wtorek, 25 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 30.

Szybko wstałam i otarłam wilgotne policzki. Podbiegłam do Łukasza i mocno się do niego przytuliłam. Zaskoczony uniósł brwi do góry i już miał zamiar coś powiedzieć, ale przerwałam mu wpijając się w jego usta. Nie potrzebowałam jego pytań i jego tłumaczeń. Chciałam tylko jego bliskości i ciepła. W jego ramionach czuję się nie tylko bezpiecznie ale również wyjątkowo. Bo przecież światowej sławy siatkarz może mieć każdą, Hiszpankę, Włoszkę, Meksykankę, Japonkę, Niemkę, Amerykankę, Brytyjkę... a wybrał mnie. Szarą, nudną Polkę. Codziennie spacerując mijamy na ulicach dziesiątki o wiele ładniejszych ode mnie dziewczyn. Każdy facet od razu obrócił by się za taką kobietą. Ale Łukasz tego nie robi. Mocno ściska moją dłoń i posyła mi ciepły uśmiech. Uśmiech, w którym od dawna się kocham. Nawet gdy jeszcze się nie poznaliśmy, gdy tylko mogłam śnić o przyjaźni z jakimkolwiek siatkarzem, oglądając mecze polskiej reprezentacji zachwycałam się oczami Winiarskiego, spokojem Możdżonka, opanowaniem Nowakowskiego, euforią Kurka, atakami Bartmana i uśmiechem Żygadło. Teraz, gdy mam ich przy sobie i mogę rozkoszować się ich atutami, co krok odkrywam ich nowe zalety. Piotrek nie jest taki Cichy jak to wszyscy myślą, Zibi jest prawdziwym flirciarzem o duszy romantyka, a wspaniały Zagumny minął się ze swoim powołaniem. I co ? Wydaje Ci się, że wszystko o nich wiesz? Mi też się tak wydawało... a tu los robi nam psikusy i codziennie odkrywamy ich wady i zalety. Ale chyba właśnie na tym polega przyjaźń, na poznawaniu siebie od podstaw. Wiem, że siatkarze zaskoczą mnie jeszcze nie raz, ale jestem na to gotowa, bynajmniej tak sądzę.
- przebieraj się zabieram Cię na lomantyczną kolację - zaśmiał się i ciągnąc mnie za rękę dotarliśmy do mojej sypialni. 
- lomantyczną, powiadasz ? - stanęłam przed szafą i 'wyrzuciłam' z niej moje spódniczki 
- jak dla mnie możesz ubrać spodnie - uśmiechnął się i z powrotem ułożył w mojej szafie krótkie kiecki - jakbyś miała wybierać spódniczkę nie zdążylibyśmy nawet na 24. 
- Łukasz ! - spiorunowałam go wzrokiem i wygoniłam z pokoju. 
Jeszcze raz przegrzebałam całą moją szafę, aż w końcu wybrałam idealną krótką, beżowa sukienkę. Wsunęłam moje bose stopy w szpilki podobnego koloru co sukienka. W łazience przeczesałam włosy i pociągnęłam rzęsy czarnym tuszem. Przejechałam błyszczykiem po ustach i z uśmiechem na twarzy opuściłam moją sypialnię. W salonie czekał już Łukasz. Zdążył się przebrać. Bluzę zastąpił koszulą w kratę. Nie ma co się dziwić, przecież on wozi całą garderobę  w bagażniku. 
- ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
- powiedziałabym to samo o Tobie, ale musiałabym skłamać - zaśmiałam się, po czym dostałam od niego łokciem w brzuch - za co to ?
- foch z przytupem i melodyjką - założył ręce na klatkę piersiową i oparł się o ścianę.
- czy my przypadkiem nie mieliśmy gdzieś jechać ? - podeszłam do niego i oparłam swoje dłonie na jego torsie.
- nie przypominam sobie - zamknął oczy i udawał obrażonego.
-ach Ci faceci - wywróciłam oczami - bardziej niezdecydowani niż kobiety.
