piątek, 18 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 41.

- córciu, a co tutaj się wydarzyło? - mama zaśmiała się a ja podążyłam za jej głosem do kuchni.
- nic się nie wydarzyło ale mogło.
Gdy tylko zobaczyłam pięknie przybranych stół i świece od razu na moją twarz wkradł się wielki uśmiech. Mama powoli zaczęła sprzątać zastawe, a mi kazała siedzieć bez czynnie na kanapie. Chciałam ruszyć się jeszcze po laptopa, ale moja uparta rodzicielka sama mi go przyniosła. W końcu po długiej kłótni zgodziła się abym pokuśtykała do swojej sypialni. Korzystając z chwili prywatności zaskajpowałam do Łukasza.
- i jak się czujesz? - spytał tym swoim głębokim nosem pełnym troski.
- jest dobrze. Mama jest strasznie nadopiekuńcza ale może wytrzymam - zaśmiałam się
- SŁYSZAŁAM ! - krzyknęła moja rodzicielka, która właśnie rozsiadała się na kanapie w celu obejrzenia kolejnego melodramatu.
- TO NIE PODSŁUCHUJ ! - rzuciłam w jej stronę.
- poznałem moją przyszłą teściową w szpitalu - westchnął Żygadło - cóż za historia.
- teściową? - uniosłam brew do góry
- tak - wyszczeszył się jak głupi do sera.
- Madziuchnaa tęskniem - przed ekranem łukaszowego laptopa pojawiła się zacna twarzyczka mojego ulubionego siatkarzyny.
- Krzychu ! - krzyknęłam posyłając mu buziaka
- dobra laska bo sobie laptaka poślinisz - Igła wystawił swój jakże cenny język na świeże spalskie powietrze.
- kto będzie miał ślinociek ? - do mojego pokoju wpadła.. moja mama.
- dzień dobry pani Celino ! - wydarł się Łukasz gdy tylko usłyszał głos swojej przyszłej teściowej.. o zgrozo, jak to dziwnie brzmi.
- gdzie on jest? On nie miał być w tej całej Pale? - moja rodzicielka zaczęła szukać siatkarza w mojej sypialni. A w 'palskim' pokoju nie mogli poradzić sobie z duszącym się ze śmiechu Ignaczakiem. Boże, z kim ja żyje?!
- mamo.. - jęknęłam - po pierwsze Łukasza tu nie ma. Rozmawiamy przez internet. O tutaj - odwróciłam w jej stronę laptopa - a po drugie to oni są w SPALE !
- o Jezu jaka gafa - moja mama przyłożyła sobie otwartą dłonią w czoło.
- popieram ! - oznajmił Igła który zdołał zebrać swoje ciało z podłogi.
- a to kto znowu? - moja mama uważnie wlepiała swoje czekoladowd tęczówki w ekran laptopa.
- chłopaki ja już będę kończyła - wywróciłam oczami i zamknęłam połączenie.
I moja mama zaczęła mega wielkie przesłuchanie, które podsumowała stwierdzeniem że Łukasz to na prawdę fajny chłopak.

Przez następne dni mama ochoczo mną się opiekowała. Robiła zakupy, śniadania, obiady i kolację. A najgorsze jest to, że ja się już powoli do tego przyzwyczajałam. Zbliżał się wylot chłopaków do Toronto na pierwsze mecze Ligi Światowej. Cholernie trudno mi było normalnie funkcjonować bez Łukasza. Za bardzo do niego przywykłam. Można wręcz powiedzieć że uzależniłam się od jego osoby, jego słów, perfum, stylu życia.. uzależniłam się od niego samego. Nie mogłam przywyknąć do tego że nie ma go obok gdy się budzę i zasypiam.

Cztery dni po moim nieszczęsnym wypadku poszłam już na zajęcia. W przerwie między wykładami zaatakowało mnie Aśka. Ona też nie mogła poradzić sobie bez Bartka. Pasowali do siebie. Oboje nieogarnięci, wielcy bałaganiarze i uparte osły. Więc jednak, Magdaleno, jesteś wspaniałą swatką. Może powinnam założyć jakieś biuro matrymonialne.
- Em słuchasz mnie w ogóle? - Dryja szturchnęła mnie łokciem.
- jasne kochana - mruknęłam.
Chciałam się wsłuchać w jej słowa, ale nie mogłam bo całą moją głowę wypełniał Mariusz, który właśnie nie całe pięć metrów ode mnie wymieniał się DNA z jakąś rudą laską. Poczułam lekkie ukłócie serca. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jednak on jest moim przyjacielem i pomimo tego co się wydarzyło nadal mi na nim zależy.
- wiedziałaś ? - wskazałam Aśce zaistniałe wydarzenie.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Głęboko westchnęłam i z plastikowym kubkiem gorącej kawy wróciłam na zajęcia.
Po jakże wyczerpującej kilku godzinnej męce w słuchaniu wykładu profesora Markowskiego udałam się na trening dziewczyn. Dostałam oficjalne wykluczenie z drużyny z powodu mojej kontuzji. Pan Wojtek nie chciał ryzykować mojego zdrowia. Podasz konsultacji z lekarzem dowiedział się że kolejny uraz kostki może skończyć się dla mnie na wózku inwalidzkim. Rozumiałam jego troskę o moje zdrowie. Sama również nie chciałam ryzykować. Dobrze, że mogę chociaż pracować z rzeszowską drużyną i mieć choć taki kontakt z siatkówką.

