środa, 30 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 48
- ręce z dupy im powyrywam jak się tu zaraz nie zjawią! - wyzywał niezbyt doskonałym polskim Anastasi
- trenerze, po pierwsze mówi się nogi z dupy powyrywać - poprawił go Kurek - a po drugie jak trener im porywa te ręce to czym będą grali ?
- ech. no może i masz rację. Ale jak zaraz mi się tu nie zjawią to tego pożałują !
Sto dwadzieścia sześć, sto dwadzieścia siedem (...) sto dziewięćdziesiąt siedem. Teraz to i mnie zaczęła dopadać nerwica, bo niby gdzie te debile mogły pójść?! Przecież oni nie znają Toronto, i za Chiny Ludowe nie poszli sobie pozwiedzać miasta. Włoski szkoleniowiec co chwilę wydzwaniał do któregoś ze swoich podopiecznych, ale jak zwykle to nie dało żadnego efektu. Zero reakcji ze strony naszych kochaniutkich sportowców.
- a jeżeli oni się gdzieś zgubili?! - panikował Piter - przecież w trójkę nie damy rady wielkim Brazylijczykom, ba! my nawet jakiegoś tam Madagaskaru nie pokonamy, nawet jeśli w ich drużynie będą grały same lemury.
- Pituś nie martw się, ja z wami zagram - zgłosiłam się na ochotnika
- no to brakuje nam jeszcze dwóch zawodników i libero - doliczył się na palcach Kurek
- Andrea, drugi Andrea i na przykład taki Olek - wymieniał Żygadło
- dajcie sobie spokój. I tak nie wygramy nawet gdyby jakimś tam cudem, dzięki łasce Wszechmogącego reszta powróciła - przyjmujący załamał ręce
- widzę że wiarę w swoje możliwości to wy macie na bardzo wysokim poziomie - westchnęłam.
- tak samo jak nasze samouwielbienie - Nowakowski strzelił pozę super modelki na światowej rangi pokazie mody
- proszę was nie kompromitujcie naszej pięknej Polski... bo nawet taki Kanadyjczyk nie będzie chciał nas odwiedzić.. - jęknęłam.
- pani psycholożko, niech pani mnie nie obraża, bo pozna pani mój gniew. Gniew najwyższego - i ten śmiech Piotrka, coś w stylu "buahahahhaha". Brakowało tylko upiornej muzyki i grzmotów w tle.
- z moich prywatnych informacji wynika, że to nie ty Piotrze jesteś najwyższy, a twój równie utalentowany kolega grający na tej samej pozycji , wspaniały kapitan, Marcin Możdżonek jest od ciebie o 6 centymetrów wyższy ! - powiedział z dumą w głosie, a chłopaki przez chwilę musieli zebrać szczęki z płyty chodnikowej
- ale skąd ty ? skąd ty znasz nasze wymiary ? - Łukasz uniósł brew do góry i marszcząc czoło dokładnie mi się przyjrzał
- mam dostęp do waszych kart ! - wyszczerzyłam się.
- a podają tam w s z y s t k i e wymiary?! - dopytywał Kurek, kładąc nacisk na 'wszystkie'
- jeżeli myślisz o tym co ja, to nie, tego na szczęście nie napisali... ale zaraz.. to wam niby mierzyli..
- nie kończ.. - westchnął Piter - ja nie wiem co oni nam mierzyli.. w każdej chwili mogli wejść do naszych pokoi i zmierzyć nam to w nocy.
- wy jednak jesteście pokręceni - wywróciłam oczami - skończmy ten głupi temat i zajmijmy się szukaniem. Przecież dziesięciu rosłych facetów nie rozpłynęło się w powietrzu albo nie zapadło w ziemię.
- poprawka : ośmiu rosłych facetów i dwóch trochę mniej rosłych. Czytaj Igła i Zati - zaśmiał się Kurek, ale jego uwagę cała nasza trójka puściła już koło ucha.
Jako iż z moim niewielkim (w porównaniu do siatkarzy) wzrostem nie miałam szans wypatrzenia usadowiłam się wygodnie na barkach tego "najwyższego".
- jak oni się zaraz tu nie zjawią, to ja nie ręczę za siebie. Za pięć dziesięć wypływamy - Andrea dreptał w tą i z powrotem, zatrzymując co chwilę jakiegoś przychodnia i pytając o grupkę wysokich mężczyzn w ubraniach z napisem Poland.
- trenerze widzę ich !!!! - wydarłam się niemal na całe miasto, a większość osób spojrzała się na mnie jak na wariatce. Bo przecież siedzenie na barkach dwumetrowego faceta i zdzieranie gardła jest strasznie nienormalną rzeczą... za pewne Ci ludzie nigdy tego nie robili, a to przecież jest takie oczywiste. Muszę przyznać, że Kanadyjczycy nie prowadzą normalnego, szalonego, spontanicznego tryby życia.
- gdzie oni są?!!? niech ja ich tylko dorwę ! - Andrea aż zacierał ręce. Czyżby nasz szkoleniowiec szykował mego suprajsa ?
- zaraz bo chyba mnie nie widzą .. - mruknęłam.
- ale jak Cię mogą nie widzieć? przecież razem mamy jakieś 2 i pół metra - zdziwił się Piter
- pacanie, stoją tyłem i dyskutują o czymś - klepnęłam go w czaszkę - ale spokojnie, Madzia zawsze ma asa w rękawie.
Wygrzebałam z kieszeni mój różowy gwizdek. Oj tak, wreszcie mogę użyć to cudeńko do celów wyłącznie niesportowych. Zagwizdałam kilka razy, aż w końcu siatkarze odwrócili swoje puste łepetyny w moją stronę. Ich pierwszą reakcją, był oczywiście nagły wybuch śmiechu, co mnie w ogóle nie zdziwiło. Kwestia przyzwyczajenia. I znów poczułam na sobie steki spojrzeń, a twarze przechodniów wyrażały więcej niż tysiąc słów. Ich miny mówiły coś w stylu "co ta idiotka odstawia na środku chodnika?!".
Zaczęłam machać do chłopaków i ruchem ręki wskazywałam, że mają natychmiast zjawić się u mego boku. Po kilku minutowej przepychance dotarli i zaczęła się niezła jazda.
- wam zaufać, no wam zaufać - mruczał co chwilę nasz coach
- ale trenerze no ważna sprawa nas zatrzymała... - Igła próbował bronić swoich kolegów
- jaka niby ważna sprawa ?!
- jakaś facetka z kanadyjskie telewizji poprosiła nas o wywiad, a przecież kobietom się nie odmawia - Bartman klasycznie się uśmiechnął
- Zibi zapomniałeś dodać, że to było bardzo ładna kobieeeeeta - Kubiak poruszał brwiami - wiecie co mam na myśli ?
- i znowu okazja na podryw mnie ominęła! - burknął Nowakowski.
- oł maj gasz, z kim ja pracuję - Anastasi przybił sobie pierwszego w życiu facepalm'a. Jego osiągnięcie nagromadziliśmy wrzawą oklasków, braw i gwizdów. - a teraz ubierać to! Wszyscy bez wyjątków !
Szkoleniowiec rozdał każdemu jakiś foliowy płaszcz. Nie obyło się oczywiście bez sprzeciwów, jęków, wyć i skomleń. Co chwilę dało się słyszeć "boże, jak ja w tym wyglądam", "no teraz to na pewno nie poderwę żadnej dziewczyny", "to mnie pogrubia", "ja tego nie włożę".Normalnie gorzej niż plastikowe panienki, gdy mają wyjść z domu bez makijażu.
Po odstawieniu tego całego cyrku, wreszcie wszyscy okryci wodoodpornymi foliami weszliśmy na pokład naszej "łajby".
- wyglądam jak wieloryb - fuknął Jarosz
- no muszę przyznać, że nadajesz się do "Uwolnić Orkę" - skwitował Ruciak
- nie, tylko nie ten film. Ja zawszę na nim płaczę - na samo wspomnienie Kubie popłynęła pojedyncza łezka.
- ja tak mam na "Lessie wróć" - Wiśniewski dorzucił swoje trzy grosze czym rozpętał prawdziwą burzę na morzu. Chłopaki przekrzykiwali się wzajemnie wymieniając tytuły najbardziej wzruszających filmów. Oczywiście padła też nazwa "Titanic" i :Szkoła uczuć".
Dalszej wymiany ich poglądów nie miałam ochoty wysłuchiwać. Podeszłam do barierki i tępo wpatrywałam się w falującą wodę. Niezmiernie się cieszę, że nie mam choroby morskiej i nie muszę siedzieć skulona tak jak Kosa. Po chwili dołączył do mnie również Żygadło. Stanął za mną i objął mnie od tyłu. Chciał "na powitanie" pocałował mnie w policzek jednak foliowy kaptur skutecznie mu to uniemożliwił.
poniedziałek, 28 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 47.
- mógłby pan mnie wpuścić ? - zrobiłam maślane oczka
- właśnie idę po coś do jedzenia i do toalety .
- prostata alarmuje - zaśmiałam się pod nosem.
Jednakże mój urok osobisty zdziała cuda i kierowca uległ mojemu wdziękowi wpuszczając mnie do środka. Czym prędzej pobiegłam na koniec autobusu i rozłożyłam się na tyłach. Przecież moja dzisiejsza praca strasznie męczy. Muszę przyznać że taki sędzia to ma przekichane. Ciągle musi być czujny i obserwować każdą akcję swoim sokolim wzrokiem. Musi być bezstronny. Przez cały mecz musi trzymać swoje płuca w napięciu, bo w każdej chwili może zajść potrzeba dmuchnięcia w gwizdek, co w trakcie spotkania dzieje się setki razy. Aż w końcu musi użerać się z takim kłótliwcem jakim jest Ignaczak. Uparty osioł z tego naszego libero. Podsumowując tak pracę sędziów uroczyście oświadczam, że szanuje i podziwiam ludzi którzy wybierają sobie taki sposób na zarobienie pieniędzy.
Delikatnie uchyliłam zasłonę. Na dworze stali już praktycznie wszyscy siatkarze, a w oddali widać było sztab i pana kierowcę. Krzysiek jak zawsze ostro gestykulował rękami, Nowakowski i Kosok porównywali swoje kończyny, a Zatorski wiercił palcem w swoich nozdrzach. Reprezentacja jak z bicza trzasnął. W końcu wypatrzyłam również Łukasza, stał zamyślony nad telefonem, a po chwili mój zaczął niemiłosiernie wibrować w kieszeni.
"Gdzie jesteś? Martwię się."
Lampka nad głową mi się zaświeciła, co oznaczało tylko jedno: siedzieć cicho i nie pokazywać się chłopakom. Zauważyłam tylko jak Żygadło dyskutuje jeszcze z Anastasim, który za pewne wiedział gdzie jestem. Ale najwidoczniej nasz trener też ma duszę żartownisia, bo Łukasz zawiedziony ustawił się pod wejściem zaraz za Igłą. Usiadłam sobie na środkowym tylnym siedzeniu i oczekiwałam wybuchu niezmiernego entuzjazmu iż ich kochana pani psycholog się obudziła. - a jeżeli ona sobie gdziesz poszła i zgubiła się? Ja sobie tego nie wybacze... za bardzo mi na niej zależy - usłyszałam głęboki zatroskany głos wchodzącego do autokaru Łukasza
- Ziomek nie przesadzaj. Na pewno siedzi gdzieś tu w autobusie - pocieszał go libero. Na szczęście nasz Igiełka przechodził przez autobus tyłem do mnie, co mnie w ogóle nie zdziwiło, bo ten debil ma różne pomysły.
W końcu mój jakże spostrzegawczy i bystry chłopak zauważył moją zacną osamotnioną osóbkę i delikatnie mówiąc popchnął Krzyśka na pierwsze lepsze siedzenie, pognał w moim kierunku.
- niespodzianka ! - krzyknęłam widząc jego wściekłą minę.
- na prawdę doprowadzisz mnie kiedyś do zgonu - rzucił się na mnie z otwartymi rękoma.
- pikawa Ci stanie ? - wtrącił się Piter zasiadając na siedzeniu zaraz przed tyłem
- żeby tylko to - zaśmiał się Igła siadając na przeciwko środkowego.
- a ty Krzysiu, jak zawsze myślisz tylko o jednym - podsumował zajmujący kolejne wolne miejsce Bartman
- Zbigniewie ależ skąd wiesz o czym ja myślę ? - Igła założył ręce na klatce piersiowej i dobitnie spoglądał na atakującego.
- aż wstyd z wami przebywać ! - wtrącił Zagumny i "odpłynął" zakładając swoje słuchawki
Nastała chwila ciszy, którą niestety jak to zawsze bywa przerwał pan Igła. Zaczął knuć domysły jakich to piosenek może słuchać Guma i obiecał uroczyście, że przy najbliższej okazji się tego dowie. To może być bardzo ciekawa chwila. Mały krok dla Krzysia, wielki dla ludzkości.
Pod hotelem wysadziliśmy nasze zacne i drogocenne cztery litery z autobusu i wbiliśmy na swoje hacjendy. Od razu padłam plackiem na łóżko i chciałam mieć choć chwilkę relaksu, spokoju, odpoczynku, ciszy. I tu maksyma "Miej wyjebane, a będzie Ci dane" nie sprawdziła się. Ledwo co zamknęłam oczy usłyszałam krzyki z drugiego końca korytarza. Na szalach zważyłam odpoczynek i ciekawość. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, więc z rąk szatana już się nie wyślizgnę. Otworzyłam drzwi i wychyliłam się zza nich. To samo zrobiła większa część reprezentacji. Więc, w piekle nie będę sama. O chwała !
- Igłaaa ! - wydzierał się Zagumny
- co ?! - libero burknął również głośno jak jego poprzednik
- nie mówi się co tylko proszę - poprawił go Paweł
- proszę... - westchnął zniecierpliwiony już Krzysiek, w końcu stał na korytarzu w samych bokserkach w.. pingwiny.
- naładowałeś baterie od aparatu ?!
- nooooo - jęknął pod nosem Ignaczak
- co ?! - rozgrywający nadstawił ucho dając do zrozumienia, że nie usłyszał co powiedział towarzysz jego wrzasków
- nie mówi się co tylko proszę. 1:0 dla mnie - zaśmiał się libero pokazując język
- czy wy chociaż raz nie możecie być normalni ?! - rzuciłam i z powrotem znalazłam się w swojej kwaterze.
Jednak nie na długo, bo zaraz musieliśmy lecieć na obiad, a potem od razu do autobusu. Wycieczka czeka! juhuuu!
Tak więc po zjedzeniu dwóch dań znów załadowaliśmy się do Poldka, gdyż tak ochrzciliśmy butelką wody mineralnej nasz pojazd. W przeciągu kilkudziesięciu minut znaleźliśmy się u celu naszej wycieczki krajoznawczej. Opuściliśmy Polusia i zaczęli prostować nasze kości na parkingu.
- no Piter zaczynaj podryw - zaśmiał się Zibi i klepnął środkowego po plecach, po czym odszedł w głąb dość dużej grupy młodzieży proszącej o autografy. No nawet w takiej Kanadzie nie dają im spokoju.
Nowakowski rozejrzał się dookoła za pewne w celu wyhaczenia jakiejś ślicznej dziewoi i błękitnych oczach i przepięknym uśmiechu.
- schowajcie mnie - jęknął i ukrył się za plecami Łukasza, co jednak nic nie zdziałało, bo Pit i tak jest kilka centymetrów wyższy od rozgrywającego.
- wypatrzyłeś jaką laskę ? - zagaił Żygadło
- cały tabun - odparł próbując jakoś ukryć się za Ziomkiem
- no to w czym rzecz ? - zdziwiłam się - uderzaj na podryw
- tylko, że te wasze laski właśnie uwodzą mnie wzrokiem. O, stoją o tam - ręką wskazał na grupkę około pięćdziesięcioletnich kobiet.
- to i tak masz lepiej niż Guma i jego Lodzia - do rozmowy wtrącił się jak zwykle rozbawiony nie wiadomo czym Kurek.
- nie martw się Piotrek. Już za niedługo znajdziesz odpowiednią dziewczynę, a wtedy nawet Bartman będzie Ci zazdrościł - pocieszał go Łukasz
- a ty co jasnowidz ? - bąknął środkowy
- heeej, chodźcie tu do mnie raz dwa.. musicie założyć płaszcze ! - naszą inteligentną konwersację przerwały nawoływania Andrei.
sobota, 26 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 46.
- Magda do cholery jasnej! Otwórz te cholerne drzwi bo mnie tu zaraz cholera weźmie!
- Ignaczak mam nadzieję że to coś bardzo ważnego - otworzyłam drzwi - po pierwsze mnie obudziłeś, po drugie w jednym wypowiedzeniu użyłeś słowa 'cholera' aż trzy razy!
- no tak kochana najpierw mi zamieniasz Łukasza na Pita, który całą noc wzdychał do swojej wyimaginowanej dziewczyny, a teraz wyżywasz się na biednym Krzysiu - chlipnął i teatralnie otarł niewidzialną łzę.
- Igła jest siódma minut szesnaście. Co cię do mnie sprowadza? - założyłam ręce na klatce piersiowej i poruszałam prawą nogą do tylko mi znanego rytmu
- ja się chciałem tylko zapytać o której mamy trening - wyszczerzył swoje wilcze kły
- skopie Ci kiedyś dupę, obiecuje - warknęłam - przecież u Anastasiego na drzwiach masz rozpiski.
- ale do Ciebie mam bliżej. Więc o której?
- zaraz - burknęłam i podeszłam do stolika, po czym dokładnie przestudiowałam gęsto zapisaną kartkę - 7:45 śniadanie. 8:10 wyjazd na hale.
- dzięki jesteś wielka - posłał mi buziaka w powietrzu
- lepiej zniknij mi z oczu jak chcesz jeszcze kiedyś mieć dzieci - wycedziłam.
- Madziuchna, no problemos. Ten tego ty lepiej swojego księcia obudź bo za dwadzieścia minut śniadanko - libero oblizał wargi językiem i zatarł ręce.
Z hukiem zamknęła za nim drzwi i wzięłam się za budzenie śpiącego siatkarza. A jako że ja muszę robić ludziom na złość wskoczyłam z impetem na dość wąskie łóżko. Pech chciał że Łukaszek znalazł się na podłodze i w przeciwieństwie do mnie nie był z tego zadowolony. Gdyby jego wzrok zabijał już dawno leżałabym w kałuży krwi z nożem wbitym w serce.
- co cię tak bawi? Mama cię nie uczyła że z cudzego nieszczęścia się nie śmieje? - mruknął otrzepując niewidzialny kurz ze swojej nagiej klaty.
- za piętnaście minut idziemy na śniadanie - oznajmiłam nadal nie mogąc powstrzymać wybuchu śmiechu.
- kiedyś cię zabije - stwierdził przytulając mnie
- zaprzeczasz sam sobie Słońce.
- nie. Ja tylko trochę manipuluje twoim umysłem - zaśmiał się i zniknął za drzwiami łazienki.
Z walizki wyjęłam służbowe dresy i bezkarnie weszłam sobie do pomieszczenia które zajmował siatkarz. Co z tego że akurat wtedy brał sobie prysznic? Dla mnie to lepiej. Stanęłam przed lustrem kątem oka obserwując wychodzącego z kabiny Łukasza. Wyciągnęłam z kosmetyczki grzebień i rozczesałam włosy, po czym związałam je w kucyka. Wytuszowałam rzęsy i tak jak weszłam, tak bez słowa wyszłam z łazienki. Zaczekałam jeszcze na szykującego się Żygadło, po czym razem z nim zjechałam windą na parter, gdzie mieściła się restauracja. Na wygodę naszej reprezentacji został stworzony jeden duży stół dla wszystkich zawodników oraz pani psycholog. Mniejszy stolik zajmował sztab szkoleniowo-medyczny.
- smacznego wszystkim - uśmiechnęłam się i zaczęłam pochłaniać moją jajecznicę
- chce ktoś moją porcję? - Kubiak podniósł swój talerz do góry i zaczął przybliżać go pod nosy najbliżej siedzących - mam uczulenie na jajka
- to dziwne bo nic mi o tym wcześniej nie mówiłeś - oburzył się Bartman
- Zbysiu ty jeszcze wiele o mnie nie wiesz - zaśmiał się pod nosem przyjmujący
- to skandal! Łamiesz mi serce!
- czyżby to koniec bromansu? - skwitował niczym najlepszy komentator Winiarski, a za mikrofon posłużył mu hotelowy widelec - a teraz zapraszam państwa na reklamy. Dzisiejszy program sponsoruje firma Winiary.
- Winiary dobre pomysły lepszy smak - zanucił Kurek
- wy się do telewizji nadajecie ! - powiedziałam rozbawiona
- dlatego właśnie zostaliśmy siatkarzami. Chcesz autograf? - westchnął Michał wyjmując z kieszeni spodni długopis
- dodatkowo mamy jeszcze rolę w komercyjnym serialiku "Igłą Szyte" - dodał Bartek
- ja Ci tam komercyjny serialik - burknął Krzysiek i rzucił w przyjmujących grzanką.
I jak się pewnie domyślacie rozpętała się wielka bitwa na jedzenie.
- nawet nie myśl że gdy będę odbierał Oskara to Cię pozdrowię - Igła rzucił w Michała plasterkiem żółtego sera.
- najpierw to może zdobądź coś na polskim rynku. Jakieś telekamery - wtrącił się Łukasz za co dostał jakąś zieleniną.
- Magneto schyl się bo nie widzę Siuraka ! - zadarł się Ignaczak i wymierzył pocisk w przyjmującego
- a co się tutaj dzieje?! - na sale wbiegła jedna z kelnerek i wyzywała po angielsku
- złociutka, nie przejmuj się to jeszcze nic - tłumaczył Bartman - może sobie usiądziesz. O tutaj jest miejsce.
Atakujący jednym ruchem zrzucił z krzesła Pita, także wylądował pod stołem. A wstając uderzył się w głowę. No taką reprezentacją to nie pogardzisz! Brazylia może już zbierać kości z podłogi.
Awanturnicy posprzątali po swojej zabawie i zaczęliśmy zbierać się do wyjazdu na trening. Trener nie oszczędzał swoich podopiecznych. Już po rozgrzewce siatkarze byli na skraju ziemi i nieba, choć dla poniektórych było to oczywiście piekło. Długo wałkowali filmiki o swoich pierwszych przeciwnikach Ligii Światowej, a mianowicie wspaniałych Canarinhos. Pięćset tysięcy razy oglądali zagrywki i ataki Visotto, rozpracowywali rozegrania Rezende. Ignaczak skupił się na sposobie przyjęcia siatkarskich bomb przesłanych przez kanarkowych bombardierów, a środkowi już ćwiczyli blokowanie "niezwyciężonych". Po jakże udanym seansie chłopaki wzięli się za krótki meczyk.
- moja drużyna jest z Polski, a wasza z Brazylii ! - zadecydował Ignaczak wskazując na swoją wybitną ekipę, w składzie : Żygadło, Nowakowski, Możdżonek, Bartman, Winiarski i Kurek.
Drugą drużynę tworzyli rezerwowi : Zagumny, Kosok, Wiśniewski, Jarosz, Ruciak, Kubiak i nasz megahiper Zatorski. A jako iż ja siedziałam sobie bezczynnie na plastikowym, dość niewygodnym (!) krzesełku, Andrea G, poprosił mnie o sędziowanie, bo jemu samemu nie chciało wchodzić się na "sędziowskie podwyższenie". Z usztywniaczem na nodze wdrapałam się na ten stołek, a Anastasi podarował mi nieużywany różowy gwizdek i dodał, że mogę go sobie już zatrzymać. Uciecha na maxa. Teraz będę mogła gwizdać na tych debili dniem i nocą. Oj dziękuję trenerze, nawet nie wyobraża sobie pan, co właśnie uczynił. W mojej głowie pojawiło się kilka szatańskich planów, za które na pewno pójdę do piekła i mogę zapomnieć, o karierze super aniołka. Za to Aniołki Anastasiego ostro wzięły się do roboty i "Polacy" wygrywali z "Brazylijczykami" 15 do 13. Oczywiście nie obyło się bez kilku kłótni z sędzią, ale tak to już jest, że sędzia ma zawsze racje, a sędzia kobieta to już w ogóle.
- NO PRZECIEŻ TO BYŁ AUT ! - wykłócał się na całe Toronto, ba ! na całą Kanadę mister wszystko wiedzący Ignaczak.
- Igła, nie podważaj mojej niepodważalnej decyzji. Przecież ja jestem najbardziej zajebiaszczym sędzią świata - posłałam w jego kierunku mój rozbrajający uśmiech, któremu wszyscy ulegają.
- wybacz mi o panie ! - skłonił się i odszedł na swoją pozycję.
- koniec tych cyrków. Jeszcze jeden secik i zbieramy się na podbijanie wodospadów Niagara ale wcześniej odbierzecie swoje stroje, które ubierzecie gdy odwiedzimy konsulat - zaśmiał się Andrea
- musimy tam jechać?! - Grzesiek jęknął przerażony wizą miliona eleganckich ludzi
- oj Grzechu, nie takie rzeczy się przecież robiło ! - Kubiak poklepał środkowego po plecach.
- ja tu z wami nie wytrzymam. Zbierajmy się już, bo inaczej zamiast na wycieczkę pojadę do wariatkowa - zadecydował trener i wygonił wszystkich z sali.
_________________________________________________
i ferie się kończą :<
czwartek, 24 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 45
- ta obrotowa restauracja to jednak nie był dobry pomysł - jęczał Kurek, po czym zaczęło mu się odbijać
- popieram. Zjedliśmy tony żarcia i jeszcze nas wyobracało. Jaki idiota wymyślił takie knajpy ? - marudził Bartman trzymając się za brzuch.
- a ja tam czuje się baaardzo dobrze - uśmiechnęłam się i chwyciłam Łukasza za rękę.
Wróciliśmy do hotelu i wjechaliśmy windą na nasze piętro. Doszliśmy do korytarza przy którym ulokowane były nasze pokoje, ale to co tam zobaczyliśmy w niczym nie przypominało korytarza porządnego kanadyjskiego hotelu. Po podłodze porozrzucane były skarpetki, spodenki i koszulki. Mi stąd mi zowąd jedna z części garderoby wylądowała na mojej głowie. Obróciłam się w stronę z której nadleciał "pocisk".
- Piter mógłbyś nie rzucać swoimi bokserkami po całym hotelu ?! - wydarłam się łapiąc kolejną partie jego bielizny.
- gdybyś była na tyle spostrzegawcza zauważyłabyś że na tych gaciach - podstawił mi je pod nos - są kury, czyli to są bokserki Kurka a nie moje - oburzył się Nowakowski po czym zrobił mi wykład na temat kto ma jakie bokserki.
- fajnie wiedzieć że Ruciak ma majtki w serduszka. Na pewno to kiedyś wykorzystam. Ale bardziej nurtuje mnie pytanie po co robisz taki bałagan ? - uniosłam brwi do góry i rozejrzałam się po pokoju P&B.
- szukałem telefonu - westchnął nie przeszywając grzebania pod łóżkiem - do mamy miałem zadzwonić
- DO MAMY?! - Igła wytrzeszczył oczy - jak można dzwonić do mamy? Rozumiem do dziewczyny, żony... no ale żeby do mamy. Rany boskie.
- mama miała odebrać moją nową konsole i gry - tłumaczył środkowy
- nową? - Kubiak śmiesznie poruszył brwiami. No tak teraz wszyscy będą się przymilać do naszego biednego Piotrusia.
- to ja Ci pożyczę mój telefon - zaproponował Bartek i podał Pitowi swoją komórkę. Nowakowski wykonał szybki telefon i oddał bartusiową własność.
- fajne zdjęcie Aśki na tapecie - wyszczerzył się - takie seksiaste.
- ty lepiej mów co z tymi grami. Kiedy możemy je wypróbować ? - niecierpliwił się Bartman.
- mama wyśle je do Spały. A teraz wybaczcie ale chyba muszę tu poprzątać.
- oj nie będziesz się przemęczał Piotrusiu . Od tego mamy ludzi. Co nie Łukaszku? - rozgrywający spojrzał na mnie pytającym wzrokiem ale szybko zczaił że chodzi o naszą kochaną przegraną czwórce.
- oj tak kochanie - objął mnie ramieniem - służba!
- no chyba sobie żartujesz?! - Ignaczak spojrzał na nas spod byka.
- nie. Przecież do końca pobytu w tym zacnym mieście macie wykonywać nasze polecenia. Więc Piotrze nadzoruj, a ja idę na prywatną sesje z panią psycholog.
- idźcie się zaspokoić niewyżyte dzieciaki - rzucił jeszcze Bartman
Weszliśmy do mojego pokoju, po czym natychmiastowo zostałam przywarta do ściany. Przed mną stał zadowolony Łukasz. Nogą kopnął drzwi jednocześnie rozpinając moją koszulę i błądząc językiem w mojej jamie ustnej.
- Stęskniłem się - wyszeptał mi do ucha przygryzając jego płatek.
- powiadasz.. - oplotłam ręce na jego szyi
- hej zakochańce kolacja - do pokoju wszedł, jak zwykle bez pukania, Winiarski - ach ta szczenięca miłość - podsumował i wyszedł
- to na czym skończyliśmy, bo głodny to ja jestem tylko Ciebie.
Tym razem zamknęłam drzwi na klucz. W szybkim tempie dotarliśmy do łóżka pozbywając się przy tym kolejnych części naszej garderoby.
W TYM SAMYM CZASIE W HOTELOWEJ RESTAURACJI :
- a gdzie Łukasz i Magda ? - spytał Andrea rozglądając się po stolikach
- miał jakiś poważny problem i poszedł do naszej złotej pani psycholog prosić o pomoc - wyjaśniał Winiar
- to ja już wiem jaki on ma ten problem - zaśmiał się Anastasi i usiadł razem ze sztabem przy osobnym stoliku
- jakie on ma kosmate myśli - skwitował Zatorski
- kosmate?! Co to za słowo w ogóle? - zdziwił się Bartman
- kosmate myśli oznaczają myśli nieprzyzwoite, bezwstydne,
zdrożne, zazwyczaj dotyczące seksu,
erotyki - wyrecytował Zati
- milcz jak do mnie mówisz ! - Igła zrobił tak zwanego facetable, czyli uderzył głową o stół
- Paweł jak ty to wszystko pamiętasz ? - spytał Możdżonek
- mam pamięć idealną. Zapamiętuje wszystko co przeczytam zapamiętuje - młody libero triumfalnie się uśmiechnął
- Zati przecież ty czytać nie umiesz ! - krzyknął Jarosz
- a wiewiórka była nieletnia - rzucił Zator i wyszedł z restauracji.
- o ja pierdyknę, on ma kosmate myśli z nieletnimi wiewiórkami - załamał się Kuraś.
- Wiśniewski podaj mi soku - wrzasnął z drugiego końca Ignaczak - no montuj się!
- monte co? - Kubiak zrobił bliżej nieokreśloną minę
- jak chcesz monte to mów. Ja mam zapas w pokoju - oznajmił Bartek
- face plant - westchnął Krzysiek - montuj się, czyli podawaj to szybciej.
- skończcie z tym slangiem dzieci drogie - zażyczył sobie Guma
- zbierajmy się oglądać filmy ! - zaproponował Piter
W POKOJU 444, CZYLI KONIEC TEGO DOBREGO ŁUKASZKU.
- chodźmy już. Oni pewnie się martwią - mruknęłam próbując wyswobodzić się z objęć Łukasza
- a ja czyściłem zęby dradze.
- że co proszę? - podniosłam się i spojrzałam na niego z podniesioną do góry brwią
- ty na prawdę myślisz że oni się o nas martwią? - gładził opuszkami palców moje ramiona
Nagle w całym pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
- skończyliście już ? - to na pewno był głos Ignaczaka - jak coś to oglądamy filmy u Pita i Bartka.
- no widzisz pamiętają o nas - wytknęłam w jego stronę język
Wstałam i pozbierałam swoje ubrania, po czym zamknęłam się w łazience. Ubrałam się i zmyłam pozostałości makijażu. Wyszłam z pomieszczenia, gdyż Łukasz już się niecierpliwił. Wyszliśmy z pokoju zabierając kilka paczek żelek z mojej torby.
- taką Cię lubię. Bez makijażu i uśmiechniętą - pocałował mnie w policzek i otworzył drzwi do "filmowego pokoju"
- no nareszcie, bo właśnie nie wiemy co mamy oglądać - mruknął Bartek szperając w swojej torbie - ja na przykład mam wszystkie odcinki Mody na Sukces - wyjął pendriver'a
- to wszystko zmieściło Ci się tutaj ? - zapytał zaskoczony Krzysiek
- no coś ty. Mam tego więcej - przyjmujący wyjął z torby jakieś cztery tuziny małych urządzeń.
- ja tam proponuje Dom nie do poznania. Powinienem mieć na płytce kilka odcinków - oznajmił Marcin
- jasne panie Muratorze, ty tam w roli głównej budujesz te chałpy - zadrwił Bartman
- ja mam lepszą propozycje - wyrwał się Zagumny - proponuje Jak to jest zrobione?
- no chyba jak to się robi - zaśmiał się Kosa
- wrazie czego to ja powinienem mieć na laptopie kilka odcinków smerfów, bo ostatnio dzieciakom nagrywałem - wyszczerzył się Igła
Ich kłótnia to było całkiem wciągające widowisko. Usiedliśmy z Łukaszem na piotrowym łóżku i zajadaliśmy żelkami. I byłoby super gdyby gospodarz seansu nie usłyszał szeleszczącego opakowania. Wszyscy się na nas rzucili i z naszego zapasu pozostała tylko jedna paczka. W końcu Bartek postanowił ugościć nas Monte, które to tak pięknie reklamuje, że sprzedaż wzrosła o 500%. Chłopaki ciągle kłócili się o to co dziś oglądamy, a czas nieubłagalnie leciał. Z minuty na minute robiło się coraz później, a wszyscy już prawie przysypiali. Z naszego wieczornego seansu zostały tylko plany. Każdy rozszedł się do siebie zostawiając w pokoju kłócących się Bartka, Pawła i Marcina.
Łukasz odprowadził mnie pod same drzwi.
- Magda musisz mi pomóc - nieoczekiwanie zjawił się Piter - musisz mnie przenocować. Oni tam się będą kłócić do północy. A ja na jutro muszę być wypoczęty aby podrywać te wszystkie piękne Kanadyjki
- mogę zaproponować Ci tylko kanapę
- no chyba sobie żartujesz? - warknął Żygadło - Piotrek będzie nocował u mnie a ja będę spał z tobą
- mi to pasuje - krzyknął Piotrek i zniknął za drzwiami sąsiedniego pokoju
- wezmę jakieś swoje rzeczy i do ciebie dołącze - oznajmił zadziornie Łukasz i pocałował mnie w policzek.
Weszłam do swojego pokoju i od razu udałam się pod prysznic. Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Nawet nie wiem kiedy dołączył do mnie siatkarz, bo usnęłam.
*****
Czyta ktoś te marne wypociny?
Rozpaczam ;<
Co się dzieje z moją kochaną Skrą? :<
środa, 23 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 44.
- Zibi co z tego że zdjąłeś biało czerwone dresy jak ubrałeś sandały na skarpetki. Przecież od razu widać że jesteś z Polski - naśmiewał się Igła.
- to jest tak mój nowy image - oznajmił dumnie Bartman
- taak twoja artystyczna dusza. Wiemy wiemy - Kubiak poklepał go po plecach.
- a ja wiem coś czego wy nie wiecie ! - krzyczał uradowany Winiarski
- my wiemy ze ty wiesz że my nie wiemy co ty wiesz - zaczął pogrywać z nim Kurek
- Siurak zamknij jadaczkę i wyłącz pozostałości swojego mózgu albo wam nie powiem co jutro robimy - oznajmił Winiar
- chłopaki i Magda nie uwierzycie jakiego mam njusaa - tym razem Guma kipiał entuzjazmem, co było bardzo dziwne.
- ja pierwszy ! - spierał się Misiek
- nie bo ja !
Chłopaki kłócili się tak dobre dwadzieścia minut.
- to zaczyna się robić nudne - narzekał Krzysiek stojąc podparty o ścianę i wpatrzony w zegarek.
- panowie zapraszam do siebie - ruchem ręki wskazałam na dwóch kłótliwców i wpuściłam ich do swojego pokoju - no złotka co to za super świetne wiadomości?
- wykorzystujesz swoje stanowisko aby wyciągnąć od nas plany na następne dni? Nie łatwiej byłoby iść do Andrei ? - zaproponował Michał. Skarciłam go wzrokiem - jutro jedziemy nad Wodospad Niagara ! - krzyknął uradowany przyjmujący a reszta siatkarzy podsłuchujących pod drzwiami wpadła w jakiś nieopisany szał.
- a teraz Paweł twoja kolej - wskazałam na rozgrywającego
- jedziemy do konsula - wyszczerzył się Zagumny
- i to jest ta hipersuperultramegazajebiaszcza wiadomość? - do pokoju wpadł zbulwersowany Igła
- no? Konsul jest fajny i będzie wyżerka ! - oznajmił triumfalnie Paweł.
Na słowo 'wyżerka' wszyscy zaczęli cieszyć się jak małe dzieci. Nawet nie przejmowali się tym że będą musieli ubrać koszule czy marynarkę. Darmowe najedzenie się do syta to jest coś co siatkarze lubią najbardziej.
Po wykruszeniu się części społeczeństwa na miasto wyszliśmy w szóstkę. Ja z Łukaszem szliśmy na przodzie nadając tempa całej tej naszej wyprawie. Dalej szedł Zibi w swoich białych skarpetkach i rzemykowych sandałach. W parze z Bartmanem trzymał się Kubiak w stylowej koszulce z napisem POLSKA. Bo przecież my musimy się wyróżniać, nie prawdaż? Na tyłach powoli wlekli się reżyser Igła i jego asystent Kurek.
- Magda trochę bliżej do Ziomka bo wyjdą źle zdjęcia - krzyczał co chwilę Bartek
- Michu odsuń się od Zibiego bo wyglądacie jak para - ustawiał wszystkich Krzysiek.
- sam nie wyglądasz lepiej z papierem toaletowym wystającym ze spodni - dogryzał mu atakujący
- jak to? Że co ? - Ignaczak wpadł w panikę i kilka razy obrócił się wokół własnej osi aby upewnić się czy Zbyszek przypadkiem nie mówi prawdy.
- ja się do nich nie przyznaje - westchnęłam wtulając się w Łukasza.
Nastała cisza spokoju. Wszyscy napawaliśmy się miejskim torońskim powietrzem przepełnionym samochodowymi spalinami.
- patrzcie Batman ! - krzyknęłam wskazując na mężczyznę przebranego za sławnego superbohatera.
- oni mają Batmana a my mamy Bartmana - zaśmiał się Kubi
- Zibi choć zobaczymy kto ma większe mięśnie.
Bartek pociągnął atakującego w stronę Batmana po czym chwilę podyskutowali po angielsku i zawołali Igłę.
- ha! Mam większe muły od Batmana - triumfował Zibi - od teraz mówcie mi Super Bartman!
- tak, panie - Kubiak ukłonił się jak jakiś sługa.
Ludzie przechodzący obok nas patrzyli z politowaniem. Siatkarska elita Polski zachowywała się co najmniej jakby ich wypuścili z zoo. A co dopiero będzie gdy Ci ludzie zobaczą ich w telewizji jak leją dupy Brazylijczykom i innym światowym zespołom. Kto by pomyślał na boisku tacy spokojni, wychowani i opanowani, a na codzień zachowują się jak małe dzieci.
- chodźmy tam - zaproponował Łukasz wskazując na CN Tower. Weszliśmy do środka - słuchajcie mam pomysł.
- o nie tylko nie to - jęknął Igła
- zobaczymy kto pierwszy będzie na górze. Wy pojedziecie windą a my z Madzią pójdziemy schodami.
Zmroziłam go wzrokiem a on dyskretnie wskazał mi na strzałkę z napisem "szybka winda awaryjna". Uśmiechnęłam się i przystałam na jego propozycję.
- i tak przegracie ! - wykrzyczeli całą czwórką.
- no to zaczynajmy - wyrywał się Michał
- słodziaku nie tak szybko - zaśmiałam się - co będziemy mieli jak wygramy?
- nie wygracie - poprawił mnie Krzysiek
- nie ważne czy wygramy czy przegramy. Takie rzeczy trzeba ustalić.
- no okej - mruknął Zbyszek - więc jeżeli wy wygracie będziemy wam usługiwać.
- a jeżeli wy wygracie to ja stawiam następną impezę - zadeklarował Żygadło.
- stoi - Łukasz i Krzysiek podali sobie ręce
- co wam stoi ? - zdziwił się jakiś nieobecny przy negocjacjach Kurek.
- Bartek nie teraz - warknęłam. Ustawiliśmy się z Łukaszem pod schodami a chłopaki już czekali na windę, która w końcu przyjechała - GOTOWI, DO STARTU, START!
Dla niepoznaki wbiegliśmy na kilka stopni, a gdy tylko upewniliśmy się że chłopaki zniknęli za drzwiami windy szybko popędziliśmy do swojej. Wdusiłam guzik ostatniego piętra i w mgnieniu oka dostaliśmy się na docelowe miejsce mety.
- udawaj zmęczoną - oznajmił Łukasz.
Oparłam się o ścianę, po czym się po niej zsunęłam. Zaczęłam głośno dyszeć.
- niezła z Ciebie aktorka - zaśmiał się.
Po chwili usłyszeliśmy głośne śmiechy chłopaków.
- wygraliśmy - cieszyli się ale gdy tylko zobaczyli nas mina im zrzedła.
Uśmiechnęliśmy się triumfalnie i już całą szóstką wyszliśmy na taras widokowy. Panorama Toronto zapierała dech w piersiach. Wysokie wieżowce idealnie komponowały się z zachodzącym nad Jeziorem Ontario.
- chodź do mnie - Łukasz wyciągnął rękę i jednym ruchem przeciągnął mnie na szklaną część podłogi.
- boję się - jęknęłam spoglądając w dół
- ze mną nie masz się czego bać - przytulił mnie do siebie po czym namiętnie pocałował
- szkoda że mi się bateria wyczerpała - mruknął Igła
- o patrzcie, jacy mali ludkowie tam na dole - cieszył się Bartuś.
- gdyby Aśka cię zobaczyła zeszłaby na zawał - śmiał się Zibi
- ale patrzcie. Do samolotu to się ani wejść a tutaj stoi kilkaset metrów nad ziemią i nic - dziwił się Michał.
- chodźmy coś zjeść - rzuciłam
- taaak! Do obrotowej restauracji ! - krzyczał jak dziecko Kurek. Czasem to aż mi szkoda tej mojej przyjaciółki że wiąże się z takim wariatem jak Bartosz Kurek.
wtorek, 22 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 43.
- a jemu niby co ? - spytałam zdziwiona - przecież przed chwilą tryskał energią a teraz siedzi przybity niczym pokonani Rosjanie.
- te, ty nam Bartusia do Ruskich nie porównuj! - oburzył się Jarski.
- jasne rudzielcu, nie spinaj się tak bo zaraz popuścisz - poczochrałam płomienne włosy Kuby.
- ja nie - zaprzeczył - ale Siurak to już ma mokro.
- powie mi ktoś w końcu o co chodzi z tym Kurkiem ? - oparłam się delikatnie o tors Łukasza i w napięciu oczekiwałam odpowiedzi.
- Bartek słyszałem że burza jest! - krzyknął Igła.
- no nie mówcie mi że nasz macho boi się latać?!
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Ręce mi opadły, mózg mi się zlansował. No tego to bym się nie spodziewała. Nasz dzielny Bartuś, który na boisku zmiata z powierzchni boiska przeciwnika, boi się wsiąść do samolotu. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do przyjmującego.
- Kuraś co się stało? - usiadłam obok niego gładząc jego ramie.
- brzuch mnie boli - jęknął
- trzeba Ci wyciąć ślepą kiszkę albo okulary jej kupić - zaśmiałam się, przekazując garstkę optymizmu siatkarzowi
- BARTEK ZAPOWIADALI TURBULENCJE! - naśmiewał się dalej starszy libero
- BARTEK ZRÓB TO DLA NAS! POLEĆ Z NAMI. PLISS- błagał na kolanach Piotrek
- Ganiajcie się - rzucił Kurek
- no chyba gońcie - poprawił go Zagumny
- gonić to się może krowa, a wy jesteście bardziej podobni do jednookich cyklopów ewentualnie niewyżytych jaskiniowców.
- dobra panowie koniec tych gonitw, trener nas woła. Zaraz wsiadamy do samolotu - pogoniłam ich.
- ja nie lecę - spierał się przyjmujący - muszę do łazienki. Zaraz się zbełtam
- Kurek, do cholery jasnej! Bierz się w garść. Chłopaki potrzebują twojego wsparcia. A Aśka na pewno będzie dumna oglądając Cię z trybun.
- jak to z trybun? - ożywił się
- Ups. Miałam Ci nie mówić.
- jak już zaczęłaś to skończ.
- dobra ale pod warunkiem że zaraz zabierasz te swoje torby i wsiadasz do samolotu. Jasne?
- jak słońce pani profesor - wyszczerzył się.
- dałam jej moje wejściówki na mecze które dostałam od brata i mamy. Więc jest szansa że może się pojawi. A jeżeli nie to na pewno będzie na finale.
- jeżeli w ogóle się tam dostaniemy.
- Kurek pacanie. Jasne że się dostaniecie.
- kochanie wybacz ale muszę wam przerwać tą waszą sesje - wtrącił się Żygadło - tutaj nawet kozetki nie masz, a w hotelu chociaż łóżko będzie.
- już idziemy - oznajmiłam.
Zmotywowałam w końcu Kurka i razem poszliśmy na zbiórkę.
- Magda a to twoje żelastwo w nodze nie będzie piszczeć na bramce? - rzucił Zator
- oby nie - mruknęłam
Od dziecka bałam się przechodzić przez wszelkiego rodzaju piszczące bramki. Obawiłam się że gdy tylko przejdę przez takie cudeńko to zacznie piszczeć. Wiecie taka głupia fobia, jak ta Bartkowa. Swoją drogą strasznie obawiam się tej mojej współpracy z reprezentacją. Nie mam pojęcia co ci nasi siatkarze od siedmiu boleści mogą jeszcze wymyślić. Bo kto by się spodziewał że nasi bombardierzy mają aż tak głupie fobie, jak lęk przed igłami.
Szybka i bezbolesna odprawa i w końcu znaleźliśmy się w samolocie. Usiadłam między Łukaszem a Bartkiem. Rozejrzałam się dookoła. Chłopaki ledwo co mieścili się w fotelach. Co chwilę któryś z nich jęczał mi nad uchem jak to jest mu niewygodnie. Stewardessa kazała zapiąść pasy. Wszyscy posłusznie wypełnili jej polecenie. Panika Kurka przewyższała wszystko. Tak zestresowanego Bartosza jeszcze nigdy nie widziałam. A najgorsze jest to że jego lęki udzieliły się również Nowakowskiemu.
- a jeżeli coś się stanie? - panikował środkowy - jeżeli umrzemy?
- nie martw się na pewno nie pochowają nas razem - zażartował Winiar, ale Pit nie miał nastroju na takie docinki.
- Ja nie chce umierać. Ja nie byłem u spowiedzi! A co jak trafie do piekła? Ja nie umiem niemieckiego i nie dogadam się z diabłem! Będę tam żył samotnie bez dziewczyny. Bo ty Łukasz chociaż będziesz miał Magdę.
- tak i w przeciwieństwie do ciebie umiem niemiecki - rozgrywający triumfalnie wypiął pierś do przodu.
- Guma, masz jeszcze te tabletki usypiające? - zagaił Igła - trzeba jakoś pozbyć się naszego Piotrusia.
W końcu wystartowaliśmy i wbiliśmy się w powietrze. Czekał nas blisko dziewięciogodzinny lot, więc zaraz po tym jak odpięłam pasy założyłam słuchawki i usnęłam oparta o łukaszowe ramie.
- ZIEMIAAA ! wrzasnął Kurek i czym prędzej wybiegł z samolotu. Po czym upadł na kolana na płytę lotniska i cmoknął ją swoimi ustami - tfu !
- współczuję Aśce następnego pocałunku - jęknął zrozpaczony zachowaniem swojego kolegi Winiarski.
- hej chłopaki która jest godzina? - spytałam lekko jeszcze zaspana.
- w Polsce czy tutaj? - uwielbiam te szczegółowe pytania Ruciaka.
- i tu i tu.
- w Polsce koło dwudziestej pierwszej. A tutaj piętnasta.
- Jezu Chryste i wszyscy świeci - westchnęłam - muszę zadzwonic do Aśki.
- teraz raczej się nie dodzwonisz - zaśmiał się Łukasz - Kurek okupuje już polskie przewody telefoniczne. Chodź wchodzimy do autobusu.
Wziął moją walizkę, a swoją torbę przewiesił sobie przez ramię. Drugą ręką chwycił moją dłoń i splotł nasze palce. W ciszy i spokoju przeciskaliśmy się przez tłumy podróżnych aż w końcu udało nam się dotrzeć do autokaru.
- no więc słuchajcie mnie. Powiem wam teraz co i jak żeby później nie zajmować wam waszego cennego czasu - Andrea stanął mniej więcej po środku autobusu
- trenerze, ale jak autobus jedzie to nie powinno się chodzić - upomniał go Kubiak
- czyli jak dojedziemy spotykamy się w jakimś pomieszczeniu.
- NIEEE - odpowiedzieliśmy chórem.
- więc słuchajcie. Dzisiaj macie wolne. Jutro rano trening. Później wolne do końca dnia i masaże. Pojutrze cały dzień trenuje. A następnego dnia mamy już mecz z Brazylią. Rozpiska będzie wisiała u mnie na drzwiach. Dodatkowo Magda dostanie kopię - autokar zahamował i trener pojechał do tyłu. Na szczęście nasz super bohater Możdżonek siedział nieopodal i w ostatniej chwili złapał Andree.
- pokonamy te Kanarki - krzyknął Igła a wszyscy zgodnie mu zawtórowali.