- czeeeeeekaaam - wtrącił Łukasz
- na co ? - uniosłam brwi do góry i zmarszczyłam czoło. Zmierzył mnie wzrokiem. Westchnęłam i musnęłam jego policzek. On jednak nieugięty stał pod ścianą.
- ekhem - chrząknął.
Już po chwili złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku. Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. W wyśmienitych humorach opuściliśmy mieszkanie i udaliśmy się na parking.
- powiesz mi w końcu gdzie jedziemy ? - spytałam, gdy już wyjechaliśmy na główne ulice Rzeszowa.
- wszystko w swoim czasie kochanie - przejechał swoją ręką po mojej nodze.
Pokręciłam głową i włączyłam radio. W błogiej ciszy niesieni słowami jednej z kultowych piosenek ubiegłej dekady dotarliśmy do jakże upragnionego celu, który dla mnie nadal pozostawał niespodzianką.
Zaparkowaliśmy pod strasznie wysokim szklanym wieżowcem. Łukasz wyszedł z samochodu dając mi znak że mam poczekać. Okrążył auto i otworzył mi drzwi. Chwycił jego dłoń i wysiadłam. Dało się tylko słyszeć dźwięk włączenia alarmu, po czym zniknęliśmy za szklanymi drzwiami.
- więc, jesteśmy wewnątrz najwyższego budynku w Rzeszowie. Mierzy on..
- źródło Wikipedia - wtrąciłam.
Weszliśmy do windy, również szklanej. Po opuszczeniu klaustrofobicznego pomieszczenia wymiarów 2 metry na 2 metry zatrzymaliśmy się przy pewnym mężczyźnie. Wyglądał na jakieś 40 lat. Łukasz zamienił z nim dwa słowa, po czym ruszyliśmy za facetem. Otworzył drzwi, a moim oczom ukazała się panorama Rzeszowa. Stałam na dachu najwyższego budynku miasta. Żygadło podziękował mężczyźnie i chwytając mnie za rękę zaprowadził do jedynego stolika, ustawionego na samym środku ogromnego, płaskiego dachu. Odsunął moje krzesełko, a gdy tylko na nim usiadłam podszedł do swojego i z wielkim uśmiechem na twarzy usiadł na przeciwko mnie. Po chwili przez drzwi wszedł kelner z kolacją. Postawił przed nami dania i życząc smacznego zniknął w ten sam sposób w jaki się pojawił. Uśmiechnęliśmy się do siebie i zabraliśmy się za jedzenie. Popiliśmy wszystko krystaliczną wodą. Chwilę później znów pojawił się kelner i zabrał brudne naczynia. Łukasz szepnął mu jakieś dwa słówka, po  czym zaraz na całym dachu rozbrzmiała wolna piosenka.
- można prosić ? - podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. Jego uśmiechowi nie można się oprzeć.
Podałam mu swoją dłoń i ruszyliśmy w tany. Wtuleni w siebie kołysaliśmy się  w rytm muzyki.
Nagle ni stąd ni zowąd poczułam zimne krople na swoim karku. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Podniosłam głowę do góry i całą moją twarz oblały krople deszczu. Nie zważając na coraz bardziej natarczywą ulewę staliśmy wtuleni w siebie.
- wiesz o czym zawsze marzyłam - szepnęłam. Już miałam kończyć, ale Łukasz odwrócił mnie przodem do siebie i unosząc mój podbródek ku górze namiętnie pocałował - właśnie o tym - dodałam i ponownie wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- przepraszam, ale nie miałem pomysłu na to co mogę Ci kupić - powiedział mocniej mnie obejmując.
- nic nie szkodzi. Dla mnie największym prezentem jest Twoja obecność.
Przestaliśmy tak dobre 15 minut, aż w końcu każdy milimetr kwadratowy naszego ciała poczuł deszcz. Przemoknięci do suchej nitki opuściliśmy wieżowiec.
Gdy tylko dotarliśmy do mojego mieszkania zdjęłam mokre ubrania i w koszulce Łukasza weszłam do salonu. Siatkarz również zdążył się przebrać. Ale nie na długo pozostaliśmy w ubraniach. Chwilę później byliśmy już całkiem nadzy. 

2 komentarze: