu do tej plaży czy nie ? - zapytał zniecierpliwiony Bartek.
- a tu ci się nie podoba ? - zaśmiał się Jarosz.
piątek, 28 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 31.
- takie poranki to ja lubię - wyszeptałam wtulając się w siatkarza
- Kocham Cię - to były najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam, wypowiedział je z taka troską i oddaniem w głosie - Dzisiaj nocujesz u mnie, okeej ? Rano odwieziesz mnie do Warszawy .. - rozmarzył się.
- Z wielką chęcią, ale przecież mam zajęcia.
- o to się nie martw. Wiesz, że będę za tobą cholernie tęsknił ? - przytulił mnie.
Poleżeliśmy chwilę, a potem zaczęłam zbierać się na zajęcia.Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy na uczelnię. Zanim weszłam do budynku napadła na mnie Aśka, a Łukasza otoczyło stadko fanów. To chyba pierwszy raz odkąd podwozi mnie na wykłady.
- noo opowiadaj - nalegała Aśka, gdy już usiadłyśmy w sali wykładowej
- ale o czym ? - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem i zaczęłam notować słowa wykładowcy
Boże, Magda. Czy ty tylko udajesz taką ciemną, czy naprawdę taka jesteś ? - szturchnęła mnie, przez co literka "k" rozjechała się na pół strony
- byliśmy na kolacji na szczycie wieżowca - rzuciłam i znów wsłuchałam się w słowa profesora.
- wieżowa? ale romantycznie . Emka, co ci jest ? - spytała łapiąc mnie za nadgarstek.
- ech, bo ja nie zniosę naszego rozstania... On wyjedzie na zgrupowanie, a ja zostanę sama
- Będę z tobą dzieliła te same losy - uśmiechnęła się i spojrzała na wyświetlacz telefonu - tylko, że ja mam jeszcze gorzej.
- Bartek ? - próbowałam wyłapać nadawcę wiadomości
- Bartek - odpowiedziała i odpisała na SMS'a.
Zaraz po zajęciach poszłyśmy na trening. Pan Wojtek ciągle był zadowolony, uśmiechał się pod nosem, mruczał sam do siebie. Ale nie dziwię mu się ! We wtorek gramy pierwsze spotkanie, a już trafiliśmy na mocnego, a nawet bardzo mocnego przeciwnika - faworyta do złotego medalu. Trening był strasznie wyczerpujący. Ćwiczyliśmy każde ustawienie i każdą akcję kilkakrotnie Ale chyba właśnie o to chodzi. Z każdym dniem stajemy się silniejsze i bardziej zgrane.
Siatkówka jest częścią mojego życia, a bez niej nie miałoby ono sensu.
Gdy tylko opuściłam halę, wypatrzyłam na parkingu auto Łukasza. Pożegnałam się z dziewczynami i skoczyłam do samochodu. Szybko znaleźliśmy się w jego mieszkaniu. Rozgrywający zniknął w kuchni, a ja rozgościłam się w salonie. Na komodzie, koło telewizora zauważyłam nasze wspólne zdjęcie, zrobione przez Ignaczaka w Spale. Wzięłam je do ręki i zaczęłam wspominać wszystkie chwile spędzone z tymi olbrzymami, począwszy od wspaniałej niespodzianki w trakcie meczu, a skończywszy na niespodziewanej imprezie urodzinowej.
W końcu mój osobisty mistrz kuchni skończył swoje popisy i zaprosił mnie do stołu. Odsunął mi krzesełko i zadowolony usiadł po drugiej stronie.
- i jak ? - zapytał gdy pierwszy kęs jego popisowego dania rozpływał mi się w ustach.
- śmiem twierdzić, że nie zrobiłeś tego sam - zaśmiałam się - przyznaj się !
- oj, i tu się moja kochana mylisz. Zrobiłem to sam ! No chyba, że internet jest jakąś niezwykle ważną pomocą. - wywrócił oczami i zaczął konsumować swoją porcję.
W ciszy dokończyliśmy kolację, po czym przenieśliśmy się do salonu. Usiadłam wygodnie na kanapie, a zaraz za mną poczynił to Łukasz. Otoczył mnie ramieniem i w pełnej ciszy i spokoju przeskakiwaliśmy z kanału na kanał. W tego jakże cudownego zajęcia wyrwał nas dzwonek do drzwi. Żygadło - jako gospodarz domu - poszedł otworzyć. Chwilę stał w korytarzu rozmawiając z gościem po czym rzucił krótkie "zaraz wrócę" i zbiegł na dół. Przez ten czas przeleciałam kolejne 20 kanałów, aż zatrzymałam się na HBO.. akurat leciała komedia "Plan B" z Jennifer Lopez w roli głównej. Po długich przemyśleniach pozostawiłam na tym filmie. Rozłożyłam się wygodnie na sofie, korzystając z tego, że nie ma Łukasza wyciągnęłam nogi i teraz zamiast w pozycji siedzącej byłam w pozycji leżącej. Po jakiś 5 minutach siatkarz wrócił do mieszkania, zamknął drzwi i ze strasznie cwaniackim, a zarazem tajemniczym uśmiechem rzucił się na mnie. Dosłownie ujmując, się rzucił. Przygniótł mnie swoimi ponad dziewięćdziesięcioma kilogramami ciała.
- ejj, to boli - krzyknęła i próbowałam zrzucić go z siebie. Po niemałym wysiłku z mojej strony udało mi. Zygadło usiadł obok mnie na kanapie i położył moje nogi na swoich kolanach - gdzie byłeś ?
- zazdrosna ? - zapytał delikatnie gładząc moje uda.
- cholernie - wysyczałam i wbiłam wzrok w telewizor.
- sąsiad kazał mi przestawić samochód, bo zastawiłem jakieś przejście - westchnął - to co oglądamy ?
- Plan B - westchnęłam.
Zaraz po obejrzeniu filmu wzięłam krótki prysznic i w klubowej koszulce z Trentino Volley rzuciłam się na łóżko rozgrywającego. Chwilę później dołączył do mnie również on. Zmęczeni szybko zasnęliśmy.
Rano obudziliśmy się równo z dźwiękiem budzika. Przetarłam oczy i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 5 z minutami. Szybko wstałam i ubrałam się. Czekając aż Lukasz się wyszykuję zaparzyłam nam kawy i zrobiłam kilka tostów. Chwilę później byliśmy już w drodze do Warszawy. Szczerze mówiąc, nie wiem nawet kiedy minęliśmy tabliczkę z informacją, że jesteśmy w stolicy, ponieważ usnęłam. Gdy tylko się zatrzymaliśmy wzrokiem wypatrzyłam grupkę zbierających się siatkarzy. Wysiadłam z samochodu i nieoczekiwanie ktoś zasłonił mi oczy. Obróciłam się i ujrzałam Aśkę. za nią wlókł się Kuraś z przewieszoną przez ramię torbą sportową i dość sporych rozmiarów walizką. A taką walizkę mogła mieć tylko jedna osoba, a mianowicie moja Joanna.
- Aśka, jedziesz z nimi? - spytałam lekko zdezorientowana
- Jadę - odrzekła - a co najlepsze ty również.
- no chyba nie - westchnęłam.
- no chyba ty - wyszczerzył się łóżkach i wyjął z bagażnika walizkę.. Moją, prywatną walizkę.
- co to ma być ? - krzyknęłam
- to był jego pomysł ! - Aśka podniosła ręce do góry po czym wskazała na rozgrywającego.
- Łukasz, wytłumaczysz mi to ?
- już się robi - uśmiechnął się i stanął naprzeciwko mnie - jedziesz z nami do Gdańsk.. Aśka wczoraj przyniosła mi twoją walizkę.. pamiętasz jak powiedziałem Ci, że sąsiad kazał mi przestawić auto ..?
- ja z wami kiedyś zwariuje - jęknęłam.
Po chwili podeszła do nas reszta siatkarzy. Przywitałam się z każdym, po czym zjawił się trener Anastasi. Sprawdził listę obecności i wpuścił wszystkich do autokaru. Chłopaki zajęli się bagażami, a my z Asicą zajęłyśmy najlepsze miejscówki. Usiadłyśmy oczywiście razem.
- o nie tak nie będzie - krzyknął Kurek i podniósł Aśkę do góry, kładąc ją dopiero na następnym siedzeniu.
Zapowiada się bardzo ciekawy weekend.
wtorek, 25 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 30.
- powiedziałabym to samo o Tobie, ale musiałabym skłamać - zaśmiałam się, po czym dostałam od niego łokciem w brzuch - za co to ?
- foch z przytupem i melodyjką - założył ręce na klatkę piersiową i oparł się o ścianę.
- czy my przypadkiem nie mieliśmy gdzieś jechać ? - podeszłam do niego i oparłam swoje dłonie na jego torsie.
- nie przypominam sobie - zamknął oczy i udawał obrażonego.
-ach Ci faceci - wywróciłam oczami - bardziej niezdecydowani niż kobiety.
- czeeeeeekaaam - wtrącił Łukasz
- na co ? - uniosłam brwi do góry i zmarszczyłam czoło. Zmierzył mnie wzrokiem. Westchnęłam i musnęłam jego policzek. On jednak nieugięty stał pod ścianą.
- ekhem - chrząknął.
Już po chwili złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku. Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. W wyśmienitych humorach opuściliśmy mieszkanie i udaliśmy się na parking.
- powiesz mi w końcu gdzie jedziemy ? - spytałam, gdy już wyjechaliśmy na główne ulice Rzeszowa.
- wszystko w swoim czasie kochanie - przejechał swoją ręką po mojej nodze.
Pokręciłam głową i włączyłam radio. W błogiej ciszy niesieni słowami jednej z kultowych piosenek ubiegłej dekady dotarliśmy do jakże upragnionego celu, który dla mnie nadal pozostawał niespodzianką.
Zaparkowaliśmy pod strasznie wysokim szklanym wieżowcem. Łukasz wyszedł z samochodu dając mi znak że mam poczekać. Okrążył auto i otworzył mi drzwi. Chwycił jego dłoń i wysiadłam. Dało się tylko słyszeć dźwięk włączenia alarmu, po czym zniknęliśmy za szklanymi drzwiami.
- więc, jesteśmy wewnątrz najwyższego budynku w Rzeszowie. Mierzy on..
- źródło Wikipedia - wtrąciłam.
Weszliśmy do windy, również szklanej. Po opuszczeniu klaustrofobicznego pomieszczenia wymiarów 2 metry na 2 metry zatrzymaliśmy się przy pewnym mężczyźnie. Wyglądał na jakieś 40 lat. Łukasz zamienił z nim dwa słowa, po czym ruszyliśmy za facetem. Otworzył drzwi, a moim oczom ukazała się panorama Rzeszowa. Stałam na dachu najwyższego budynku miasta. Żygadło podziękował mężczyźnie i chwytając mnie za rękę zaprowadził do jedynego stolika, ustawionego na samym środku ogromnego, płaskiego dachu. Odsunął moje krzesełko, a gdy tylko na nim usiadłam podszedł do swojego i z wielkim uśmiechem na twarzy usiadł na przeciwko mnie. Po chwili przez drzwi wszedł kelner z kolacją. Postawił przed nami dania i życząc smacznego zniknął w ten sam sposób w jaki się pojawił. Uśmiechnęliśmy się do siebie i zabraliśmy się za jedzenie. Popiliśmy wszystko krystaliczną wodą. Chwilę później znów pojawił się kelner i zabrał brudne naczynia. Łukasz szepnął mu jakieś dwa słówka, po czym zaraz na całym dachu rozbrzmiała wolna piosenka.
- można prosić ? - podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. Jego uśmiechowi nie można się oprzeć.
Podałam mu swoją dłoń i ruszyliśmy w tany. Wtuleni w siebie kołysaliśmy się w rytm muzyki.
Nagle ni stąd ni zowąd poczułam zimne krople na swoim karku. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Podniosłam głowę do góry i całą moją twarz oblały krople deszczu. Nie zważając na coraz bardziej natarczywą ulewę staliśmy wtuleni w siebie.
- wiesz o czym zawsze marzyłam - szepnęłam. Już miałam kończyć, ale Łukasz odwrócił mnie przodem do siebie i unosząc mój podbródek ku górze namiętnie pocałował - właśnie o tym - dodałam i ponownie wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- przepraszam, ale nie miałem pomysłu na to co mogę Ci kupić - powiedział mocniej mnie obejmując.
- nic nie szkodzi. Dla mnie największym prezentem jest Twoja obecność.
Przestaliśmy tak dobre 15 minut, aż w końcu każdy milimetr kwadratowy naszego ciała poczuł deszcz. Przemoknięci do suchej nitki opuściliśmy wieżowiec.
Gdy tylko dotarliśmy do mojego mieszkania zdjęłam mokre ubrania i w koszulce Łukasza weszłam do salonu. Siatkarz również zdążył się przebrać. Ale nie na długo pozostaliśmy w ubraniach. Chwilę później byliśmy już całkiem nadzy.
piątek, 21 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 29.
W ciszy wróciliśmy do mojego mieszkania. Nikt nie miał odwagi odezwać się pierwszy. On nie wiedział, co ma powiedzieć. Ja nie chciałam o tym rozmawiać. Gdy tylko opuściliśmy samochód, Łukasz mocno mnie przytulił.
- słońce - odgarnął niesforne kosmyki włosów z mojej twarzy - dzisiaj są twoje urodziny, nie możesz być smutna.
Delikatnie się uśmiechnęłam i splatając nasze dłonie ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania.
- napijesz się czegoś ? - zapytałam wchodząc do kuchni.
- a którą mamy godzinę ? - zapytał nerwowo rozglądając się po salonie, w celu znalezienia zegarka
- 15:45 - westchnęłam i usiadłam na kanapie.
- zaraz będę musiał jechać - spojrzałam na niego z uniesionymi do góry brwiami - ale za godzinkę wrócę. Muszę coś jeszcze załatwić w związku z Twoją niespodzianką.
- a nie możemy zostać w domuuuu ? - zrobiłam minę błagalną, coś pomiędzy biednym pieskiem, a kotem ze Shreka.
- nie możemy - usiadł obok mnie i pocałował mnie w czubek nosa - więc, ja się zmywam i za godzinkę jestem u Ciebie.
- muuusisz ? - przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam wodzić swoim nosem po jego policzku.
- muszę. Słońce, za godzinkę jestem - namiętnie mnie pocałował i opuścił moje skromne cztery kąty.
Podkuliłam pod siebie nogi i oparłam podbródek na kolanach. Dziś są moje urodziny, a ja zostałam sama. Fajnie, fajnie. Wyjęłam z torby koszulkę którą wczoraj dostałam od zgrai dwumetrowców. Kilka razy obróciłam ją sobie i przyłożyłam do klatki piersiowej. Muszę przyznać, że nasza reprezentacja jest najlepsza z najlepszych. I pod względem siatkówki, jak również nawiązywania i utrzymywania znajomości. Zarażają wszystkich wokół swoim optymizmem. Ich poczucie humoru nie zna granic, a energa jaką tryskają udzieli się nawet najgorszym pesymistom i leniom. Są wspaniali. I dziękuje Mariuszowi za to, że załatwił mi te warsztaty. Dzięki niemu poznałam nasze złotka i.. Łukasza - najcudowniejszego chłopaka na Ziemi, dzięki któremu wreszcie zapomiałam o Michale. Prawie zapomiałam, bo przecież o pierwszej prawdziwej miłości się nie zapomina. Nigdy. Ja też do końca nigdy nie zapomnę. Ale teraz wiem, że on chce abym była szczęśliwa. Ale, koniec już tego użalania się. Czas zrobić coś sensownego. Czas pooglądać telewizję. Włączyłam moją plazmę i skakałam z kanału na kanał. Moje jakże ciekawe zajęcie przerwał mi dzwonek do drzwi. Zerwałam się z kanapy jak startujący sprinter z nadzieją, że to Łukasz. Mówią, że nadzieja to matka głupich. Wychodzi na to, że jestem głupia. Gdy tylko otworzyłam drzwi ujrzałam w nich sylwetkę Mariusza.
- mogę wejść ? - zapytał niepewnie. Skinęłam głową na znak że się zgadzam, a on na przywitanie nieśmiało pocałował mnie w policzek.
Odsunęłam się i wskazałam mu ręką drogę do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Magda, ja chciałem Cię przeprosić - położył swoją dłoń na mojej i delikatnie zaczął głaskać ją kciukiem. Natychmiast zabrałam rękę. Wstałam i udałam się do kuchni. Odprowadził mnie wzrokiem. Czułam to.
- napijesz się czegoś ? - zapytałam wlewając do szklanki sok pomarańczowy.
- to co ty, poproszę.
Już po chwili ponownie siedziałam obok niego. Znów nikt się nie odzywał. Mariusz był nieobecny, jakby zbierał myśli, jakby układał sobie w głowie to co ma powiedzieć.
- dobra. Niech się dzieje to co ma się dziać - wziął głęboki oddech - tylko proszę Cię nie przerywaj mi.
- okej. Mów - nerwowo spojrzałam na zegarek. Za 20 minut powinien wrócić Łukasz.
- Magda, kocham Cię. Ale nie jak przyjaciółkę. Kocham Cię tak jak chłopak kocha dziewczynę, tak jak mąż kocha żonę. I nie mów mi że to tylko jakieś zauroczenie. Bo sama wiesz, że tak nie jest. Tymi warsztatami z reprezentacją chciałem ci się przypodobać, ale wyszło jak zawsze źle. Ten twój siatkarz jest naprawdę wielkim szczęściarzem, ale to ja powinienem być na jego miejscu. On nie zasługuje na Ciebie. Magda, proszę Cię, daj nam szansę.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Mój najbliższy przyjaciel wyznaje mi miłość... czy to w ogóle jest normalne? Nasza sytuacja jest kolejnym faktem przeważającym szalę na której przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje. Taka relacja zawsze kończy się nieszczęśliwym zakochaniem jednej ze stron. Rzadko zdarza się, że obie strony pałają do siebie tym samym uczuciem.
- Mariusz, wybacz mi, ale ja kocham Łukasza. I proszę Cię teraz to ty mi nie przerywaj. Jestem wspaniałym facetem. Ale dla mnie możesz być tylko przyjacielem. Chciałbym Ci bardzo podziękować że wysłałeś moje zgłoszenie, bo dzięki temu teraz mam dla kogo żyć i jestem szczęśliwa.
- ze mną było by ci lepiej - wyszeptał mi do ucha. Zaczął całować moją szyję. Szybko się od niego odsunęłam i strzeliłam mu z "liścia" w policzek.
- wyjdź i nie wracaj - krzyknęłam
- jeszcze będziesz przez niego płakać - rzucił na wychodnym i zniknął za rogiem.
Usiadłam na podłodze opierając się o ścianę. W myślach miałam tylko to minione wydarzenie. Jak on mógł to zrobić? Jak on mógł to powiedzieć? Jako mój przyjaciel powinien mnie wspierać, a nie uwodzić i wyznawać miłość. Siedziałam tak dobre parę minut dopóki drzwi od mieszkania nie otworzyły się...
niedziela, 16 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 28.
- taka rada na przyszłość : nie mieszaj wódki, piwa, szampana i whiskey - uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi
- dzięki - mruknął.
Schodami zeszłam na dół. W salonie jak i w kuchni panował straszny bałagan. Gorzej niż na wysypisku. Po podłodze walały się puste butelki i opakowania po pizzy. Na kanapie spał Kubiak, a na nim Ruciak. Jarosz niczym małe dziecko skulony gnieździł się na za małym materacu, a z jego ust co chwilę kapały krople śliny. Ciekawie, ciekawie. Szkoda, że nie mam przy sobie lustrzanki. Nagle oślepił mnie jasny błysk. przetarłam oczy, przed którymi jak z podziemi wyrósł Żygadło z aparatem cyfrowym.
- czytasz mi w myślach - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Odebrałam od niego aparat i porobiłam mnóstwo zdjęć. Za kilka lat będę miała co wspominać.
- masz wszystko ? Jak tak to wracamy do domu - pokiwałam twierdząco głową i ruszyliśmy w stronę samochodu. Bałagan zostawiliśmy do posprzątania Ignaczakowi, który tak bardzo lubi to robić. Zresztą jak my wszyscy. Bo nie ma to jak sprzątać po całonocnej imprezie.
- co teraz ? - spytałam gdy już siedzieliśmy w samochodzie
- teraz do domu, a potem.. niespodzianka - uśmiechnął się tajemniczo i odpalił silnik
- dzisiaj środa, muszę jechać do Kowala - jęknęłam
- tą sprawę już załatwiłem. Umowę możesz podpisać w każdej wolnej chwili.
Powrót do Rzeszowa zleciał nam w przyjemnej atmosferze. Przynajmniej Łukaszowi, bo ja co chwilę odpisywałam 'dziękuję' na kolejnego SMSa z życzeniami. Jak ja nie lubię, gdy mam urodziny. W końcu dotarliśmy pod mój blok. Rzuciłam w kąt treningową torbę i ruszyłam pod prysznic. Szczelnie ukryłam ciało w miękkim szlafroku i niesiona zapachem świeżo zaparzonej kawy poszłam do kuchni. Usiadłam przy kuchennej wyspie i wpatrywałam się w siatkarza smażącego na patelni jajecznicę. Po chwili śniadanie stanęło przede mną, a ja opierając się łokciami o kuchenny blat musnęłam usta Łukasza.
- wiesz co, ja to chyba będę robił Ci te śniadania co dziennie - uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
Chciałam każdego poranka budzić się i widzieć jego wspaniały uśmiech. Każdego wieczora zasypiać w jego silnych ramionach. Czuć się bezpiecznie. Czuć, że komuś na mnie zależy, że jestem dla kogoś najważniejsza. Czuć się kochana i potrzebna. Każdy z nas potrzebuję miłości, potrzebuję tej drugiej osoby, bez której jego życie jest szare i nie ma sensu. Dla mnie taką osobą jest nasz cudowny rozgrywający. Odkąd pierwszy raz zobaczyłam go w gabinecie dyrektora coś we mnie drgnęło. Moje ciało napełniło się ciepłem, w brzuchu poczułam stado motyli, a w głowie biegały mi niesforne chochliki. To on pomógł mi zapomnieć o Michale, o tym, że to przeze mnie on nie żyje.
- Łukasz mam do Ciebie prośbę - przełknęłam ostatni kęs jajecznicy - zawieź mnie na cmentarz.
- na cmentarz ? - siatkarz uniósł jedną brew do góry - po co ?
- chcę odwiedzić grób Michała - wyszeptałam i oparłam głowę o ramię Łukasza.
- dobrze, ale migiem idź się ubrać - pogonił mnie.
Weszłam do pokoju i z szafy wyciągnęłam jasne dżinsowe rurki i kolorowy T-shirt. Narzuciłam na siebie bluzę i razem z Ziomkiem opuściłam mieszkanie. W GPS wpisałam ulicę przy której znajduję się cmentarz i już po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu i opierając się o maskę czekałam aż siatkarz zamknie pojazd. Gdy tylko to zrobił chwycił mnie za dłoń, którą mocno ścisnęłam. Znałam na pamięć drogę do jego grobu. Przychodziłam tu codziennie. Codziennie siadałam na ławeczce i płakałam. Wspominałam każdą spędzoną z nim chwilę. Tym razem też usiadłam na tej samej, drewnianej ławeczce. Tylko dzisiaj nie byłam sama. Łukasz objął mnie ramieniem i w skupieniu czytał tablicę nagrobkową.
- to przeze mnie.. - jęknęłam, a moje oczy zaszły łzami - to ja chciałam się z nim spotkać.. a przecież wiedziałam, że nie ma czasu, że się śpieszy. Gdyby nie ja on by żył i byłby jednym z najlepszych atakujących w Polsce. Ale już go nie ma i to przeze mnie.
- Magda, przecież ty nic nie zrobiłaś - przybliżył się do mnie, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową
- Łukasz, ale to przez mnie.. Chciałam się z nim pożegnać, życzyć mu szczęścia przed jego wyjazdem. Zaraz po treningu poprosiłam go aby do mnie przyjechał. Wiedziałam, że nie ma dużo czasu, bo godzinę później miał być z powrotem pod halą. Jechał o wiele za szybko. Była zima, na drodze istne lodowisko. Nie wyhamował. Wpadł w poślizg i wylądował w rowie. W ciężkim stanie trafił do szpitala. przeszedł kilka operacji, jednak lekarzom nie udało się go uratować. Jego rodzice oskarżają mnie o ten wypadek. i wiem, że mają rację.
- kochanie.. to nie była twoja wina. To on jechał za szybko. A jego rodzice najwidoczniej nie mogą poradzić sobie ze stratą syna i zrzucają to wszystko na Ciebie - odsunął moją twarz i ułożył swoje dłonie na moich policzkach - dzisiaj masz urodziny, powinnaś się cieszyć. Michał, na pewno nie chce abyś się zadręczała, abyś płakała i to jeszcze w taki wyjątkowy dzień. On chciałby twojego szczęścia. Myślę, że jest mu dobrze tam gdzie teraz jest i z góry obserwuję Cię. Jest takim twoim aniołem stróżem.
- dziękuję, że jesteś. Nie pozwól abym zrobiła jakieś głupstwo. Módl się za mnie - wyszeptałam spoglądając w niebo.
- wracajmy - Łukasz wstał i chwytając moją dłoń ruszyliśmy w kierunku samochodu.
sobota, 15 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 27
Kurek delikatnie oparł się o drewnianą barierkę tarasu.
- mam taką małą prośbę.. ty jedziesz z nami w piątek, prawda?
- niestety nie jadę - mruknęłam i usiadłam na zawieszonej pod balonem huśtawce.
- ale jak to? No dobra mniejsza z tym. Proszę Cię zrób tak aby Aśka jechała. Pogadaj z nią o tym. Chciałbym z nią spędzić jak najwięcej czasu.. jestem już jedną nogą w Moskwie - na jego twarzy dało się dostrzec smutek. Mocniej oparł się o belkę, która nieoczekiwanie głośno skrzypnęła i złamała się na pół. Bartek z hukiem wylądował na ziemi. Cała reprezentacja w mgnieniu oka znalazła się na tarasie. Stanęli nad biednym Kurkiem i z wielkimi baranami na twarzach patrzyli się jak przyjmujący rozmasowuje obolałe ramię. Aśka jako ostatnia opuściła dom. Bez słowa rzuciła się na "pomoc" Bartkowi. Naiwna myślała, że przy swoim 1,74m i 50kg podniesie tego olbrzyma. Z pomocą przyszedł jej Jarosz i wspólnymi siłami dociągneli poszkodowanego na taras. Doktor Ignaczak zajął się pacjentem przykładając do jego ramienia kostki lodu. Korzystając z okazji że nasz lovelas Kuraś jest niedysponowany porwała Joannę z powrotem na taras w celu przeprowadzenia poważnej dyskusji.
- mam dwie sprawy - zaczęłam - pierwsza : dlaczego nie ma z nami Mariusza?
- proponowaliśmy mu ale stwierdził, że to nie jest towarzystwo dla niego.
- zauważyłaś, że ostatnio dziwnie się zachowuje?
- Magda, rozum że on się w tobie zakochał dlatego taki jest. A teraz druga sprawa.
- masz jechać z Kurkiem do Gdańska !
- jak ty nie jedziesz to ja tym bardziej - burknęła i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Aśkaaa - syknęłam
- no dobra. Zastanowie się.
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę na huśtawkę i wróciliśmy na imprezę, gdzie ponownie kontynuowali grę w pokera. I o dziwo profesord Winiarski przegrał kolejkę.
- masz oddać się w ręce naszego fryzjera Zagumnego - zażyczył sobie Ignaczak
- ale... - jęknął Misiek, ale było już za późno.
Ruciak przyniósł z kuchni krzesło, a Kubiak znalazł w szafce fartuch. Guma zakasał rękawy i z nożyczkami w ręku rzucił się na biednego Winiarskiego. Michał odmówił wszystkiego możliwe modlitwy i zaciskając wargi spoglądał na spadające na podłogę włosy.
- wszystkie twoje fanki będą miały żałobę przez najbliższe kilka lat - zaśmiałam się widząc skrzywioną minę siatkarza
- ty lepiej uważaj na swoich fanów - burknął Winiar i zamykając oczy zaczął odnawiać różaniec. Trzeba powiedzieć Dadze, żeby go do Kółka Różańcowego zapisała.
- niestety nie mam jeszcze fanów - westchnęłam i opierając głowę o ramię Łukasza z ciekawością obserwowałam Zagumnego w akcji. Niestety po chwili Nowakowski z Możdżonkiem zastawili mi ten zacny widok rozciągając grubą czerwoną zasłonę. W końcu Guma zakończył i naszym oczom ukazał się nowy image Winiarskiego.
- Pawełku, ty chyba się z powołaniem minąłeś - poklepałam go po ramieniu
- śmiesz twierdzić iż jestem kiepskim rozgrywającym ?
- skądże Pawle, skądże. Jesteś najwspanialszym rozgrywającym świata.
- słyszałem ! - krzyknął Żygadło przerywając robienie zdjęcia Miśkowi.
Po tym jak Michał pochwalił się żonie swoją nową fryzurą zaczęliśmy kolejną partie pokera, co chwilę ktoś wychodził do kuchni po pełną butelkę alkoholu.
- ej słuchajcie. Wódka się skończyła - krzyknął przerażony Kosa
- to nie możliwe - Igła poszedł sprawdzić czy to prawda - faktycznie. Ale spokojnie. Ziomek ile nam zostało po ostatniej imprezie?
- czekaj sprawdze - podszedł do kredensu i z zamykanej na klucz szafki wyjął 4 butelki procentowej wody.
- tylko tyle ? - jęknął Bartman otwierając jedną ze szklanych butelek.
Jak się później okazało jestem w domu którego właścicielami są Łukasz i Krzysiek. Kiedyś z braku miejsca na organizowanie imprez zakupili tą chałpę na odludziu. Stwierdzili, że jest to dobre miejsce na letnie wypady z rodziną.
Tym razem to Zibi po zaciętym boju przegrał rundę. Na jego nieszczęście Kuraś miał pokera i wygrał rozdanie.
- buahaha - Bartek złowieszczo się zaśmiał - Zbysiu, dla Ciebie striptiz !
Igła włączył piosenkę 'dla mnie masz stajla' z repertuaru zespołu Trzeci Wymiar. Bartman stanął przy kominku i poruszając biodrami w rytm muzyki i powoli ściągał koszulkę. Zakręcił nią kilka razy nad głową i rzucił w głąb pokoju. T-shirt wylądował w rękach Zatiego. Paweł zaczął zachowywać się jak napalona nastolatka i biegał po całym domu jak opętany, wzmachując we wszystkie strony koszulką atakującego. W tym samym czasie Zibi pozbył się już butów i skarpetek. Szybkim ruchem zsunął spodnie i już miał się brać za ściągnie bokserek, ale chłopaki wybili mu ten chory pomysł z głowy. Aśka jękneła i otarła wyimaginowaną łzę spod oka.
- Joanno, nie martw się, Siurak ci to wynagrodzi - zaśmiał się Bartman i zaczął ponownie zakładać swoje ubrania. Zatorski niechętnie oddał mu koszulkę, a reszta siatkarzy nagrodziła jego występ oklaskami. Bo przecież, nie mieliśmy zamiaru wtykać mu za pasek banknotów. Przynajmniej ja nie miałam. Po wypiciu ostatniej butelki towarzystwo powoli zaczęło odpadać. Pierwsi zajęli łóżka na górze. Reszcie została kanapa oraz podłoga. Organizator imprezy Ignaczak zadbał o nich i wyciągnął z szafy kilka materacy. Żałujcie, że nie widzieliście jak ledwo stojący na nogach Jarosz napełniał swoje posłanie własnym oddechem. Nie zapomniany widok. Około 4 nad ranem Łukasz zaciągnął mnie na górę, gdzie czekał zarezerwowany specjalnie dla nas pokój. Zmęczona opadłam na łóżko. I tak jak stałam, tak usnęjam.
czwartek, 13 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 26
Winiar włączył podkład i wszyscy oczekiwali rozpoczęcia koncertu życzeń w wykonaniu rzeszowskiego siatkarza. Odśpiewał tradycyjne sto lat i muszę przyznać, że ma chłopak głos. Jest tylko jeden problem.. on śpiewa lepiej niż ja. Taki już los naszego marnego życia.. Gdy tylko zakończył podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam, a reszta gości dała mu owacje na stojąco.
- Piter jestem w szoku.. - mruknął Winiarski
- nie tylko ty masz talent - Nowakowski uśmiechnął się.
Na stole co chwilę stawała pełna butelka alkoholu. W międzyczasie na parkiecie, jakim był dywan po środku domku, odbywały się balety. Chłopaki trochę nie pomyśleli, bo mogli pozabierać swoje drugie połówki. Po kilku tańcach byłam już wyczerpana, ale Aśka mocno trzymała się na nogach tańcząc już kolejny tegoroczny hicior z Kurkiem. Tylko że przecież ona chciała zerwać z nim wszelkie kontakty. Czyli na dzisiejszy wieczór muszę obrać misiję wywiadowczą i dowiedzieć się o miłosnych podbojach panny Dryji.
- Ziomek a ty czemu nie pijesz ? - Igła usiadł koło mnie zarzucając swoją rękę na moje ramiona
- jutro muszę być trzeźwy - uśmiechnął się i zamoczył usta usta w swoim bezalkoholowym napoju gazowanym, typu coca cola
- Magda, no to co kolejeczka - Krzysiek zaczął wlewać wódkę do kieliszków.
- ja dziękuje zakryłam naczynie dłonią
- no z nami się nie napijesz ?! - jęknął Bartman - no weź.
- Pijemy twoje zdrowie, wódka nam
wszystkim powie kto jest tu bardzo fair, gdy w głowie będzie szmer. Pijemy wasze zdrowie, Panie no i
Panowie, nie dajcie się dziś prosić na wszystko znam już sposób - wszyscy spojrzeli na nucącego piosenkę zespołu Masters Zatiego. Może nie miał takiego talentu jak Piotrek, ale źle nie jest. Kolejny siatkarz zawstydził mnie w moje własne urodziny.
Po kolejnej kolejce i setnym toaście rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu w celu znalezienia Aśki. Tego się nie spodziewałam.. moja przyjaciółka która tak bardzo zapewniała, że nie chce się wiązać z żadnym mężczyzną, a o Bartku chce zapomnieć, siedzi wtulona w Kurka i śmieje się sama do siebie. Boże, co ty zrobiłeś z tą zimną, oschłą Joanną Dryja?
- zostaw i samych - Łukasz złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, po czym ruszyliśmy na parkiet - Krzysiu.
Piosenka nagle się zmieniła. I z szybkiego disco polo zrobił się wolny przytulaniec. Jego dłonie znalazły się na moich biodrach, a swoje oplotłam wokół jego szyi. Oparłam swoją głowę o jego klatkę piersiową i zaczęliśmy delikatnie kołysać się w rytm muzyki.
- cholernie Ci za to wszystko dziękuje - wyszeptałam odrywając głowę od leków torsu.
- poczekaj do jutra - cmoknął mnie w czubek nosa.
Gdy tylko piosenka się zakończyła podeszłam do Aśki i korzystając z okazji, że Bartka nie ma w pobliżu zaczęłam wypytywać ją o jej nagłą przemianę.
- powiedz to, wiem że chcesz.. - mruknęła
- ale o co Ci chodzi ?
- wiem że pakuje się znowu w to bagno, jakim jest miłość.. wiem że będę cierpieć i to nie raz ale to uczucie jest silniejsze ode mnie i dłużej już nie chcę z nim walczyć.
Przytuliłam mocno przyjaciółkę i życzyłam jej szczęścia, szczęścia w miłości, co jest chyba najtrudniejszą rzeczą do zdobycia.
Gdy wracałam do stołu gdzie urzędowali siatkarze minęłam się z Kurkiem.
- Bartek tylko pamiętaj, że jeżeli ją skrzywdzisz to będziesz miał do czynienia ze mną
- kocham ją. Nie miałbym serca jej skrzywdzić. Chce spędzić z nią resztę mojego życia.. ja bym zrobił, ja zrobię dla niej wszystko - dodał po czym puściłam go do jego ukochanej.
- ooo Magdaleno w samą porę.. zaraz zaczynamy pokera.. - o jakie miłe powitanie ze strony Ruciaka - a Siuraka gdzieś tam nie widziałaś?
- widziałam, widziałam. Romansuje z Asicą na kanapie w salonie.
- więc kierunek salon - zarządził Ignaczak i całe urodzinowe towarzystwo przeniosło się wraz z trunkami i przekąskami z części jadalnianej do przestronnego pokoju dziennego. My to mamy jednak wyczucie czasu. Trafiliśmy za zacny moment wymieniania DNA między Kurkiem a Dryją... historyczny moment.
- jak nie Magda z Ziomkiem to Kura z Aśką. Panie Boże co się na tym świecie dzieje - jęknął Piotrek zakrywając swoje oczy dłonią.
- Nowakowski najwyższy czas abyś sobie kogoś znalazł - el capitano poklepał go po ramieniu.
- drzewo, ty się nie odzywaj - burknął środkowy.
- ale Możdżon ma rację - no nawet Kosa wyżywa się na biednym Piotrusiu.
- skończę już te dziecinne kłótnie - Winiar wkroczył w odpowiednim momencie bo ręką Pita była już bardzo blisko twarzy naśmiewającego się z jego braku dziewczyny Zibiego - czas na rozbieranego pokera !
- kpisz sobie? - uniosłam jedną brew do góry i spojrzałam na siatkarza moim piorunującym spojrzeniem. Podziałało !
- ale grajmy chociaż na wyzwania.
Ten pomysł był o wiele lepszy i wszyscy jednomyślnie przytaknęliśmy na pomysł Miśka.
Rozsiedliśmy się wygodnie na "pakiecie" i zaczęliśmy grę. Kurde, kurde, kurde. Jak zwykle przegrałam pierwsze rozdanie. A na moje nieszczęście wygrał Bartman.
- pytanie czy zadanie?
- pytanie - odpowiedziałam i z uwagą nasłuchiwałam pytania ZB9.
- który z nas ma najładniejszą klate? - i nastała chwilą ciszy - widziałaś już nas nie raz bez koszulek. W Spale to było codziennością.
- nie licząc Łukasza, który ma najlepszą klatę co przyznaje jako jego dziewczyna stwierdzam że.. Piotrek - siatkarze popatrzyli najpierw na mnie a potem na Pita.
- a jak to? Przecież on.. on w ogóle nie ma kaloryfera - wycedził Zbyszek
- stary musisz to przyjąć na klatę - zaśmiał się Kubiak
- jesteś pierwszą dziewczyną, która nie wybrała moich muskułów jako najlepszych - Bartman teatralnie otarł niewidzialną łzę.
- o proszę popatrzcie na najpiękniejszą klatę polskiego sportu - Nowakowski jednym ruchem ściągnął koszulkę i zaczął pokazywać swoje bicepsy, tricepsy i inne mięśnie.
- to my jednak gramy na rozbieranego ? Mogliście na mnie poczekać - jęknął powracający z łazienki Jarosz.
- Magda mogę Cię na chwilę prosić - Kurek pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy przed dom.
wtorek, 11 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 25
Z ciekawością wyglądałam przez szybę. Minęliśmy zieloną przekreśloną czerwoną linią tabliczkę z napisem : Rzeszów.
- Łukasz. Gdzie my jedziemy ?
- zobaczysz. Już nie daleko - puścił mi oczko i wrócił do obserwowania drogi. W międzyczasie wysłał SMSa za co usłyszał długie kazanie z mojej strony. Nie dość że jemu mogło się coś stać to jeszcze mi ! Najwyraźniej byliśmy już coraz bliżej celu. Wskazówka prędkościmierza ze 130km/h zleciała do 50. Okolica się zmieniła. Budynki zniknęły, a ich miejsce zastąpiły lasy. Po chwili Łukasz zatrzymał samochód.
- jesteśmy - położył swoją rękę ok moim udzie i zaczął jeździć nią w górę i w dół. Wysiadł i otworzył drzwi z mojej strony. Opuściłam samochód i oparta o jego maskę czekałam aż Żygadło wyciągnie coś z bagażnika. Kilka chwil później usłyszałam dźwięk zamykania samochodu. Poczułam jego rękę w mojej kieszeni. Po chwili wyciągnął z niej moją dłoń i chwytając ją poszliśmy w stronę lasku. Przeszliśmy niecałe 100 metrów i zatrzymaliśmy się. Tak po prostu, Łukasz przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Wyjął z plecaka apaszkę, po czym zawiązał mi nią oczy. Gdy upewnił się że nic nie widzę ponownie ruszyliśmy przed siebie. Zaczęłam się bać. A jeżeli on mnie poćwiartuje i gdzieś zakopie.
- zaufaj mi - wyszeptał - zaraz będziemy.
Faktycznie. Chwilę później zatrzymaliśmy się. Łukasz wziął mnie na ręce i przeniósł kawałek. Poczułam jakby wchodził po schodach. Gdy tylko poczułam grunt pod stopami usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Najprawdopodobniej weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Siatkarze zdjął mi opaskę, a ja delikatnie otworzyłam oczy przystosowując je do obecnego oświetlenia.
- NIESPODZIANKA ! - przed moimi oczami stała cała reprezentacja mężczyzn w piłce piątkowej i Aśka - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO.
- ale... przecież... ja mam urodziny dopiero jutro - wydukałam nie mogąc uwierzyć w to co widzę
- ale my to wiemy - krzyknął Zati
- tylko że Ziomek chce Cię mieć jutro tylko dla siebie - Igła charakterystycznie poruszył brwiami
- i dlatego dzisiaj nas tutaj wszystkich ściągnął - mruknął Guma. Tak, Guma. Nasz kochany Paweł Zagumny wbił na mojej 25 urodziny !!
- my mamy dla ciebie prezenty - na twarzy Nowakowskiego pojawił się bardzo szeroki uśmiech.
- chłopaki, ale najpierw tort - Aśka opuściła kuchnię w towarzystwie Bartmana, który niósł ogromny tort w kształcie piłki do siatki. Popatrzyław na Łukasza. Stał oparty o komodę, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. W czasie gdy Kurek rozdawał tradycyjnie lampkę szampana podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
- dziękuje - wyszeptałam chwytając się jego koszuli. Potarłam swoim nosem o jego. Już mieliśmy się pocałować gdy usłyszeliśmy głośniej chrząknięcie Bartka. Żygadło spojrzał na niego piorunującym wzrokiem. Kuraś tylko się uśmiechnął i wręczył nam nasze porcje mulsującego napoju.
- Zatiemu nie dawaj - krzyknął Igła gdy przyjmujący zbliżył się do drugiego libero - on jest za młody. Dla niego mamy picollo.
- to jest nie fair - burknął oburzony Paweł.
- to są moje urodziny więc nie zaszkodzi jak się chłopak napije - poklepałam go po ramieniu.
Po chwili wszyscy siedzieli już na obszernych kanapach przy palącym się kominku. Każdy zajadał się przepysznym tortem.
- no i widzisz Kurek, wszyscy zjedli - Jarosz szeroko się uśmiechnął
- czy my czegoś nie wiemy ? - Możdżonek przełknął kawałek ciasta
- jakbyście wiedzieli kto upiekł ten tort - Bartek zaśmiał się cwaniacko
- czekajcie. Zaraz to sprawdzimy - Łukasz wyjął z kieszeni dość długą listę obowiązków - alkohol miał załatwić Bartman, muzykę Winiar i Igła, dodatki Aśka, jedzenie Rucek, Kosa i Dziku, tort Jarski, prezenty Piter i Kura... zaraz.. Jarosz ? Czy ty upiekłeś ten tort?!
- wszyscy żyją więc chyba nie jest tak źle - Kuba wyruszył ramionami i zamoczył usta w szampanie - a co wątpicie w mój talent kulinarny ?
Wszyscy zgodnie pokiwali twierdząco głowami.
- w sumie to ja też. Aga nie chciała mi pomóc więc zamówiłem w cukierni
- Jarski ty ruda małpo ! - Kurek zdzielił przyjaciela po łbie.
- ej co wy macie do rudych ?! - Zagumny wybełkotał z buzią zapchaną tortem
- Paweł nie wiem czego Cię tam mama w domu uczyła, ale mi zawsze powtarzała, że z pełną buzią się nie mówi - słuszna uwaga Nowakowski.
Guma tylko wywrócił oczami i wrócił do pochłaniania ciasta.
Po wzniesieniu kilku toastów za moje zdrowie przyszedł czas na prezenty. Tak ! Na prezenty ! Brakowało tylko oświetlonej choinki i czułabym się jak w święta.
Piotrek wyniósł z kuchni ozdobne pudełko z kokardą na górze. Gdy tylko dostałam je w swoje ręce jednym ruchem wyjęłam z niego zawartość. Karwa jelonek !
- nie musieliście - wymruczałam przez łzy. W rękach trzymałam koszulkę reprezentacyjną z nazwiskiem Waroń. Koszulka niczym nie różniła się od oryginału. A do tego jeszcze czerwone spodenki.
- teraz to już muszą przyjąć się do reprezentacji - krzyknął uradowany Igła, po czym włączył swoją kamerę - a przed państwem występ więczora !
Uniosłam jedną brew do góry i już miałam pytać się Ignaczaka o co chodzi ale zostałam pociągnięta za biodra i wylądowałam na kolanach Łukasza. Musnęłam jego policzek ale szybko odwróciłam głowę w kierunku schodów. Po których schodził jeden z siatkarzy. Wyglądał trochę nie codziennie. Miał na sobie elegancki smoking, tylko jego muszka w groszki trochę psuła ten jego cały wytworny styl. Stanął przed kominkiem i złapał za długopis który miał posłużyć mu jako mikrofon.
- a teraz specjalnie dla naszej jutrzejszej jubilatki Magdy tradycyjnie sto lat odśpiewa nie kto inny jak...
piątek, 7 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 24.
- porozmawiaj ze mną - chwycił mnie za rękę i energicznie przyciągnął do siebie - inaczej nie dam Ci spokoju.
Zignorował go. Weszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę soku, on w tym czasie wygodnie rozsiadł się na kanapie. Nie zrezygnuje, ja również nie zamierzam. Ominęłam salon jak największym łukiem i udałam się do łazienki. Przebrałam się w piżamę i zaczęłam powoli zmierzać w kierunku łóżka. Tak jak myślałam, był już w sypialni i czekał tylko na pojawienie się mojej osoby.
- Magda, proszę Cie.. daj mi to wyjaśnić..
- znam twoje wyjaśnienia.. to ona się na mnie rzuciła, a ja ją odepchnąłem. mam rację ?
- masz - pokiwał głową i przybliżył się do mnie.
- Łukasz, ja nie chcę być tą drugą.
- nie jesteś żadną drugą. jesteś pierwszą i jedyną...
- Agnieszka mi Cię zabiera, czuję to. Ona robi wszystko żeby nas poróżnić. Ja tak dłużej nie wytrzymam.
- Magda, proszę Cię, zacznijmy jeszcze raz - objął mnie w talii
- i znowu Agnieszka wpadnie w twoje ramiona.. - mruknęłam i wyrwałam się z jego objęć.
- ja nie zrezygnuje. Jesteś jedyną osobą, którą darzę tak wielkim uczuciem.
- Łukasz, ale zrozum, że ja nie zniosę już więcej widoku Agnieszki klejącej się do Ciebie z każdej strony, zrozum... - przerwał mi namiętnie mnie całując.
- najlepszym sposobem na uciszenie kobiety jest pocałunek - uśmiechnął się - a teraz uśmiechnij się i powiedz, że zaczniemy wszystko od nowa.
- zaczniemy - westchnęłam
- a gdzie uśmiech ? unieś te swoje kąciki do góry, abym mógł zobaczyć twoje nieziemskie dołeczki w policzkach..
- nie bądź śmieszny - westchnęłam i omijając go skierowałam się do łóżka.
- mogę zostać ?
- nie - uśmiechnęłam się.
- w słowniku kobiety nie to tak, a tak to nie - zaśmiał się
- w zależności w jakiej sytuacji i która opcja bardziej pasuje mężczyźnie.
Łukasz szybkim ruchem zdjął swoją koszulkę i spodnie i wygodnie ułożył się obok mnie na łóżku. Objął mnie ramieniem i odrzucając moje włosy zaczął całować moją szyję.
- nie ! - krzyknęłam
- czyli tak ? - zapytał szczerząc się jak głupi do sera
- nie ! - obróciłam się i poszłam spać. Siatkarz tylko cicho westchnął i objąwszy mnie ponownie swoim ramieniem, wziął przykład ze mnie i również oddał się w objęcia Morfeusza.
Pod ciężarem ramienia Łukasza moja ręka trochę zdrętwiała. Wstałam i przeciągnęłam się w każdą stronę. Ziomek jeszcze 'smacznie' spał. I znów mój odwieczny dylemat : obudzić go, czy może jednak nie. Wybrałam tą drugą opcję. Nie chcę denerwować ani siebie ani jego. Szybko umyłam się, ubrałam i zjadłam śniadanie. Musiałam już pędzić na uczelnię, a on nadal spał. Zostawiłam mu kartkę na poduszce i wyszłam z mieszkania. Szybkim krokiem udałam się na przystanek autobusowy. Po 20 minutach dojechałam pod gmach uniwersytetu. Przywitałam się z Aśka, która jak zwykle zaczęła wypytywać co tam u mnie i Żygadło. Zbyłam ją prostymi odpowiedziami typu 'dobrze'. Próbowałam wyłapać z tłumu sylwetkę Mariusza. Niestety nigdzie go nie dostrzegłam. Przez mój wyjazd i ten nasz pocałunek nasza przyjaźń stopniowo zmniejsza się. To nie już to samo, nie rozmawiamy już godzinami, nie zwierzamy się. Może to przeze mnie, bo teraz dużo czasu poświęcam Łukaszowi, rezygnując ze spotkań z przyjaciółmi. Ale przecież miłość to czas poświęceń. Weszłam na salę, gdzie miały się odbyć dzisiejsze wykłady. Zajęłam moje stałe miejsce i zaczęłam wolno sączyć zakupioną w automacie małą czarną. Wynudziłam się na tych zajęciach jak piosenkowy 'mops'. Rozczarowana wyszłam z sali, jak również z budynku. Na parkingu ujrzałam samochód Łukasza. Siatkarz stał opierając się o maskę auta, w ręku trzymał czerwoną różę.
- następna fanka obdarowuje Cię prezentami - westchnęłam podchodząc do rozgrywającego.
- mylisz się. Ten o to tutaj kwiatek jest dla mojej idolki. Wysoka, szczupła blondynka, choć w zależności od światła jej włosy przyjmują rudą barwę. Tak po za tym jestem bezgranicznie w niej zakochany.
- znam ją ?
- możliwe - uśmiechnął się i wręczył mi różę, mocno mnie do siebie przytulając
- dziękuję - Żygadło nastawił swój policzek, który bez wahania musnęłam ustami. Znów poczułam na sobie spojrzenia innych studentów, przechodniów. Zajęliśmy nasze miejsca w samochodzie i pojechaliśmy do mojego mieszkania. Ogarnęłam moją torbę na trening i ponownie załadowałam moje zacne cztery litery do samochodu Łukasza. No co ? Jak proponuje, to nie wypada odmówić. Tym razem Żygadło nie został na treningu, ale obiecał, że po mnie przyjedzie. Nieubłaganie zbliżał się nasz pierwszy mecz w mistrzostwach Polski, więc każda z nas bez wyjątku dawała z siebie 300%. Wyczerpana wyszłam z hali. Czekał. Na przywitanie namiętnie mnie pocałował. Wsiedliśmy do środka, ale nie jechaliśmy w stronę ani mojego, ani jego mieszkania... pojechaliśmy w całkiem innym, nie znanym mi kierunku...
środa, 5 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 23.
- Łukasz proszę Cię, nie przeklinaj.
- jak tu nie przeklinać, jak to w takich sytuacjach samo ciśnie się na usta.
- słońce spokojnie - położyłam swoją dłoń na jego kolanie, spojrzał się na mnie tym swoim dziwnym pytającym wzrokiem - no co? Muszę się tobą nacieszyć. Przecież w piątek wyjeżdżasz do Gdańska na mecz.
- więc nie pojedziesz ze mną ? - pokiwałam przecząco głową - no to chociaż zawieź mnie do Warszawy.
Żygadło zrobił minę proszącego pieska. I jak tu mu się nie oprzeć. No nie da się. Po prostu się nie da.
- jedź już, po zaraz zaczną na nas trąbić.
Już bez zbędnych komplikacji dotarliśmy pod halę na której miał się odbyć trening. Stanęliśmy przed drzwiami szatni, w której ponad dwa tygodnie temu cieszyłyśmy się z awansu. A tu już w przyszłym tygodniu pierwszy mecz grupowy. Delikatnie musnęłam wargi siatkarza, ale jemu to nie wystarczyło i zaczął coraz zachłanniej jeździć swoim językiem po moim podniebieniu. W pewnym momencie drzwi szatni otworzyły się i usłyszeliśmy gromkie brawa. Oderwaliśmy się od siebie. Posłałam Aśce - dzięki której drzwi zostały otwarte - moje miażdżące spojrzenie. Wygoniłam Łukasza do domu i przebrałam się w strój, po czym razem z dziewczynami opuściłam pomieszczenie i udałyśmy się na salę.
- chyba twój chłopak nie bardzo Cię słucha - szturchnęła mnie Kinga i wskazała na Łukasza rozmawiającego w najlepsze z naszym trenerem. Gdy tylko nas zobaczył posłał w naszą stronę swój uśmiech numer 5 i wrócił do rozmowy z panem Wojtkiem.
Po chwili trener zarządził rozgrzewkę. Żygadło usiadł na trybunach, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Teatralnie wywróciłam oczami i zajęłam się rozciąganiem. Dziewczyny najwidoczniej były speszone obecnością siatkarza, ale po krótkim kazaniu trenera wzięły się w garść. Poćwiczyłyśmy stałe fragmenty : atak, odbiór, zagrywka. Następnie tradycyjnie zagrałyśmy mecz treningowy. Dziś byłam w swoim żywiole. Nie zepsułam żadnego ataku, ani żadnej zagrywki. Może to wyda wam się dziwne, ale wydaję mi się, że Łukasz działa na mnie bardzo pozytywnie. Wreszcie mogę komuś bezgranicznie zaufać.
Po skończonym treningu odprowadził mnie pod samą szatnię. Usiadł na krzesełku i czekał aż opuszczę pomieszczenie.
- co tak długo ? - zapytał, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi
- musiałam wysłuchiwać gadanie dziewczyn, jak to ja mam super i jak to one mi zazdroszczą - westchnęłam
- to będą zazdrościć jeszcze bardziej - Łukasz uśmiechnął się i namiętnie mnie pocałował. No tak, dziewczyną idącym za nami szczena opadła. Zaczęły szeptać miedzy sobą. Pożegnałam się przed budynkiem i wsiadłam do samochodu rozgrywającego.