- a właśnie Magdaleno bo ty jeszcze kogoś nie poznałaś - oznajmił Zbyszek
- no niby kogo? Przecież każdego w zaś znam - wywróciłam oczami nie wiedząc o co chodzi Bartmanowi.
Bardzo szybko przekonałam się o czym mówił atakujący. Przede stanął kolejny blisko dwumetrowy siatkarz.
- Łukasz Wiśniewski - przedstawił się i pocałował moją dłoń.
- Wiśnia ta dziewczyna nie dla ciebie - zaśmiał się Winiar.
- a to niby czemu? - zdziwił się środkowy
- od Ziomka kobieta rzecz święta - zsumował Igła.
- ach to sory stary nie wiedziałem - Wiśniewski zwrócił się do Żygadło. Ten tylko się uśmiechnął i cmoknął mnie w policzek. Tak jakby chciał zrobić swojemu koledze na złość.
W końcu zatrzymaliśmy się pod hotelem. Zabraliśmy nasze bagaże. To znaczy chłopaki wzięli, bo ja oddałam swoją walizkę Nowakowskiemu, który tak bardzo nalegał że chcę ją ponieść.
- pierwszy klucz dostaje Magdalena, gdyż panie mają pierwszeństwo. Pokój 444. Później Zatorski jako że jest najmniej męski - zaśmiał się Gardini
- dzięki trenerze. Też pana kocham - mruknął Paweł i odebrał swój klucz.
- ja tam bardziej kocham prezesa -westchnął Guma.
- ja was nie ogarniam. W przeciwieństwie do was ja tam kocham swoją żonę - oznajmił Winiar i zaczął podstawiać każdemu pod nos zdjęcie swojej małżonki i syna.
- a ja kocham Ciebie - wyszeptał mi do ucha Łukasz i wpił się w moje usta - dlatego też mam pokój zaraz koło mojej własnej pani psycholog.
Rozdzieliliśmy się i weszliśmy do kilku wind. Nacisnęłam odpowiedni guzik i już po chwili wyszliśmy z tego mini pomieszczenia.
- NIE MOGĘ ZNALEŹĆ SWOJEGO POKOJU - panikował Kosa.
- przecież ty masz pokój ze mną -Zati przybił sobie facepalma.
W przeciwieństwie do Grześka bardzo szybko odnalazłam swój jednoosobowy pokój. Rzuciłam w kąt walizkę i wyjrzałam przez okno. Widok był nieziemski. Przed mną rozciągała się wspaniała panorama Toronto. Z chwili refleksji wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- pani psycholog potrzebuje pomocy - do pokoju wbił Żygadło i położył się na moim łóżku które w jego mniemaniu zastępowałm kozetkę. Usiadłam na pobliskim fotelu i wyciągnęłam swój notatnik i długopis.
- słucham. W czym ma pan problem? - próbowałam się zachowywać niczym profesjonalista ale przy tym wariacie się po prostu nie da.
- idziemy na miasto ! - do mojego królestwa wbiegł Krzysiek i zaczął wyciągać nas na korytarz.
- dokończymy później ? - zaproponowałam
- jeżeli masz na myśli noc to się zgadzam - uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie.
niedziela, 20 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 42.
Lustrowałam wzrokiem mężczyzę stojącego w drzwiach. Nie wierzyłam własnym oczom. Aż uszczypnęłam się w rękę.
- zapraszam. Niech sam wejdzie - wreszcie zdołałam się wydusić z siebie choć te słowa i ręką wskazałznam na salon.
- napije się pan czegoś? Kawy? Herbaty? A może soku? - proponowała moja mama
- sok - powiedział łamaną polszczyzną siadając na kanapie - przejdę od razu do sedna sprawy. Mam dla Ciebie propozycje i w sumie mogę dodać nie do odrzucenia - uśmiechnął się promiennie - nasz psycholog poszedł sobie na tacierzyńskie zostawiając drużynę przed tak wielkim turniejem. Wiem że właśnie kończysz studia o tym kierunku, więc od razu pomyślałem o tobie. Uzgodniłem to z zarządem który również nie miał nic przeciwko.
- ale trenerze, nie wiem czy sobie poradzę.
- na pewno sobie poradzisz.
- jeżeli pan tak mówi to za pewne tak będzie - wtrąciła moja mama
- zgadzam się ale mam jeden warunek. Chłopaki nie mogą się dowiedzieć że to ja.
- oczywiście. Spotkamy się na lotnisku w Warszawie za dwa dni. Gdybyś mogła odprowadzić mnie do samochodu dałbym ci firmowe rzeczy. A teraz podpiszmy umowę.
Andrea wyjął z teczki umowę, którą po krótkim przeczytaniu bez wahania podpisałam. I tak oto stałam się osobistym psychologiem tych wariatów.
- wybrałem cię też z innego powodu - uśmiechnął się podając mi pudełko - masz z nimi bardzo dobry kontakt więc masz możliwość dokładniejszego pilnowania ich. Mnie tam nigdy nie zapraszali na wieczorny maraton filmowy ani partyjkę pokera - zaśmiał się.
Pożegnałam się z Anastasim i wróciłam do mieszkania. Mama od razu wyskoczyła z butelką wina dodając że musimy opić mój sukces. Połączyłam pasję z nauką co teraz zaowocowało. I pomyśleć że to wszystko zaczęło się od Mariusza który wysłał moje zgłoszenie.
Po pysznym obiedzie wybrałyśmy się na zakupy. Celina wieczorem wracała do siebie, bo przecież nie mogła zostać ze mną wieki. W domu czeka na nią tata.
Całe popołudnie chodziłyśmy po centrum handlowym. Obładowane torbami wróciłyśmy do mieszkania. Mama szybko zebrała się do siebie. Trudno było mi się z nią rozstać biorąc pod uwagę również to że przez następny miesiąc się nie zobaczymy.
Po zjedzonej już w samotności kolacji połączyłam się przez Skype ze Spałą.
- Magda rozumiesz to znowu załatwił nam starego kolesia z miliardem zmarszczek i wielkim znamieniem - narzekał Pit który jakimś nieznanym mi sposobem dostał się do komputera Łukasza.
- Piotruś poradzicie sobie. wierzę w was. - próbowałam go pocieszyć jednocześnie wzbraniałam się od wybuchnięcia śmiechem. Czy ja naprawdę wyglądam jak pomarszczony potwór?
- łatwo Ci mówić. To nie ty będziesz musiała wypłakiwać się jakiemuś dziadkowi - użalał się.
- zawsze możesz zadwonić do mnie - zaproponowałam - a tak w ogóle to gdzie jest Łukasz?
- a co ja Ci już nie wystarczam? - zasmucił się środkowy
- Piteerrr ! - jęknęłam.
- już Ci daje tego twojego kochasia.
- dziękuje Piotrze.
Chwilę później zjawił się Żygadło. Na jego widok od razu uśmiech zawitał na mojej twarzy. Rozmawiałam z nim blisko przez dwie następne godziny, głównie o zbliżającej się Lidze Światowej i o mniemanym starym psychologiem. Po zakończonej rozmowie od razu poszłam spać.
Następnego dnia postanowiłam zawitać jeszcze na zajęcia. Załatwiłam ostatnie sprawy dotyczące mojej obrony. W przerwie w wykładach znów spotkałam się z Aśką. Pochwaliłam jej się moją nową pracą. Zdecydowałyśmy że jutro rano Dryja odwiezie mnie do Warszawy.
Całe popołudnie pakowałam walizkę. Przeważnie znalazły się w niej koszulki które wczoraj dostałam od Andrei. Zmęczona zjadłam jeszcze kolację i zrobiłam kilka kanapek. Po dlugiej relaksującej kąpieli ułożyłam się do snu.
Obudziłam się o piątek. Ubrałam czerwoną koszulkę z orzełkiem i bluzę. Chwilę później przyjechała Aśka i pojechałyśmy do Warszawy. Na miejscu przekonałam przyjaciółkę aby poszła ze mną. Wiedziałam że idzie tylko i wyłącznie ze względu na Kurka.
U progu budynku przywitał nas Anastasi, który najwidoczniej nie mógł się już doczekać mojego przyjazdu. Przyprowadził nas do miejsca gdzie cała reprezentacja oczekiwała na lot. Dryja postanowiła na chwilę trzymać się z tyłu. Gdy tylko zobaczyłam tych dwumetrowców serce mocniej mi zabiło. A widząc mojego Łukasza z fryzurą przez którą chyba przeszedł jakiś tajfun miałam ochotę wskoczyć mu w ramiona. Jednak chciałam im zrobić niespodziankę.Ukryłam się więc za Andreą.
- chłopaki. Nowy psycholog przyjechał - siatkarze jak na zawołanie odwrócili się w naszą stronę. Niepewnie wychyliłam się zza trenera.
- chłopaki ona wygląda jak Magda - zauważył Zati
- przecież to nie może być Magda. Magda jest w Rzeszowie - spierał się z nim Kubiak.
- to na pewno jest Magda - krzyknął Łukasz i momentalnie do mnie podbiegł - dlaczego mi nie powiedziałaś?
- też miło mi Cię widzieć - uśmiechnęłam się i mocno się do niego przytuliłam - pogadamy w samolocie. KUREK PRZYWIOZŁAM COŚ DLA CIEBIE - przyjmujący bardzo szybko znalazł się koło mnie ale jak tylko wskazałam na stojącą pod ścianą Aśkę, zniknął, a później już tulił w swoich ramionach moją przyjaciółkę.
- myślę że nową panią psycholog przyjmiecie bardzo ciepło - dodał Andrea, ale chłopaki już go nie słuchali, byli zbyt zajęci przytulaniem mnie.
Do lotu mieliśmy jeszcze godzinę. Joanna była już drodze do Rzeszowa, a siatkarze oddali się w ręce reprezentacyjnego doktora, który wbijał w ich brzuchy jakiś środek na rozrzedzenie krwi.
- NIEEE! ZABIERZCIE TĄ IGŁĘ! NIE KRZYŚKA! TYLKO TO CHOLERSTWO! - obróciłam się i zobaczyłam wykręcającego się w każdą stronę Bartmana
- Madziu, pierwsza okazja do wykazania się - zaśmiał się Anastasi wskazując ręką na Zbyszka.
Podeszłam do atakującego, która miał już łzy w oczach a doktor nie ustępował i ciągle trwał przy nim ze szczykawką. Reszta ekipy miała z niego niezłą polewkę.
- Magda, nareszcie. Weź mnie stąd. Proszę - błagał na kolanach.
- niestety Zibi - kucnęłam obok niego - Bartman nie sób scen. Ludzie się patrzą. Obiecuje że to cię nawet nie zaboli.
- a będę mógł trzymać cię za rękę?
- zapomnij - krzyknął Żygadło.
- już po krzyku. dziękuje pani Magdo - poinformował lekarz i odszedł do czekającego już Możdżonka.
- jak to już? - zdziwił się Zbyszek
- byłeś tak zajęty rozmową z moją dziewczyną, że nawet nie poczułeś - naśmiewał się Łukasz.
- pani psycholożko mamy kolejnego pacjenta - oznajmił Ignaczak wskazując na siedzącego na plastikowym krzesełku siatkarza.
piątek, 18 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 41.
- córciu, a co tutaj się wydarzyło? - mama zaśmiała się a ja podążyłam za jej głosem do kuchni.
- nic się nie wydarzyło ale mogło.
Gdy tylko zobaczyłam pięknie przybranych stół i świece od razu na moją twarz wkradł się wielki uśmiech. Mama powoli zaczęła sprzątać zastawe, a mi kazała siedzieć bez czynnie na kanapie. Chciałam ruszyć się jeszcze po laptopa, ale moja uparta rodzicielka sama mi go przyniosła. W końcu po długiej kłótni zgodziła się abym pokuśtykała do swojej sypialni. Korzystając z chwili prywatności zaskajpowałam do Łukasza.
- i jak się czujesz? - spytał tym swoim głębokim nosem pełnym troski.
- jest dobrze. Mama jest strasznie nadopiekuńcza ale może wytrzymam - zaśmiałam się
- SŁYSZAŁAM ! - krzyknęła moja rodzicielka, która właśnie rozsiadała się na kanapie w celu obejrzenia kolejnego melodramatu.
- TO NIE PODSŁUCHUJ ! - rzuciłam w jej stronę.
- poznałem moją przyszłą teściową w szpitalu - westchnął Żygadło - cóż za historia.
- teściową? - uniosłam brew do góry
- tak - wyszczeszył się jak głupi do sera.
- Madziuchnaa tęskniem - przed ekranem łukaszowego laptopa pojawiła się zacna twarzyczka mojego ulubionego siatkarzyny.
- Krzychu ! - krzyknęłam posyłając mu buziaka
- dobra laska bo sobie laptaka poślinisz - Igła wystawił swój jakże cenny język na świeże spalskie powietrze.