Po powrocie do mieszkania mama ugościła mnie kanapkami, a potem zaszyłam się w swoim pokoju. Włączyłam laptopa i czekałam aż Łukasz łaskawie wejdzie na Skype. Zdawałam sobie sprawę, że siatkarze mają teraz napięty plan dnia i ciągłe treningi. Odłożyłam przenośny komputer na drugą część łóżka, a sama przeniosłam się w świat książki którą właśnie czytałam. Z lektury oderwał mnie dopiero dźwięk dostępności. Szybko połączyłam się z Łukaszem.
- halo halo tu Spała - naśmiewał się Bartman.
- Zbyszek?
- nie kurwa święta Genowefa - atakujący wywrócił oczami
- Bartman dziecko drogie jak ty się wyrażasz?! - jak zwykle Zibi dostał ochrzan od Ignaczaka
- co u was tak wesoło?
- chłopaki opijają jutrzejszy wolny dzień.
- a ty korzystając z okazji włamałeś się na laptopa Łukasza?
- słabe zabezpieczenia ma - zaśmiał się
- powiedz mu żeby nie pił dużo - poleciłam
- ta jasne raczej bezalkoholowym picollo się nie opije.
- Bartman wypad stąd ! - łohoho.. Łukaszek się zorientował.
- hej kochanie - przywitałam się
- Słońce Ja już nie wytrzymuje.. brakuje mi ciebie. Tęsknię.. nie dam rady dłużej bez ciebie..
- Łukasz mi też nie jest lekko. Widzimy się zapewne na finale Ligi Światowej bo takiego meczu nie przepuszczę.
- jeżeli do finału dojdziemy..
- jeżeli? Rozgromicie tych pieprzonych Brazylijczyków.
- a kto tu sypie takimi wulgaryzmami ? - tym razem to nie był Igła - o to ty Magda.. a tobie to wybaczam.
- dzięki Guma - rzuciłam gdy rozgrywający opuszczał już łukaszowy pokój - już późno lepiej idź spać..
- jutro mamy tylko basen popołudniu bo Andrea wyjeżdża.. ostatnio nasz psycholog zrezygnował czy poszedł na urlop.. nie wiem już dokładnie co tam mu się stało. Ale teraz pewnie znowu przyjdzie jakiś zgrzybiały staruszek albo pomarszczony potwór z Loch Ness.
- może nie będzie tak źle.. - próbowałam go pocieszyć.
Rozmawialiśmy jeszcze przez następną godzinę po czym zrobiłam się bardzo senna i pożegnaław się z siatkarzem. Wzięłam szybki prysznic i rzuciłam się na łóżko.

Gdy rano się obudziłam czekało już na mnie śniadanko : popisowe naleśniki mojej mamy. Posmarowałam kilka z nich czekoladowym kremem i usiadłam na kanapie. Włączyłam sobie telewizor. Na jednym ze sportowych kanałów pokazywali właśnie reportaż ze spalskiego treningu naszych siatkarzy. Z zapałem oddawali się ćwiczeniom.
Z wielkim bananem na twarzy obserwowałam ich poczyniania. Przyłączyła się też do mnie mama, więc nie obyło się bez przedstawiania wszystkich zawodników.

Około południa przez mieszkanie przeszedł dzieł dzwonka do drzwi. Mama wyprzedziła moją reakcje i poszła otworzyć drzwi.
- Madzia do Ciebie - krzyknęła.

*******
I mamy kolejny rozdział. Przepraszam że niektóre mogą być krótsze ale wyjechałam na ferie i rozdziały pisze i dodaje z telefonu :>

Magda w Rzeszowie, siatkarze w Spale. aż prosi się o jakąś śmierć, ewentualnie wypadek. Co wy na no ? :D

Tym którzy mają ferie, życzę wspaniałego odpoczynku. A tym którzy jeszcze czekają cierpliwości i byle do ferii.
Pozdrawiam z brudnego Śląska.
M.

3 komentarze:

  1. Śmierć ?! Wypadek ?! O nie, nie, nie ! ;D
    A swoją drogą to Śląsk nie jest brudny. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. W przerwać rozdział w tym momencie ;p Czekam na następny .!

    OdpowiedzUsuń