- to do kogo jedziemy ? - zapytał przekręcając kluczyki w stacyjce.
- a dasz radę zostać u mnie na noc ? - ukazałam rząd moich bialutkich ząbków
- mnie dwa razy nie trzeba prosić.. tylko podjadę do mieszkania po jakieś rzeczy - odpowiedział, po czym wcisnął pedał gazu i odjechaliśmy spod hali.
Z piskiem opon zaparkował swój samochód pod blokiem i "skoczył" do mieszkania. Westchnęłam uświadamiając sobie jak wielkie szczęście spotkało mnie w ostatnich dwóch tygodniach. Zaczęłam rozglądać się po ciemnej już okolicy. Moją uwagę przykuła kobieta kręcąca się wokół klatki. Po chwili z bloku wyszedł Łukasz, a dziwna kobieta rzuciła mu się w ramiona i na moich oczach pocałował go. Żygadło szybko ją odtrącił i zaczął wymachiwać rękami coś jej tłumacząc. Ona tylko cwaniacko się uśmiechnęła spoglądając w moją stronę, po czym odeszła. Zapłakana wyszłam z samochodu i udałam się w stronę pobliskiego parku.
- Magda zaczekaj ! - krzyknął za mną Łukasz, ale ja nawet się nie odwróciłam, nawet nie otarłam spływającej po moim policzku łzy - Magda proszę...
- zostaw mnie - mruknęłam i przyśpieszyłam tempo. Nic to nie dało. Dogonił mnie i obrócił w swoją stronę.
- wysłuchaj mnie - szepnął mi do ucha
- idź do Agnieszki ! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego uścisku - myślisz że to tak fajnie gdy twój chłopak całuje się z inną dziewczyną i to jeszcze na twoich oczach ?!
- Magda porozmawiaj ze mną
- nie mamy o czym - rzuciłam i pobiegłam w stronę parkowych alejek
- Magda, proszę Cie - usłyszałam jego krzyk z oddali, nie zareagowałam.
Upewniłam się, że za mną nie idzie i wolnym krokiem zmierzałam ku mojemu mieszkaniu. Miałam ten cholerny mętlik w głowie i tą zimną pustkę w sercu. Agnieszka zabrała mi coś co kocham nad życie.. Najwidoczniej nie byliśmy sobie pisani. Gdy już pogodziłam się z jego stratą do moje umysłu wkradła się znana sentencja, a mianowicie "jeżeli się kogoś kocha to się o niego walczy". Ale po co mam walczyć, jeżeli skończy się to złamanym sercem? Przeszłam już przez ostatnią ulicę i doszłam pod mój blok. Koło jednego z samochodów ujrzałam wysokie mężczyznę. Nie poznałam od razu kto to, ale najwidoczniej na kogoś czekał.
niedziela, 2 grudnia 2012
ROZDZIAŁ 22.
- chcesz mnie połamać? - zapytałam wybuchając śmiechem
- przepraszam. Jakoś tak straciłem wyczucie.
- w twoim fachu utrata wyczucia to same kłopoty.
- i w zawodowym i w prywatnym - wpił się w moje usta uważając przy tym by nie "zgnieść" mojego jakże drobnego w porównaniu do niego ciała.
Po długim i namiętnym powitaniu poszłam do łazienki uprzednio zabierając z szafy czerwone rurki i białą bokserkę. Nie zapominając o niewidocznych częściach garderoby. Gotowa opuściłam pomieszczenie i ruszyłam w stronę kuchni, gdzie czekało już na mnie śniadanie.
- Ja to chyba zatrudnie Cię na stałe - uśmiechnęłam się wdychając zapach świeżo zaparzonej kawy.
- bardzo chętnie z tobą zamieszkam - delikatnie musnął mój policzek
- nie mówiłam o wspólnym mieszkaniu. Tylko w wspólnych śniadaniach.
Siatkarzowi momentalnie zrzedła mina, ale po chwili szeroko się uśmiechnął.
- ale kiedyś ze mną zamieszkasz, prawda? - zapytał
Zrobiłam minę myśliciela, a on uważnie mi się przyglądał czekając na moją odpowiedź. W geście zgody pokiwałam twierdząco głową.
- zbieraj się jedziemy do szkoły
- trochę dziwnie to brzmi. Tak jakbyś był moim ojcem - zaśmiałam się.
- ja mogę coś więcej - cwaniacko się uśmiechnął i podniósł mnie ku górze, kilka razy obracając.
- wariacie ! Lęk wysokości mam !
Nie reagował na moje prośby i błagania tylko co chwila namiętnie mnie całował - dość tych czułości. Zbierajmy się, bo się jeszcze spóźnię.
Po 20 minutach dojechaliśmy pod uczelnię. Łukasz wyszedł i otworzył mi drzwi, a wszyscy stojący w tym czasie na parkingu nie mogli oderwać od nas wzroku. No tak, bo przecież nie codziennie zwykła uczennica przyjeżdża rozgrywającym polskiej reprezentacji, a potem "wymienia z nim swoją ślinę".
- o której kończysz ? - zapytał opierając się o maskę samochodu
- 14:30 - uśmiechnęłam się - ale potem mam trening.
- Więc plan na dziś jest prosty : o 14:30 przyjeżdżam pod uczelnię, zabieram Cię do domu, zbierasz swoje dresy i inne pierdoły, po czym odwożę Cię na trening z którego zabieram Cię z powrotem do domu.
- ty sobie to lepiej zapisz kochanie, abyś czegoś nie zapomiał.
- co sugerujesz? - śmiesznie poruszył brwiami po czym chwycił moja dłoń i zaczął ją kołysać w prawo i w lewo.
- kocham cię
- to też sobie muszę zapisać, aby nie zapomnieć ? - spytał cwaniacko się uśmiechając.
Pokiwałam z politowaniem głową i w geście pożegnanie musnęłam jego usta. Szybko udałam się w stronę uczelni. Dziś czekał mnie dość długi test. Jeżeli go zaliczę nic nie stoi na przeszkodzie że zakończę z sukcesem studia. Jeszcze tylko obrona pracy magisterkiej ale to dopiero za miesiąc. Weszłam do sali i zajęłam swoje staje miejsce. Na stoliku leżały już testy. Wykładowca dał znak i wszyscy zaczęli zaznaczać odpowiedzi. Muszę przyznać że jestem zadowolona ze swojego wyniku. Jednak odpytywanie przez Winiara jednak przyniosło rezultat. Po blisko 3 godzinach opuściłam salę. Podeszłam do automatu i kupiłam ciepły napój. Wzięłam plastikowy kubeczek z kawą i udałam się na dziedziniec. Już z daleka ujrzałam Aśke i Marcina. Przysiadłam się do nich.
- opowiadaj jak było . - powiedział jakby nigdy nic mój przyjaciel
- było fajnie - delikatnie się uśmiechnęłam
- fajnie ?
- fajnie. A właśnie Aśka tu masz autografy - podałam jej zeszyt a przyjaciółka rzuciła mi się w ramiona i zaczęła dziękować.
- nie mi dziękuj, tylko Marcinowi to dzięki niemu wyjechałam do Spały.
- i to dzięki niemu poznałaś miłość swojego życia - wtrąciła moja przyjaciółka
- więc jednak - Marcin mruknął pod nosem i zniknął w budynku.
Chwilę później rozeszłyśmy się do swoich sal na wykłady. Równo o 14:30 wyszłam z budynku. Na parkingu dostrzegłam auto siatkarza. Stało koło niego kilka dziewczyn którym rozdawał autografy. Gdy tylko mnie zobaczył przeprosił fanki i podszedł w moją stronę. Na przywitanie mocno mnie do siebie przytulił. Trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę samochodu. Łukasz otworzył mi drzwi i weszłam do wnętrza auta. Sam zajął miejsce za kierownicą i z piskiem opon odjechaliśmy spod uczelni.
Z impetem otworzyłam drzwi do mieszkania i weszłam do środka. Szybko zebrałam swoją torbę z rzeczami na trening i z powrotem odjechałam razem z Łukaszem. Utknęliśmy w długim korku.