- kto będzie miał ślinociek ? - do mojego pokoju wpadła.. moja mama.
- dzień dobry pani Celino ! - wydarł się Łukasz gdy tylko usłyszał głos swojej przyszłej teściowej.. o zgrozo, jak to dziwnie brzmi.
- gdzie on jest? On nie miał być w tej całej Pale? - moja rodzicielka zaczęła szukać siatkarza w mojej sypialni. A w 'palskim' pokoju nie mogli poradzić sobie z duszącym się ze śmiechu Ignaczakiem. Boże, z kim ja żyje?!
- mamo.. - jęknęłam - po pierwsze Łukasza tu nie ma. Rozmawiamy przez internet. O tutaj - odwróciłam w jej stronę laptopa - a po drugie to oni są w SPALE !
- o Jezu jaka gafa - moja mama przyłożyła sobie otwartą dłonią w czoło.
- popieram ! - oznajmił Igła który zdołał zebrać swoje ciało z podłogi.
- a to kto znowu? - moja mama uważnie wlepiała swoje czekoladowd tęczówki w ekran laptopa.
- chłopaki ja już będę kończyła - wywróciłam oczami i zamknęłam połączenie.
I moja mama zaczęła mega wielkie przesłuchanie, które podsumowała stwierdzeniem że Łukasz to na prawdę fajny chłopak.
Przez następne dni mama ochoczo mną się opiekowała. Robiła zakupy, śniadania, obiady i kolację. A najgorsze jest to, że ja się już powoli do tego przyzwyczajałam. Zbliżał się wylot chłopaków do Toronto na pierwsze mecze Ligi Światowej. Cholernie trudno mi było normalnie funkcjonować bez Łukasza. Za bardzo do niego przywykłam. Można wręcz powiedzieć że uzależniłam się od jego osoby, jego słów, perfum, stylu życia.. uzależniłam się od niego samego. Nie mogłam przywyknąć do tego że nie ma go obok gdy się budzę i zasypiam.
Cztery dni po moim nieszczęsnym wypadku poszłam już na zajęcia. W przerwie między wykładami zaatakowało mnie Aśka. Ona też nie mogła poradzić sobie bez Bartka. Pasowali do siebie. Oboje nieogarnięci, wielcy bałaganiarze i uparte osły. Więc jednak, Magdaleno, jesteś wspaniałą swatką. Może powinnam założyć jakieś biuro matrymonialne.
- Em słuchasz mnie w ogóle? - Dryja szturchnęła mnie łokciem.
- jasne kochana - mruknęłam.
Chciałam się wsłuchać w jej słowa, ale nie mogłam bo całą moją głowę wypełniał Mariusz, który właśnie nie całe pięć metrów ode mnie wymieniał się DNA z jakąś rudą laską. Poczułam lekkie ukłócie serca. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jednak on jest moim przyjacielem i pomimo tego co się wydarzyło nadal mi na nim zależy.
- wiedziałaś ? - wskazałam Aśce zaistniałe wydarzenie.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Głęboko westchnęłam i z plastikowym kubkiem gorącej kawy wróciłam na zajęcia.
Po jakże wyczerpującej kilku godzinnej męce w słuchaniu wykładu profesora Markowskiego udałam się na trening dziewczyn. Dostałam oficjalne wykluczenie z drużyny z powodu mojej kontuzji. Pan Wojtek nie chciał ryzykować mojego zdrowia. Podasz konsultacji z lekarzem dowiedział się że kolejny uraz kostki może skończyć się dla mnie na wózku inwalidzkim. Rozumiałam jego troskę o moje zdrowie. Sama również nie chciałam ryzykować. Dobrze, że mogę chociaż pracować z rzeszowską drużyną i mieć choć taki kontakt z siatkówką.
Po powrocie do mieszkania mama ugościła mnie kanapkami, a potem zaszyłam się w swoim pokoju. Włączyłam laptopa i czekałam aż Łukasz łaskawie wejdzie na Skype. Zdawałam sobie sprawę, że siatkarze mają teraz napięty plan dnia i ciągłe treningi. Odłożyłam przenośny komputer na drugą część łóżka, a sama przeniosłam się w świat książki którą właśnie czytałam. Z lektury oderwał mnie dopiero dźwięk dostępności. Szybko połączyłam się z Łukaszem.
- halo halo tu Spała - naśmiewał się Bartman.
- Zbyszek?
- nie kurwa święta Genowefa - atakujący wywrócił oczami
- Bartman dziecko drogie jak ty się wyrażasz?! - jak zwykle Zibi dostał ochrzan od Ignaczaka
- co u was tak wesoło?
- chłopaki opijają jutrzejszy wolny dzień.
- a ty korzystając z okazji włamałeś się na laptopa Łukasza?
- słabe zabezpieczenia ma - zaśmiał się
- powiedz mu żeby nie pił dużo - poleciłam
- ta jasne raczej bezalkoholowym picollo się nie opije.
- Bartman wypad stąd ! - łohoho.. Łukaszek się zorientował.
- hej kochanie - przywitałam się
- Słońce Ja już nie wytrzymuje.. brakuje mi ciebie. Tęsknię.. nie dam rady dłużej bez ciebie..
- Łukasz mi też nie jest lekko. Widzimy się zapewne na finale Ligi Światowej bo takiego meczu nie przepuszczę.
- jeżeli do finału dojdziemy..
- jeżeli? Rozgromicie tych pieprzonych Brazylijczyków.
- a kto tu sypie takimi wulgaryzmami ? - tym razem to nie był Igła - o to ty Magda.. a tobie to wybaczam.
- dzięki Guma - rzuciłam gdy rozgrywający opuszczał już łukaszowy pokój - już późno lepiej idź spać..
- jutro mamy tylko basen popołudniu bo Andrea wyjeżdża.. ostatnio nasz psycholog zrezygnował czy poszedł na urlop.. nie wiem już dokładnie co tam mu się stało. Ale teraz pewnie znowu przyjdzie jakiś zgrzybiały staruszek albo pomarszczony potwór z Loch Ness.
- może nie będzie tak źle.. - próbowałam go pocieszyć.
Rozmawialiśmy jeszcze przez następną godzinę po czym zrobiłam się bardzo senna i pożegnaław się z siatkarzem. Wzięłam szybki prysznic i rzuciłam się na łóżko.
Gdy rano się obudziłam czekało już na mnie śniadanko : popisowe naleśniki mojej mamy. Posmarowałam kilka z nich czekoladowym kremem i usiadłam na kanapie. Włączyłam sobie telewizor. Na jednym ze sportowych kanałów pokazywali właśnie reportaż ze spalskiego treningu naszych siatkarzy. Z zapałem oddawali się ćwiczeniom.
Z wielkim bananem na twarzy obserwowałam ich poczyniania. Przyłączyła się też do mnie mama, więc nie obyło się bez przedstawiania wszystkich zawodników.
Około południa przez mieszkanie przeszedł dzieł dzwonka do drzwi. Mama wyprzedziła moją reakcje i poszła otworzyć drzwi.
- Madzia do Ciebie - krzyknęła.
*******
I mamy kolejny rozdział. Przepraszam że niektóre mogą być krótsze ale wyjechałam na ferie i rozdziały pisze i dodaje z telefonu :>
Magda w Rzeszowie, siatkarze w Spale. aż prosi się o jakąś śmierć, ewentualnie wypadek. Co wy na no ? :D
Tym którzy mają ferie, życzę wspaniałego odpoczynku. A tym którzy jeszcze czekają cierpliwości i byle do ferii.
Pozdrawiam z brudnego Śląska.
M.
poniedziałek, 14 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 40.
Jak to zawsze wieczór przed meczem wzięłam relaksacyjną kąpiel, zjadłam płatki z mlekiem i poszłam spać. Ledwo zmrużyłam oko, a mój telefon zaczął wibrować, dając mi do zrozumienia, że ktoś napisał wiadomość tekstową, zwaną w dzisiejszych czasach SMSem. Tym kimś był oczywiście Łukasz, który nie mógł się powstrzymać, aby nie życzyć mi dobrej nocy.
Rano mogłam sobie dłużej pospać, bo z racji tego, że reprezentuję skromne progi naszej politechniki mam wolne w dzień meczów. Zaraz po tym jak powoli zwlokłam się z łóżka i spakowałam torbę, zjadłam szybkie śniadanie. Ubrałam się w dresy i zamawiając taksówkę pojechałam na halę. W przerwie zjadłam kanapkę i zaczęłyśmy się rozciągać. Do rozpoczęcia spotkania zostało nam półgodziny, więc trener wziął nas na krótką odprawę. Jak zwykle kilka motywujących kwestii i podanie ostatecznego ustawienia. Oczywiście, mimo moje nieobecności na kilku treningach, pan Wojciech wystawił mnie w pierwszej szóstce, więc nie zamierzałam zawieść jego zaufania.
- a zostało jeszcze dziesięć minut, więc wpuszczę kogoś do was - trener tajemniczo się uśmiechnął i zniknął za drzwiami szatni.
Po chwili pomieszczenie zaczęło wypełniać się dwumetrowymi mężczyznami No może nie od razu wypełniać, bo przybyło ich tylko kilku, bo reszta spędzała ostatnie chwilę z najbliższymi. Tak więc w szatni znalazł się sam Zbigniew Bartman, Grzegorz Kosok, Piotr Nowakowski, Krzysztof Ignaczak - czyli mieszkańcy Rzeszowa. Nie mogło także zabraknąć Łukasza, który od razu rzucił się na mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Na końcu nie pewnie do pomieszczenia wszedł Kurek. Rozejrzał się dokładanie po dziewczynach, aż w końcu spostrzegł swoją wybrankę. Aśka niczego nie świadoma zakładała ochraniacze, na nieszczęście dla niej stała tyłem do całego męskiego grona, więc Bartek bez problemy, cichaczem podszedł do niej i łapiąc ją w pasie odwrócił przodem do siebie. Zawsze nie ogarnięta Dryja zaczęła okładać go pięściami, ale gdy tylko zorientowała się kto jest jej napastnikiem wpadła w nieopisany entuzjazm, porównywalny do tego gdybyśmy zdobyły tytuł Akademickiego Mistrza Polski.
Chłopaki również odprawili mowę motywującą, a najbardziej (w sumie jako jedyny) udzielał się nie kto inny jak nasz nadpobudliwy Ignaczak.
- tak więc, jak nie wygracie to skopiemy wam tyłki ! - tak, tak motywacja, pierwsza klasa - która z was jest libero !?
- ja - Inga niepewnie podniosła rękę do góry
- kto to jest ja ? - Igła wczuł się w rolę.
- Inga Budzyńska - przedstawiła się, gdyby mogła wykrzyczałaby to niczym żołnierz "yes, sir"
- na Tobie spoczywa cały ciężar gry. pamiętaaj... - wziął naszą libero na stronę i zaczął jej wszystko objaśniać.
- no panienki do roboty, pokonajmy te kościotrupy - do szatni wpadł trener i zaczął powoli wyganiać nas na boisko.
- Waronówna, zaczekaj ! - usłyszałam za sobą głos Bartmana, a już po chwili dostałam od każdego kopa w dupę.
- dobrze, że powiedział chociaż Waronówna -mruknęłam do Żygadło i zniknęłam za drzwiami na salę.
Wzrokiem odprowadziłam ich na ich miejsca na trybunach. Nastąpiło przywitanie drużyn i przedstawienie wyjściowych składów. Gdy tylko nasi goście specjalni usłyszeli , że spiker wymawia moje nazwisko zaczęli drzeć się jak opętani, za co zostali zganieni przez większą część widzów., ale tylko na moment, bo zaraz obok nich zrobiły się kolejki fanów. A masz babo placek ! Nie trzeba było się tak wydzierać !
Spotkanie rozpoczęło się łeb w łeb. Szliśmy punkt za punkt, akcja za akcję. Pierwszego seta udało nam się wygrać 32:30. Drugi set zaczął się również emocjonująco. Miałyśmy piłkę setową w górze. Ścięłam w potrójny blok i piłka wyszła na aut. Dziewczyny zbiegły się w kółko i wykonały nasz charakterystyczny okrzyk "hejop", kiedy ja siedziałam na parkiecie i trzymałam się za kostkę. Moje szczęście, zawsze i wszędzie. Przy opadaniu źle stanęłam na kontuzjowaną nogę, a w dodatku zawodniczka drużyny przeciwnej popchnęła mnie, po tym jak nie udał jej się blok. Po chwili podbiegł do mnie trener i razem z Aśką znieśli mnie z boiska. Chciałam wrócić i dokończyć trzecią partię, jednak ból był na tyle silny, ze nie mogłam stać na bolącej nodze. Od razu wokół mnie pojawili się siatkarze, którzy zadeklarowali, że odwiozą mnie do szpitala. Łukasz wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego samochodu. Razem ze Zbyszkiem delikatnie położyli mnie na tylnym siedzeniu i łamiąc wszelakie przepisy drogowe dojechaliśmy pod budynek rzeszowskiej klinki. W mgnieniu oka znalazłam się w białym gabinecie lekarza, który od razu skierował mnie na wszelakiego rodzaju prześwietlenia. Po godzinie badań postawiono mi diagnozę : czekała mnie operacja kostki, a dalszej grze mogłam na razie zapomnieć. Siedziałam na szpitalnym łóżku czekając na moment gdy przewiozą mnie na blok operacyjny.
- można ? - usłyszałam delikatne otwieranie drzwi
- wejdź - uśmiechnęłam się i poklepałam kołdrę obok siebie.
- wiesz, że wszystko będzie dobrze? - Łukasz usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił
- nic nie będzie dobrze - poczułam jak do moich oczu napływają łzy - nie będę mogła już grać
- nie martw się. Znajdę najlepszego rehabilitanta na świecie i zanim się obejrzysz wrócisz do swojej drużyny.
- lepiej zajmij się wygraniem Ligii Światowej - niepewnie uniosłam kąciki swoich ust do góry.
- pani Magdaleno zapraszam na wózek, zaraz zaczynamy operację - do sali weszła pielęgniarka i po chwili leżałam już na bloku operacyjnym. Anestezjolog podała mi znieczulenie.
Obudziłam się w czterech białych ścianach szpitalnej sali. Obok mnie na krześle przysypiał Żygadło, a na łóżko obok oparta o ramię Kurka spała Aśka. Chrząknęłam delikatnie dając im do zrozumienia, że koniec tego spania. Jako pierwsza ocknęłam się Dryja.
- i jak wygrałyśmy ? - zapytałam szeroko uśmiechając się do przyjaciółki.
- nie było łatwo, ale dałyśmy radę - odwzajemniła uśmiech - a i mam coś dla Ciebie - zza pleców wyjęła statuetkę najlepszej zawodniczki meczu.
- na prawdę ? - spytałam z niedowierzaniem obracając figurkę siatkarki w dłoniach
- no raczej nie inaczej złotko - zaśmiała się Aśka budząc przy tym chłopaków.
Zamieniłam kilka zdań z zakochanymi Kurkami, po czym moje gołąbeczki, jak to mówi Igła, opuściły sale pozostawiając mnie tylko z Łukaszem.
- siatkarzu, a czy ty nie powinieneś być w drodze do Spały ?
- postanowiłem, że odpuszczę sobie mecze w Toronto, Paweł na pewno sobie poradzi, a teraz moje miejsce jest przy Tobie - uniósł moją dłoń i pocałował ją.
- Żygadło weź mnie nie osłabiaj ! Raz dwa stąd wychodzisz i razem z Kurkiem jedziecie do Spały! A ja sobie dam radę. Mam Aśkę, a w razie czego zadzwonię do mamy i zamieszka ze mną.
- to nie będzie konieczne Twoja mama już tutaj jest.
- więc nie ma problemu. A teraz jazda i nie wracać mi bez złota!
- ale Madzia..
- nie zmienię zdania.
Podniosłam się i pocałowałam go po czym dałam mu do zrozumienia, że ma już się zbierać. Gdy tylko rozgrywający opuścił salę, do pomieszczenia weszłam moja mama i lekarz prowadzący. Okazało się, że mam śrubę, czy jakieś inne żelastwo w kostce i przez jakiś czas będę musiała chodzić w specjalnym usztywniaczu. Poinstruował mnie jak mam go zakładać i zdejmować. Ostrzegł, że powinnam dużo chodzić, po czym dał mi wypis i razem z mamą wrócił do swojego mieszkania.
sobota, 12 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 39.
Włożyliśmy nasze walizki i torby do bagażnika i zajęliśmy swoje miejsca. Wygodnie rozłożyliśmy się na siedzeniach i każdy zajął się swoim życiem. Część zatonęła w dźwiękach ulubionych zespołów, część majaczyła coś przez sen. Na przykład taki Zatorski zaczął wołać swoją mamę.
Nie na długo dano mi się cieszyć błogim spokojem. Nie minęliśmy nawet tabliczki informującej, że wyjechaliśmy z Gdańska, a Igła już zaczął się nudzić.
- poróbmy coś ciekaweego - rzucił podpierając twarz dłońmi.
- niby co ? - mruknęłam
- macie jakiś pisak ? - Krzysiek krzyknął szeptem, aby nie obudzić śpiących zawodników.
Pokiwałam głową i wyjęłam z torebki czarny marker. Podałam go Ignaczakowi, który jak zwykle wykorzystał go do swoich niecnych planów.
Na pierwszy ogień poszedł młodszy libero. Po krótkiej wizycie u najlepszej reprezentacyjnej makijażystki Krzysztofy Zati wyszedł z pięknym napisem na czole. Teraz cały świat dowie się jak Paweł kocha swoją mamę. Następnie ręką Igły został upiększony również Winiarski. Napis na jego czole informował o jego nadludzkim talencie wokalnym. Przyszedł czas na Kurka. Igła długo się zastanawiał, czy nie narysować mu przypadkiem karniaka, ale w końcu zdecydował się na wypisanie kurkowego numeru telefonu z dopiskiem "zadzwoń". Aśka ledwie powstrzymała się od śmiechu.
- Krzysiek, jeszcze tutaj ! - krzyknął ktoś z przodu, a Igła jak na skrzydłach zjawił się koło śpiącego trenera Anastasiego.
- co mu napisałeś ? - spytał zaciekawiony Bartman, gdy Ignaczak powrócił już na swoje miejsce.
- "Igła jest Bogiem" - zaśmiał się libero - Madziuchno, ten marker był zmywalny ?
- chyba taak - westchnęłam i dokładnie przeczytałam etykietkę czarnego flamastra - nie jest wodoodporny.
- to źle, czy dobrze ? bo już się pogubiłem .. - westchnął Zatorski. Zaraz.. ZATORSKI?!
- oo Pawełku, już nie śpisz - Jarosz próbował ratować sytuację.
- no nie śpię, nie śpię. niezły kawał wywinęliście Michałowi, Bartkowi i Andrei - zaśmiał się młody libero.
- Zati, przerażasz mnie - mruknęłam i wybuchnęłam śmiechem. Zaraz za mną zrobiła to reszta 'nieśpiących' zawodników, obudziliśmy przy tym śpiące towarzystwo.
Mimiką twarzy daliśmy sobie do zrozumienia, że buzia na kłódkę, a kluczyk do wyrzucenia. Na szczęście ofiary żartów Krzyśka siedziały w dość dużej odległości i nie zauważyły zmian na swojej twarzy tak od razu. Ale niestety w końcu Kurek miał jaką bardzo ważną sprawę do Winiara, więc przysiadł się do niego. Oboje dokładnie obejrzeli twarze swojego towarzysza, po czym wybuchnęli śmiechem. Kurek widział malunek na twarzy Winiara, ale nie na swojej, a Michał odwrotnie. I na szczęście tak pozostało. Nawet Zatorski się nie zorientował. Następne godziny przejechaliśmy w ciszy i spokoju. Chłopaki zajęli się grą w karty, a ja mogłam zdrzemnąć, bo Łukasz zapewnił mnie, że będzie pilnował aby Igła nie zrobił mi krzywdy.
Obudziły mnie jakieś hałasy dochodzące z zewnątrz. Autokar stał na poboczu, na jakim odludziu. Wyszłam do dyskutujących na dworze siatkarzy.
- co się dzieje ? - spytałam jeszcze zaspanym głosem.
- autokar się popsuł - mruknął Kubiak.
- jak to się popsuł ? ja mam mecz we wtorek ! Ja chcę do Rzeszowa ! - zaczęłam nieźle panikować
- nie spinaj się bo wylądujesz powiązana sznurkiem w rowie tak jak Piotrek i Paweł - Możdżonek wskazał na skrępowanych jakimiś sznurówkami Nowakowskiego i Zatorskiego.
- macie coś do piciaa ? pić mi się chcę - jęczał młody libero.
- i teraz stwierdzenie lebioda usychająca w szczerym polu, nabrało dosłownego znaczenia - zaśmiał się Igła sięgając po jedną z nielicznych już butelek wody.
- a co się w ogóle stało ? - zapytałam po chwili namysłu.
- no ten stary grad, który za pewne pamięta lata Polski Ludowej nie chce odpalić - zaczął tłumaczyć Ruciak.
- to może byśmy tak go popchali ? - rzuciłam pomysł
- no chyba ty ! - krzyknęli chórem.
- my jesteśmy siatkarzami, a nie jakimiś popychaczami zepsutych autobusów - oburzył się Winiarski.
- nie bądź taki skromny, bo napis na czole wcale nie oddaje twoich talentów - wypaliłam. Po chwili zrozumiałam jaka idiotyczną gafę popełniłam. Schyliłam głowę i zaczęłam nucić jakąś bezsensowną melodyjkę z nadzieją, że może Michał tego nie słyszał.
- jaki napis na czole ?! - bełchatowski przyjmujący złapał się za czoło i szybko pobiegł do autobusu, aby przejrzeć się w jednym z lusterek
- nie żyjesz ! - syknął Igła
- oj Krzysiu nie przesadzaj, kiedyś to musiało się wydać - poklepałam libero po plecach.
- który to !? - wrzasnął rozzłoszczony Winiarski.
- chłopaki, trzeba popchnąć autobus - w naszym 'skromny' kółku różańcowym pojawił się Andrea.
Siatkarze zmierzyli go wzrokiem i zaczęli się śmiał, ale nie z jego nakazu, tylko z napisu na jego czole.
- Igłaa - wycedził przez żeby Winiar - nie żyjesz !
- ale o co chodzi ? - spytał zdezorientowany szkoleniowiec
- o to co pan, ja, Zati i Siurak mamy na czole - oznajmił Michał.
- następny niemądry żart Ignaczaka ? - podsumował Anastasi, a siatkarze zgodnie pokiwali głowami, wypychając z rzędu biednego Krzyśka.
- pchacie ten autobus czy nie !? - krzyknął kierowca
- ta jasnee - mruknęliśmy i zabraliśmy się do wykonania zadania.
Chwilę później usłyszeliśmy już 'ryk' silnika. Więc weszliśmy do środka i zajęliśmy swoje miejsca. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Do Warszawy zostało nam jakieś 100 kilometrów.
- ternerzeee ! - wrzasnął Zagumny - Zatorski i Nowakowski zostali w rowie !!!!
- mała szkoda, nie wracajmy - skwitował Igła
- ja z wami kiedyś oszaleje - westchnął Andrea i kazał kierowcy zawrócić.
- całe życie z wariatami ! - zaśmiał się Łukasz.
Gdy tak sobie wracaliśmy (los chciał, że odjechaliśmy może 10 minut drogi zanim się zorientowaliśmy o ubytkach w kadrze) wszystkie ofiary kawału zdążyły zmyć swoje napisy nawilżającymi chusteczkami. Wszyscy oprócz pozostawionego Zatiego. Wspólnie stwierdziliśmy, że młody libero nie musi być poinformowany o jego pięknym wyznaniu na czole. No chyba, że Pit już mu powiedział.
- nareszcie. Zostawiliście mnie na pastwę dzikich wilków, wilczych dzików i Zatorskiego! - obwiniał nas Piter
- hee, a ty co masz do dzików ?! - wtrącił Kubiak z miną typu "no co, chcesz się bić?"
- do dzików nic.. ale do wilczych dzików dużo... - burknął środkowy
- Piotrek powiedziałeś Zatiemu o tym napisie ? - szepnęłam gdy zajął miejsce przede mną
- no coś ty - uśmiechnął się - dziki wilk mu powiedział.
- za długo przebywał sam na sam z Zatorskim - podsumował Żygadło.
- oby - westchnęłam.
Szybko dotarliśmy do Warszawy. Z środka komunikacji jakim jest autokar przesiedliśmy się do łukaszowego samochodu osobowego.
W godzinach wieczornych dotarliśmy do Rzeszowa. Po długich sprzeczkach o to do kogo jedziemy, postanowiliśmy rzucić monetą. Wypadł orzeł, więc pojechaliśmy na Klonową, do mojego mieszkania. Zjedliśmy szybką kolację, wzięliśmy prysznic i grzecznie poszliśmy spać.
czwartek, 10 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 38.
- kochanie poznaj mojego kolegę z Trentino - oznajmił Łukasz - Madzia to jest Andrea Bari, Andrea to jest moja dziewczyna Magdalena Waroń - i tu tak dla jasności drugą część powiedział oczywiście po włosku. Jako iż ja z językiem włoskim nie miałam praktycznie żadnego do czynienia postanowiliśmy rozmawiać po angielsku.
- a więc to prawda, że w Polsce są najpiękniejsze dziewczyny - zaśmiał się Andrea, a ja poczułam jak czerwienią mi się policzki.
- dla takiej dziewczyny to nawet można przenieś się na stałe do Polski - dodał Żygadło i pocałował mnie w policzek.
- może za niedługo staniemy po przeciwnych stronach siatki nie tylko jako reprezentanci kraju - skwitował Bari - ale mam nadzieję, że na ślub to mnie zaprosicie.
- jeżeli kiedykolwiek taki weźmiemy, to ty będziesz honorowym gościem -uśmiechnęłam się w stronę włoskiego libero
- jeżeli? Andi spokojnie za jakieś półtora roku robimy kawalerski - Łukasz przybił z kolegą głośną piątkę.
- a ślub za kolejne półtora - wyszczerzyłam się
- kłócicie się jak stare dobre małżeństwo -skwitował Bari, po czym posłał w naszym kierunku swój uśmiech "błagam o wybaczenie, ja nie chciałem tego powiedzieć, samo jakoś wyszło".
Zabawa trwała w najlepsze i nawet nie wiem jakim cudem znaleźliśmy się w hotelu.
Z przebudzeniem się mieliśmy małe problemy. Kac nie dawał nam spokoju. Zmotywowana tylko tym, że wreszcie wyśpię się we własnym łóżeczku wstałam i szybko się ogarnęłam. Obudziłam śpiącego księcia, po czym obeszłam wszystkie pokoje. Jak się okazało nikt nie miał najmniejszej ochoty wstawać. W końcu udało mi się wszystkich obudzić i czułam się na prawdę wspaniale. Wreszcie zrobiłam coś dla siebie i coś dla nich! Dumna wróciłam do swojego pokoju, gdzie ku mojemu zaskoczeniu Łukasz nadal okupował cieplutką pościel gdańskiego hotelu.
- Żygadło, leniu ty ! wstaaawaj ! - wydarłam się
- słońce no jeszcze pięć minut - wyszeptał zachrypniętym głosem... W tym wydaniu jego głos był jeszcze bardziej ponętny.
- słońce już dawno wzeszło i świeci za oknem. O tutaj ! - odsłoniła potężne kotary wpuszczając jasne promienie do środka - czekam w restauracji - rzuciłam i wyszłam.
Po drodze spotkałam Kurka i Aśkę, więc razem z nimi doszłam już do restauracji. Zamówiłam jeden z zestawów śniadaniowych. Igła powoli przeżuwał swój omlet jakby bał się powrotu jego wczorajszej zmory. W końcu pojawił się Żygadło. Miał na sobie ciemne dżinsy i koszulę w biało-czarno-czerwoną kratę, a jego włosy były w totalnym nieładzie. I muszę przyznać, że tak wyglądał o wiele seksowniej.
- cześć kochanie - wyszeptał jeszcze zaspanym głosem i usiadł obok mnie obdarowując mój policzek całusem.
- rzygam waszą miłością -rzucił Nowakowski
- Piter nie przy jedzeniu ! - skarcił go Krzysiek
- A więc Piotrze, wczorajszy podryw się nie udał ? - spytałam
- niestety - mruknął środkowy
- najwidoczniej Zibi jest kiepskim nauczycielem - zaśmiał się Możdżonek
- albo Piotrek niepojętnym uczniem - dodał Zagumny
- hej, heeej co wy macie do mojej zacnej osoby ? - Bartman jakby obudził się ze snu
- nic Zbyszko, nic... - westchnęłam i zaczęłam przeżuwać kolejny kęs jajecznicy
- Zbyszko ? ten z Bogdańca ? - inteligencja szanownego pana Kubiaka czasem mnie przeraża, ale chociaż "Krzyżaków" przeczytał.
- a gdzie masz Danusię ? - zaśmiał się Ignaczak
- a Jagienkę ? - dodał Winiarski
- Zbyszek - oburzył się Zatorski - ja nie wiedziałem, że ty z Bogdańca jesteś.. gdzie to dokładnie jest ? - przez całą salę przeszedł dźwięk otwartej dłoni uderzającej o czoło.
- Zatiiii - mruknęłam
- słucham Cię o Magdaleno ?
- czytałeś kiedyś "Krzyżaków" ?
- to jest ta powieść Mickiewicza ? - Paweł odpowiedział pytaniem na pytanie, a wszyscy zgodnie przybili sobie facepalm'a.
- dobrze, że chociaż siatkarz z niego jaki taki - mruknął Igła.
- ej no ale o co wam chodzi ? -dopytywał się młody libero.
- Paweł co miałeś z polskiego w gimnazjum ? - zapytał Guma
- ja? mhhhmm niech pomyślę... 4 chyba - odpowiedział po dłuższym zastanowieniu. Tym razem obyło się bez plaskacza w środek czoła. Zamiast tego wszyscy zaczęli szukać pod stołem swoich żuchw.
- ty miałeś 4? a ja na marną dwójcynę się załapałem - burknął Jarosz - ale chociaż wiem kto napisał "Krzyżaków".
- no kto ? - westchnął Bartman
- no jak to kto ? przecież to jest oczywiste, że Żeromski ! - i kolejny dobitny i głośny dźwięk dłoni odbijającej się od twarzy. Siatkarze na prawdę potrafią zadziwić.
- o czym tak dyskutujecie ? - obok naszego stołu pojawił się trener Andrea.
- o "Krzyżakach" - Ruciak grzecznie odpowiedział swojemu przełożonemu
- ach tak czytałem. Świetna powieść historyczna Sienkiewicza - Anastasi uśmiechnął się i odszedł do swojego stolika.
- Sienkiewicza ?! - wykrzyczeli niemal równocześnie Kuba i Paweł, po czym jako jedyni przybili sobie kolejnego facepalm'a. Już nawet nie wiem, który to był w ciągu tych zaledwie kilka minut. A przecież jeszcze cały dzień drogi przed nami. Obym tylko nie trafiła z nimi do jakiegoś wariatkowa.
niedziela, 6 stycznia 2013
ROZDZIAŁ 37.
- i jak? - jego głęboki głos przysparzał mnie o przyjemne dreszcze
- jest okej - uniosłam kciuk do góry.
- na pewno ? - dopytywał z troską.
- na pewno. A ty nie powinieneś leżeć u Olka na kozetce?
- byłem u Antczaka. Wolę nie ryzykować, tym, że nasz karateka połamie mi kości - zaśmiał się
Przesiedzieliśmy w pokoju grubo ponad godzinę. W tym czasie wszyscy reprezentanci byli już jak nowo narodzeni. Zaczęłam więc szykować się na wypad do klubu.
Co z tego, że Aśka spakowała moje ulubione szpilki, jak ja nie mogę ich założyć, aby nie pogłębiać kontuzji. A przypadki przecież chodzą po ludziach, więc znając moje nieopisane szczęście prędzej czy później się połamie. Jak na razie wolę nie wywoływać wilka z lasu. Postawiłam więc na beżowe szpilki, bordowe spodnie i jasny t-shirt. Poczekałam, aż Łukasz wybierze koszulę i opuściliśmy pokój, obierając przy tym za cel komnatę Ignaczaka. Jako iż jesteśmy kulturalnymi, dobrze wychowanymi ludźmi zapukaliśmy do drzwi. Z tym, że nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi, więc po prostu sami się wprosiliśmy. Gdy tylko przekroczyłam próg gorzko pożałowałam tego co zrobiłam. Piotrek latał po całym pokoju w samych bokserkach mrucząc coś pod nosem o jakiejś dziewczynie. Przerażony Igła leżał opatulony kołderką i nie wyglądał za dobrze. Pomogłam Nowakowskiemu dopasować koszulę do jego spodni, po czym środkowy zniknął za drzwiami łazienki.
- jak się czujesz Krzychu ? - przysiadłam na skraju jego łóżka.
- oj źle, doktorku, źle - odparł chrypliwym głosem.
- a więc my Ci już nie przeszkadzamy i zmywamy się na tą imprezkę, co nie Madzia ? - zaśmiał się Żygadło.
- imprezkę, powiadasz ? - Ignaczak nagle ożył i zaczął wygrzebywać się z łóżka
- Krzysiek, ale ty przecież chory jesteś... powinieneś leżeć - tłumaczyłam próbując zachować powagę.
- nie przesadzajcie nic mi nie jest ! - krzyknął uradowany i zaczął wyrzucać ciuchy ze swojej walizki.
- za 10 minut przed hotelem - oznajmiłam i wyszliśmy na korytarz trzaskając drzwiami.
Po chwili na horyzoncie pojawili się państwo Kurek. Joanna przeszła dzisiaj samą siebie. Jej długie nogi idealnie zgrały się z czarnymi szpilkami, do tego stylowa mała czarna i lekko zakręcone włosy. Teraz uświadomiłam sobie, że będę najniższa z całego grona i, że muszę zabić Winiarskiego. W czwórkę weszliśmy do windy i na moje szczęście dobiegł do nas jeszcze Winiar i Kosa.
- no heeeeej Madzia, jak tam nóżka ? - zapytał się Michał. Wiedziałam, że z trudem powstrzymuje swój śmiech.
- Misiek, ty się lepiej do mnie nie zbliżaj - syknęłam.
Klaustrofobiczne pomieszczenie zwane przez większość zwykłych, niewyróżniających się swą wielkością ludzi - windą, lecz przez grupę dwumetrowych, rosłych mężczyzn często nazywane - klatką dla ptaków. Nie pytajcie, czemu, bo sama nie wiem. Oni mają dziwne pomysły. Ale ja mam nie lepsze. Muszę jakość zemścić się na przyjmującym. Wychodząc z windy 'przez przypadek' nadepnęłam na jego stopę. Winiarski cicho zawył z bólu, ale nie dał tego po sobie poznać. Niech się cieszy, że Łukasz zabronił mi nałożyć moich szpilek.
Przed hotelem czekała już większa część ekipy. Czekaliśmy tylko na Igłę i Pita, którzy jak zwykle wlekli się na samym końcu.
- no Piotruś czas na lekcję podrywa - Zibi poklepał środkowego po plecach.
- a gdzie my w ogóle idziemy na tą imprezę ? - spytał Możdżonek
- a no właśnie tak czekam na sms'ka od Łasko, a tu ani widu ani słychu - mruknął Dziku
- dwaj przyjaciele z boiskaaa - zaczął wyć Kurek, więc jednak ta super mieszkanka Bartmana jeszcze działa.
- dwaj przyjaciele z klubu - poprawił go Guma.
- ej cicho po dostałem wiadomość ! - krzyknął Kubiak - mamy iść do jakiegoś 'X-clubu'.
- a gdzie to niby jest ?! - Kosok wykrzyczał to wprost do ucha Michała
- mnie się pytasz ?
W końcu dzięki pomocy życzliwej gdańszczanki o wdzięcznym imieniu Leokadia, tak tej Lodzi od Pawełka, dotarliśmy pod wyznaczony klub.
Weszliśmy do środka i od razu zlokalizowaliśmy naszych włoskich znajomych. Zajęli największą lożę i czekali na nasze wejście. A wiecie, polska reprezentacja musi mieć najlepsze wejście, więc zanim jeszcze zdążyliśmy postawić stopę na parkiecie 'X-clubu" zaatakowali nas fani. Razem z Dryją szybko się ulotniłyśmy i przywitałyśmy się z Włochami.
- zjeździłem już cały świat, a nigdzie nie widziałem tak pięknych kobiet - komplementował już nie źle wstawiony Savani.
- brunetki, blondynki ja wszystkie was dziewczynki całować chcę... - wydzierał się jedyny włoski siatkarz znający polską mowę, czyli Michał Ł.
Czułam się wśród nich jak kurdupel. Co tam moje niecałe metr osiemdziesiąt jak oni mają powyżej dwóch. Wypatrzyłam sobie idealne miejsce w głębi loży i powoli zmierzałam w jego kierunku, gdy ktoś złapał mnie za rękę. Obróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą twarz włoskiego przyjmującego - Ivana Zaytseva.
- zatańczymy ? - zapytał po polsku, łamiąc sobie przy tym swój język i kalecząc naszą piękną mowę.
Zerknęłam w stronę naszych polskich sportowców, którzy ciągle rozdawali autografy, a kolejka fanów wcale nie malała. Chwyciłam wyciągniętą rękę Ivana i poszłam za nim na parkiet. Przetańczyliśmy wspólnie kilka piosenek. Później w swoje obroty wziął mnie Łasko i Masterangelo.
- odbijamy ? - usłyszałam za swoimi plecami wyraźnie polski język.